wtorek, 12 lipca 2016

533. Przesłodzone

Deszcz cukierków,
kieszenie zapchane słodkością.
Senna pora w jaskrawych kolorach,
odłamki kryształów utknęły pod powiekami.

Do twarzy mi w odcieniach szarości,
dlatego wykluczono mnie,
wyrzucono za pokład.
Na dnie morza powstała metropolia,
gorzka konstrukcja,
gąbka przesiąknięta łzami,
przyprawą codzienności.

Nie zasypiam,
by nie zachłysnąć się przypadkiem,
nie zatruć płuc niedowierzaniem.
Łapię oddech dopiero na powierzchni,
przesłodzone powietrze
wgryzione w morską bryzę.

Twarz, z której woda zmyła resztki przyzwoitości,
to ta sama przywitała się niegdyś z naturą.
Na niej widoczny każdy grymas,
nieśmiały uśmiech,
zaklejona w kopercie wiadomość.

Nie istnieje przestrzeń
między "nad" i "pod" powierzchnią,
idealna kompozycja smaków.
Tam, gdzie promienie padają pod odpowiednim kątem,
równowaga dnia.

Wdycham cukier,
tracę zmysły,
nie dostrzegam różnicy
między pozorem a pozorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz