wtorek, 29 grudnia 2015

431. (Nie)właściwy obraz

Gdzie uleciał płatek najdelikatniejszego z kwiatów?
Do rozdartej rośliny wdarła się trucizna.

Niewinność zginęła pod naporem gwałtowności.
Powoli i cierpliwie - nikt już nie poczeka,
nie zazna spokoju wrażliwa, niedoświadczona.

Przekrzywiony obraz -
czy ma szansę powrócić do porządku?
Czy znajdzie się ktoś,
choćby długo czekał,
choćby z pozoru beznadziejnie;
czy ożywi jak dotąd umarłe?
Czy uleczy skrzywdzone?

Potłuczone lustro dzieli mnie na milion kawałków,
z których ułożyć mogę kolejny milion
niewłaściwych obrazów,
błędnych prawd,
fałszywych wizerunków.

niedziela, 27 grudnia 2015

430. Dzieci przeznaczenia

Każdy szlak kończy się podjęciem decyzji.
Wraz z nią kolejny etap
wędrówki od początku do końca.

Jeden wybór.
Nieodwracalnie kształtujemy przyszły los.
Nierzadko pod wpływem przypadku.
Sekunda zbyt krótka, by wybrać właściwie.

Władza największa w każdych rękach.
Jeden ruch, by wyrwać z obiegu
plan długoletni,
plan decydujący.

Żadna odpowiedź nie jest błędna.
Jedno jest wyjście -
czeka, byś je wybrał.

Dzieci przeznaczenia.
Czy decydują o już zamierzonym?

czwartek, 24 grudnia 2015

429. Wyrwani z obiegu

Dopiero teraz dostrzegam, jak osuwasz się w ciemność.
Gdzie uśmiech sprzed kilku dni?
Brak sił wzbudza negatywne,
słabość wysilona, by skryć się jak najskuteczniej.

Kontrast obraca nas w przeciwne strony.
Wychodzę z mroku, okazując się światłością.
Iskra nadziei - zdaje się, że zmieniła obieg,
bezlitośnie wprawiając w zakłopotanie.

Odchodzisz pod wpływem bezdusznego wysiłku.
Na stałe?
Byle nie pozbawił cię osobowości
wrażliwego opiekuna,
promieniującego w mroku.

Dopiero teraz dostrzegam -
należy pilnować właściwego obiegu.

środa, 23 grudnia 2015

428. Fabryka cudów

Świt zapowiada kolejny dzień
wplątanych w wir szaleńczej czynności
bez znaczenia dla ogółu.

Wyłączeni z myślenia,
odliczamy kawałek po kawałku.
W rytm przypadkowych dźwięków,
w rytm żywych rozmów zwiększamy tempo,
prowadząc się do obłędu.

Bez wpływu na rzeczywistość zza ścian.
W przekonaniu, że fabryka cudów uszlachetnia,
zbliżamy się do końca.
Wena ulatuje z każdym kolejnym ruchem
żelaznej ręki,
sztucznej inteligencji.

Papierowe dzieła po sekundzie trafią w zapomnienie.

wtorek, 22 grudnia 2015

427. 40 i 4

Szlachetnie nazwany.
Bohater dramatu przeniesiony do codzienności,
w której trzymamy się na odległość.
Niezamierzenie?
Ścieżki nieco odmienne.

Od niechęci po podziw.
Uległość, jakiś lęk odsuwa w przeciwne,
prowadzi do skrajności.
Milczenie przerwane zaledwie przypadkiem,
niemądry gest przywołuje najwięcej uwagi.

Uznanie ujęte w języku wybitnego -
mały gest niemałej postaci.

426. Furor poeticus

Dla ciebie to tylko słowo.
Dla mnie ciąg nieskończonych rozważań
podsumowanych utworem
nieoczywistej treści.

Pod wpływem melodii napływają myśli,
zastanawiając się, jak zręcznie skryć się za przenośnią.
Zasłyszane wykorzystują na potrzeby własne -
fikcyjne dla rzeczywistych.

Dosadniej wyrazić delikatne,
za zasłoną wstydu nieco trudne,
czego nierzadko sam nie rozumie
rozchwiany bajkopisarz,
komentator codzienności.

Kiedyś wypłynął zbyt daleko w poszukiwaniu inspiracji.
Niechętnie odwraca wzrok w stronę lądu,
gdzie tajemnica nie ma racji bytu.

Szał wzburzył fale.
W słowach toną wrażliwcy.

425. (!ulicy) Rozgrywki

Dwie twarze,
dwa cele,
dwie koncepcje.

Plan świata w zasięgu rąk nieczystych,
słów niemądrych.
Dwie siły pod sztandarem chaosu:
                                                                               siła mowy,
                                                                               siła pięści.
Złamana ręka pisze powieść,
niemowa wygłasza przemówienie.
Na planie znikomej wielkości istota
woła zbyt cicho.

                                  Jest tylko pionkiem w grze planszowej.

424. (!ulicy) Bez kontaktu

Nie widzisz, a ja spoglądam.
Chcę usłyszeć - nie odpowiadasz.
Każesz użyć słów niecodziennych, niepoprawnych.

Huk wywołuje tylko mrugnięcie okiem.
O, spoglądasz.
Widzę w tym spojrzeniu, że
                                                  dla ciebie nigdy mnie nie było.

423. (!ulicy) Wciąż

Powinni, ale nie robią.
                 Niby muszą, ale WCIĄŻ omijają.
Nie dbają o własne podwórko.

                   Ich wartość to
pozostać NIECZYNNYM.

422. Żyjąca we mnie

Ożywiam wymarzony zapach,
by otulił pokój nową świeżością.
Chłód wdziera się przez zaciśnięte okna,
zaganiając mnie w ciepły kąt.

Tam wspominam dokonane.
Imię wpisane w kolejną księgę
istniejących najwyraźniej.
Napłynęła słowa,
wołające, że czas biec w ich rytmie.
Ręce podpierają mi stopy, bym mogła wyskoczyć,
szarpnąć księżyc, obejrzeć świat na jednej z chmur.

Tam wezmę nowy oddech,
by usta wygłosiły nowe treści.
Przerywam choć na chwilę milczenie,
dziękując.
Ogrom entuzjazmu skryty za zakłopotanym uśmiechem.

Ożywiam żyjącą we mnie -
wydostaje się z okrycia
stawiając na drobny gest

drobnym słówkiem ujęty.
O mocy nieprzeciętnej,
wymarzonym zapachu.

sobota, 19 grudnia 2015

421. Pięć słabości

Lampka
zapala się przy pięciu słabościach.
Ciemność jest tylko brakiem światła.
Nieusprawiedliwia brak prądu,
brak świecy,
skrócony dzień,
zachmurzone niebo.

W środku nocy budzę się, by przypomnieć sobie południe.
Poranek zmusza, by na powrót nie zasnąć.
W samotności odnajduję Przyjaciela -
kojąco milczy.

Wędrówka aż do zapadnięcia zmroku.
Życie nawet po ciemku.
Lampka zapala się przy każdej z pięciu słabości.
Światło o północy boli szczególnie ślepca.

Brak szansy na wyjście z nawyku
zaburzyłby naturalny cykl dnia i nocy.

piątek, 18 grudnia 2015

420. Zniszczenie muru

Dręczy potrzeba bliskości.
Mur?
Zwalony jednym dotknięciem ust.
Oddech bezsłowny przenika do wnętrza
spragnionej powietrza.

Przestrzeń może zmniejszyć się do minimum.
Zniszczenie otoczy okręgiem związaną relację.
Dusze bez materii, nie potrzebują przestrzeni,
by rozwinąć się poza granice dopuszczalnego.

Normalność nabiera cech niecodziennych.
Najlżejsze bywa ulotne,
lecz pod ciężarem sumienia nie ulecę,
nie ucieknę od odsłonięcia prawdy
o człowieku - najzwyklejszym.

Nie zaistnieje więcej mur.
Co przeniknie, nie wraca już na zewnątrz.

419. Nienaganna

We włosach wyczuwalny delikatny zapach.
Nienaganna.
Kim jest, że nie nadano jej imienia?

Kilka tarcz broni przed kompleksem,
odczuwanym niedobitnie,
bo urok jest pojęciem względnym.
Nie usłyszała, lecz wie,
kto nadstawił ucha na jedną z jej treści,
chcących poruszyć choć jednego z nich.

Zza zasłony może wyjść, nieco roztrzęsiona,
lecz na moment, by nie odtrącić nieidealnym.
Uzwijana w tajemnicę.
Rzucany czar nie działa na nikogo.

Nienaganna.
Możesz być jedynym, który wpadnie w jej sidła.

418. Wieczny poeta

Wieczny poeta
zamknął się za bramą własnych słów.
Czasem wychyla się, widzi świat zza okna.
Wychodzi o zmroku,
po zmroku objawia się w pełni.

Kłębią się kolejne fragmenty.
Ogromna siła napiera w szybę,
nie mogąc przebić się przez oszklone ciało.
Dosłowność odbiera urok tajemnicy,
odbiera przyjemność rozumienia inaczej.

Wewnętrzy głos nawet na co dzień mówi językiem wierszy,
oddzielając od wpisania w definicję.
Stroni od szybkich reakcji,
będących dowodem na nieposkromiony pośpiech.

Nie przestanę,
nie wyleczę się.
Lekarstwo prowadzi do pogłębienia choroby.

czwartek, 17 grudnia 2015

417. Pogoń

Przybyłam za późno,
mgła zdążyła już opadnąć.
Zmieszana z twoim oddechem, skryta w zakamarkach lasu,
podąża wzdłuż wydeptanej ścieżki.

Pogoń za niedostępnym.
Nie umiem utrzymać się na szlaku,
by nie odbijać, zwodzona lepszym celem,
świeższym powietrzem,
kosztem większego wysiłku.

Nie zdążę, nim pożegna mnie słońce.
Dni coraz krótsze, a sen lubi wydłużać niebyt.
To nie ta mgła - nie daje wyrównać oddechu,
zebrać sił, zdobyć się na śmiałość.

Gdzie ta droga,
która wielu doprowadziła prosto ku lepszemu?
Ślepa w światłości,
nie dostrzegam różnic otoczenia.
Jak w klatce, świadoma ograniczenia,
zdeptałam wiarę w znikome noce.

A te nadchodzą już wiosną,
wyrastają spod zmrożonych stóp.
Dają ciepło, wdychają mgliste złudzenie.

Oddają cząstkę, w której się ukryłeś.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

416. W innej rzeczywistości

Nie bez powodu sami,
w końcu oddzieleni od reszty.
Przez oczy wczytuję się w księgę,
świeże słowo wywołuje zawrót głowy.

Nie wydobywam jeszcze odgłosów
świadczących o mojej odpowiedzi,
o utracie rozsądku.
Lekki powiew przy uchu
wędruje dalej, dając odczuć się coraz mocniej.

Ślady przeszłości,
skrywane niedoskonałości,
błędy, których żałujesz.
Wymalowane - teraz widzę najdokładniej,
czego nie dowie się nikt poza mną.

Drżenie będące jedynie napięciem,
strachem przed najprzyjemniejszym.
Oddech spowalnia - umieram jakby na jakiś czas.
Bez kontaktu; nie zadawaj trudnych pytań,
gdy na moment oddzielam się od cierpienia.

Czujesz to samo?
Staram się, by nie odebrać temu uroku,
by było źródłem wspomnień
nie wychodzących poza pokój.

Wyobraźnia sięga swych najdalszych granic.
Jesteś punktem wpisanym w obie rzeczywistości.

niedziela, 13 grudnia 2015

415. Biały Wilk

Poezja, choć banalna,
przyjacielem wojownika.
Pod osłoną kamienną kryje się człowiek;
nieme wołanie o uwagę.

Skryty za obojętnością,
pogodzony z istotą świata nieidealną.
Zmuszony do wyborów,
tak lub nie przywiązuje do jednej ze stron.

Zimna twarz pragnie pozostać bez odpowiedzi.
Sumienie każe odsunąć się od wydarzeń,
a te gnają za nim, opleciony staje się główną postacią
w grze, wbrew pozorom, niemagicznej.

Biały Wilk o nieczystym sumieniu,
a honor złudną nadzieją beznadziejnych.
Pod dobrą sławą skryta tożsamość tchórza.
Księżniczka nie zasłużyła na tron.

Trzymam miecz, nie próbując bronić się przed najeźdźcą.

wtorek, 8 grudnia 2015

414. Przypominajka

Samotność burzy poczucie obecności.
Słowa sprawiają, że nie odchodzę w zacisze nieistnienia.
Śmiech budzi z letargu,
jakby wiedziała, kiedy przywrócić mnie do zdrowia.

Wystarcza, by nasycić codzienność niebanalnością,
wprowadzić mnie w zakątki swego życia.
Strażnik umysłu, ustawia mnie do pionu,
bym nie odpłynęła zbyt daleko.

Dusza, która nie pozwala mi zasnąć,
zapomnieć, że niezwykłe dokonuje się na naszych oczach.
Żeby brnąć, bez powagi podążać,
nigdy nie dorastać - przypominasz.

Pewne odbicie samej siebie.
Odwraca mój wzrok w stronę porzuconych pragnień.

413. Nieuchwytne

Zamykam w klatce z dużym dopływem powietrza,
by nie zadusić, lecz trzymać przy sobie,
starannie, by nie uszkodzić.
Próbuję uzupełnić układankę.

Przez przypadek znajduję części.
Nie umiem oddać, gdy przychodzi czas rozliczenia.
Potrzeba przywiązania prowadzi do obłędu.
Naturalne, czy szalone?

Niechęć do wejścia w schemat początku i końca.
Pragnienie wieczności
bez obaw o zmienność, przepływ nasyconej fali.
Wywołuję burzę, by schronić w zamknięciu.
Nie dopuszczam słońca, by nie zaburzyć układanki.

Nieuchwytne każe mi pogodzić się z biegiem.
Czekam, by ktoś zwolnił.

412. Nowa twarz

Nowa twarz.
Nieznajoma, niegotowa jeszcze na wyzwanie,
jakim jest życie pełnią życia.

Podjął się kroku,
wierząc, że nie jest niewolnikiem czasu.
Ambicja otwiera bramy wolności.
Niezliczona ilość szans, by naprawić pomyłkę.

Mieszanka uczuć
każe mi cieszyć się z powodzenia,
lecz na odległość, by nie zrobić o krok za dużo.

Odwaga nie może zasłużyć na zniesławienie.

411. Dotyk przyjaźni

Gdzieś we mnie - niezwyczajne,
niepowszechne - nie próbuj go opisywać,
bo nieliczni tylko pojmą właściwie.

Nie będę tłumaczyć,
by nie zgasić czaru, który sprawia, że przebaczam.
Skrywana pod osłoną codziennych relacji
iskra, porusza nieznaną jak dotąd sferę
dopuszczalnego odczuwania.

Kto ograniczył słowa do jednego znaczenia?
Będę nazywać nas w ten sposób,
choć nie jestem w stanie trafnie przekazać,
byś spróbować mogła odwzajemnić.

Dotyk przyjaźni.
Sekunda, przedłużana do granic możliwości.
Czy działam podobnie?
Kim jestem w tej małej rzeczywistości,
której tak dociekam?

Promienność.
Gdybyś chciała skryć ją pod poduszkę,
wiedz, że na co dzień wywleka mnie z pościeli,
sprawiając, że jestem na nią gotowa.
Gotowa na tok drobnych przyjemności,
powszechnych wyjątkowości.

Dotyk przyjaźni.
Prąd przepływa do najczulszych zakątków świadomości.

niedziela, 6 grudnia 2015

410. W prologu

Obejrzyj się.
Widzisz, jak słońce wykonuje kolejny ruch.
To nie my stoimy w miejscu,
nie odzyskamy żadnej sekundy.

Mamy ich na tyle, by ułożyć z nich historię
o poległym - w każdej sięgał po zwycięstwo.
Milczenie reguluje oddech,
słuch poprawia koncentracja.
Rozum otwarty na wiedzę,
powieść czeka na ujęcie ją w słowa.

Utknęliśmy w prologu, chcąc być początkiem bez zakończenia.
Przykuci między czasem, próbujemy przejąć kontrolę,
uchwycić ulotne, pozbyć się ciężaru tęsknoty
za idealnym - okazał się ślepym zaułkiem.

Wyjść poza początek,
podjąć się sprzeczności,
wydostać z paszczy rozsądku.
Poszukać straconej tożsamości
w szufladzie, na innej płaszczyźnie.
Wykroczyć poza świadomość,
wziąć pierwszy oddech.

Opuszczam gniazdo.
Piszę rozdział pierwszy.