czwartek, 29 czerwca 2017

819. Na Manhattanie zdarzył się koncert

było nam nawet
póki nie wspiął się na sam szczyt
wieży World Trade Center pejsaty muzyk

na alarm skowytał smyczkiem
co wypocił spojrzeniem, spływało rynną
do naszych szklanek, obie w połowie pełne
co daje jedną pustą, było czym zmoczyć język

słoną nutą, peeling dla ust
gryzł jak przy pierwszym zbliżeniu
przy ostatnim zetknięciu, więcej się nie zdarzy
śmierci za sprawę, romantyzm oklepał temat

środa, 28 czerwca 2017

818. Gioconda made in China

na co to komu?
order uśmiechu po raz kolejny przyznano
muzie da Vinci, mam całe płótno dla siebie

więc rozsiadam się wygodnie, prześwietlam 
przezornych koneserów kobiet, a mogłam być chłopcem 
zrobić sensację, to by było coś

godnego sprzedaży na chińskim bazarze
zwyChina z napędem na cztery nogi
kwoka przed i po godzinach

znosząca złoty everyday z czekoladą w środku
słodka przyjemność, od nadmiaru
niejeden dostałby mdłości, a jednak

takich jak ja jest multum, choć mało którą uwiecznił renesans

sobota, 17 czerwca 2017

817. Miejsce, którego nie ma

Mało co obchodziły was wtedy
wycieczki do Compiègne. Pasterz zgubił
setną owieczkę, złożył się na nią

prezydent z całym rzędem 
rozbrojonych rycerzy, przeciw okupacji
państwa Posejdona skuteczna tylko modlitwa

szeptana w dialekcie. Dusze z importu
znają śmierć z legend, pierwszą mapę
nakreślił im Huxley, w obczyznach

dzieje się źle, sekunda skróciła się
co najmniej o połowę, to nowej generacji
strefa obcowania, burdel ponadczasowy 

migruje podprogowo. W chwili nieuwagi
gospodaruje przestrzeń, niech się stanie 
postój na kawę, toaleta na łące.

wtorek, 13 czerwca 2017

816. Wywleczone na lewą stronę

Johnny nadrabia humorem,
Leo ma zawsze problem - nie ma tej, której 
pragnie nad życie. Michelle traci dzieci,
Benedict ich nie ma - kiedy był w ich wieku,
stracił przyjaciela, poślubił logikę. Jennifer ma humory,
Robin tylko dobre. Czy tylko jego nazwać mogę

prawdziwym aktorem? Nasz film trwa w zaparte,
tyle że im jest łatwiej, mogą
udawać rolę, wielu przeoczy
prześwitujące przez maskę pory, 

surowe warzywo. Prościej oceniać po wzroście,
nie trzeba nawet reżysera, przeznaczenie jest dostatecznie

klarowne. Pokerowa twarz to też dekonspiracja. 

poniedziałek, 12 czerwca 2017

815. M.A.K.B.A.

Nakryte do stołu! Wołam moich rycerzy
według starszeństwa, mają swoje miejsca
w pierwszym pałacu pamięci - jadalnia, pośrodku
pustej przestrzeni okrągły stół. Nie bez powodu
nagość ścian, istny burdel, przyzwoitkę odesłałam

jeszcze przed śniadaniem. Teraz możemy pogadać,
ale zanim, niech się wam jeszcze przyjrzę
w razie sztucznych piegów (choć dwoje z was ma
rudość pod skórą) mogę kogoś wymienić.

Albo nie - wszak oznajmiłam:
jedno z was mnie zdradzi, a będzie to
ten (lub ta, o niebo bardziej
prawdopodobna alternatywa), który jadał tu na co dzień
i dobrze wiesz, że będziesz to ty, Lancelocie,
że korona cię nie dotyczy, bo lekką ręką
rozporządzasz królestwem, kocham
dostojeństwo, z jakim utraciłam Ginewrę,

lalkę za trzydzieści srebrników. Dopiero teraz widzę -
na blacie stoi ktoś, kogo jeszcze nie znam.
Podeszwy chodzą po obrusie, czują się 
jak u siebie, są tu od 
czwartego czerwca, to one przebaczają
stłuczone kieliszki, mają nas za kochanków.

niedziela, 11 czerwca 2017

814. Krzysztof Kamil kolega z klasy

Pani mówi, że jesteśmy wrzody
na pośladkach historii. Przepraszam,
wysnuła wyjątek - Krzysztof Kamil
nie mówi brzydko, ojca stracił na wojnie,
kulał jak poczta, list ocenzurowano 

niedotarciem. Matka łysa, od chorobliwego
wyrywania z głowy wspomnień, zwykle milczy,
mały Krzyś rozmawiał czarno na białym, podobno
jeszcze przed poczęciem wpadł na ten pomysł. Teraz

z głową na biurku myśli, jak by tu przywrócić
pozwolenie na broń. Mama dociera do naskórka,
urodziła sobie męża, aż odrasta jej broda
sięgająca do pasa, nieokiełznana, doszło do

regularnych strzyżeń u specjalisty fryzjera, w przeciwieństwie
do kołtunów Krzysia, on nie daje sobie wyciąć
genu dominującego. Pstryka do nas piórem, aż
ocieka atramentem, mdleje, pani tłumi oklaski

cytatem z podręcznika. Nikt nie trafia do dyra,
nas nauczono - wojna minęła.

sobota, 10 czerwca 2017

813. Hybryda

kiedyś miał dwa żebra
ewolucja arcymatka na dobre wydziedziczyła
niesfornego obojnaka, teraz ma

ledwie widoczną dziurę, składzik na
hektolitry wstecz i filmiki o kotach
dopiero przeciążenie wywołało

burzliwą analizę, do ponownej syntezy 
brakło elementu, a pasuje tam
pod każdą postacią, byleby 

zgadzała się grupa, transfuzja będzie zbawienna 

wtorek, 6 czerwca 2017

812. Tao

zegar na czubku nosa
wskazówka kuje w oko, zezujesz
spóźniony jak zwykle, na twoim miejscu już dawno

miałabym tego po dziurki w czasie
dzień by krwawił, zadarta do bólu
skala wymierności, wolę
ostre zapalenie zatok, w miesiąc wyleczone

bez specjalnej terapii, lekom zdarzyła się już
niejedna pomyłka, na nic modlitwa
w białym kościele, kundel podpowiedział

żeby wylizać, zagoi się mimowolnie

poniedziałek, 5 czerwca 2017

811. Bez konserwantów

nieśmiertelność na E
przydaję się na dłużej, mam misję
walki z eutanazją, nieludzkie od do

jest winą wojen, zjedzą nas bakterie
mimo mody na produkty naturalne
lista jest krótka, reszta spleśnieje przed czterdziestką

lecz uniknie słoika w piwnicy pod kamienicą
zda się na powietrze, odetchnie raz a dobrze
zmierzy się z krańcowością zaledwie
sekundę wcześniej, słaby punkt nauki

obiekt czci niewierzących wciąż na topie

niedziela, 4 czerwca 2017

810. Gdy jest Ci źle

masz na koncie więcej
niż kiedykolwiek było do spłacenia, ten dług
podziel na pół, daj mi część udziałów

w ratowaniu od plajty
wiązań nerwowych, mam wobec nich
poważny obowiązek, powzięłam staranie
o wartości nieprzeliczalne, mogę oddać ci
dowolny organ, wiem że zadziała bezbłędnie

nie działam charytatywnie, choć
jedyną zapłatą, jakiej się domagam, są
twoje zdrowe ręce, z miejscem na dobroczyńcę

sobota, 3 czerwca 2017

809. Prowincjonalnie

zaplecze bez zaopatrzenia
pięć kilometrów do sklepu, zdaje się
za ciche modlitwy, by wyparować dostatecznie wysoko

asfalt lepiony z gliny, wytrzyma tylko
stopę i rower, mamy czym oddychać
ambulans zawsze spóźniony, umieramy godnie
na dywanie głodnym fotosyntezy

w czterech florystycznych ścianach
dziura w dachu, przepuszcza deszcz
i błogosławieństwo, jeśli to nie jeden rodzaj opatrzności

piątek, 2 czerwca 2017

808. Niezbyt serio

krwawię na różowo
bolało tylko w pierwszym momencie, by
stać się odznaką za odwagę
mienić zgodnie z nastrojem

kiedyś wyczerpię paliwo
będę lżejsza, w końcu szczupła
lub napompowana powietrzem
poznam naturę kłamstwa
przejdę na zasięg globalny

wszystko to jutro
dziś jeszcze pół żartem
kłaniam się Europie ojczyzn
potem selfie na tle panoramy
już na zawsze
w pamięci podręcznej

kiedyś dowiedzą się
w zależności od czasu znikania
czy byłam
szklaną butelką, poklejoną po
atakach agresji alkoholika
plastikową królewną lub zaledwie
kredkową na papierze
klatka piersiowa mogła być
metalem albo aluminium, grunt że
serce zachowało kształt

niewykluczone, że pozostanie jako jedyne
w roli anteny satelitarnej