wtorek, 30 maja 2017

807. Kaleka na żądanie

nie pomyślałam nigdy, by w poszukiwaniu odpowiedzi
rozejrzeć się wokół własnej osi, stać się ośrodkiem
dociekań zewnętrznych, ktoś powiela pytania

szuka kontaktu, uparłam się, by szperać
na własną rękę, wyznaczyć indywidualność
bez skażenia, choćby szczerym i na plus

przecież nie mam nóg, mogłam się czołgać
zgłębić filozofię stóp, po co, skoro
technika poszła do przodu, można
zależeć od wspomagania, zyskać coś ponad

806. Etapy

za każdym razem chodzi o to samo
kontakt wzrokowy jest pułapką, zaczynamy wyścig
o to, kto pierwszy drugiego usidli

od komplementów w końcu robi się niedobrze
lecz kocham tę niedogodność, chcę choroby
aż zostanie ze mnie wrak, okręt zatonie
wraz z najważniejszym harmonogramem

pozwól, że potraktuję cię uczciwie
nie ustalę zasad, które z rozkoszą będziesz
łamać, dam ci tę swobodę
kochaj na potęgę, po chrześcijańsku
zgodnie z przykazaniem, przyjdź, kiedy ci braknie

wytworów mojej wyobraźni, liczę na częste wizyty
pobawimy się w dorosłych, że niby znamy każdą
odpowiedź, ale to tylko na moment
na jedną chwilę, dla poprawy nastroju
potem wrócimy do zaplątanych sznurówek
każdy na powrót pogrzebie we własnym bucie

i na piechotę pójdzie w swoją stronę
glob nie ma końca, siłą rzeczy znajdzie się
kolejna okazja do rozmowy, może z biegiem lat
zbierze się trochę gratów, odpadów dni poprzednich
wyjdzie z tego coś, co warto by nazwać
marzeniem?

805. Prostytucja

zawsze będę mieć rozmiary mniejsze
od oczekiwań, a jeszcze kurczę się w obawie
o wymierność, nie mieszczę się w jednostce
mam przestrzeń, świata mi nie starczy

by opleść obwoluty swoimi
wtrąceniami, narzucam się
uzurpatorom słowa, na kolanach o udziały
o inicjał drobnym druczkiem
całuję palce u stóp, czekam pod latarnią
bez kunsztu, to najbardziej wstydliwa nagość

płacą dobrze, nie wypada narzekać
i, co gorsza, oskarżać o rozdziewiczenie
dzieło ma moc twórczą, obawiam się zaledwie
o utratę praw rodzicielskich

sobota, 27 maja 2017

804. Ustawienie fabryczne

mechanizm świata

ustawioną ma opcję
"wybieranie losowe"
na jednych trafia co chwilę i kilkakrotnie
a na innych w ogóle

803. Retoryka

odcinają mi język
a potem każą mówić
lubią patrzeć na pląs ust
bynajmniej nie stworzonych do pocałunków

karmią mnie przez uszy
by zagłuszyć bicie serca
zawęzić jego zasób słownictwa

zamiast mnie
wyznaczyli rasowego mówcę
wpędzają w dialog
na nierównych zasadach

prawda jest po mojej stronie
brzmi nierówno, niejasno formułuję żądanie
potykam się na własnej niedoskonałości
lepię naczynia z rozmoczonej już gliny ludzkiej

802. Jesteś taki, jak smakujesz

zabijam ból
obieraczką do warzyw
zrzucam z siebie skórę
dopiero czuć, że surowa

nabieram dobrego smaku dopiero w kontakcie
z wysoką temperaturą, parują ze mnie
brudy dni wczorajszych, jestem gotowa
na podsycanie apetytu, daję ofertę
na dobrą potrawę, znikam wraz z pierwszym smakoszem

to cena wystawiania się na żer

801. Od pierwszego pomyślenia

gdzie jesteś?
pytam w przejściu od jednego do następnego
punktu zaczepienia, migruję w dość zawrotnym
tempie, lubię podróż, przyzwyczaiłam się
do świata, w którym istniejesz zaledwie
lub aż, jako strzępek mojej
karty pamięci, bez kopii zapasowych
znikniesz przez jedno sprzężenie, zabije cię
może jeden gorszy nastrój, moje drobne
zaniedbanie, pójdziesz z dymem, wyemituję cię
przez drogi oddechowe pozbędę się substancji pobudzającej
niechciane pragnienia, tak będzie prościej

chyba że
usłyszysz dopiero, gdy krzyknę
przybędziesz punktualnie
lub o sekundę spóźniony

800. Pracownik na medal

zatrudniono mnie do budowy piramidy
klasa światowa, nie mogą się nadziwić
koneserzy sztuki dawnej i dzisiejszej
nawet Kowalski zawiesił oko
wszak by zobaczyć, odsuwał sobie strawę od ust

mój pot stał się walutą
żywię lotnisko, pilota i przewodnika
w zamian karmią mnie
ziarnem zachwytu na pustyni turystów
ślą pozdrowienia
drażniące wprawne oko

a po cichu
malują mi skórę na czarno

piątek, 26 maja 2017

799. *** (na dzień matki)

Mam Cię najwięcej,
lubię, gdy wyjmujesz spod poduszki
pukle wrażeń, nakrapiane słonymi wzruszeniami.
Opisują Cię najpiękniej bez względu na nacechowanie.

Dzielimy je na połowy,
to sprawia, że gorzkie nabiera smaku,
zjadasz z przekonaniem, nie stronisz od wyzwań,
nabierasz kolorów, wtedy wierzę najmocniej
w nadnaturalną kondycję słów
galopujących zawsze w sedno.

Mam Cię najdłużej,
krzykiem nie rozerwę nigdy
splotu postrzegań, nie przetnę tak ciasnego supła,
choćbyś odeszła
za kurtynę dzielącą świat na części
możesz być tylko bliżej,
zajrzeć we mnie głębiej
i jako jedna z nielicznych
we mnie się rozeznać.

środa, 24 maja 2017

798. Dia de los Muertos

odszedł w dzień powszedni
pożegnał ciepłym pocałunkiem
w chłodne czoło, trzymam jego ślad
oglądam w lustrze, wracam chętnie
gdy przeszywa mnie suchość pustego mieszkania

uroniłam kroplę
w tajemnicy, choć zabronił
posmutniałam na moment, by zaraz potem
przypomnieć sobie
uśmiech, z jakim bolał

nigdy wcześniej nie widziałam go takiego
seans pogodzenia się z tym, co kuło
gdy zależało zbyt bardzo
nie było rzeczy, której pragnąłby równie mocno

tego dnia poprosił mnie do tańca
do skocznych rytmów, przekroczył wstyd
zaprzedał więzy, chce świętować co roku
upajać się lekarstwem na zmartwienie

prowadzi się jak dotychczas
bez konsekwencji
uzależnienia

797. Coś z niczego

w głowie wykształciłam organ
woreczek próżniowy
składuję tam zabawki z lat dziecięcych
i inne temu podobne graty

co lubią wymykać się ukradkiem
pierwsza miłość doszła do perfekcji
w nabieraniu kształtów
rozmnażaniu przez pączkowanie
choć nie doszło przecież do zbliżenia

tam zachodzą jakieś związki
niekoniecznie chemiczne
analizy i syntezy
(kolejność przypadkowa)
tworzą wszystkie moje
twarze (cudze), lęki, fobie

to ciężar boski
pstryknięciem stwarzam coś z niczego

niedziela, 21 maja 2017

796. Nirwana

była noc
wyjątkowa, jak każda inna
zasnęłam szybko, spod powiek strzepałam
kurz, na rzęsach pozostał jeszcze ślad

czego nie chciałabym pamiętać
pocierałam, bo drażniło
załzawiłam, zostawiłam tylko
plamę na pościeli, bolało przy ubytku
teraz już przeszło, właśnie dziś się zagoiło

nie ma już ośrodka
punktu zaczepienia dla wszelakich
pokroju tęsknoty za nieokreślonym 
zostałam z niczym, to esencja
kłębki waty w pluszowych misiach

o smaku zdrowych ust, bo bez pożądania
w dotyku ciepłe, choć to już nie trzydzieści sześć
koma sześć, już nie w Celsjuszach
czy innych podobnych wysiłkach skalowania 

przybieram kształt naczynia, w którym aktualnie 
przebywam, z papierosa do płuc się dostaję
mieszkam, gdzie mi wygodnie

sobota, 20 maja 2017

795. Z uwięzi

świta już
mama przy garach
tata na wysokościach
szuka Boga
proch ziemi wdarł mu się
do nosa
łzy wysmarkał przy kichaniu

lek na alergię stłumił na moment pragnienie
o suchym pysku wrócił wieczorem
zeżarł co mu podano
matce odszczekał
że w piecu nienapalone
potem się odegrał
pod przykrywką prokreacji
nocą modlili się wspólnie

dopiero przez sen
oddychał absolutem
chrapaniem zbudził
zmroczoną samoświadomość
znał każdą odpowiedź
co z tego, skoro
rankiem na powrót się rozmywał

nie wiedział, że ja słyszę
ja już słyszę, schowana pod tą samą
pościelą, tato, zbieram twój bełkot
zrobię z tego coś, jak tylko
wyjdę z tego domu, nie chcę w ten sposób
zarażać się niemożnością

jak tylko wyjdę
mamo, jak tylko wypuścisz
choćbym miała się udusić
nie wrócę, jak dorosnę
obiady będę jadać na mieście

794. Intruz

parki kwitną -
ścieżki uniesień, w fontannie utonął ktoś
jeszcze zimą, zapomniał zostawić mi
wizytówkę, zajmuję teraz jego ławkę
dwuosobową, pamięć wypełnia przestrzeń

karmię nią gołębie
słucham, jak płakał, testosteron uciekł w
niedostępność, szukał go w swoich odbiciach
w makijażach, przydługawych rzęsach,
zajrzał nawet do kolegi

wyleciał z hukiem,
w świecie czuł się zaledwie
intruzem, lub aż, ławka była
dwuosobowa, zbyt mała na nas
oboje, snuję cię tylko intuicyjnie

parki kwitną,
a ja nie do pary
łapczywie spoglądam
na głębokość wody

czwartek, 18 maja 2017

793. Predestynacja

Nie stałam w kolejce po dziesięć kilo nadwagi
i paskudne usposobienie, od dzieciństwa wojuję
dietą cud i groszem na tacę, na czole wciąż ta
paskudna blizna, pieczęć od urodzenia.

Świat stoi otworem, możesz być kim
zechcesz, tylko proszę, zmień się ciut więcej niż o
jotę, przyjmij w końcu postawę godną
zdjęć bez retuszu, przeszczep twarzy zamaskuje
ubytki w sferze cool, pierwsze wrażenie masz już w garści,

więcej nie zdziałają,
to mój urok, niechby trafił się kolejny
Rubens, stanę się kanonem
pośmiertnie, jak przystało na geniusza,
kochanką Baudelaire'a, póki co jednak
umieram od środka, widać coraz wyraźniej
gnijące serce, jedyne piękne, lecz nikt nie wiedział,
nie wykazały tego promienie rentgena.

środa, 17 maja 2017

792. Erudycja na zawołanie

jak cudownie
gdy w atmosferze
wzrasta stężenie
poziomu IQ

jest czym przepijać
rozmowa w końcu się klei, może skończy się dziś
kulturalnie, erudycja stanie się
narzędziem namiętności, zwiedzie mnie
bez względu na płeć, łatwiej będzie
włożyć mnie w czerwoną sukienkę
na wizytę w miejskiej bibliotece

jedna z wielu
już mnie nie bawi
prędzej bym zgłupiała
dla zachowania godności

791. Zeszliśmy na psy

zakuły mnie w kaganiec
na jedno boskie polecenie
zamknąć każą pysk
szczekać tylko do wewnątrz

złote ich smycze rdzewieją od podmuchu
moich zatrutych słów, grzęzną im łapy
w rzadkiej strukturze połączeń;
psioczą na ustanowiony przez siebie porządek

gdy już przeklną, znajdzie się i dla mnie
pusta miska, nieruchomość bez konieczności świadczenia
renty feudalnej, byleby dożyć starości
patrzeć jak treser tresuje tresera

wtorek, 16 maja 2017

790. Geneza

mam swoich ostatnich naście
wypełniam nimi poduszkę, więc
cierpię na bezsenność
puchnę od uczuleń 

na oblepione kurzem relikty
jedyne ślady moich wywnętrzań  
kształtów kreślonych leworęcznie 
 
kocham ich beznadziejność
przeklinam trwałość, nie dość się staram
by pozbawić je racji bytu

poszłabym razem z dymem
zostawiając puste opakowanie

sobota, 13 maja 2017

789. Forever 27

nie dano wam
wystarczająco, chyba jestem w stanie
współodczuć ten przerost

głodni treści
w intrygującej formie, niewątpliwie
każdy chciał być jednym z was
żadne z was nie chciało być tym, kim jest

el dorado na dnie kieliszka
szczęście poszło z dymem
lub utknęło w gardle
wypadło z piątego piętra
przypadkiem?
pośpiech nie musi równać się
autostradzie do piekła, to zbyt banalne
żądam wyjaśnień, zapłacę za was każdą
sumę, choć wierzę, że nie muszę

wyliczeni co do sekundy
daliście świadectwo, w szumie najdotkliwiej
cisza zagłuszyła wołanie samotności

piątek, 12 maja 2017

788. Rozliczenia

Grymasisz przy każdym spotkaniu,
wymuszam uśmiech, nieprzyjemnie patrzeć,
jak przypominasz, utrwalając palcem na parowym płótnie

dziurawe serce, zaszyte prowizorycznie,
załatane kształtem, bronię się kobietą
przed dziecięcym marzeniem o dojrzałości bez grzechu.
Pierwszą plamę stworzyła zaledwie
naiwna kropla, wstyd mi za tę świętość,
odpadłam w przedbiegach, trzeba mi nadrobić
galopem w podskokach
przez restrykcyjny tor przeszkód.

Mam już kondycję,
na koncie kilometry przez pustkowia,
niedobór kalorii zatarł sporadyczne
spotkania trzeciego stopnia,
metabolizm ukrócił ich potencjał.

Czekam na twój ruch,
wyjdź zza lustra, zacznij w końcu
zabezpieczać się na przyszłość,
gromadź detale, wyławiaj je z ognia,
uczyń mnie godną naśladowania.

787. Młody borsuk

Zawiało chłodem,
kim jesteś, by tuż pod moim domem
zakończyć debiutancki dzień?

Wszak dopiero świtasz, człowieku z początku wieku,
przerwałeś mój sen, myślałam,
że to najwłaściwszy ku temu czas.
Chciałeś odejść w milczeniu, zdradziła cię moja
empatia, to nasz wspólny start,
kto cię skruszył, fundamencie przyszłości?

Chciałeś odejść, obarczając drzewo
ciężarem sumienia, szanuj, ten starzec widział niejedno,
dorastał przy domu umarłych, wiem, chciałeś być blisko,
widzieć świat z góry - to należy się tylko doświadczonym.

Wysłałam ci stróża,
nie gniewaj się, prolog nigdy nie napawa entuzjazmem,
chcę cię ostrzec przed błędnym rozeznaniem, nie każ mi
dźwigać niewinność, nie mnie nazywać cię lekkomyślnym.

Nie zasnę tej nocy,
tkać będę sny z twojej rozpaczy.  

środa, 10 maja 2017

786. Kołowrotek

Przędzie mnie z cienkich włókien
tkacz o zręcznych palcach,
obchodzi się nad wyraz delikatnie,
jakby po raz pierwszy oporządzał człowieka.

Za to zbyt szybko przepuszcza przez kołowrotek
nienauczoną, by w takim tempie zmieniać strukturę,
chudnąć nienaturalnie, przymierzać się
do służby na rzecz znegliżowanych,
stawać się udziałem
wyszywania szykownych łachów,
prowizorki na wypadek kontroli jakości.

Nim zdążyłam poprosić o spowolnienie
byłam już gotowa na wydanie,
dziecięca rękawiczka, tkana zbyt pochopnie
z dziurą zamiast kciuka,
nie mówiąc o braku czapki i szalika.

Wrobiono mnie w matkę bez przygotowania,
lecz podobno to najlepszy wyrób -
ten, co braki nadrabia zaradnością.

poniedziałek, 1 maja 2017

785. Nasza klasa (I-III c)

Co się stanie z naszą klasą
Pytam ze zniecierpliwieniem
Ciężko oprzeć się refleksjom
Ciężko teraz to przewidzieć
Co się stanie z naszą klasą
Po utarczce z maturami
Jedni zdadzą je z radością
Inni zdemotywowani

Wielu będzie prawnikami
Światła przyszłość dla humana
Życie między elitami
Przyznam, całkiem niezła sprawa
Jednym marzy się aktorstwo
Triumf w teatrze albo kinie
Innym w głowie dziennikarstwo
Każdy human gdzieś zasłynie

Przez trzy lata ostrzegani
Że przyszłością jest przegrana
Przez ścisłowców wyśmiewani
Że kierunek nasz to dramat
Wyszła z tego niezła sztuka
Przyznajemy skromnym zdaniem
Dobrze poszła nam nauka
W parze z dobrym wychowaniem

Matma nie szła nam wzorowo
Powtarzano to z uporem
Może nie być kolorowo
Zdać maturę jednym wzorem
Jakie mają mieć znaczenie
Dla artysty, polityka
Katorżnicze obliczenia
Skoro nic z nich nie wynika?

Lepsza sprawność językowa
Tak w mówieniu, jak i w śpiewie
Obeznanie w dziejach świata
I w wartości samych siebie
Do sukcesu lepsza droga
Przez niezdyscyplinowanie
Niż zbytecznych form niewola
Skrajne podporządkowanie

Gdzie odnajdę klasę całą?
W kraju lub za oceanem
Za lat kilka, stwierdzam śmiało
Spotkam się z jej dobrostanem
Gdzie cię znajdę, klaso cała?
Dręczy mnie już to pytanie
Kogo czeka wieczna sława
Co się z nami wkrótce stanie?

Każdy własne ma marzenia
Każdy pragnie czegoś skrycie
Życzmy sobie ich spełnienia
By raźniejsze było życie
Każdy z nas niech zapamięta
Te ostatnie szkolne lata
Naszej klasy niech legenda
We wspomnieniach zawsze wraca!

784. em a es zet


783. Wspomnienie (wiecznie żywe) pierwszego Mecenasa

Otworzyła drzwi onieśmielonej poezji,
zaprosiła gestem akceptacji
zagnieżdżoną w sercu,
schowaną przed światłem dziennym.

Wówczas o wątpliwym znaczeniu sztuka 
dziś nosi się dumnie,
świadoma swego miejsca
w panteonie mniej lub bardziej
żyjących niedosłownym „ja”.
Napędza ją dobry start,
pchnięcie silnej ręki,
ryzyka bez zawahania.

Wygłoszona dostatecznie głośno,
już nie osunie się w niepamięć,
wpisana w nieskończoność
przez pierwszego Mecenasa.