wtorek, 25 lipca 2017

826. A mogłeś być

wszystko co czułeś
było jej niestrawionym posiłkiem
odsłodzony miesiąc miodowy trzymała w gardle
aż do diagnozy, to ty pierwszy miałeś mdłości

smakując procenty, jeszcze nie wiedziałeś
dozwolone od osiemnastki, młodociany przestępco
karę przedstawiłeś we własnej osobie

na to jeden był wyrok, a mogliśmy
kochać się dziś w innym celu
niż twój pryzmat kobiecości, byłby z tego

triumf demografii, może nawet
dwa kroki Armstronga, tymczasem 
nawet nie masz imienia, co utrudnia platoniczność 

wtorek, 18 lipca 2017

825. Sklecone z odpadów

dostarcza mi tematu
zrodziliśmy go wspólnie, piszę
o tym co pod powierzchnią, w temperaturze wrzenia

paruje esencja - rym, ohyda 
racja bytu, każde pro
musi mieć anty, ulepione z obrzydzenia

gliniane naczynie składuje wszelaki syf
ten wyrzucany na bruk, ciekawe
że najwięcej tam luster, co świadczy o naszej kondycji

poniedziałek, 10 lipca 2017

824. Gryzipiórek wyfruwa z gniazda

mały Kongijczyk chce mi ująć wiersza
a ten paruje w akcie tworzenia, ulatuje
daleko do nieba, święte słowa

poją Pana Boga, mój pot słono kosztuje
jeszcze go interpretuje językiem po wardze 
dobrze przyprawiony - chłopiec przyznaje

naprawdę wierzy, że ambrozją wyręczam fizjologię 
kran ocieka życiem, nie tym, o które
posądza artystę, oszukuję frazą bez pokrycia

sobota, 8 lipca 2017

823. Valar morghulis

dla niego mam wiele twarzy
a kurczę się w jednej, wychowana
w systemie zero jedynkowym, to czyni mnie

dalece odporną na piasek w oczach
objaw alergiczny w spotkaniu trzeciego stopnia
na policzkach widać już wgniecenia

ślady zużycia, trzeba było zaczerpnąć
przyjąć dar spoczynku, nim porzuciłam
Biedaczynę z Asyżu, przyjaciela po fachu

nadałam sobie imię - jeszcze jedną miłość do stracenia

822. Konkwista nie wyszła im na dobre

na naszym wiecu głos zabrał kolega Cortés
nie mówił w narzeczu, nim machnął kijem
dopadły go wolne ogary, zwolnione ze służby

w nie swojej wojnie, choć gryzą ziemię
kamikaze składający żądła w ofierze
pocę się mlekiem i miodem, to pewnie rudyment

ogonowa kość niezgody, a przecież małpuję
mimowolnie się obnażam, karmię piersią
dla przetrwania gatunku, mój mały obywatel

płacze gdy się poparzy, w mig odsuwa paluszek
więcej nie dotknie, odrobił lekcję 
przez niektórych odroczoną, co i tak wyjdzie w praniu

Klub Serafina (dramat); Akt III

Akt III

SCENA 1.
ULICA NOWY ŚWIAT

Pada rzęsisty deszcz. Z siedziby klubu wybiega Joasia, płacze. Skręca w przecznicę, siada na mokrej ławce, chowa twarz w dłoniach. Podchodzi do niej Amelia – na oko w wieku Joasi, chuda, blond włosy spięte w kok, jasna cera; ubrana w niebieską pelerynę i kalosze, trzyma rozłożony czerwony parasol.

AMELIA
(z troską)
Przepraszam, pomóc w czymś?!

Joasia, wystraszona, spogląda na nią załzawionymi oczami, pociąga nosem.

JOASIA
Nie, dziękuję.

Amelia podchodzi bliżej, tak by zasłonić parasolem przed deszczem siebie i Joasię.

AMELIA
Mam chusteczki.

Wyciąga z kieszeni paczkę chusteczek, wręcza Joasi.

JOASIA
Dziękuję.

AMELIA
Jestem Amelia.

Podaje rękę Joasi, ta ją ściska.

JOASIA
Joasia.

Smarka, chwila ciszy.

AMELIA
Się porobiło z tą pogodą.

JOASIA
Ta…

AMELIA
Co tu robisz w taką ulewę?

JOASIA
Właśnie szłam do domu…

AMELIA
To może cię odprowadzę? W sumie to nie mam nic ciekawego do roboty.

JOASIA
To dlaczego łazisz po mieście w deszczu?

AMELIA
A, tak jakoś. Lubię spacery. I lubię, jak pada.

Joasia patrzy na nią zdziwiona, wstaje z ławki.

JOASIA
Kurcze, zmokłam.

AMELIA
Weź mnie pod rękę, nie popada na ciebie.

Joasia chwyta Amelię pod rękę, wychodzą na ulicę Nowy Świat.

JOASIA
Mieszkasz w Cieszymirowie?

AMELIA
Nigdzie nie mieszkam.

JOASIA
Jak to? Nie masz domu?

AMELIA
Mam. Ale w nim nie mieszkam.

JOASIA
To chyba dość skomplikowane, co?

AMELIA
Nie, właściwie to nie.

Joasia przygląda się jej zdziwiona, Amelia patrzy przed siebie.

Zazdroszczę ci, wiesz? W takich chwilach jak ta, płacz może być tak bardzo wyzwalający…

JOASIA
Wyzwalający?

AMELIA
Tak, wyzwalający. Pozwala wyrzucić gnieżdżące się w nas nieprzyjemne uczucia, daje możliwość, by się ich szybko pozbyć. Ja nie mam już nieprzyjemnych uczuć, dlatego nie jestem w stanie płakać.

JOASIA
Nigdy w ten sposób na to nie patrzyłam. Teraz w lewo.

Skręcają w lewą przecznicę.

AMELIA
Jeździsz autobusem?

JOASIA
Tak, mieszkam na przedmieściach.

AMELIA
Nigdy ich nie lubiłam. Są ciasne i śmierdzą.

JOASIA
Autobusy czy przedmieścia?

Dziewczęta chichoczą. Idą przez dłuższą chwilę w milczeniu.

A gdzie chodzisz do szkoły?

AMELIA
Nie chodzę do szkoły.

JOASIA
Jak to możliwe?

AMELIA
Muszę się zapisać. Ale dopiero w odpowiedniej chwili.

JOASIA
A… kiedy ta chwila nastąpi?

AMELIA
Jak znajdę sobie nowych rodziców.

Joasia znów wpatruje się w nią zdumiona.

JOASIA
To ty… nie masz rodziców?

Amelia kiwa przecząco głową.

AMELIA
Mam opiekuna. Obiecał, że pomoże mi znaleźć nowych rodziców.

JOASIA
Ciężka sprawa…


AMELIA
Ja się cieszę. W końcu w moim życiu coś się zmieni.

Dochodzą do przystanku, czekają na autobus.

JOASIA
To gdzie teraz pójdziesz?

AMELIA
Do tego brzydkiego budynku, obok którego siedziałaś. Tam czeka na mnie mój opiekun.

Joasia szarpie ją lekko za ramię, rozwiera szeroko oczy.

JOASIA
Nowy Świat 75?

AMELIA
Aha.

JOASIA
Twój opiekun to Witold Baliński?

AMELIA
Tak, tak! Ty też go znasz?

Joasia nieznacznie się uśmiecha.

JOASIA
A profesor Tatianę znasz?

AMELIA
Nie, ale pan Witold mi o niej opowiadał. Tak pięknie o niej opowiadał!

JOASIA
Nie wątpię.

AMELIA
Ja myślę, że on ją kocha.

JOASIA
Też tak sądzę. O, jedzie mój autobus.

Nadjeżdża autobus, wchodzą i wychodzą ludzie.

Dziękuję ci za wszystko, Amelio.

AMELIA
Miło było cię poznać!

Joasia wsiada do autobusu, uśmiecha się do Amelii zza okna. Autobus odjeżdża, Amelia odchodzi.

~

SCENA 2.
DOM JOASI
KUCHNIA

Dwa miesiące później.

Maria gotuje, Joasia klęczy, ku niej pełza 6-miesięczna Różyczka, Jack Russell przygląda się z ciekawością dziecku.

JOASIA
Ślicznie, dalej!

Różyczka chichocze, Joasia bierze ją na ręce.

RÓŻYCZKA
Ja, ja.

JOASIA
Tak, to ja.

MARIA
Od kiedy ty lubisz dzieci?

JOASIA
Nie lubię dzieci. Lubię tylko Różę.

Wychodzi z dzieckiem do salonu, tam na sofie siedzą Piotrek i Karolina.

KAROLINA
Gdzie jest moja kruszynka?

RÓŻYCZKA
Ja, ja!

KAROLINA
Tak, to jest ciocia Ja, ja.

Joasia daje Różyczkę Karolinie, siada na sofie.

PIOTREK
Lubi cię.

JOASIA
Dziwne, prawda?

PIOTREK
Mama mówiła, że udzielasz się w jakiejś grupie literackiej.

JOASIA
Udzielałam się. Ale już z tym skończyłam.

PIOTREK
Coś się stało?

JOASIA
Stwierdziłam, że to nie jest miejsce dla mnie.

PIOTREK
Przykro mi.

JOASIA
Pójdę pomóc mamie z tymi jajkami.

RÓŻYCZKA
Ja, ja!

JOASIA
(z uśmiechem)
Tak, Ja, ja idzie robić ja-ja.

Odchodzi do kuchni. 


~
SCENA 3.
DOM JOASI
JADALNIA

Kilka dni później, niedziela wielkanocna.

Stół przykryty obrusem, pełen potraw wielkanocnych, przy nim siedzą i jedzą Joasia, Piotrek, Karolina, Maria i Karol, po dywanie pełza Różyczka. Słychać dzwonek do drzwi, pies zaczyna szczekać.

MARIA
Któż to zawraca głowę w święta?

Wstaje, podchodzi do drzwi, otwiera. Spogląda ze zdziwieniem na Mikołaja.

MIKOŁAJ
Dzień dobry, przepraszam, że państwu przeszkadzam. Czy zastałem Joasię?

Maria przez chwilę lustruje wzrokiem Mikołaja. Jack Russell obwąchuje mu buty.

Joasia, ktoś do ciebie!

Wraca do stołu, Joasia wstaje i podchodzi do drzwi. Słupieje na widok Mikołaja.

JOASIA
Co ty tu…?

MIKOŁAJ
Przepraszam, że w taki dzień, ale sprawa jest pilna. Słyszałem, że nie bywasz już w klubie, więc przyszedłem tutaj.

JOASIA
Wejdź.

Mikołaj wchodzi, zdejmuje buty. Głaska Jack Russella, ten merda ogonkiem.

Chodźmy do pokoju.

Prowadzi go na schody, Mikołaj wita się z rodziną Joasi, wszyscy się mu przyglądają.

RÓŻYCZKA
Ja, ja!

Mikołaj spogląda na nią, Różyczka odwzajemnia jego uśmiech.

Ja, ja.

JOASIA
To nie Ja, ja, głupolku.

Wchodzą po schodach na piętro. Piotrek, Karolina, Maria i Karol wymieniają zdziwione spojrzenia.

POKÓJ JOASI

Do pokoju wchodzą Joasia i Mikołaj. Joasia zamyka drzwi, Mikołaj się rozgląda, jego wzrok przykuwa biblioteczka.

MIKOŁAJ
Ładnie tu masz.

JOASIA
(z powagą)
Po co przyszedłeś?

Mikołaj spogląda na nią smutno.

MIKOŁAJ
Obiecałem, że wszystko ci wyjaśnię.


JOASIA
Już mi nie trzeba wyjaśnień, wiem dostatecznie dużo.

MIKOŁAJ
Właśnie o to chodzi, że o niczym jeszcze nie wiesz. Mogę usiąść?

Joasia przytakuje, zajmuje miejsce na krześle od biurka, Mikołaj siada na łóżku.

JOASIA
Wiedziałeś od początku, prawda?

MIKOŁAJ
O „Pętli”? Owszem, zwłaszcza, że stałem się jej częścią. Musieliśmy się spotkać, żebym mógł dokończyć swoją historię.

JOASIA
Czemu nikt mi nie powiedział?

MIKOŁAJ
Właśnie o to Tatiana pokłóciła się z Witoldem. Chodzi o zakończenie książki. O to, że obiecałem im coś w zamian za adopcję.

Joasia spogląda na niego pytająco.

Przede wszystkim napisali wspólnie tę historię, bo marzyli o dziecku. Tatiana wiedziała, że się spotkacie, wiedziała też, że będziesz autochtoniczna. Nie przewidziała tylko, jak bardzo w ten sposób namiesza.

JOASIA
Chodzi o to, co napisałam?

MIKOŁAJ
Nie tylko, że napisałaś, ale pracę znalazł twój kuzyn, David. Zmieniłaś bieg wydarzeń, istnieją nowi ludzie, losy twoich rodziców inaczej się potoczyły. Na szczęście nikt nie musi zniknąć, poza jedną osobą.

Joasia rozwiera szeroko oczy.

Tak, Janna, po to tu jestem. Jeśli chcesz żyć dalej, muszę cię zabrać do swoich czasów. Na stałe.

Joasia zasłania twarz dłonią, pochyla głowę. Milczą przez dłuższą chwilę.

MIKOŁAJ
Tatiana nie chciała, byś kiedykolwiek się o tym dowiedziała, dla twojego dobra. Gdy się przeniesiesz, oboje uwolnimy się od naszych historii.

Joasia się nie rusza, zastygła w tej samej pozycji.

Przepraszam, to za dużo jak na jeden raz?

Joasia nie odpowiada, wzdycha ciężko. W końcu spogląda na Mikołaja załzawionymi oczami.

JOASIA
Powiedz mi, jak ja się tam odnajdę? Będę się wiecznie ukrywać?

MIKOŁAJ
Nie ma takiej potrzeby. Posłuchaj, Witold cię do tego czasu przygotuje, nauczy wszystkiego, co musisz wiedzieć. Skoro ze mną dał radę, to z tobą tym bardziej.

JOASIA
(ocierając łzy)
Czy ja będę tam… fikcyjna?

MIKOŁAJ
Co do tego właśnie nie jestem pewny, ale sądzę, że raczej nie, skoro już się uniezależnisz od swojego autora, czyli Tatiany. O dach nad głową się nie martw, wszystko już zorganizowałem.

JOASIA
Czyli miałeś to na swojej głowie?

MIKOŁAJ
Nie było z tym wiele zachodu, uwierz.

JOASIA
No, a co z moją książką? Co z „Eddą”?

MIKOŁAJ
To właśnie najważniejsza kwestia. Musisz do tego czasu dokończyć tę historię. Najprawdopodobniej, przenosząc się w przeszłość, będziesz mogła rozpocząć nową. W czym wiele osób pokłada nadzieję.

JOASIA
Że co?

MIKOŁAJ
Pamiętasz moją rozmowę z Nikodemem? Pracuje on dla Stowarzyszenia Wolnych Pisarzy. To tajne zrzeszenie autochtonicznych, która powstało, by zapobiec wybuchowi drugiej wojny światowej. Niestety z czasem sytuacja zaczęła wymykać im się spod kontroli, tak więc jedyne, co mogą teraz zrobić, to jak najbardziej ograniczyć jej tragiczne skutki. Uprzykrzyłem im się tymi podróżami w czasie, przez co nie dawali mi spokoju, szukali twórców, którzy mogliby mnie zaadoptować, dokończyć moją historię i tym samym zatrzymać na stałe w latach 20.. Bali się, że namieszam bardziej niż oni.

JOASIA
A co ja mam z tym wszystkim wspólnego?



MIKOŁAJ
Potrzebują pomocy z zewnątrz. Kogoś, kto wie o tym, co się wydarzy, jest pisarzem autochtonicznym i nie działa we własnym interesie. Myślę, że tym zgredom przyda się świeże i rozsądne podejście.

JOASIA
Zaraz, zaraz. Chcesz powiedzieć, że mam wziąć w tym udział?

MIKOŁAJ
Sądzę, że to jest powód, dla którego tak się sprawy potoczyły. Jesteś tam potrzebna.

JOASIA
Kiedy ja nie mam o tym zielonego pojęcia!

MIKOŁAJ
Tak ci się tylko wydaje. Z twoją obecną wiedzą już i tak masz nad nimi znaczącą przewagę. A, jak mówiłem, Witold obiecał swoje wsparcie.

JOASIA
Na czym to konkretnie polega?

MIKOŁAJ
Wygląda to trochę jak nasz klub. Pisarze spotykają się w określonych dniach, wspólnie dyskutują nad następstwami wydarzeń, starają się zadbać o wszelkie szczegóły. Im więcej doprecyzują, tym mniej nastąpi przypadkowych zdarzeń.

JOASIA
Przecież to ogromna odpowiedzialność!

MIKOŁAJ
Przeogromna. Dlatego potrzebują kogoś takiego jak ty. Co więcej, do stowarzyszenia należą tylko mężczyźni, masz więc szansę otworzyć drogę innym kobietom. (z uśmiechem) Emancypacja jest teraz w modzie.

JOASIA
Jesteś pewien, że mnie tam przyjmą?

MIKOŁAJ
Nie mają wyjścia, umowa to umowa. Taki im postawiłem warunek w zamian za zaprzestanie podróży w czasie.

JOASIA
No ładnie.

MIKOŁAJ
Stryj to całkiem nieźle uknuł.

Joasia spogląda smutno na Mikołaja.


JOASIA
Słuchaj, a co z moją rodziną, znajomymi? Będą mnie pamiętać?

MIKOŁAJ
Tylko Tatiana i Witold. Przykro mi.

Milczą przez dłuższą chwilę.

JOASIA
(ocierając wilgotne oczy)
Jak to jest z tym dziełem? Angażując się w stowarzyszenie nie piszę już innej historii?

MIKOŁAJ
Stowarzyszenie wspólnymi siłami tworzy historię wielu.

JOASIA
Szkoda.

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Ale nie martw się, historia babci pozostanie w twojej wersji.

JOASIA
Tak, wiem. Ale pomyślałam o twoim bracie. O rodzicach i stryju.

Mikołaj poważnieje, spogląda jej prosto w oczy.

MIKOŁAJ
Pod tym względem lepiej będzie, żeby twoja babcia pozostała wyjątkiem. Sprawy zmarłych należy pozostawić zmarłym.

JOASIA
Ale twój brat…

MIKOŁAJ
Najwyraźniej taki los był mu pisany.

Milczą. Słyszą pukanie do drzwi, otwiera je Maria.

MARIA
Może coś zjecie?

MIKOŁAJ
Dziękuję, już będę wychodził. Odprowadzisz mnie?

Joasia wstaje, kierują się w stronę wyjścia, Maria odchodzi.

JOASIA
Poczekaj, dam ci coś!

Sięga do biblioteczki, wyjmuje tomik Gaspara Serafinowicza.

Myślę, że dla ciebie to coś cenniejszego.

Mikołaj bierze do ręki książkę, wpatruje się z przejęciem w okładkę.

MIKOŁAJ
Masz rację, dla mnie to rzecz bezcenna. Dziękuję.

Joasia się uśmiecha, wychodzą z pokoju.

PARTER

Joasia, Mikołaj i Maria schodzą po schodach, zwracają uwagę siedzących przy stole. Mikołaj się z nimi żegna, idą do szatni, Maria kieruje się do kuchni.

MIKOŁAJ
(ubierając buty, z uśmiechem)
Mam nadzieję, że nie zepsułem sobie bardzo ich opinii.

JOASIA
Pff, i tak zapomną. (z powagą) Ach, przepraszam, nie chciałam…

MIKOŁAJ
Spokojnie. Nie twierdzę, że to coś złego.

Wymieniają uśmiechy.

Wiesz, nie sądziłem, że tak dobrze to wszystko zniesiesz.

JOASIA
Łatwo mi nie jest.

MIKOŁAJ
Ale mam pewność, że dasz sobie ze wszystkim radę. Wierzę, że odnajdziesz się tam bardziej niż tu.

JOASIA
Obyś się nie zawiódł.

MIKOŁAJ
Wpadniesz pojutrze?

Joasia zastanawia się przez moment.

JOASIA
Chyba nie mam wyboru.

MIKOŁAJ
Nie bądź zła na Tatianę. Ona naprawdę…

JOASIA
Tak, wiem, dla mojego dobra. Przyjdę.

MIKOŁAJ
Dzięki. To w takim razie do zobaczenia.

JOASIA
Cześć.

Mikołaj wychodzi, Joasia zamyka za nim drzwi. Z kuchni wygląda Maria.

JOASIA
Tylko bez pytań, mamo.

Maria wdycha, wraca do kuchni ze spuszczoną głową.

~

SCENA 4.
SIEDZIBA KLUBU

Dwa dni później.

Wchodzi Joasia, na sofie siedzą Tatiana, Witold i Mikołaj.

JOASIA
A gdzie reszta?

TATIANA
Dziś nie przyjdą. Posłuchaj, Joasiu…

JOASIA
Spokojnie, już pani wybaczyłam. Jestem gotowa na to, co będzie.

WITOLD
Wiedziałem, że będą z ciebie ludzie. Przygotowałem na dzisiaj pierwszą lekcję historii.

TATIANA
Będziecie spotykać się dwa razy w tygodniu, żeby cię za bardzo nie obciążyć. Myślę, że spokojnie powinniście ze wszystkim zdążyć.

JOASIA
A ile mamy czasu?

Tatiana i Witold patrzą po sobie.

MIKOŁAJ
Przed wakacjami powinnaś już być gotowa.

Joasia przytakuje z powagą.

TATIANA
Dobrze, to ja was zostawiam, nie będę przeszkadzać.

Tatiana wstaje, sięga po torebkę.

JOASIA
Pani profesor?

Tatiana spogląda pytająco.

JOASIA
To przez panią spotkałam Amelię?

Tatiana nieśmiało przytakuje.

Co z nią będzie?

WITOLD
Szukam dla niej rodziny. Póki co, jest pod moją opieką.

Joasia przez moment się zastanawia.

JOASIA
To zależy od pani profesor, prawda?

TATIANA
Tak, tylko ode mnie.

JOASIA
Czy mogę zasugerować pani pewien pomysł?

~

SCENA 5.
POKÓJ JOASI

Dwa miesiące później.

Przy komputerze siedzi Joasia, dostaje wiadomość na komunikatorze.

DAVID
„Wygraliśmy!”

Joasia uśmiecha się do ekranu.

JOASIA
„Gratulacje. I co, pojedziesz na mistrzostwa?”

DAVID
„To dopiero początek kariery, spokojnie. Ale już niewiele dzieli mnie od reprezentacji.”

JOASIA
„Na pewno ci się uda.”

DAVID
„A ty wydasz książkę, prawda?”

JOASIA
„Ha, ha, nie sądzę.”

DAVID
„A ja twierdzę, że tak. Babcia na pewno z chęcią by ją przeczytała.”

JOASIA
„Jasne. Jak ona się miewa?”

DAVID
„Bardzo dobrze, nawet lepiej niż ja. Mówię ci, ona jest nieśmiertelna!”

JOASIA
„W końcu macie wysoką średnią życia. Jak wy to robicie?”

DAVID
„To chyba przez te ryby! Wiesz, już nie mogę się doczekać, aż zjem dobrego polskiego schabowego!”

JOASIA
„No, to rzeczywiście szczyt marzeń.”

DAVID
„Nie śmiej się, ty to masz na co dzień. Już za tydzień nadchodzę!”

JOASIA
„Super!”

DAVID
„Nie mówiłaś mi jeszcze, gdzie mieszkasz.”

Joasia poważnieje, wpatruje się przez chwilę w ekran.

JOASIA
„Mówiłam, że przyjadę do Cieszymirowa.”

DAVID
„Jeśli chcesz to ja mogę przyjechać do ciebie.”

JOASIA
„Nie ma takiej potrzeby. Tam, skąd pochodzę, nie ma nic ciekawego do roboty.”

DAVID
„Skoro nalegasz…”

JOASIA
„Muszę kończyć, odezwę się potem. Bless, bless!”

DAVID
„Bless!”

Joasia wyłącza komunikator, bierze torbę na ramię, wychodzi z pokoju.

SZATNIA

Joasia ubiera buty, z salonu wychodzi Maria.

MARIA
Lecisz na zajęcia?

JOASIA
Ehe.

MARIA
Cieszę się, że znalazłaś sobie zajęcie.

Joasia się uśmiecha.

JOASIA
Okej, wychodzę.

MARIA
Kocham cię, córciu.

Całuje Joasię w czoło.

JOASIA
Ja ciebie też, mamo.

Wychodzi. Maria zamyka za nią drzwi, ociera łzę z oka. Jack Russell spogląda smutno w stronę drzwi.

~

SCENA 6.
SIEDZIBA KLUBU

Wchodzi Joasia, na sofie i fotelach siedzą obok siebie Andrzejek, Dorcia, Artur, Lena, Tatiana, Witold i Gośka.


DORCIA
(z żalem)
Och, Joasiu!

GOŚKA
Stara, czemu nic nie mówiłaś, że wyjeżdżasz?!

Joasia słupieje, wymienia spojrzenia z Tatianą i Witoldem.

JOASIA
(niepewnie)
Ech, to wszystko potoczyło się tak… szybko. Tata znalazł lepszą pracę, musieliśmy się natychmiast zdecydować.

GOŚKA
I co ja bez ciebie zrobię!

Wstaje, rzuca się Joasi w objęcia. Dorcia zaczyna płakać.

JOASIA
Będziemy w kontakcie, spokojnie.

GOŚKA
Będziesz mnie odwiedzać? Proszę, obiecaj, że będziesz mnie odwiedzać!

JOASIA
Obiecuję.

ARTUR
Gramy w piątek koncert w tym nowym klubie na Błogockiej. Wpadniesz, w ramach pożegnania?

JOASIA
(z uśmiechem)
Jasne, jak mogłabym przepuścić taką okazję!

ARTUR
Czyli wszyscy będziemy, jak rozumiem?

WSZYSCY
Tak!

ARTUR
No, i na to liczyłem!

~




SCENA 7.
KLUB NA ULICY BŁOGOCKIEJ

Pięć dni później.

Na scenie zespół Weeping Sky: Artur śpiewa i gra na gitarze elektrycznej, jeden z kolegów przy gitarze basowej, drugi przy perkusji. Pod sceną grupa bawiących się ludzi, wśród nich Andrzejek, Dorcia, Lena, Gośka i Joasia, nieco z tyłu Tatiana i Witold, rozmawiają i się śmieją. Do klubu wchodzi Mikołaj, zauważają go tylko Tatiana i Witold, podchodzi do nich.

MIKOŁAJ
Jest Janna?

TATIANA
Stoi pod sceną.

Mikołaj się rozgląda, przeciska przez tłum, trąca Joasię. Ta się odwraca, wita go uśmiechem. Przyzywa ją gestem, wychodzą z tłumu.

MIKOŁAJ
To ten dzień.

JOASIA
Słucham?

MIKOŁAJ
(próbując przekrzyczeć hałas)
To dzisiaj! Dzisiaj znikamy!

Joasia poważnieje, wpatruje się w niego smutno.

JOASIA
Jak to?

MIKOŁAJ
Nie chciałem cię wcześniej niepokoić.

Joasia spogląda na Tatianę i Witolda, ci uśmiechają się smutno.

Jesteś gotowa?

JOASIA
A na to można być gotowym?

MIKOŁAJ
Wyjdźmy stąd.

Kierują się do wyjścia, za nimi wychodzą Tatiana i Witold.


PRZED KLUBEM

Wychodzą na plac przed klubem.

MIKOŁAJ
Widziałaś się dzisiaj z rodzicami?

JOASIA
Tak, widziałam. Ale nie wiedziałam, że to będzie ostatni raz.

Joasia odwraca się do Tatiany i Witolda.

Ja… ja chciałam wam podziękować. Nikt nie zrobił dla mnie tak dużo, jak wy.

Rzuca się w objęcia Tatiany, obie płaczą.

TATIANA
Moja dziecinka.

Trwają tak przez dłuższą chwilę, po czym Joasia ściska Witolda.

WITOLDA
Dobrze się spisałeś, mój mały Kolumbie.

Joasia spogląda na niego, ociera łzy z oczu i twarzy. Mikołaj podchodzi do Tatiany.

MIKOŁAJ
Dla nas to również ostatni raz, prawda?

TATIANA
(ocierając łzy)
Nie jestem w stanie w to uwierzyć.

MIKOŁAJ
Żegnaj, mamo.

Ściskają się, Tatiana nie powstrzymuje łez.

Opiekuj się nimi, niech wyjdą na ludzi.

Tatiana przytakuje, uśmiecha się. Mikołaj odwraca się do Witolda.

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Panie Witoldzie.

WITOLD
Mikołaju.


MIKOŁAJ
Żegnaj, tato.

Ściskają się, Joasia i Tatiana przyglądają się i płaczą.

No cóż, na nas czas!

Odchodzą z Joasią, Tatiana i Witold odprowadzają ich wzrokiem. Nagle z klubu wybiega Amelia.

AMELIA
Joasia! Joasia!

Joasia i Mikołaj zatrzymują się, odwracają w stronę biegnącej ku nim Amelii, ta rzuca się w objęcia Joasi.

Dziękuję, Joasiu! Ja nie wiem, jak… ja… och!

Joasia ściska ją czule, Amelia wybucha płaczem.

Będę posłuszna i grzeczna, zobaczysz, nie będę się im uprzykrzać…

JOASIA
Jestem pewna, że cię pokochają.

Amelia się uśmiecha, ociera łzy z twarzy. Mikołaj i Joasia odchodzą, z daleka machają Tatianie, Witoldowi i Amelii.

~

SCENA 8.
DOM JOASI

Dwa dni później.

W salonie siedzą Maria, Karol, Piotrek, Karolina z Różyczką na kolanach, Amelia i David – blondyn, krótkie włosy, wąsy i broda, ubrany we wzorzysty sweter. Popijają herbatę. Jack Russell krąży wokół Davida, obwąchuje mu spodnie.

MARIA
Na miłość boską! Babcia na nartach?!

DAVID
Mówię wam, jest lepsza ode mnie!

KAROL
Od kiedy pamiętam, lubiła sporty zimowe!

MARIA
Amelko, przyniesiesz ciasto? Powinno już ostygnąć.

AMELIA
Już lecę, mamo.

Amelia wychodzi.

MARIA
(po cichu)
I co sądzisz, Davidzie?

DAVID
O niej? Kurcze, naprawdę sympatyczna dziewczyna. Czuję się, jakbym znał ją od zawsze.

MARIA
Takie dziecko to dar.

PIOTREK
(ze śmiechem)
Dzięki, mamo.

MARIA
Oj no, z tobą to były straszne problemy!

RÓŻYCZKA
(do Davida)
Ja, ja!

KAROLINA
Ech, ona to nic innego nie mówi.

DAVID
Urocza jest. Nanna też taka była.

MARIA
Twoja siostra nie chciała przyjechać?

DAVID
Chciała, ale wypadł jej teraz obóz sportowy.

Wchodzi Amelia z talerzem pełnym ciasta.

AMELIA
Przyniosę jeszcze talerzyki i łyżeczki.

DAVID
Pomogę ci.

Wymieniają uśmiechy, wychodzą.


KUCHNIA

AMELIA
(wskazując szufladę)
Tu są łyżeczki.

DAVID
Dzięki.

Amelia sięga do półki po talerzyki.

AMELIA
Słuchaj, David, wspominałeś wcześniej o tej koleżance…

DAVID
Tak, tak, o Joasi.

AMELIA
Bo wiesz, z twojego opisu wynika, że też ją znam.

DAVID
Naprawdę?

AMELIA
Chodziłyśmy razem na zajęcia literackie do mojej polonistki. Myślę, że ona może coś więcej o niej wiedzieć.

DAVID
Kurcze, byłbym ci bardzo wdzięczny.

AMELIA
To drobiazg. Idę tam pojutrze, mogę cię wziąć ze sobą.

DAVID
Skoro się znacie, to pewnie wiesz, o czym pisała książkę.

Amelia milczy przez chwilę.

AMELIA
Tak, wspominała coś. Wiesz, dużo jej opowiadałam o naszej rodzinie, mówiła, że to ją zainspirowało.

DAVID
Och.

AMELIA
Chodź, kuzynie, herbata stygnie.

Wychodzą z kuchni.

~

SCENA 9.
SIEDZIBA KLUBU

Dwa dni później.

Amelia i David wchodzą przez drzwi, idą korytarzem.

DAVID
Że też ten budynek jeszcze stoi!

AMELIA
Już niedługo. Przeznaczyli go do rozbiórki, będziemy musieli zmienić miejsce spotkań. O, dzień dobry, cześć!

Na sofie siedzą Witold, Andrzejek i Dorcia, na fotelu w rogu siedzi Lena, pisze na telefonie, po drugiej stronie Tatiana wraz z Margretą – siedemnastolatka o długich, ciemnorudych włosach; odwracają się na widok Amelii i Davida.

TATIANA
O, jak miło, że jesteście! Zapraszam, siadajcie.

Siadają na fotelach obok Tatiany, David nieśmiało się rozgląda.

A więc to ty jesteś David Ragnarson?

DAVID
Pani mnie zna?

TATIANA
Tylko z nazwiska, Amelka wspominała o tobie.

DAVID
Podobno zna pani Joasię, tę, która…

TATIANA
Ach, tę dziewuszkę. Margreto, nie przywitasz się?

Margreta wpatruje się w Davida, wystraszona.

DAVID
(wyciągając rękę)
Cześć, jestem David.

MARGRETA
(nieśmiało, ściskając jego rękę)
Margreta.


TATIANA
To wnuczka tego słynnego poety, Serafinowicza. Zapowiada się nie mniejszy talent!

AMELIA
Naprawdę? Twoim pradziadkiem był Mikołaj Serafinowicz?

MARGRETA
Ja… chyba, o ile dobrze pamiętam.

AMELIA
O, a prababką? Jak nazywała się twoja prababka?

MARGRETA
Jej imienia nie pamiętam.

AMELIA
A dasz radę się dowiedzieć?

TATIANA
Amelio!

AMELIA
(zawiedziona)
Oj no przepraszam, przepraszam.

LENA
Ty jesteś David? David Ragnarson?

Tatiana, Margreta, Amelia i David spoglądają ze zdumieniem na Lenę.

To ja, Lena.

DAVID
(po chwili, z entuzjazmem)
Lena? Nie może być!

Oboje wstają, ściskają się serdecznie. Pozostali się im przyglądają.

LENA
A widzicie, śmialiście się, że siedzę z nosem w telefonie.

TATIANA
Ech, jaki ten świat jest mały…

AMELIA
Pani profesor, czy to wszystko… czy Joasia…?

Tatiana puszcza oko Amelii.


TATIANA
Lena, Amelia. Chyba wypada wtajemniczyć gości w naszą działalność.

DAVID
Jaką działalność?

TATIANA
Trzeba wam wiedzieć, że oboje nie jesteście tu przypadkiem. Witajcie w Klubie Serafina – miejscu, gdzie każda fikcja staje się rzeczywistością!

~

SCENA 10.
WARSZAWA
SYPIALNIA

Trzy dni wcześniej, rok 1921.

Naprzeciwko drzwi łóżko, po lewej stolik i krzesło, po prawej szafka. W łóżku śpi Joasia, na łóżku siedzi Mikołaj, przygląda jej się. Joasia otwiera oczy, dostrzega Mikołaja.

JOASIA
Gdzie ja jestem?

MIKOŁAJ
W bezpiecznym miejscu.

Do pokoju wchodzi Ruta – wysoka, szczupła, długie ciemne włosy spięte w niski kok, jasna cera; ubrana w prostą sukienkę przed kolano i pantofle. Niesie miskę z rosołem.

RUTA
Obudziła się?

MIKOŁAJ
Sekundę temu.

Ruta kładzie miskę na stoliku, odsuwa leżący na niej tomik Gaspara Serafinowicza, podchodzi do Joasi, kładzie dłoń na jej czole.

RUTA
Gorączka już spadła. Jak się czujesz, słonko?

JOASIA
Pani… pani jest Ruta?

RUTA
Jaka tam znowu pani! Aż tak stara nie jestem!



JOASIA
(przytomniej)
To ty…? Zaręczyłaś się z Edwardem!

RUTA
Daj spokój, nie jestem już zaręczona z żadnym Edwardem!

JOASIA
To z kim?

RUTA
Ze świętym Aleksym. Dajcie mi wszyscy spokój, z nikim się już nie zaręczam!

Mikołaj się śmieje.

A ciebie co tak bawi?

MIKOŁAJ
Twoja bojowa postawa.

RUTA
Gdyby dzisiejsze kobiety nie były takie jak ja, musiałybyśmy nadal chodzić w gorsetach. No i nie mogłybyśmy głosować!

MIKOŁAJ
(z ironicznym uśmiechem)
Ojej, straszne.

RUTA
Nosiłeś kiedyś to dziadostwo? Rzygać mi się chce, jak go widzę!

Wychodzi z pokoju, zaraz jednak zagląda z powrotem.

Pomóż jej zjeść ten rosół, ja wychodzę.

MIKOŁAJ
Miłego buntowania się!

RUTA
Głupek. Pa, pa!

Posyła całusa, wychodzi.

RUTA
(zza drzwi)
Miki?

MIKOŁAJ
Hę?

Ruta ponownie wchodzi do pokoju, trzyma w ręku jedno euro.

RUTA
Znalazłam to w kieszeni twojego płaszcza. To coś z przyszłości?

MIKOŁAJ
Przyzwyczajaj się, tym będziemy kiedyś płacić.

RUTA
(przyglądając się monecie)
A warte to cokolwiek?

MIKOŁAJ
Pewnie. Kiedyś za pięć takich kupisz paczkę papierosów.

RUTA
Ooo…

Przygląda się monecie z ciekawością.

MIKOŁAJ
Schowaj to z powrotem do płaszcza.

RUTA
Okej, okej…

Wychodzi, zamyka drzwi. 

MIKOŁAJ
Ach, te sufrażystki…

Joasia opada na poduszkę, mruży oczami.

JOASIA
Czy mi się to wszystko przyśniło?

MIKOŁAJ
Nic ci się nie śniło. Ta podróż była trochę trudniejsza niż poprzednie, stąd twój stan.

JOASIA
Łeb mnie boli.

MIKOŁAJ
Odpoczywaj, nigdzie się nam nie spieszy. W końcu wszystko się poukładało.

JOASIA
Czemu Ruta i Edward nie są już zaręczeni?



MIKOŁAJ
Przestali się dogadywać, Edward nienawidzi sufrażystek. Zresztą, ty wiedziałaś o tym od dawna, prawda?

JOASIA
Mhm.

MIKOŁAJ
Pamiętaj, że w naszą sprawę wtajemniczona jest tylko Ruta. Musiałem jej powiedzieć ze względu na ciebie.

JOASIA
Jasne. Pomożesz mi wstać? Mam wyjątkowy apetyt na dobry polski rosół.

~

SCENA 11.
MIESZKANIE

Trzydzieści lat później.

Małe pomieszczenie, wystrój nowoczesny. Po lewej niepościelone łóżko, na wprost biurko, na nim lampka i rękopis. Siedzi przy nim Róża – trzydziestolatka, blond loki do ramion, okulary z niebieskimi oprawkami; ubrana w dopasowaną koszulę nocną. Pisze.

RÓŻA
„Pozostawiam was, moi drodzy czytelnicy, w swego rodzaju konkluzji. Nie myślcie jednak, że zmyśliłam tę historię – albowiem, parafrazując słowa rzymskiego wodza – przybyłam, zobaczyłam i… spisałam. Choć miałam wówczas zaledwie sześć miesięcy, Joasia i Mikołaj doskonale zapadli mi w pamięć. Ktoś by mógł powiedzieć – nie ufam dzieciom, w ich głowach powstaje najwięcej imaginacji. Ja jednak mówię – dziecko widzi to, co umyka uwadze innym.
W świecie, w którym obecnie przyszło mi żyć, nie ma już miejsca na literaturę. Odszedł on od formy pisanej, poświęcając się rozrywkom zgoła mniej absorbującym. Dlatego, jako ostatni przedstawiciel pisarzy autochtonicznych, zwracam się do was z ogromną prośbą. Piszcie, piszcie i jeszcze raz piszcie!
Moja droga przyjaciółka i, być może, daleka krewna, Margreta, która włożyła ogromny wkład w stworzenie tego dzieła, potwierdza, że Klub Serafina istniał naprawdę. Ciotka Amelia zaś, jak twierdzi, ze względów bezpieczeństwa, udzieliła mi jedynie znikomych informacji, co w moim przekonaniu potwierdza słuszność tego wszystkiego, co tu spisałam.
Kim tak naprawdę był Mikołaj? Może rzeczywiście, jak sam o tym mówił, swego rodzaju fikcją, snem na jawie? W końcu to on jako pierwszy przekroczył barierę czasu, co nie mogło pozostać bezcelowe.
Gdy odwiedzam rodzinę w Cieszymirowie, lubię przejść się wzdłuż ulicy Nowy Świat, gdzie w miejscu budynku nr 75 stoi dziś kino. Czasem zdaje mi się, że widzę kręcącego się tam rudowłosego mężczyznę w średnim wieku, w kamizelce i bordowej marynarce. Czyżby nie utracił swej umiejętności, zatajając to jedynie przez wzgląd na Stowarzyszenie Wolnych Pisarzy?
Wierzę, że kiedyś mnie odwiedzi. Gdy już zorientuje się, że czasy świetności ruchomych obrazków również odeszły w zapomnienie, może zechce odnaleźć ostatnią autochtoniczną? Zgodnie z moimi obliczeniami, całkiem niedawno, w jego czasach, swój kres miała druga wojna światowa – współczesny na nią pogląd pozostał bez zmian, tak więc Joasia celująco wywiązała się ze swojego zadania. Ja, ja, jestem z ciebie dumna!
Choćbym nie wiem, jak bardzo się starała, przypuszczalnie większość z was uzna tę historię za brednie. Macie do tego prawo, tak jak i ja mam prawo pozostać przy swoim. Jednakże, apeluję – próbujcie swoich sił, nie gnieźdźcie wymyślanych przez was opowieści w głowie, spisujcie je, nadawajcie im sens. A nuż ktoś z was zapoczątkuje przełom w historii pisarzy autochtonicznych? Może to takich ludzi Mikołaj nieustannie poszukuje we współczesności?
By pozostawić to dzieło niezmiennym, zakończę go tą sentencją, którą je rozpoczęłam. Niech będzie dla was przestrogą, wskazówką, ale też motywacją. Ahoj, Kolumbowie!

Wielka odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy podjęli się pisania.” 

Koniec.