"Pożera wszystko na szerokim świecie, ptaki,
zwierzęta i drzewa, i kwiecie,
kruszy żelazo i miażdży kamienie, jasną stal łamie,
wysusza strumienie,
królów zabija, burzy dumne miasta, powala górę, co w
niebo wyrasta."
J.R.R. Tolkien
"Hobbit" ( czas )
20 czerwca
Już miesiąc upłynął od śmierci babci Gabrieli - wciąż nie
mogę uwierzyć, że już nigdy z nią nie porozmawiam.
Niewielu ludzi przyszło na pogrzeb - przynajmniej
dyrektor raczył się pokazać. Jednak nie było z nim
pani Mory, która wczoraj wprowadziła się do jego domu...
Z tego, co słyszałam, to na razie tylko wniosła
walizki.
Paweł i Kuba niedługo dowiedzą się, czy zostali przyjęci
na ten profil wojskowy. Chcieliby chodzić do
liceum w Warszawie, ale nie wiadomo, czy starczy dla nich
miejsca. Szkoda, że to tak daleko od Wrocławia,
nie będziemy mogli się widywać...
Chociaż nie jestem przekonana co do tego pomysłu, trzymam
za nich kciuki! W końcu to tylko szkoła
średnia - jak im się znudzi, to zmienią zdanie.
Marcin obrał "bezpieczny" profil informatyczny.
Asia jest w moim wieku, więc dopiero za rok będzie o tym
decydować. Biały chce chodzić do szkoły w Bielsku, żeby
się nie rozstawać ze swoją dziewczyną. Zresztą
tam ma dom, w którym się doskonale czuje, i szczęśliwych,
kochających go rodziców.
25 czerwca
Dzień zakończenia roku szkolnego! Nawet nie miałam czasu
stresować się czymkolwiek, tyle się ostatnio
działo. Moje oceny może nie są najlepsze, ale za to
poprawiłam się z geografii - chyba Paweł tak na mnie
wpływa. Oczywiście nie muszę martwić się polskim i
angielskim - zawsze przepadałam za tymi
przedmiotami, więc oceny są dobre.
Anecie niestety nie udało się przejść do następnej klasy.
Choć właściwie to ona się tym nie bardzo
przejmuje, zawsze uważała, że nauka jest jej zbędna. A
nie jest głupia i tępa, gdyby się postarała, to
by dała radę. Ale cóż, niech sobie robi, co jej się
podoba, ja w to nie wnikam.
Zadzwoniłam do chłopaków, żeby się dowiedzieć, jak to
wygląda w ich sytuacji:
- Paweł ledwo zdał na dwóję z fizyki! - oznajmił Kuba.
- On ma takie marne oceny???
- Nie ze wszystkiego. Tylko 2 z biologii i 3 z chemii.
Pozostałe są lepsze.
- A ty jak tam?
- Jak zwykle: w większości tróje. Tyle mi wystarczy.
- Ale szkoda by było, gdybyś się nie dostał do tej
szkoły...
- Nic na to nie poradzę, że nie jestem geniuszem. -
zaśmiał się.
- Skoro się tym nie martwisz, to dobrze. Mora się już
wprowadziła?
- Jeszcze nie, ale lada moment przyjdzie z tym swoim
podręcznikiem do matematyki... ja się naprawdę
boję!
- Bądź dzielny, w końcu chcesz zostać żołnierzem! -
zaśmiałam się.
- Jak się pani magister dowiedziała, gdzie chcemy iść,
znów się oburzyła. Zaczęła oskarżać Pawła, że to
niby jego idiotyczny pomysł. A on oczywiście się z nią
kłócił. W efekcie cieszy się, że chcemy się
wyprowadzić.
- Czyli właściwie zrobił to, co należało.
- Można tak powiedzieć.
- A co z Łukaszem?
- Mamusia mu wybrała jakieś liceum w Bielsku. Żeby nie
musiał być sam, bez niej. - powiedział ze śmiechem.
Taki jest Kuba - lubi sobie pokpić z takich osób, jak
Łukasz. Nie jest to miłe, ale nie zwracam na to
uwagi. Skoro musi się pośmiać, to niech się śmieje.
26 czerwca
Od wczoraj Monika przechwala się swoją szóstką z
wychowania fizycznego. A to dlatego, że uczęszcza na
treningi i idzie jej całkiem dobrze. Zresztą ona od
zawsze miała same piątki i szóstki. I za każdym
razem się nimi chwaliła.
Podobno od początku lipca Mora wprowadzi się do
dyrektora. Akurat chłopcy planują pracować przez ten
miesiąc. Tata Marcina jest właścicielem kawiarni, więc
załatwił im tam zajęcie. Chcą sobie zarobić
trochę pieniędzy, żeby się utrzymać w Warszawie. Jeżeli,
oczywiście, dostaną się do liceum.
Wątpię, żeby ojciec Kuby zamierzał pokrywać jakiekolwiek
koszty z tym związane. Chyba, że się mylę. Skoro
taki dyrektor niemało zarabia, mógłby zatroszczyć się o swoich
podopiecznych...
2 lipca
Zachwycony sadzeniem owoców, Andrzej postanowił
poczęstować nas swoimi pierwszymi zbiorami. A były to,
jak na razie, agrest i poziomki. Pomidory, truskawki i
jabłka będą dojrzałe dopiero we wrześniu.
Miałam się dzisiaj spotkać z Dominikiem i Kasią, a
Andrzej bardzo chciał, żeby oni też spróbowali jego
owoców. Z chęcią przyszli. Uśmiechnięty od ucha do ucha
gospodarz, przyniósł dwie miski, jedną pełną
agrestu, drugą poziomek.
Poziomki jeszcze jestem w stanie zjeść, ale agrestu
nienawidzę! Przeszkadza mi ten kwaskowaty smak.
Kasia wręcz przeciwnie, uwielbia. Dlatego też zjadła od
razu dwie duże garści.
I nagle zrobiła przerażoną minę.
- Gdzie tu jest toaleta? - spytała, panikując.
Zaprowadziłam ją szybko. Zasłaniała ręką usta, aż, w
ostatniej chwili, zdążyła dotrzeć do toalety i
zaczęła wymiotować! Chyba jednak jedzenie tego agrestu
nie było najlepszym pomysłem.
Wróciłyśmy z powrotem do salonu. Andrzej spojrzał na nas
ze smutkiem:
- Przepraszam cię najmocniej, Kasiu, nie wiem, co jest z
tymi owocami nie tak.
- Poziomki są dobre. - odrzekł zadowolony Dominik,
zjadając je garściami.
- Czy na pewno sprawdziłeś, czy z tym agrestem jest
wszystko w porządku? - spytałam.
- Raczej tak. Ale muszę to jeszcze zbadać. - odrzekł i poszedł
do ogródka.
Kasia bała się już cokolwiek wziąć do ust. Z kolei
Dominik wręcz pożerał poziomki! Czekałam tylko, aż
jemu zrobi się niedobrze, od przejedzenia.
Po chwili wrócił Andrzej:
- Kochani, strasznie mi przykro, że tak to wyszło.
Przecież on powinien być zebrany dopiero za
3 tygodnie! Pomyliło mi się to wszystko, nie panuję nad
tym. A szkoda, mógł być dobry. Wiecie, ja się
chyba do tego jednak nie nadaję...
- Niech pan nie opowiada głupot. Ja mam akurat wrażliwy
organizm, więc wymiotowałam. A przecież poziomki
panu wyszły. - pocieszała go Kasia.
- To były twoje pierwsze zbiory, masz prawo zrobić coś
źle. Nie martw się, będzie coraz lepiej. - dodałam.
W tym momencie do domu wróciła Monika - znów była gdzieś
z koleżankami. Zauważyła owoce agrestu, a że
jest ich wielbicielką, zjadła kilka, zanim ktokolwiek
zdążył ją powstrzymać.
- Nie jedz tego, one są niedojrzałe! - wystraszył się
Andrzej.
Jednak Monika, po spożyciu ich, nie poczuła się źle.
Nawet nie rozbolał ją brzuch! Tylko spojrzała na
nas ze zdziwieniem.
- Mówiłam panu, to przez mój organizm. - powiedziała
Kasia.
3 lipca
Dopiero dzisiaj, od dłuższego czasu, zadzwonił Kuba:
- Dostaliśmy się do tej szkoły!!!
- Super!! Czemu wcześniej nie dzwoniliście?
- Byliśmy zajęci, umknęło nam to. Od dwóch dni pracujemy
z Pawłem. Wszyscy się dostaliśmy, nawet Piotrek
i Michał!
- Gratuluję. Będę miała okazję ich kiedyś poznać?
- Myślę, że tak. Ale wiesz, trzeba się postarać, żeby ich
naprawdę polubić...
- A czemu? Coś z nimi nie tak?
- Piotrek jest dość nadpobudliwy, delikatnie mówiąc, z
kolei Michał jest bardzo zamknięty w sobie.
Musi kogoś naprawdę polubić, żeby z nim normalnie
rozmawiać.
- Ale oczywiście wy się z nimi przyjaźnicie! -
stwierdziłam.
- Dokładnie.
- A jak tam Łukasz?
- Siedzi w domu całymi dniami. Mamusia mu każe robić
jakieś zadania z matematyki. Posłała go na profil
matematyczno - fizyczny, a ten człowiek nie ma w ogóle
pojęcia o fizyce!
- Ja mu szczerze współczuję. Musi robić wszystko, co mu
ona powie.
- Naiwniak. Dobrze, że na razie nie mieszka z nami w
pokoju, jeszcze by liczył przez sen. - Kuba uwielbiał
się z niego wyśmiewać.
- A Mora się was nie czepia?
- Czasem lubi dogadać Pawłowi, ale on jej zawsze coś
odpyskuje. Wtedy ona się już nie odzywa.
- Czyli, że świetnie sobie radzicie?
- Jest dobrze. Przez tą pracę spędzamy dużo czasu poza
domem. Nie widujemy jej aż tak często.
- Całe wakacje będziecie pracować?
- Mniej więcej do połowy sierpnia. Potem chcemy jeszcze
skorzystać z wolnego czasu.
- Jakby co, to zapraszam was do Wrocławia.
- Z chęcią przyjedziemy. A co słychać u Mai?
- Nie odwiedzałam jej dawno. Ale gdyby się coś poważnego
działo, to bym wiedziała.
- W porządku. A u ciebie wszystko ok?
Musiałam w tym momencie opowiedzieć mu o niedojrzałym
agreście. Śmialiśmy się z całej tej sytuacji.
- Andrzej ma ukryty talent ogrodnika, ale jeszcze musi go
w sobie odkryć.
20 lipca
Nudne te wakacje, nic konkretnego nie robiłam przez ten
cały miesiąc. Odwiedziłam Maję kilka razy,
spędziłam czas z Dominikiem i Kasią, przeczytałam trzy książki...
. Za to Monika trzy razy w tygodniu
trenuje piłkę ręczną i zamierza jechać w sierpniu na obóz
sportowy. Będzie spokój na 2 tygodnie.
Właśnie dziś grają z koleżankami ze szkoły mecz na sali
gimnastycznej w podstawówce i chciała, żebym przyszła
pooglądać. Zaskoczył mnie bardzo widok przyszłych
piątoklasistek, które były mniej więcej mojego
wzrostu! A wydawało mi się, że Monika jest wysoka, a
niższa tylko o głowę.
Nie wiedziałam, że ten mecz będzie tak profesjonalnie
wyglądał! Dziewczyny znały wszystkie zasady
prawidłowej gry, każdy szczegółowy błąd zauważały -
dlatego oglądałam z wielkim zaciekawieniem.
Był z nimi jeden nauczyciel, który pilnował
bezpieczeństwa, a poza tym tylko ja i kilku uczniów, którzy
także przyszli obejrzeć swoje koleżanki. To był mecz
rozrywkowy, dla zabawy, a jednak sprawiał wrażenie
czegoś poważnego. Fajnie, że Monika znalazła w sobie taką
pasję. Jestem z niej dumna.
6 sierpnia
- Nie martw się Maju, niedługo powinni nas odwiedzić.
Dziewczyna już od dawna tęskniła za chłopakami. Nawet
znów próbowała się ciąć! W ogóle ostatnio rzadziej
je i wychodzi z pokoju - martwię się, że znów będzie z
nią coraz gorzej.
Kuba dawno nie dzwonił, więc nie wiem, co się tam u
chłopaków dzieje. W dodatku nie odbierał telefonu. Ale
po południu dowiedziałam się, czemu nie dali znać...
Maja bardzo chciała, żebym poszła z nią i Maxem na
spacer. Przyłączyli się również Kasia i Dominik.
Wtedy zadzwonił na, swoją drogą, niedawno kupioną mi
przez Andrzeja komórkę, Drzewo:
- Przechodzimy obok dworca. A bo co?
- Nic, nic, po prostu poczekajcie tam chwilę.
Od razu domyśliłam się, o co chodzi - jadą do Wrocławia!
Poszliśmy więc na dworzec, gdzie ich oczekiwaliśmy.
Pociąg nadjechał za chwilę. Jednak wysiedli z niego tylko
Kuba i Paweł.
- A gdzie Marcin? - spytałam, gdy wszyscy się
przywitaliśmy.
- Został z Asią. Mieli jakieś wspólne plany. - odparł
Kuba.
Przedstawiłam im Kasię i Dominika. Potem poszliśmy do
naszego domu, żeby chłopcy mogli zostawić rzeczy.
Maja była zmęczona, więc Kuba zaprowadził ją do domu, a
my udaliśmy się do parku - tam się zawsze miło
rozmawia.
Jednak najpierw Paweł poszedł zapalić w jakieś
"nierzucające się w oczy" miejsce.
- Nie przeszkadza ci to? - spytała mnie Kasia.
- Przyzwyczaiłam się już do tego. Zresztą palenie działa
na niego uspokajająco, ciężko mu poradzić sobie
bez tego.
- Hm, nie wydaje mi się, żeby to była dobra metoda... -
powiedziała poważnie. Nie uznała tego
usprawiedliwienia.
- Ja też tak nie uważam, ale to akceptuję. Może kiedyś
zdecyduje się przestać.
Jednak ta odpowiedź również jej nie zadowoliła.
Gdy Paweł wrócił, spojrzała na niego z powagą.
Zauważyłam, że starała się omijać bezpośredniej rozmowy
z nim. Nie rozumiem, palenie aż tak jej przeszkadza???
Fakt, Kasia jest raczej grzeczną i ułożoną dziewczyną.
Ale chyba odrobina tolerancji nie zaszkodzi,
kulturalny człowiek nie traktowałby tego w ten sposób.
Dominik z kolei nie zwracał na to w ogóle uwagi.
Rozmawiał tak samo z Pawłem i Kubą. I to jest dobre
zachowanie!
Zaczęliśmy dyskutować o szkołach:
- My akurat wybieramy się z Pawłem na profil wojskowy. -
powiedział Kuba.
- Musieliście mieć dobre oceny, żeby się tam dostać... -
stwierdziła Kasia.
- Wiesz, właściwie to nie do końca. Ja skończyłem na
trójach, a Paweł różnie - lepiej mu idą przedmioty
humanistyczne.
Znów spojrzała na niego niesympatycznym wzrokiem. Jednak
nikt nie zwrócił na to uwagi, chyba tylko ja to
zauważyłam.
- Ja też jestem humanistą. Na przykład matmy w ogóle nie
ogarniam. - Dominik uśmiechnął się do Pawła.
Nie spodobało się to Kasi.
- Ty jesteś dobry z geografii, to jest przecież nauka
przyrodnicza. - stwierdziłam.
- No, niby tak, ale jednak jest humanistyczna. - odparł
Paweł.
- Jesteś w tym dobry??? Może potrafiłbyś mnie trochę
poduczyć. Zależy mi na tym przedmiocie, a nie jestem
orłem. - w tym momencie Kasia zabiłaby Dominika wzrokiem,
gdyby tylko mogła. Jednak znów nikt tego nie
zauważał.
- Nie ma problemu, chętnie ci pomogę. - uśmiechnął się
Paweł.
- Przecież ja też cię mogę poduczyć. - odezwała się
urażona Kasia.
- Ale pamiętasz, jak to się skończyło zeszłym razem - nic
z tego nie wiedziałem. - zaśmiał się Dominik.
Jednak ona zrobiła "grobową" minę. Tym razem
nie uszło to niczyjej uwadze.
- Jesteś nie w humorze? - uśmiechnął się Dominik.
- Nieważne. - odparła naburmuszona.
- Czemu się nie pochwalisz swoimi umiejętnościami?
Słuchajcie, ona została laureatką trzech
konkursów przedmiotowych: z polskiego, matematyki i
chemii! Egzamin gimnazjalny będzie pisała tylko z
części językowej!
- Wow, nieźle! W takim razie ogromne gratulacje! - odparł
Kuba.
Próbowała się uśmiechnąć, ale jej to nie wyszło. Wyraźnie
miała zły humor.
- A ty, Kalina, czym nam się pochwalisz? - zaśmiał się
Kuba.
- Eee, dwóją z fizyki i chemii, jeśli o to pytasz. -
również się uśmiechnęłam. Nie ukrywam, że
to nie są moje "mocne" strony.
- Ale twoja recenzja filmu była świetna! - stwierdził
Dominik.
- Jakiego filmu? - zainteresował się Paweł.
- Na lekcji wychowawczej oglądaliśmy, słabo zagrany, w
ogóle nikt nigdy o nim nie słyszał. Fabuła też
niezbyt porywająca. A Ania nie bała się tego skrytykować.
Wychowawczyni nie bardzo się podobało to
dzieło, bo ją ten film poruszył. Jednak klasa uprosiła
ją, żeby dała Ani szóstkę i powiesiła pracę w
gablotce przed salą.
- Brawo, nabierasz odwagi. - uśmiechnął się Paweł.
- W dodatku później, gdy inne klasy obejrzały film,
zgadzały się całkowicie z opinią Ani. Widzisz, świat
nie kończy się na chemii. - dodał.
Spojrzałam na Kasię - siedziała i bawiła się telefonem.
Nie interesowała ją rozmowa.
- Ciebie nie ciągnie wojsko? - Paweł spytał Dominika.
- Nie myślałem o tym, ale chyba raczej nie. Właściwie to
nie wiem jeszcze, gdzie pójdę po gimnazjum.
- A Kasia?
Spojrzała na nas zdezorientowana. Usłyszała swoje imię,
ale nie wiedziała, o czym rozmawiamy.
- Ty się wybierasz do liceum, prawda? - spytał Dominik.
- Profil biologia - chemia. Potem pójdę na medycynę. -
odparła krótko i zdecydowanie.
- Nie marnuj swojego talentu. - uśmiechnęłam się do niej.
Również się uśmiechnęła. Jednak jej humor się nie
polepszył.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, a potem rozeszliśmy się do
domów. Andrzej przygotował kolację, w tym miskę
poziomek.
- A więc to są te pierwsze cuda! - zaśmiał się Paweł.
- Poziomki podobno są dobre, więc jedzcie. - odparł
Andrzej.
Po chwili z naszego pokoju wybiegła Monika, żeby się
przywitać z chłopakami i zjeść razem z nami.
- A gdzie jest agrest? - spytała rozczarowana.
- Wyrzuciłem. Przecież nie będziemy jeść niedojrzałych
owoców. - odpowiedział Andrzej.
- Ale takie są właśnie najlepsze! Zawiodłeś mnie...
Na szczęście poziomki wyszły idealne. Mimo, że nie
uwielbiam ich, to zjadłam kilka. Były wyjątkowo
smaczne.
- Jednak będzie z ciebie dobry ogrodnik. - stwierdził
Kuba.
* * * * * * *
* * * * * * * * * * * *
Wieczorem rozmawiałam z Pawłem:
- Chyba Kasia niezbyt się do mnie przekonała.
- Też to zauważyłeś??
- Nie dało się tego nie dostrzec. Coś jej we mnie nie
pasuje...
- Nawet wiem, co.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Jak się dowiedziała, że palisz, zaczęła inaczej na
ciebie patrzeć...
Paweł zamyślił się chwilę.
- Ma powód. Nie każdemu się to może podoba.
- Ale powinna cię zaakceptować.
- Nie wszyscy lubią towarzystwo takich ludzi.
- Mogła, mimo to, być dla ciebie uprzejma.
- Nie okazywała też żadnej złośliwości. Nie mam jej tego
za złe.
Nie kontynuowałam już tego tematu. Ja i tak uważam, że
powinna zachować się inaczej. Podziwiam ten stoicki
spokój, z jakim Paweł podchodzi do tego typu spraw!
- Wiesz, gdybym mógł, rzuciłbym to. - stwierdził.
Rozmowę przerwało pukanie do pokoju.
- Śpicie już? Bo mi się nudzi, nie mam z kim pogadać. -
to był Kuba.
Posiedzieliśmy razem z nim jeszcze pół godziny, a potem
poszliśmy spać.
Ciekawa jestem, czy Paweł ma jakiś konkretny powód, żeby
palić???
8 sierpnia
Wczoraj spędziliśmy prawie cały dzień u Mai. Nie jest z
nią tak, jak powinno być - nie je tyle, ile
trzeba, nie wychodzi codziennie z domu... Ale, na
szczęście, ostatnio nie robiła sobie krzywdy.
Z nami uwielbia spędzać czas, dlatego chciała, żebyśmy
znów gdzieś ją zabrali. Bardzo podobało jej się
zoo, więc prosiła, żebyśmy poszli tam jeszcze raz.
Właściwie, to nie będzie nudne, zwierzęta
codziennie inaczej się zachowują. I codziennie są
śmieszne.
Do zoo pójdziemy jutro, a dziś mieliśmy pomóc Monice się
pakować - jutro wyjeżdża na 2 tygodnie na
obóz sportowy. Chciała, żebyśmy poszli z nią na zakupy -
"musi mieć wszystko nowe". A zakupy z Moniką
trwają cały dzień, o czym miałam okazję się już kiedyś
przekonać. Dostała stypendium za naukę, więc miała co
wydawać. Oczywiście Andrzej też musiał się dołożyć, za
dużo tego wszystkiego jest. Potrzebowała buty
sportowe, kask rowerowy ( będą tam jeździć na
wypożyczonych rowerach ) i cały sprzęt do pływania.
Kuba z Pawłem stwierdzili, że to nie zabawa dla nich,
więc pochodzą sobie po mieście. Dlatego zostałam
sama z Moniką!
Zanim wybrała rozmiar i kolor butów, przymierzyła je
tysięczny raz, zawiązała i rozwiązała, minęły
chyba ze 2 godziny! A to dopiero początek - tyle samo
czasu zajęło kupowanie kasku! Następnie przyszła
kolej na wybór czepka, okularków i stroju kąpielowego.
Miałam ochotę zostawić tam Monikę samą i jak
najszybciej opuścić ten sklep. Ale nie mogłam! Tyle
rodzajów, tyle kolorów, rozmiarów, kształtów...
zwariować można!
Po około 6 ( !!! ) godzinach wyszłyśmy z tego sklepu! Już
myślałam, że zostanę tam na zawsze!
Kuba i Paweł czekali pod sklepem. Byli w wyśmienitych
humorach!
- I jak, fajnie było? - spytał Paweł, gdy wracaliśmy do
domu.
- Nawet nie pytaj. Nigdy więcej nie idę z nią do sklepu!
- Dziwne, zazwyczaj dziewczyny uwielbiają zakupy.
- Ale ja nie. Strasznie mnie to męczy.
Paweł tylko się uśmiechnął. Chyba nigdy nie znudzi mi się
ten śmieszny, ale równocześnie miły i łagodny
uśmiech...
- Ja wiem. Zawsze byłaś inna, niż wszyscy...
9 sierpnia
Rano odprowadziliśmy Monikę pod podstawówkę, gdzie była
zbiórka uczestników obozu. Były tam te same
wysokie dziewczyny, których wzrost zadziwił mnie na
ostatnim meczu piłki ręcznej.
Monika pobiegła przywitać się ze swoimi przyjaciółkami.
Niektóre z nich patrzyły w naszą stronę.
- Ej, ej, a kto to
jest? - szeptały i pokazywały w naszą stronę.
- Ania i jej kumple. - odparła Monika, zdziwiona
zaskoczeniem koleżanek.
Małolaty zawsze interesują się starszymi. W dodatku
zazdroszczą tym, którzy się z nimi przyjaźnią.
Przyszła do nas się pożegnać. W moim przypadku nie było
to wylewne pożegnanie, "w końcu koleżanki na nią
patrzyły, nie może się skompromitować", wręcz
przeciwnie z chłopakami ( chciała pokazać innym, że
to faktycznie są jej bliscy kumple ). Jej koleżanki wciąż
patrzyły w naszą stronę.
- Ty już się tak nie popisuj, młoda. - zaśmiałam się.
- Trzymaj się, stara. - dogryzła mi żartobliwie.
Pomachała nam jeszcze z okna autobusu. Kilka koleżanek
już zajęło dla niej miejsce, żeby siedziała koło
nich. Dobrze, że jest lubiana, nie muszę się o nią
martwić.
* * * * *
* * * * * * * * * * * * * * *
Jak wcześniej obiecaliśmy Ajce, zabraliśmy ją do zoo.
Właściwie to cieszyła się tak bardzo, jak gdyby
była tu pierwszy raz.
Znów chciało mi się śmiać na widok małpy, z którą
ostatnio Paweł "rozmawiał". Dziś chyba była nie w
humorze, bo siedziała z poważną miną i pożerała banana.
Jak widać, nawet małpa może mieć gorszy
dzień.
Gdy Maja biegła w kierunku klatki z innymi zwierzętami,
zauważyłam wystający z jej kieszeni różaniec.
Dostrzegła to i szybko schowała go z powrotem. A więc nie
rozstaje się z nim na krok...
* * * * *
* * * * * * * * * * *
Postanowiłam powiedzieć o tym później chłopakom.
- Ona nie może się dowiedzieć, że jej ojciec nie żyje. -
powiedział poważnie Kuba.
- No pewnie, że nie. Ale z drugiej strony, po dłuższym
czasie zorientuje się, że coś jest nie tak. Nie
będzie czekać na niego wieczność.
- Nie myślmy o tym na razie. Trzeba dbać o to, żeby było
z nią coraz lepiej. - stwierdził Kuba.
W tym momencie do Drzewa zadzwonił jego ojciec! A tak
wyglądała rozmowa:
"- Co tam u was, dobrze się bawicie?
- No, fajnie jest. - odparł krótko Kuba.
- Dzwonili z tej waszej szkoły, że 31 sierpnia rano macie
już tam być. Chodzi o sprawy organizacyjne,
czyli internat...
- Dobra, ok, wiem, o co chodzi. - przerwał mu.
- Synku, rozumiem, że ci trudno z powodu Aleksandry, ale
myślę, że dojrzejesz do tego...
- Tato, niczego mi nie musisz wyjaśniać. Nie będę się
wtrącał w te wasze sprawy. Po prostu nie chcę mieć z tą
kobietą nic wspólnego.
- Może jak bardziej się poznacie, to znajdziecie wspólny
język...
- Nie wiem, jak będzie, nie mów mi o tym teraz. Jeżeli
chcesz z nią być, to nie ma sprawy, ja w to nie
wnikam.
- Wolałbym, żebyście się tak ciągle nie kłócili...
- To powiedz jej, żeby nie traktowała nas, jak
pięciolatków, to może będzie lepiej! - poniosły go emocje.
- Wierz mi, że ona chce dla was jak najlepiej...
- Skoro tak, to niech się do nas nie odzywa, wtedy będzie
dobrze. Przepraszam, tato, muszę kończyć.
I nie dręcz mnie już rozmową na ten temat. Cześć!"
I się rozłączył.
- Sumienie go ugryzło. - powiedział z przekąsem.
- Na pewno widzi, że ta cała Mora się źle zachowuje.
Głupio mu jest. - stwierdziłam.
- Nie chcę tej kobiety znać, a tym bardziej z nią
mieszkać. - powiedział stanowczo Kuba.
- Dobra, nie nakręcaj się, bo nie ma po co. Nie będziesz
musiał jej widywać. - uspokoił go Paweł.
- I tego mamisynka też! - dodał Kuba.
- A właśnie, co tam u niego? - spytałam z ciekawości.
- To, co zwykle - podlizuje się mamusi. - odpowiedział
złośliwie Drzewo.
- Niech sobie robi, co chce, nas to już teraz nie
obchodzi. - dodał Paweł.
Kubie wreszcie opadły emocje. Nie dziwię się, że go to
wkurza, mi Łukasz również działał na nerwy. No i
Pawłowi przecież też.
- Mam nadzieję, że Piotrek i Michał go nie spotkają... -
powiedział Bilbo.
- A co, oni są groźni?
- Może nie groźni, ale wiedzą, że go nienawidzimy. Na
pewno nie przeszliby obok Łukasza obojętnie.
- Oni też są z Bielska, prawda?
- Tak, chodziliśmy razem do klasy. Nie będziesz ich
kojarzyć, bo doszli do nas dopiero w drugim
semestrze trzeciej klasy. Wcześniej chodzili do innej
szkoły, ale też w Bielsku. Znamy się z
podstawówki i z harcerstwa.
- Nie chcieliby też przyjechać do Bielska?
- Wątpię. Oni nie przepadają za wyjazdami, zwłaszcza do
kogoś, kogo nie znają. Czują się dobrze w
"swoim środowisku".
- Rozumiem. Czyli nie będę miała okazji ich poznać?
- Jedynie mogłabyś przyjechać do nas, do Bielska. Tylko
nie wiem, gdzie byś mogła spać.
- Właśnie, z tym jest kiepsko. To powiedz mi chociaż,
jacy oni są.
- Piotrek to taki wariat - wszyscy go lubią, ma poczucie
humoru, lubi sport. Nie należy do biednych, dlatego
też nosi zawsze jakieś firmowe ciuchy. Z nim zawsze jest
wesoło.
- To fajny musi być. A ten drugi?
- Piotrka na pewno od razu byś polubiła. A z Michałem to
jest trochę inaczej. On też potrafi być miły i
sympatyczny, ale dla tych osób, które dobrze zna i lubi.
Wobec innych jest zdystansowany.
- Taki zamknięty w sobie?
- Można tak powiedzieć. Ubiera się na czarno, słucha
ciężkiej muzyki. I, jak każdy "metal", ma długie,
czarne włosy.
- Musi wyglądać przerażająco. I on idzie do wojska?
- Może nie przerażająco, ale raczej jego wizerunek
pokazuje wyraźnie, czego słucha. A interesuje go wojsko, bo jest
człowiekiem, który nie boi się wyzwań, czy wojny. Może i
jest trochę zamknięty w sobie, ale na pewno
nie jest tchórzem.
- Ciekawy gość. - stwierdziłam.
- Nawet bardzo. Wiem, że jemu na pewno można zaufać. On
nigdy nikogo nie obgaduje, nie obraża. Szanuje
innych.
- To dobrze, to jest ważniejsze niż na przykład muzyka,
której słucha. Może go nie znam, ale, mimo
wszystko, już go szanuję.
- Jak my wszyscy. Dlatego się z nim przyjaźnimy, on jest
w porządku.
- A Piotrek czego słucha? Też metalu?
- Fan Linkin Parku. Może nie metal, ale dobra muzyka.
- No tak, ja też ich nawet lubię.
Ile ciekawych rzeczy się dowiedziałam! Bardzo
interesujący ludzie!
Swoją drogą, o muzyce, jakiej słucha, Paweł również mi
nic wcześniej nie wspominał. Ale już się zdążyłam
przyzwyczaić do tego, że on nie wszystko od razu mówi.
Nie będę się już z nim o to kłócić.
10 sierpnia
Dzisiaj mamy się spotkać z Dominikiem i Kasią - chcieli
iść na spacer po Pergoli, wokół fontanny. Jest to
całkiem ładne miejsce, więc nie zaszkodzi tam pójść.
Byliśmy tam wprawdzie przy okazji zwiedzania
Ogrodów Japońskich, ale nie spacerowaliśmy tamtędy
dookoła i nie oglądaliśmy fontanny.
Dominik bardzo się ucieszył na widok chłopaków, w
przeciwieństwie do Kasi. Przywitała się wprawdzie, ale
bez przekonania.
Kiedy chłopcy szli przodem i o czymś rozmawiali,
zagadałam do niej.
- Nie polubiłaś Pawła, co? Powiedz szczerze, nie będę
miała ci tego za złe, on zresztą też nie.
- Po prostu przeszkadza mi to, że on pali, że ich szkoła
niewiele obchodzi. Nie lubię takich ludzi.
- Ale ja nie jestem kujonem, Dominik tak samo, a jednak
nas lubisz.
- Głównie przeszkadza mi to palenie. On to robi na pokaz?
- Nie, nie chodzi o to. Po prostu on tak się
odstresowuje. Nie powiem, że mi się to podoba, ale staram
się go rozumieć.
- Ale jednak zaczął palić. Ja bym nawet nie chciała
próbować.
- Widzisz, jak to jest. Ja też nie zamierzam, a on,
niestety, dał się w to wciągnąć.
- Może zachorować na raka płuc. I co wtedy?
- Będzie miał pretensje tylko do samego siebie.
Nagle wyobraziłam sobie, co by było, gdyby faktycznie
Bilbo zachorował. Nie przeżyłabym tego!
- Masz rację, to poważna sprawa. - przyznałam trochę
wystraszona.
- Nie musisz się tak bać, nie zakładam, że akurat jemu
się coś stanie. Jako przyszły lekarz staram się
przewidywać skutki używek. - uśmiechnęła się.
- Miło, że się troszczysz. Myślisz, że dałoby się go od
tego odciągnąć?
- Zależy, co jest powodem palenia. Jeżeli się stresuje,
to niech znajdzie inną metodę uspokajającą.
- Spróbuję z nim o tym pogadać.
- I taka postawa mi się podoba. Po prostu wkurzało mnie
to, że nie traktujecie tego poważnie. W końcu
on ma dopiero 16 lat!
- Prawda. Ale możesz spróbować się z nim zakumplować, on
nie jest złym człowiekiem.
- W porządku. Trochę mi głupio, że od razu tak negatywnie
się nastawiłam do niego. Możesz mu powiedzieć,
że nie jestem na niego urażona.
- On na pewno to zrozumie. - uśmiechnęłam się.
Dołączyłyśmy do chłopaków. Kiedy my rozmawiałyśmy, oni
uczyli się geografii!
- Są wakacje, wyluzujcie! - stwierdziłam żartobliwie.
- Trochę nauki nie zaszkodzi. Tobie też by się przydało.
- Paweł się ze mnie śmiał.
Udawałam tylko obrażoną. Ale z ciekawością słuchałam,
czego dokładnie się uczą.
- I właśnie tak powstają góry! - zakończył Bilbo.
- No jak, powiedz! - prosiłam.
- Trzeba było słuchać wcześniej. Nie chce mi się na nowo
tego tłumaczyć. - zaśmiał się.
- Teraz już wszystko rozumiem! Dzięki, stary, jesteś
wielki! - Dominik był bardzo wdzięczny i
usatysfakcjonowany zdobyciem nowej wiedzy.
- Powinieneś być korepetytorem. - stwierdził.
- Tak myślisz?
- No pewnie! Jak pójdziesz do tego liceum, to możesz się
zainteresować, kto ma problemy z geografią.
Wyrobisz sobie dobrą opinię.
- Spróbuję. Może mi coś z tego wyjdzie. - uśmiechnął się.
Później już nie rozmawialiśmy o niczym konkretnym -
śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Kasi wrócił dobry
humor, więc była miła atmosfera. Jeden z lepszych
wakacyjnych dni!
W pewnym momencie Pawłowi zadzwonił telefon. To był
Piotrek. Mówił tak głośno, że słyszeliśmy całą
rozmowę:
- Szykuj się, stary, przyjeżdżamy tam do was jutro!
- Jak to???
- A tak to! Wujek załatwił nam pracę przy roznoszeniu
ulotek, będziemy spać u niego we Wrocławiu.
- To super! Będziecie mieli okazję poznać Anię i
innych...
- A ładna jest?
- Nieważne, nie interesuj się. Zresztą sam zobaczysz -
zaśmiał się Paweł. Mnie również chciało się
śmiać, jak to usłyszałam.
- Możesz ją pozdrowić. To czekajcie jutro o 12 na dworcu.
- Ok, to na razie!
- Nara!
11 sierpnia
Przed południem wybraliśmy się w trójkę na dworzec -
Dominik i Kasia mieli dziś coś innego do roboty.
Szczerze mówiąc, miałam małe obawy, czy oni mnie w ogóle
polubią, zaakceptują? Ważne, że Paweł i Kuba
się mnie nie wstydzą. To znaczy, że chyba nie jestem zła.
Kilka minut po dwunastej nadjechał pociąg. Nie dało się
nie zauważyć dwóch wyróżniających się nastolatków:
jeden ubrany cały na czarno, ciemne włosy, poważna mina,
ogólnie trochę "demoniczny" wizerunek; drugi
całkiem niebrzydki, blondyn, szeroki uśmiech i markowe
ubrania. Wyglądali dość zabawnie, idąc razem.
Totalne przeciwieństwa!
Uściskali się z Pawłem i Kubą.
- Przedstawiam wam Anię "Kalinę" - powiedział
Kuba.
Piotrek uśmiechnął się bardzo sympatycznie i podał rękę.
Michał też, ale jego uśmiech był raczej
"nienachalny".
- Siedzimy tylko w tym Bielsku, nic się tam nie dzieje...
Ej, stary, gdzie tu można zapalić?
- Tam, za budynkiem. - Paweł pokazał Piotrkowi kierunek.
A więc on też pali! Ciekawe, który z nich pierwszy
zaczął.
- Może później o tym porozmawiamy. - odparł Paweł, gdy go
o to spytałam.
Michał stał zamyślony i wpatrywał się w jedną z reklam
wiszących na budynku dworca.
- Co tam znalazłeś ciekawego? - zagadał do niego Kuba.
- A wiesz, nawet nie wiem, co to jest. - odparł, wyrwany
z zamyślenia, spokojnym i cichym głosem.
- O czym ty tam znowu rozmyślasz?
- Zastanawiam się nad jednym tekstem piosenki...
- O, to o takich rzeczach możesz spokojnie z Anią
dyskutować. Ona też lubi rozkminiać.
Popatrzył na mnie, więc się uśmiechnęłam. On też.
- A jaki to tekst? - spytałam zainteresowana.
Nie znałam ani tej piosenki, ani nawet zespołu. Nie
pamiętam już tych słów, ale wiem, że mówiły coś o
samotności i oczekiwaniu na śmierć. Trochę mnie to
przeraziło.
- Ale ty chyba nie czekasz na to, aż umrzesz? - spytałam
niepewnie.
- Nie, nie, to nie o to chodzi. Cały tekst jest
poruszający, ale niedokładnie się z nim utożsamiam.
Przez cały czas mówił do mnie, jakby mnie już długo znał,
był miły i sympatyczny. A myślałam,
że będzie z nim gorzej!
- A czytasz czasami poezję?
- Nawet często. A zwłaszcza wiersze Szymborskiej i
Mickiewicza.
- To masz ciekawe zainteresowania. - odparłam.
Nie odezwał się już, aż do przyjścia Piotrka. Mimo
wszystko, pozostaje cichym, zamkniętym w sobie
człowiekiem.
- Sorki, że tak długo, musiałem odpalać z zapałki. -
odparł zadowolony.
- A ty nie jarasz? - zwrócił się do mnie.
- Ja nie. Nie jest mi to do niczego potrzebne. -
odparłam.
- Nie wiesz, co tracisz.
- Zyskuję zdrowie. - uśmiechnęłam się.
Na szczęście Piotrek nie odebrał tego negatywnie - wręcz
chwilę się nad tym zamyślił.
Z tego, co zaobserwowałam, to Michał nie pali. Przynajmniej
jeden porządny. No, i jest jeszcze Kuba.
Chłopcy chcieli jechać do wujka, rozpakować się i
zorientować w tej pracy, więc pożegnaliśmy się i
poszliśmy na chwilę do Mai.
- Wiecie, ostatnio znów widziałam w internecie, że
żołnierze mają wracać, tym razem z Afganistanu.
Może teraz tata wróci. - mówiła zadowolona, a nam serca
ściskało z bólu.
- A co tam u Maksia, wszystko z nim w porządku? -
chciałam zmienić temat.
- Tak, czuje się dobrze. Ostatnio byłam z nim na spacerze
i wywęszył trop jakiegoś psa. Możliwe, że to
Azorek chce do mnie wrócić...
Nie, nie, tylko nie to!!! Dlaczego ona znów myśli o tym
psie??? Przecież już było z nią coraz lepiej, a
teraz znowu widzi jakieś dziwne rzeczy!
- Słyszałam jakby jakieś szepty. Myślę, że chciał mi coś
przekazać...
Jak tylko opuściliśmy jej dom, momentalnie się
rozpłakałam. To wszystko jest okropne! Nie potrafię tego
przyjąć do wiadomości, że z nią znowu jest źle. Już nie
widziała tego psa, nie słyszała żadnych głosów...
Pawłowi i Kubie też serce pękało.
* * * * * * *
* * * * * * * *
Wieczorem chciałam porozmawiać sama z Pawłem na pewien
temat:
- Palisz z powodu Piotrka? - spytałam.
Nie spodziewał się, że o to zapytam. Siedział przez
chwilę w milczeniu, jednak postanowił odpowiedzieć.
- Szczerze, tak, zaczęło się od Piotrka. Próbował namówić
do tego Michała, ale on się brzydzi
papierosami. Z kolei mnie zachęcił tym, że działają
uspokajająco.
- Ale po co ci to w ogóle było? Miałeś jakieś kompleksy?
Znów zamilkł na chwilę. Jak zeszłym razem o tym
rozmawialiśmy, nie powiedział mi. Teraz jednak się
zdecydował:
- W drugiej klasie miałem natłok kłopotów - kilka
zagrożeń na koniec roku szkolnego, częstsze kłótnie
z wujkiem, pogorszenie się stanu babci... w dodatku
mieliśmy z Kubą na pieńku z takimi dwoma
cwaniakami. Na szczęście potem zmienili szkołę. A do tego
jeszcze doszedł konflikt z kuzynem dotyczący
Mai.
- Pamiętasz, o co się ostatnio kłóciliśmy. Właśnie o to,
że nie mówisz mi o wielu sprawach, które są
ważne. Jak na przykład te.
Nie odpowiedział, ale czułam, że w duchu przyznał mi
rację.
- Teraz nie masz tego problemu, nie musisz palić.
- Uzależniłem się i nie potrafię przestać tego robić.
Piotrek tym bardziej, wypala dwa razy więcej,
niż ja.
- Nawet nie próbowałeś?
- Nie dałbym rady. Chyba, że jakimś dziwnym cudem coś by
mnie od tego odciągnęło.
Smutne to wszystko. Z jednej strony Ajka, z drugiej
chłopcy...
12 sierpnia
Piotrek i Michał roznoszą te ulotki w innej dzielnicy
Wrocławia, więc nie będziemy ich spotykać na ulicy.
Dziś przyjechali tylko na godzinę, więc posiedzieliśmy u
mnie w domu. Oczywiście Andrzej musiał
"wyskoczyć" ze swoimi poziomkami.
- Jedzcie, chłopcy, są naprawdę smaczne!
I się nie mylił - Piotrek i Michał zjadali je garściami.
W przypadku poziomek Andrzej osiągnął już chyba
mistrzostwo!
- Pan jest zawodowym ogrodnikiem? - spytał grzecznie
Michał.
W odpowiedzi Andrzej roześmiał się.
- No co ty, amator ze mnie! Ale dziękuję, że doceniasz
moje starania.
- Oczywiście, że doceniamy, te poziomki są genialne! - powiedział
Piotrek.
Siedzieliśmy tak chwilę, aż ktoś zadzwonił do drzwi.
- Hej, Ania, nie chce wam się gdzieś iść? Bo nam się
potwornie nudzi! - powiedział Dominik.
- Cześć! Wiesz, akurat przyjechali dwaj kumple od Pawła i
Kuby, zapoznam was z nimi. - zaproponowałam.
Zaprosiłam ich do salonu, gdzie wszyscy siedzieli.
Przedstawiłam ich Piotrkowi i Michałowi. Byli nieco
zaskoczeni wizytą niespodziewanych gości, jednak z
uśmiechem przywitali nowe towarzystwo.
- Całkiem duża grupa się nas zbiera! - stwierdził Kuba.
Rzeczywiście, coraz nas więcej! Oprócz 7 osób, które w
tym momencie siedziały w salonie, jest jeszcze
Asia z Marcinem.
- Musicie jeszcze poznać Marcina i jego dziewczynę. -
Kuba zwrócił się do Dominiki i Kasi.
- Jeśli będzie okazja, to z chęcią. - odparł chłopak.
- Słuchajcie, mam taką propozycję, myślę, że się
zgodzicie. Wujek chętnie załatwiłby jeszcze kilku
osobom pracę w roznoszeniu ulotek. Jeżeli chcecie, możemy
to z nim uzgodnić, podzielilibyśmy się po kilka osób
i każdy by chodził po innej dzielnicy. Co wy na to? -
nagle Piotrka natchnął taki pomysł.
- Dobra myśl! Ktoś się nie zgadza? - spytał Kuba.
Nikt się nie sprzeciwiał. Nudne te wakacje, a przy
chociaż tak prostej pracy można coś zarobić.
- Ale my jesteśmy młodsi od was o rok. Nie przeszkadza to
w niczym? - spytała Kasia.
- Nie, spokojnie! Przy takiej pracy to nie ma znaczenia.
- odpowiedział Piotrek.
Cenię go właśnie za pomysłowość i pewność siebie. Można
na niego liczyć.
- W takim razie jedźcie z nami, zaczniemy od dzisiaj! -
oznajmił Piotrek.
Na szczęście autobus nie spóźnił się, jak to w zimie było
rzeczą normalną. Jechaliśmy około 25 minut,
aż dotarliśmy na podmiejską ulicę . Nigdy tu jeszcze nie
byłam!
Mieści się tam budynek Kolportażu ulotek. Piotrek
zadzwonił do swojego wujka, żeby go poinformować, że
przyjechali większą grupą.
- Czekajcie pod budynkiem, zaraz tam do was przyjdę!
Za moment wyszedł z budynku. Wyglądał zupełnie jak
biznesmen - krawat, marynarka, eleganckie buty i
spodnie.
Każdemu z nas pokazał mapę i dzielnicę, na której mamy
roznosić ulotki. Były to dwa obszary, dlatego
też podzieliliśmy się na dwie grupki. W jednej szedł
Piotrek z Dominikiem i Kasią, a w drugiej ja z
Pawłem, Kubą i Michałem. Miało nam to wszystko zająć
jakieś 2,5 godziny - oprócz zanoszenia ulotek pod
domy, mieliśmy również rozdawać przechodniom, a w
następnych dniach będziemy je również dawać za
wycieraczki samochodów. Pewnie ludzi będą wkurzać reklamy
przyczepione im do aut, ale cóż - taka praca.
Więc wyruszyliśmy! Oprócz tego, że takie chodzenie było
męczące dla nóg, to całkiem przyjemnie się
spacerowało. Czasem na chwilę się rozdzielaliśmy, żeby
szybciej wykonać pracę.
Nawet nam to przeleciało, chociaż minęły niecałe 3
godziny!
- Dobra robota, dzięki! A tu wasza wypłata. - podał
każdemu z nas po 30zł. Moje pierwsze zarobione
pieniądze!
- Płacę wam 10zł za godzinę. Gdyby was było mniej,
dawałbym 15zł.
- W porządku, wujek, myślę, że i tak wszyscy są
usatysfakcjonowani. - odparł Piotrek.
Ja na pewno byłam! I tak wydaje mi się, że to za dużo.
- Wujek ma dobrą firmę, nie brakuje mu kasy. Dlatego
ponad 200zł poszło dzisiaj na nas. - powiedział
zadowolony Piotrek.
- Dzięki, że nam to załatwiłeś! - powiedziała wesoło Kasia,
a Piotrek uśmiechnął się serdecznie.
- No, dzięki. - odparł też Dominik, jednak bez
entuzjazmu.
- Spoko, fajnie się z wami gadało! Lubię was! -
powiedział im Piotrek i mrugnął do Kasi.
I znów tylko ja wyczułam jakąś dziwną sytuację...
13 sierpnia
W weekendy nie pracujemy, a że dzisiaj jest piątek, to
będziemy mieli dwa dni wolnego. Chłopcy ustalili,
że będą tu jeszcze przez cały nadchodzący tydzień, a
potem dopiero wyjadą. Cieszę się, że jeszcze te
kilka dni będę mogła z nimi spędzać czas. Potem wróci
Monika, więc codziennie posłuchamy opowieści o rowerach
i basenach.
Dziś podzieliliśmy się w pracy inaczej - Kuba szedł z
Piotrkiem, Pawłem i Kasią, a ja z Dominikiem i
Michałem.
Dominik nie był w dobrym humorze. Postanowiłam z nim o
tym pogadać ( Michałowi można zaufać, nie
przeszkadzało mi w ogóle w tym momencie jego towarzystwo
).
- Coś taki smutny? Stało się coś? - spytałam.
- Nic takiego. - odburknął.
- Jak nie, jak tak. Widzę, że coś jest nie w porządku.
Dominik nagle się zamyślił i powiedział do Michała:
- Słuchaj, może się rozdzielimy na chwilę. Pójdziesz w
tamtą uliczkę.
- Dobra, ok. - odparł Michał, któremu samotność nie
sprawia żadnego problemu.
Kiedy się oddalił, Dominik zaczął mówić:
- Chodzi o tego Piotrka, nie chcę o nim mówić przy
Michale. Widziałaś co on wczoraj robił?
- Zależy, o co ci chodzi.
- No jak to o co? Jak się uśmiechał i mrugał do Kasi...
- A to tak, zwróciłam uwagę. Ale co w tym złego?
- Cały czas coś do niej gadał, śmiali się i wygłupiali...
- To chyba dobrze, co nie? Polubili się.
Zirytowało to Dominika jeszcze bardziej.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Prawie nie zwracali na mnie uwagi. Czasem tylko się
odezwali.
- Przecież mogłeś z nimi gadać.
- Z Piotrkiem? Jakoś nie miałem ochoty.
- Dalej nie rozumiem. Jesteś zazdrosny o Kasię?
- Ja??? Czemu miałbym być zazdrosny? - czułam, że mówi to
nieszczerze.
- To w takim razie w czym ci to przeszkadza? - specjalnie
się dopytywałam.
- Bo on może na nią źle wpłynąć. Jeszcze zacznie palić...
- wymyślił.
- Taa, akurat, Kasia się tym brzydzi przecież. O to się
nie bój, Piotrek jest miły i sympatyczny.
- I przemądrzały... - dodał złośliwie.
- Jeżeli jesteś zazdrosny, to po prostu powiedz.
- Mówiłem ci, że nie jestem. - powiedział stanowczo.
- W takim razie nie masz powodu, żeby się wkurzać. -
uśmiechnęłam się.
Już się nie odezwał na ten temat. Co go nagle ugryzło?
Wydawało mi się, że traktuje Kasię tylko jak
przyjaciółkę...
Po pracy poszliśmy przejść się po tym osiedlu, gdzie
mieści się budynek Kolportażu ulotek. Wprawdzie
tam też je roznosimy, ale nigdy nie zwracamy uwagi na to,
co tam jest oprócz domów. A warto było
przejść się ścieżką i mostem wokół jeziora. Obok zaś
stała mała kawiarenka. Wprawdzie była pora obiadowa,
ale jednego loda nie zaszkodziło zjeść.
Widząc to miejsce, od razu pomyślałam o Mai - na pewno by
jej się spodobało. Musimy ją tu następnym razem
zabrać. Choćby jutro!
Pospacerowaliśmy, pogadaliśmy, powygłupialiśmy się...
Tylko Dominik wciąż był rozdrażniony.
- Ej, co jest? Głowa do góry, wszystko jest ok! -
pocieszyła go Kasia. Od razu się do niej uśmiechnął.
Jednak wciąż patrzył dziwnie na Piotrka. Widziałam, jak
zazdrość go pożera. Faktycznie, Kasia i Piotrek
chyba się bardzo polubili. Głównie rozmawiali między
sobą.
14 sierpnia
Do południa siedzieliśmy w domu. Piotrek i Michał
pojechali z wujkiem do babci Piotrka, która mieszka
kilkadziesiąt kilometrów od Wrocławia.
Chciałam porozmawiać z chłopakami o Kaśce i Piotrku.
- Od razu się polubili. - stwierdził Paweł.
- Ale Dominikowi się to niezbyt podoba.
- Dlaczego? - spytał Kuba.
- Zazdrosny jest. Tylko nie wiem, dlaczego.
- Tak myślisz??? Przecież jego nic z Kasią nie łączy.
- Może my to tak widzimy, a on nie. Zauważ, zawsze
spotykali się z nami razem, nigdy osobno.
- No tak, coś w tym jest.
- O czym w ogóle Kasia z Piotrkiem gadają? Wydaje mi się,
że oni są swoimi totalnymi przeciwieństwami!
- Rozmawiali na przykład o sporcie. Piotrka fascynuje
zwłaszcza piłka nożna. Jak widać, ją to
zainteresowało.
- On jej nie irytuje?
- W ogóle! No, może na początku nie odzywała się w ogóle
do niego, ale potem coś zaskoczyło i zaczęli
rozmawiać.
- Gdyby nie Dominik, pomyślałabym, że to dobrze.
- Bo nic w tym złego. Jak jest taki zazdrosny, to ma
problem. Kolejny taki, jak Łukasz. -Kuba stracił
cierpliwość.
- Trzeba z nim o tym pogadać. - stwierdził Paweł.
On nigdy się nie wkurzał ani nie podnosił głosu. Tylko
podziwiać...
* * *
* * * * * * * * * *
Po południu poszliśmy do Mai. Najpierw porozmawialiśmy
chwilę z jej mamą.
- Na szczęście nie przestała jeść i wychodzić z domu,
nawet się nie cięła. Ale znowu widzi tego zmyślonego psa.
Jak nas zobaczy, to na pewno będzie chciała wyjść na
świeże powietrze.
Weszliśmy do jej pokoju. Jak zwykle, bardzo się ucieszyła
na nasz widok, podobnie Max. Znów dostrzegłam
na biurku różaniec.
Gdy się dowiedziała, gdzie ją chcemy zabrać, od razu
podskoczyła z radości i wybiegła z pokoju. Jednak nie
zapomniała schować różańca do kieszeni.
Trochę się obawialiśmy jej jazdy autobusem, ale Ajka nie
ma choroby lokomocyjnej, więc nie było z niczym
problemu. Aż krzyknęła z zachwytu, gdy zobaczyła ścieżkę,
kwiaty i jezioro.
- To jest cudowne!!! Szkoda, że Azorek nie mógł z nami
jechać...
- Chciałaś powiedzieć Max? - powiedziałam.
Była zmieszana. Chyba nie uświadamiała sobie nigdy, że ma
dwa psy. Teraz także się nad tym nie
zastanawiała.
Zbierała kwiaty, kładła się na trawie, próbowała wchodzić
na drzewo... była pełna energii! Po
chwili
Kuba zaczął jej towarzyszyć ( w końcu to z nim czuła się
najlepiej ). Opowiadał jej coś o każdym
rodzaju kwiatków, a ona uważnie słuchała.
- Myślisz, że znów będzie z nią źle? - powiedziałam do
Pawła.
- Nie wiem. Ale wątpię, żeby miało być cały czas dobrze.
- odparł smutno.
- Nie zmieniłeś zdania co do szkoły? - zmieniłam temat.
- Nie żałuję, że wybrałem ten kierunek. A ty, wymyśliłaś
już coś?
- Jeszcze nie. Zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić.
- Masz na to czas.
- Wiem, ale nie chcę w ostatniej chwili być w tym samym
punkcie, co teraz.
- Ja zdecydowałem dość późno, więc nie musisz się tym
przejmować.
- A ty jak myślisz, na kogo ja się nadaję?
- Podobno jesteś dobra z angielskiego.
- No tak, ale nie wiem, czy na tyle, żeby iść w tym
kierunku.
- Nie musisz być geniuszem, wystarczy, że ci to dobrze idzie.
- uśmiechnął się.
Z nikim tak dobrze mi się nie rozmawia o poważnych
rzeczach, jak z Pawłem. On wszystko rozumie, zawsze
mogę liczyć na jego wsparcie. A niedługo go zabraknie...
Wyrwał mnie z zamyślenia:
- Coś się stało? - spytał.
- Szkoda, że niedługo wyjeżdżacie. Długo się nie
zobaczymy.
- No tak. Będą przecież weekendy, możemy tu kiedyś
przyjechać.
- Ale trudno wam będzie. Na pewno będziecie mieć dużo
innych zajęć, ja zresztą też.
- Niestety. Ale nie żegnamy się na zawsze, głowa do góry!
- próbował mnie pocieszyć.
Spojrzał mi prosto w oczy. Ładne, niebieskie oczy...
Tylko co z tego? Gapimy się na siebie, nie wiadomo, po
co. Ale jest w tym jednak coś wyjątkowego...
Maja zawołała nas, żebyśmy przyszli zobaczyć jakieś
kwiatki. Kuba uśmiechał się do Pawła.
- Co się śmiejesz? - Paweł też się uśmiechnął.
- Z was. - odparł zadowolony.
Paweł tylko spojrzał na niego, jak na głupka. Nie dziwię
się Kubie, sama bym się z siebie śmiała.
Nie wiadomo w ogóle, o co w tych naszych relacjach
chodzi. To wszystko jest śmieszne!
16 sierpnia
Znów praca. Tylko co to za praca, 3 godziny w ciągu dnia!
Wczoraj zaprosiliśmy do siebie Maję na obiad. Jej mama
musiała wyjechać na cały dzień gdzieś z pracy i
poprosiła nas, żebyśmy przygarnęli Ajkę też na noc - żeby
się, biedactwo, nie bała.
Bardzo spodobał jej się domek Andrzeja. "Jakie
piękne obrazy!", "jakie ładne schody!", "jaki śliczny
stolik!" - i taka reakcja na wszystko.
- Spróbuj moich poziomek, powinny ci zasmakować. - a ten
znowu z tymi poziomkami!
Trochę niepewnie, ale skosztowała. Jej również
zasmakowały.
- Przepyszne są! Takie malutkie i czerwone! - zachwycała
się.
- Cieszę się bardzo! Niedługo też będą jabłka, pomidory i
truskawki.
- Truskawki??? To cudownie! Będę mogła spróbować?
- Oczywiście, nawet musisz! - zaśmiał się Andrzej.
Pokazałam jej pokój mój i Moniki, łazienkę i kuchnię.
Wszystko jej się podobało! Zainteresowała ją
najbardziej półka z książkami.
- Czytasz coś teraz? - spytałam.
- Nie, ale chciałabym. Podobają mi się fantastyczne
książki.
- A czytałaś może "Hobbita"?
Zamyśliła się chwilę.
- Wydaje mi się, że gdzieś już tą nazwę słyszałam...
- W takim razie poczytaj. Będzie w sam raz dla ciebie!
Dałam jej książkę do ręki. Nawet nie zdziwiła mnie już
jej fascynacja okładką i obrazkami w środku.
- Wierz mi, treść książki jest piękniejsza, niż obrazki.
- powiedziałam, żeby ją zachęcić.
Podziękowała mi bardzo serdecznie. Paweł, widząc książkę
w jej rękach, uśmiechnął się do mnie. W końcu
to on mnie przekonał do hobbitów!
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
A dzisiaj praca. Znów zmieniliśmy skład grupy - ja z
Piotrkiem i Kasią, a pozostali razem. Chciałam
przyjrzeć się ich zachowaniu razem.
Rzeczywiście - rozmawiali ze sobą, jakby znali się od
zawsze. Normalnie z nimi gadałam, ale nie byłam
im jakoś bardzo potrzebna.
- Widzę, że fajnie wam się rozmawia. - powiedziałam miło.
- Widzisz, tak to jakoś wyszło. - zaśmiał się Piotrek.
I dalej śmiali się i wygłupiali. Nie przeszkadzałam im.
Nie rozumiem więc, czemu Dominik robił z tego
taki problem.
- Dominik już ma dobry humor? - spytałam.
- No właśnie nie za bardzo. Nie wiesz, co mu się stało? -
odparła Kasia.
Miałam wątpliwości, czy jej to powiedzieć. Postanowiłam
"pójść na około":
- Coś wspominał, że ostatnio nie gadaliście z nim za dużo.
- Gdyby chciał, to byśmy go nie odrzucali. Z tobą
przecież rozmawiamy. - odpowiedziała.
- Może ma z czymś problem? - spytał Piotrek.
Postanowiłam, że nie będę milczeć w tej sprawie.
- Dobra, powiem wam, ale jakby co, to nie wiecie. On się
zachowuje, jakby był o ciebie zazdrosny.
- Co, on??? Chyba żartujesz!
- Serio ci mówię. Ale nie rozumiem, dlaczego? Przecież
was nic nie łączy.
- Może pogadaj z nim, co? Powiedz mu, że ja mu nie chcę
na złość robić i żeby się nie obrażał. - powiedział
Piotrek.
- Dobra, tak zrobię. Dzięki, Ania, że mi to mówisz. -
uśmiechnęła się.
* * * * * *
* * * * * * * * * * * * *
Gdy wróciliśmy do domu, do Kuby zadzwonił jego ojciec:
- Jak się macie?
- Naprawdę cię to interesuje, czy ONA każe ci dzwonić?
- Nawet tak nie mów. Dzwonię, bo się martwię o was.
- No, super. - odparł obojętnie Kuba.
- Łukasz będzie mieszkał z wami w pokoju, mam nadzieję,
że wam to nie przeszkadza...
- Obojętne, i tak nie będziemy tam przebywać.
- Wrócicie na weekendy.
- Pewnie nie zawsze. Czasem zostaniemy, jak będzie dużo
pracy.
- Ale pamiętajcie, że nie musicie obawiać się powrotu.
Nikt was stąd nie wyrzuci.
- Dobra, już się nie tłumacz. Muszę kończyć, na razie!
Zawsze ta rozmowa wyglądała tak samo. Ojciec przekonuje
zbuntowanego syna, że go "jednak" kocha. Zupełnie
jak w telenoweli, załamać się można!
17 sierpnia
Ustaliliśmy, że Dominik z Kasią pójdą dzisiaj sami -
niech porozmawiają na spokojnie. Tymczasem my w
piątkę byliśmy drugą grupą.
Nie umieliśmy znaleźć tematów do rozmów, więc Piotrek
zaczął opowiadać o piłce nożnej - a to o treningach,
zasadach gry, mistrzostwach Europy - więc wszyscy
słuchali. Było w tym tyle pasji, tyle
emocji... Lubię ludzi, którzy mają jakieś
zainteresowania, którym się poświęcają. Zazdroszczę im.
Ja z kolei wspomniałam o tym, że Monika gra w piłkę
ręczną. Piotrka bardzo to zainteresowało, więc
musiałam mu o tym trochę poopowiadać. Zresztą o samej
Monice też.
- Szkoda, że nie jest starsza. Fajna dziewczyna!
Rozśmieszył mnie. Wystarczyło mu powiedzieć, że uprawia
sport i lubi być uparta, a on się już interesuje.
Taki właśnie jest Piotrek.
* * * * *
* * * * * * * * * * *
Po skończeniu pracy chcieliśmy jak najszybciej się
dowiedzieć, co tam u naszej "drugiej grupy"? Oboje
mieli poważne, trochę smutne miny. Postanowiliśmy nie
dopytywać się od razu.
Jak to zwykle w takich sytuacjach się robiło, szłam razem
z Kasią z tyłu, żeby porozmawiać "na osobności".
- I jak?
Odpowiedziała dopiero za chwilę.
- To była trudna rozmowa. Ja w ogóle nie wiedziałam, że
on mnie w ten sposób traktuje!
- I co ty na to?
- Musiałam mu delikatnie wytłumaczyć, że ja go traktuję
tylko jak przyjaciela. Rozmawialiśmy spokojnie,
ale i tak go to bolało.
- Zamiast ci od razu powiedzieć, to on się z tym krył.
Niech się teraz nie dziwi!
- No właśnie, chyba nie powinnam czuć się winna?
- Oczywiście, że nie. Przecież nie zmienisz swoich uczuć.
- Obawiam się tylko, że on nie będzie chciał ciągnąć tej
przyjaźni.
- Nie myśl tak, może musi to sobie przemyśleć.
Dołączyłyśmy do grupy. Dominik miał okropną minę! Wydaje
mi się, że trochę przesadza. Zachowuje się jak Łukasz.
Co dziewczyny robią z chłopakami!
Wieczorem znów o tym rozmawialiśmy. Chłopcy również
podzielili moje zdanie - Dominik może obwiniać tylko
i wyłącznie siebie. A już na pewno Kasia nie jest niczemu
winna.
Mam nadzieję, że Dominik nie stanie się taką ofiarą, jak
Łukasz. Fajny z niego gość, szkoda by go było.
19 sierpnia
Wczoraj Dominik oznajmił, że wyjeżdża z rodziną i nie
będzie już pracował. Wszyscy od razu stwierdzili,
że po prostu nie chce przebywać w naszym towarzystwie.
Damy mu czas, niech sobie przemyśli te sprawy.
Tymczasem dziś wieczorem chłopcy muszą się pakować, bo
jutro wyjeżdżają. Wprawdzie byli tu aż 2 tygodnie,
ale dla mnie to i tak za krótko. I co ja będę robić?!
Niedługo rok szkolny się zacznie, więc nie będzie nudno.
Tylko czy Dominik będzie chciał z nami
rozmawiać?
Odwiedziliśmy Maję. Chłopcy chcieli się z nią pożegnać.
- Jak tam książka? - zapytałam.
- Super, najlepsza, jaką czytałam!!! Domek hobbita jest
śliczny, chciałabym go kiedyś zobaczyć.
I to jest główna wada czytania przez Ajkę książek
fantastycznych - ona w to wszystko jest w stanie uwierzyć!
Ale nie możemy jej tego zabronić - musiałaby siedzieć pod
kloszem i się nie ruszać. Zawsze świat będzie na nią
w jakiś sposób wpływał. A zwłaszcza świat fantastyczny.
- Kiedy znów nas odwiedzicie? - zapytała chłopaków.
- Jeszcze nie wiemy, ale na pewno niedługo. - odparł
Kuba.
- Ja zostanę, więc jeżeli będziesz mnie potrzebować,
pomogę ci. - powiedziałam.
Uśmiechnęła się. W tym momencie wspomniałam wszystkie te
lata, w których byłyśmy dla siebe, jak siostry.
I nagle wszystko to zniknęło, Maja nie pamięta tej
przyjaźni. Gdyby nie chłopcy i Dominik z Kasią, byłabym
zupełnie sama, zdana tylko na siebie.
Będąc w pokoju Ajki, dostrzegłam różaniec na biurku, ale,
na całe szczęście, nie widziałam nigdzie noża.
Uspokoiło mnie to, cięcie się to najgorsze, co może w jej
przypadku być.
Pożegnała się wylewnie z chłopakami. Pogłaskaliśmy
jeszcze Maksia i wyszliśmy. Za godzinę pojechaliśmy
do pracy - już ostatni raz. Cieszę się, że udało mi się
coś zarobić - czuję się dumna, sama na te pieniądze
zapracowałam.
Jak już wcześniej wspomniałam, Dominik się nie pojawi,
dlatego podzieliliśmy się po trzy osoby. Piotrek
i Michał poszli z Kasią.
Czas nam szybko minął - był to ostatni dzień spędzony
razem, chcieliśmy więc o wszystkim jeszcze
porozmawiać.
Zaraz po skończonej pracy Piotrek z Michałem pojechali do
wujka - rodzina chciała jeszcze spędzić czas
z Piotrkiem i jego przyjacielem. Zaprosiliśmy więc Kasię
do nas, żeby nie czuła się sama. Skoro Dominik
postanowił się nie odzywać...
Oprócz pakowania się chłopaków, nic nadzwyczajnego się
nie stało. Gdy już wiem, że się rozstaniemy, nie
potrafię mieć dobrego nastroju.
20 sierpnia
Wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie. Chłopcy spakowali
jeszcze ostatnie rzeczy i przyszedł czas na pożegnanie
z Andrzejem. Zanim jednak to się odbyło, pobiegł do
kuchni i przyniósł duże pudełko:
- Macie tu zapas poziomek. Jedzcie na zdrowie! Albo
poczęstujcie tą waszą macochę.
- Dzięki wielkie. Ona to zje, nawet, jeśli nie będzie
chciała. - odparł zadowolony Kuba.
Nawet mnie ten podarunek nie zdziwił. Andrzej nie
potrafiłby się powstrzymać.
Poczekaliśmy na Kasię i poszliśmy na dworzec. Tam już
czekali na nas Piotrek i Michał. A tak właściwie
to Piotrek poszedł zapalić. Nie pamiętam, kiedy jego albo
Pawła widziałam ostatnio, żeby palili! Czyli,
że jednak da się tego uniknąć, trzeba tylko chcieć!
Ale jednak się zawiodłam. Paweł, gdy zobaczył Piotrka z
papierosem, też musiał iść zapalić za budynek
dworca - "tradycyjne miejsce". Mimo, że
zwróciłam uwagę na fakt, że jakoś przez ten czas palenie nie było
mu potrzebne, on stwierdził, że musi i koniec.
Chłopcy mieli iść kupić bilety, jednak ja nie poszłam z
nimi - nie mogłam się powstrzymać, musiałam iść
wygarnąć Pawłowi.
Pobiegłam do niego. Gdy wyjrzałam za budynek, on akurat
odpalał. Nie zastanawiając się, podeszłam
szybko:
- Zostaw to! - powiedziałam stanowczo i wyrzuciłam mu
papierosa z rąk. W tym momencie on chwycił moją
rękę.
- Po co to robisz? Nie rozumiesz, że to ci szkodzi? Czemu
akurat przez ten cały czas nie miałeś takiej
potrzeby?
- Bo tutaj jest ktoś, kogo nie mam w Bielsku. - odparł
krótko.
Popatrzył mi prosto w oczy i uśmiechnął się. To był ten
moment, w którym musiało się to stać. Nie mógł
wyjechać, nie zrobiwszy tego. Oboje byliśmy przekonani,
że chcemy w to brnąć, że nie mamy co do siebie
żadnych wątpliwości. Po prostu: pocałował mnie. Nic
więcej nie potrzeba, żadnych słów ani gestów.
Potem pomyślałam sobie, że w porę go powstrzymałam od
zapalenia - nie chciałabym, żeby wcześniej miał
fajkę w ustach.
Pociąg przyjechał prawie punktualnie - akurat teraz
wolałabym, żeby się spóźnił. Pożegnaliśmy się
wszyscy bardzo wylewnie.
Może nie będziemy się z Pawłem długo widzieć, ale cieszę
się, że zdecydował się na ten gest. I cenię to, że
był cierpliwy, czekał, aż ja będę gotowa. Zresztą od
zawsze był z niego równy gość.
Nawet nie płakałam - czułam się szczęśliwa. Chłopcy
jeszcze pomachali nam przez okno.
I trudno, trzeba wrócić do rzeczywistości. Nawet cieszę
się, że rok szkolny niedługo się zacznie.
Zanudziłabym się, gdyby wakacje były dłuższe!
Oczywiście, wracając z Kasią do domu, opowiedziałam jej o
mnie i Pawle. Skomentowała krótko:
- No nareszcie!!!
23 sierpnia
Dziś wraca Monika - będą dłuuuugie opowieści. Ale
przynajmniej nie będzie nudno.
Przyszłam po nią pod podstawówkę. Dzieciaki wysiadające z
autobusu znów badawczo mi się przyglądały.
Monika wysiadła i, o dziwo, wyściskała mnie z całych sił!
Takie wylewne powitanie było do niej
niepodobne:
- Jak ja się cieszę, że cię widzę! - zawołała.
- Aż tak się stęskniłaś?
- Nie, to znaczy, no... Tak, bardzo tęskniłam! - nie
wiedziała, co powiedzieć.
- Choć do domu, może jeszcze się załapiesz na poziomki.
Podczas powrotu do domu opowiadała mi o tym, jak wyglądał
jej pokój, co tam miała ciekawego i z kim
mieszkała. Tyle było do mówienia, że właściwie tylko o
tym zdążyła powiedzieć.
Za Andrzejem również tęskniła, więc przywitała go tak,
jak mnie. Usiedliśmy wszyscy razem i słuchaliśmy
jej opowieści. Dowiedziałam się, że raz dziennie chodzili
na basen, na boisko i na salę gimnastyczną,
a cztery razy jechali na wycieczkę rowerową; co jedli, co
robili w wolnym czasie - dosłownie o
wszystkim mówiła. Opowiadała tak cały dzień, aż do
wieczora. Na szczęście była zmęczona, więc wcześnie
poszła spać.
Oznajmiła, że chce spędzić ze mną ostatnie dni wakacji!
Żebyśmy poszły na basen, na rolki, na lody i
na coś jeszcze, już nawet nie wiem, co. Nie mam żadnych
planów, więc dobrze się składa, że nie będę
sama.
30 sierpnia
Jutro Paweł i reszta wyjeżdżają do szkoły. A dzisiaj
zadzwonił:
- Mora coś kombinuje. Prawie cały czas siedzi z Łukaszem
przy laptopie i coś robią, nie chcą powiedzieć,
co. Jeszcze powiedziała nam z promiennym uśmiechem
"To niespodzianka. Myślę, że będziecie zadowoleni".
- Oj, to radzę wam się uzbroić.
- Dokładnie, w miecz i w zbroję. Wyczuwam coś złego.
- Dacie radę, nie przejmuj się.
- Musimy. A co tam u was, Dominik się już nie obraża?
- Nie wiem, dzisiaj dopiero się zobaczę z Kasią. Ale
gdyby już nie miał focha, to by się odezwał. Przecież on
się nawet z wami nie pożegnał!
- No widzisz, to już jego problem.
- A jak tam Marcin?
- Świetnie się miewa. Z Asią są dosłownie cały czas
razem. Nierozłączni!
- Nie to, co my... - wtrąciłam trochę głupio.
- Widzisz, nie zawsze jest łatwo. Czasem trzeba być
bardziej wytrwałym. Ale zobaczysz, kiedyś nam
się to odpłaci. Nie będzie źle.
- Mam taką nadzieję. Łukasz już mieszka z wami w pokoju?
- Niestety. Staram się go tolerować, ale gdybym się nie
powstrzymywał, oberwałby już z dziesięć razy.
- Ale nie bijcie się tam, nic ci to nie da.
- Satysfakcję. O to w tym chodzi.
- Obojętne, ale postarajcie się żyć w zgodzie.
- Nie muszę się do niego przyzwyczajać, bo jutro wyjeżdżamy.
- To zadzwońcie, jak dotrzecie. Pa!
- Ok, pa!
Tymczasem ja idę spotkać się z Kasią. Jestem ciekawa, co
też Dominik wyprawia.
Jak przyszłam do kawiarni na rynku, ona już czekała.
- I co z tym Dominikiem? - spytałam, gdy usiadłyśmy przy
stoliku.
- Nie odzywał się przez cały czas. Postanowiłam więc, że
ja zadzwonię do niego. Wprawdzie odebrał, ale
chyba nie bardzo chciał ze mną rozmawiać.
- A co powiedział?
- Że on musi się ogarnąć, przemyśleć kilka spraw i
jeszcze jakieś teksty w tym stylu. Co tu do myślenia?!
Co on, całe życie już sobie zaplanował?
- Nie ma jakiś kompleksów?
- Z tego co wiem, to nie. Skoro nie chce z nami gadać, bo
ma "swoje problemy" to znaczy, że chyba nie
jesteśmy dla niego aż tak ważni.
- Sama nie wiem, nie rozumiem, o co mu chodzi. Czy on coś
sobie wymyślił?
- Chyba. A okazało się, że jednak rzeczywistość jest
inna.
Nie chciałyśmy się wzajemnie nakręcać, więc zmieniłyśmy
temat. Nie wracałyśmy już do Dominika. Pojutrze
i tak go zobaczymy w szkole. No, chyba, że nie zamierza
przyjść.
31 sierpnia
Dopiero wieczorem zadzwonił Paweł:
- Nie wiem, czy będziesz chciała ze mną gadać. - był
mocno wkurzony.
- Rozumiem, że coś się stało.
- No, i to dużo. Niech lepiej Łukasz uważa na swój nosek,
bo go może niedługo nie mieć.
- Co ty jesteś, chirurg jakiś? Nie mów mi takich rzeczy.
Co się stało?
- Przepraszam, ale uwierz, też byś się wkurzyła i to
jeszcze bardziej. Wczoraj wieczorem Łukasz też się
pakował, ale nie chciał powiedzieć, gdzie wyjeżdża.
Dopiero Mora rano przywitała nas uroczym uśmieszkiem
i "radosną" informacją: "Chłopcy, mam wam
coś do powiedzenia, na pewno się ucieszycie. Nie chciałam, żeby
Łukasz został tu sam bez kolegów, więc postanowiłam, że
pójdzie do szkoły razem z wami! Udało mi się to
załatwić niedawno.". Myślałem, że wybuchnę, a Kuba
to już w ogóle nie myślał, tylko powiedział na głos,
co o tym myśli. Wujek był już wtedy w szkole, więc
zarówno Kuba, jak i Mora pozwolili sobie na ostre
docinki. To wredne babsko doskonale wie, że nienawidzimy
Łukasza, więc specjalnie go tam wysłała.
Nie umiałam się powstrzymać od przekleństwa. Wstrętna
baba!
- Dobra, nie będę cię nakręcał, bo widzę, że się jeszcze
bardziej wkurzasz. - próbował mnie uspokoić.
Rzeczywiście, ja zawsze jestem bardziej nerwowa, niż on.
- I co z tym zrobicie?
- Nic, zaciśniemy zęby i wytrwamy. Nie musimy przecież z
nim gadać.
- Może nie będzie tak źle?
- Zobaczymy. A wujek pewnie był równie zadowolony z tego
pomysłu.
- Ale przecież Łukasz tam nie pasuje!
- I o to też chodzi! Krzywdę robi swojemu synusiowi.
- Wielką krzywdę. No cóż, to mogę wam jedynie życzyć
powodzenia. Trzymajcie się!
- Ty się tym tak nie przejmuj. Nie myśl o tym. Cześć!
Jak mam o tym nie myśleć i się nie przejmować?!
1 września
Dominik się nie pojawił. Wychowawczyni nie wspominała nic
o tym, żeby miał zmieniać szkołę. Trochę mnie
to wszystko zaczyna niepokoić...
Paweł znów dzwonił. Chciał mi przekazać, że, jak
usłyszał, "w tej szkole nie wypada palić, ba, na terenie liceum
w ogóle nie wolno, nawet nauczycielom". Mówił też,
że od przyjazdu palił tylko po jednym dziennie.
"Czyżby jednak to nie było takie trudne?",
spytałam. Skoro tak, to chyba nie był uzależniony jakoś
szczególnie. On to sobie tylko wmawiał, żeby mieć jakiś
pretekst. Wygarnęłam mu to i przyznał mi
niechętnie rację. Przy takim układzie nie dochodzi
przynajmniej do kłótni!
14 września
O Dominiku wciąż nic nie wiadomo. Gdy pytaliśmy o niego
nauczycieli, twierdzili, że chyba jednak zmienił
szkołę. Właściwie to sami nie byli pewni. Wkurza mnie
takie podejście do poważnych spraw!
Wreszcie nadszedł upragniony przez Andrzeja czas zbiorów.
Pomidory, truskawy i jabłka - o ile znów czegoś
nie zepsuł...
A jednak nie wszystko było idealnie - jeden mały krzaczek
z truskawkami był jakiś niedorośnięty. Jak
widać, zawsze musi się trafić jakaś wpadka.
Zaprosiłam Kasię, żeby również skosztowała. Pomidory
użyłyśmy do kanapek, a truskawki i jabłka były
przeznaczone na deser.
Przepyszne! Chyba nigdy jeszcze nie jadłam takich
świeżutkich pomidorów, prosto z sadu. Andrzej
był wręcz wzruszony naszym zadowoleniem. Kasia, dla
której ostatnie jedzenie agrestu nie zakończyło się
fortunnie, dziś była w pełni usatysfakcjonowana smakiem
pomidorów. A truskawki i jabłka wyszły chyba
jeszcze lepsze! Nie mam wątpliwości, ten człowiek ma
talent, i to niemały.
Dodatkowo poprawiły mi humor wieści od chłopaków. Kuba
opowiadał mi o tym, jak to nastąpiło spotkanie
Łukasza i Piotrka z Michałem. Jak ich zobaczył, to
myśleli, że ucieknie z przerażenia! Michał się
niewiele odzywał, ale Piotrek, który doskonale wiedział,
kim jest Łukasz, specjalnie go zagadywał,
wygłupiał się i robił inne wariactwa. Podobno Łukasz
zadzwonił później wieczorem do mamusi, że "chłopcy
są dla niego niemili." Wprawdzie musieli wysłuchać
wykładu od dyrektora, że "nie powinni w ten
sposób traktować swojego towarzysza", ale warto
było, dla samej satysfakcji. Prędzej Łukaszowi będzie
ciężko z nimi, niż im z Łukaszem. Coś czuję, że oni go
tam wykończą...
Atmosfera jak we wojsku. Skoro Łukasz tam poszedł, musi
się nauczyć wytrwałości i bycia twardym. Sam się
w to wpakował, mógłby się sprzeciwić mamusi, ale tego nie
zrobił. To jest jednak dla niego idealna szkoła!
18 września
O Dominiku słuch zaginął - nikt nie wie i się nie
interesuje, co z nim jest. Mam tylko nadzieję, że nie
stało mu się nic złego.
Podobno Łukasz zaczął bać się Piotrka. W ogóle śmieją się
z niego w tej szkole, że jest ofiarą losu i
nieudacznikiem. Przyznam szczerze, że to prawda - może
więc to towarzystwo go zmieni.
Stan Mai znów trochę się polepszył - zapomniała, póki co,
o Azorku. Ale wciąż nie rozstaje się z
różańcem...
Martwię się o nią, o Dominika... On w ogóle nie odbiera
telefonu, nie mamy z nim żadnego kontaktu.
I to wszystko przez jakąś głupią zazdrość!
11 listopada
Czas leci całkiem szybko - właściwie to teraz
najważniejsze w szkole są przygotowania do egzaminów
gimnazjalnych, na niczym innym się nie skupiamy.
Chłopcy, z okazji Święta Niepodległości, mieli iść całą
szkołą na cmentarz. Chciałabym ich zobaczyć w
tym stroju wojskowym - nawet nie wiem, jak wyglądają.
No i, nareszcie, odezwał się Dominik:
- Żyjesz w ogóle???
- Jeszcze tak.
- Co to znaczy jeszcze??? - zestresowałam się.
- Spoko, nic mi nie jest, tylko miałem operację wyrostka,
dość kłopotliwą.
- Ale czemu się wcześniej nie odzywałeś???
- Zgubiłem telefon. Przepraszam was, jestem trochę
rozkojarzony.
- Ale przyjdziesz do szkoły?
- Tak, od przyszłego tygodnia. A co tam u Kasi?
- Wszystko w porządku, oprócz tego, że się martwiłyśmy o
ciebie. Musisz nas informować o takich sprawach.
Już myślałyśmy, że się obraziłeś...
- Ja??? Nie no, co ty, nie będę przecież focha strzelał.
Przepraszam was, że się tak dziwnie zachowałem,
ale, wiesz, głupio to wszystko wyszło...
- Rozumiem. Lepiej zadzwoń do Kasi, na pewno będzie
chciała pogadać.
- No dobra. To cześć, do zobaczenia!
- Cześć!
Całe szczęście, już myślałam, że nie żyje! No i
przynajmniej nie jest obrażony.
Wieczorem usłyszałam od Pawła "sprawozdanie" z
dzisiejszego dnia Niepodległości:
- Nie uwierzysz, co zobaczyliśmy, przechodząc obok
grobów.
- No co?
- Wiesz, tam był grób kogoś, kogo chyba miałaś okazję
poznać... Kojarzysz ojca Łukasza, byłego męża
Mory?
Zatkało mnie.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że...
- Niestety. Jak to Łukasz zobaczył, klęknął przed grobem
i zaczął płakać, czy nawet szlochać. Beczał
dosłownie jak małe dziecko. Ale rozumiem go... Staliśmy w
milczeniu w tym miejscu jakieś 15 minut.
Musieliśmy go stamtąd odciągać, bo sam nie chciał iść.
- Ale, czemu w Warszawie grób, czemu w ogóle grób??? -
nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Łukasz mówił, że tam mieszka stary przyjaciel jego
taty. Jest jedyną osobą, która mogła go pochować.
Bo nie wiem, czy Mora w ogóle się tym zainteresowała.
- Wolę nie komentować jej podejścia do niektórych spraw.
- Jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy z Łukaszem -
stwierdził, że musi być twardy i wytrwały, bo nie chce
skończyć podobnie, jak ojciec. Ogromnie go ta śmierć
poruszyła.
- Ale dlaczego nie żyje, upił się?
- A jak myślisz? Za bardzo innej możliwości nie ma.
Co się dzieje z tym światem?! Jedni umierają, inni
płaczą... Całe szczęście, że przynajmniej z Dominikiem
i z Mają jest wszystko w porządku.
Odczułam to samo, co na pogrzebie babci Gabrieli - w
końcu miałam okazję poznać tego człowieka, rozmawiać
z nim, a nawet dać mu pieniądze. Te marne kilka złotych
też przyczyniło się do tej śmierci. Chciałam
dobrze, a teraz mam wyrzuty sumienia, że to zrobiłam.
Straszne to jest!
15 listopada
Dominik wrócił do szkoły. Gdy się z nim przywitałyśmy,
zaczął od razu od rozmowy z Kasią:
- Przepraszam cię, że tak to wyszło. Bądźmy dalej
przyjaciółmi. - wyciągnął do niej rękę.
- W porządku, nie zrobiłeś niczego złego. - podała mu
dłoń.
Musiałam im obu opowiedzieć o tacie Łukasza. Chyba byli
jeszcze bardziej zszokowani, niż ja. W końcu
oni znają Łukasza o wiele dłużej.
Odwiedziłam Maję - nie była w dobrym humorze, nic dzisiaj
nie jadła. Gdy spytałam ją, o co chodzi,
powiedziała, jakby do siebie:
- Wiem, że jesteś ze mną, tato. Już niedługo cię zobaczę.
A więc wciąż wierzy, wciąż o tym rozmyśla. Ile ja bym
dała, żeby jej pomóc!
* * * * *
* * * * * * * *
Paweł zadzwonił - z kolejną zaskakującą informacją:
- Poszliśmy z Łukaszem do tego grobu, żeby mógł się w
spokoju pomodlić. I wtedy zobaczyliśmy samochód -
- mercedes wujka! Wysiadł z niego i pobiegł w naszym kierunku.
Przywitał się bardzo wylewnie, zaczął
mówić coś, że się stęsknił za nami i przyjechał od razu,
gdy dowiedział się o śmierci pana Mory. Ale nie
było z nim matematyczki - powiedziała, że ona nie ma już
nic wspólnego z tym człowiekiem i nie będzie
specjalnie z tej okazji wyjeżdżać. Doszło do kłótni i, w
rezultacie, wujek przyjechał sam. Był mocno
wkurzony na Morę.
- Może to im wyjdzie na dobre. - stwierdziłam.
- Najlepsze jest to, że Łukasz nie bronił swojej mamusi -
sam powiedział, że zachowała się bardzo nie w
porządku i jest mu bardzo przykro.
- Czyli chyba jednak potrafi być normalny.
- Całe szczęście. W ogóle ostatnio normalnie można z nim
pogadać, o wszystkim. Zrobił się z niego całkiem
w porządku gość.
- To super. Wrócił mu rozum.
Czasem czyjaś śmierć może się przyczynić do czegoś
dobrego, jeśli można w ten sposób o tym mówić. Pan
Mora zmarł, żeby Łukasz mógł stać się lepszym
człowiekiem. Widocznie tak miało być, chociaż to
potwornie dołujące.
25 listopada
Wreszcie się to zakończyło! Od początku to nie miało
sensu i dopiero teraz się o tym przekonali.
- Mora spakowała walizki i, z grobową miną, opuściła
mieszkanie. - Paweł zrelacjonował opowieść
dyrektora.
- A co z Łukaszem?
- Nic, Mora się wynosi z powrotem do Wrocławia, więc
będzie miał trochę bliżej ze szkoły do domu.
- No to świetnie! Lepiej być nie mogło!
- Dokładnie. Wprawdzie wujkowi jest przykro, że tak to
się skończyło, ale prędzej, czy później by to
nastąpiło. Pożali się przez kilka dni i wszystko wróci do
normy.
Co za kobieta! Na całe szczęście, nie widziałam jej na
oczy. I możliwe, że nie zobaczę.
27 listopada
Paweł mówił, że dyrektor zaczął się nimi interesować -
zamierza im opłacać wszystkie koszty związane ze
szkołą! Oczywiście oni, chcąc "wykazać się
odpowiedzialnością", za niektóre rzeczy będą płacić własnymi,
uzbieranymi pieniędzmi. Oprócz tego, pochwalił mi się, że
wypala już tylko jednego papierosa na dwa dni!
Czyli, że jak dobrze pójdzie, to z tym skończy. Jak sam
powiedział, "To też twoja zasługa.". Zależy mu
na mnie, więc zrobił to, o co go już od dawna prosiłam.
Jak chce, to potrafi!
4 grudnia
Oto, kogo zobaczyłam dzisiejszego dnia na ulicy, gdy
sobotnim popołudniem spacerowałam z Dominikiem i Kasią -
- Łukasz i Aneta idą za rękę! Kiedy nas zobaczyli, od
razu podeszli.
- Cześć, miło was widzieć! - powiedział radośnie Łukasz i
każdemu z nas podał rękę.
- To wy znowu razem??? - zapytała Kasia.
- Można tak powiedzieć. Zaczynamy od nowa. - uśmiechnęła
się Aneta.
- W takim razie powodzenia wam życzymy! - powiedziałam sympatycznie.
- Dzięki, tobie i Pawłowi też. - Łukasz uśmiechnął się do
mnie.
No tak, zupełnie w ten sposób o tym nie myślę. Paweł
zawsze był przyjacielem i nim pozostanie. Tylko,
że takim najbliższym.
- Już wszystko w porządku u ciebie? - spytałam Łukasza.
- No wiesz, smutek pozostanie, ale już się pozbierałem.
Chłopaki ze szkoły bardzo mnie wspierają.
Najpierw dali mu kosza, a teraz mu pomagają - bardzo
dobre szkolenie. Z ofiary losu i mamisynka stał
się normalnym chłopakiem. Może teraz faktycznie coś im
wyjdzie z Anetą?
* * * * * * * * * * * * *
Nie wspominam nic ostatnio o mojej kochanej rodzince. A
to dlatego, że oboje są zajęci - Andrzej w
ogrodzie, a Monika na boisku. Żyją w swoich światach!
A Marcin z Asią mają się świetnie - pasują do siebie
idealnie. Nareszcie wszystko zaczyna się dobrze
układać...
5 grudnia
...chociaż, tak naprawdę, najgorsze dopiero było przed
nami. Nigdy nie zapomnę tego dnia.
Przechadzałam się spokojnie ulicą, gdy nagle zadzwonił
telefon:
- Aniu, nie jesteś może z Mają? - to był przerażony głos
pani Beaty.
- Nie, proszę pani.
- Słuchaj, kochana, dzwonię, bo nie ma jej w domu i nie
wiem, gdzie jest!
- Nie wie pani, gdzie ona może być?
- Często chodziła ulicą 1 maja.
- To ja spróbuję jej poszukać.
Zaczęłam mieć czarne myśli. Co z nią?!
Zadzwoniłam do Dominika i Kasi, żeby przyszli mi pomóc.
Jednak, zaraz po skończeniu rozmowy telefonicznej,
stanęłam przed wąskim przejściem, gdzie stały kosze na
śmieci. I dostrzegłam leżącą w bezruchu
dziewczynę.
Podbiegłam szybko i oto zobaczyłam spoconą i brudną twarz
Mai. Trzymała w ręku nóż, a z ręki lała się
krew.
- Maju, odezwij się, żyjesz?! - krzyczałam.
Otwarła powieki i spojrzała na mnie.
- Nie martw się o mnie, już za chwilę będę Tam, razem z
tatusiem.
- Co ty wygadujesz?! - wyjęłam z kieszeni chusteczkę i
starałam się zatrzymać krew wypływającą z jej żyły.
- Pisało... na komputerze... kto wtedy zginął... -
traciła przytomność.
- Nie rób sobie tego, będzie dobrze! - zaczynałam płakać.
- Wiem, że będzie dobrze. Ale nie tutaj. Tam jest tatuś,
prawdziwa mamusia z tatusiem i Azorek... Twoja
mama też...
- Proszę cię, Maja, przecież tutaj masz żyć! CO twoja
mama zrobi, jeżeli ciebie zabraknie, a co Max,
Kuba, Paweł?! - mówiłam wszystko, co mi w przypływie
emocji przychodziło do głowy.
- Kiedyś się spotkamy. Ale nie dziś. Proszę cię, przekaż
to Kubie - podała mi różaniec, po czym
gwałtownie odrzuciła chusteczkę i przymknęła oczy.
- Błagam, nie rób tego!!! - krzyczałam, ale nie wiem, czy
do niej to dotarło.
Zdążyła jeszcze wyszeptać: "Dziękuję za
wszystko" i odeszła...
Siedziałam tak przy niej, zalana łzami, pogrążona w
rozpaczy, której nigdy jeszcze nie odczuwałam. To
są emocje, których nie można sobie wyobrazić. Oto leżała
na moich kolanach moja pierwsza prawdziwa
przyjaciółka, a właściwie to już nie jest ona - jej duch
już jest po tamtej stronie...
Po chwili znaleźli mnie tam Dominik z Kasią oraz, ku
mojemu zaskoczeniu, Paweł i Kuba!
Spojrzeli zszokowani. Ten widok i moje spojrzenie
wyjaśniły im wszystko. Zadzwoniliśmy po pogotowie.
Chociaż właściwie lekarze nic tu nie pomogą, nic już nie
pomoże.
Płakałam i nie umiałam przestać. Dlaczego akurat ona?!
Miała całe życie przed sobą, a tymczasem jej
nie ma. Nie, nie potrafię w to uwierzyć, nie przyjmuję
tego do wiadomości, niemożliwe!!!
Paweł objął mnie ramieniem. Jest jedyną osobą, która w
tej chwili miała dla mnie znaczenie. Potrzebowałam
jego bliskości.
Nawet nie pamiętam, czy ta karetka przyjechała, czy nie -
byłam w szoku. Ale chyba tak, skoro przeleciały
mi przed oczami sylwetki gości w białych kitlach...
* * *
* * * * * * * * * * * * * * *
"Czas jest wielkim nauczycielem, tyle tylko, że
zabija swoich uczniów." - jak powiedział pewien mądry pan,
Hector Berlioz. Każdego z nas to czeka - ale czemu w tym
wieku?!
Cóż, jej misja na tym świecie dobiegła końca... A
życie toczy się dalej...