piątek, 30 września 2016

606. Jesień samotnych podróżników

dedykowane jesiennym samotnym podróżnikom

Pasażerów przesyt
miejsca brak
choć każdy w innym przedziale
w inną przestrzeń się wtapia
cel jest jednaki

Pasażerów przesyt
miejsca brak
dla wątpliwej wiary roszczeń
o wysiadkę
przed ruszeniem

Pasażerów przesyt
miejsca brak
pustka zawalona bagażami
uciętych w porę żalów
otartej w porę łzy

Pasażerów wysyp
miejsca wciąż brak
zajęte przez złudzenia

te jedynie mają bilet w obie strony.

czwartek, 29 września 2016

605. Niecodzienna polemika z lustrem

Splątałam włosy w warkocz
splątałam, bo to bardziej kobiece
niż pukle schowane pod czapką.

Co zmusza do tej niecodzienności?
Lustro jakieś bardziej
czyste
tafla takich wód, co już chyba nie istnieją
chyba że gdzieś
w terenach niezamieszkanych

skąd bezludzie w mojej łazience?

Staję się bardziej
nieoczywista
a tu trzeba nazwać, zdefiniować
złożyć konstrukcję
taką na wzór przeszłych wzorców
albo

odeprzeć konwencję konwencji
nazwać się nienazwaną
przedstawiać się
niecodziennie
jak pierwszego dnia
i wodzić tym
cuda architektury
choćby miało runąć
przed śmiercią naturalną

niecodzienna polemika z lustrem.

wtorek, 27 września 2016

604. Islandia

Chodź do mamusi
chodź, daj się utulić mamusi
na chwil kilka
pół milenium

dryfujesz sobie z dala od domu
bez bagażu, bez jedzenia
jakby pociągał cię ląd niezamieszkały
chłód
zimno
pewna śmierć

jesteś tu trochę przypadkiem
bezdzietny
zaadoptowany
młody wojownik
bez doświadczenia wędrowiec
kula u nogi
rybak
pierwszy odkrywca
wykreślony z biografii Ziemi

chodź do mamusi
chodź, daj się utulić mamusi

mamo n-ta
jestem pełnoletni
a to oznacza
że powinnaś dać mi spokój

mama n-ta obraziła się
choć
łapczywym okiem spogląda
niby to obrażona
choć dziecię o pustych kieszeniach
dziecię bezbronne

dziecię śmieje się matce prosto w twarz
nie zrodziłaś mnie
mamo n-ta
a to oznacza
że powinnaś dać mi spokój

boli ją brak rodzinnych koligacji.

poniedziałek, 26 września 2016

603. Exegi monumentum

Stawiam sobie pomnik 
trwalszy niż ze spiżu

drewniana konstrukcja
przemoknięta deszczem
bez parasola wykrzyknik
nie widać, żeby płakał

Stawiam sobie pomnik 
trwalszy niż ze spiżu

letnia sukienka
na niej gruby płaszcz
z nadrukiem moro
dla kamuflażu
istoty rzeczy

Stawiam sobie pomnik 
trwalszy niż ze spiżu

wielkomiejska masa
wtopiłam się w boczną ulicę
mieszanina niejednorodna
zakalec
glut
olej na wodzie

Stawiam sobie pomnik 
trwalszy niż ze spiżu

jedynie krótkie westchnienie
soczyste k
jak
krytyka
albo
konfrontacja
krzywda
katastrofa kosmiczna
krzyk kobiety
korowód
kalectwo
konstytucja

stawia mi pomnik
trwalszy niż ze spiżu.

sobota, 24 września 2016

602. Non omnis moriar

Strugam pastelowy ołówek
maluję na ustach tęczę
taką, jakby świat był na opak.

W sklepie szukam pożywki
takiej niezdrowej
po której, tak mówi statystyka
umiera co drugi człowiek
co piąta kobieta
nawet kot dał się skusić

dachowców nie brakuje.

Chcę usunąć konto z tego portalu
nie ma takiej opcji
mogę go nie odwiedzać
komentarzy nie braknie
kuszących propozycji
przelania wnętrzności do fiolki
lecz bez tych śmieci z górnej części ciała
wprawiają w obrzydzenie
zbyt podatnych na cierpienie.

Modlę się o brak prądu
do białej ściany obrośniętej kurzem
w pokoju bez śladów użytkowania
pustym pokoju z pościelą na podłodze
wąską szczeliną zamiast okna
wystarczy, by z zewnątrz prześlizgnął się odór
gnijących pamiętników
tylko w nich ludzie są ludźmi
o kruchych sercach
papierowych dłoniach
umierających od deszczu.

Gwałtownym być w tym zamążpójściu!
Przymierze faszerowane namiętnością
do znudzenia
jestem wciąż tą samą żoną
a ciekawiej byłoby się wymieniać
jak to jest z zaokrąglonym brzuchem
siniakiem pod okiem
fartuchem w kwiatuszki
twarzą schowaną w czerni
oczach pustyni
policzkach rumianych od zimna
jestem wciąż tą samą żoną
a ciekawiej byłoby się wymieniać.

Prądu brak
kurz wgryza się w pościel
pod ziemią fiolka
tylko mój zapach
gdzieś w Hadesie
piszę ten gnijący pamiętnik

jestem wciąż tą samą żoną
a ciekawiej byłoby się wymieniać
jestem wciąż
a ciekawiej byłoby
jestem
nieciekawie
choć prądu brak.

piątek, 23 września 2016

601. Zaistnieć

Dotykam
opuszek palca reaguje na napięcie
gwałtowny przepływ prądu
kumulacja pragnień
w efekcie niemoc.

Może chciałam zbyt szybko
wieczność skróciła się do sekundy
lecz zdążyła zaistnieć
zostawiła plamę na obrusie
okruszki na stole
z celebrą niepozmiatane
po rodzinnej herbacie
rozmowach ze ścianą.

Szminka na lustrze
usta będą trwać, póki nie oderwie ich
jedna z wielu
ta jedna jedyna
na którą padła wieczność.

czwartek, 22 września 2016

600. Gdziekolwiek

Jak odnaleźć się w tym obcym mieście?
Starsza pani trąca reklamówką
mówi, żebym ściszył tę muzykę
nie słyszę, bo mam słuchawki
w końcu ściągam
wciskam jej do uszu
babcia dostaje dreszczy
na dźwięk mistycznej solówki
ze Sweet Child O'Mine.

Jak odnaleźć się w tym obcym mieście?
Elegancki jegomość
bezczelnie wpatrzony w okładkę
pyta, co czytam
wiem, że i tak nie skojarzy
udaje, że słyszał o nim we Francji
o lokalnym bajkopisarzu we Francji.

Jak odnaleźć się w tym obcym mieście?
Zapalam papierosa
chłopak obok prawie się udusił
już skazał się na straty
a to ten sam, co to go słychać o trzeciej w nocy
oczy ma piękne
zbyt duże źrenice.

Jak odnaleźć się w tym obcym mieście?
Mieszkam tu od dwudziestu lat
razy trzysta sześćdziesiąt pięć
uświadamiam sobie
że gdziekolwiek jest obce.

599. Z ciała

Lot na rowerze
młoda kobieta
sanitariusz
depresja
ostre narzędzia

pożywka maluczkich
porcjowana w grupach
muska ciało
kosztem ciała
oddycha

zastyga na powierzchni
udając, że tęskni
za modlącym się żołnierzem.

środa, 21 września 2016

598. Femme fatale

Rudy rosół
wypijasz przed omotaniem
bez makaronu
pikantny płyn.

Noc jest długa
pamiętasz sekundę
tę, kiedy zaczęła
grzebać ci w portfelu.

Potem już marazm
podwieczorek
plama po kawie
zbyt gwałtownie
na kolację czasu nie starczy.

Dopiero na zdjęciu widać,
że szyja w groszki
humor w kratkę
a gładkie tylko nogi.

597. Ignorancja

Kanapka z szynką
dla weganina
spocona koszulka
w dzień urodzin ciotki.

Zaparowana szyba
palcem piszę obliczenia
trójkąt
delta
to rozwiąże wszystko.

Wpisana w matematyczny schemat
nie jestem w stanie wyjaśnić
czemu bawi mnie wojna
głowa o głowę
atomowy krach.

Wylew oczu
generuje stateczność.

596. Trubadur współcześnie

Trubadur
wierszokleta
głosiciel moich treści
permanentny.

W mieszkaniu porozwieszane
chwytliwe cytaty
z jego repertuaru
ułożone po kolei
zgodnie z rozkładem dnia.

I tak powstaje dramat
nasza historia
do niej lubię coś dopisać
by uwzględniono mnie przy autorstwie
by uwzględniono związek
pakt formalny
sakrament.

Często nucę
jakby to była piosenka
już samo w sobie nacechowuje mnie 
emocjonalnie
bo skoro śpiewam
to nie wstydzę się fałszu
lgnę się nawet do tańca
choć ruchy mam niezgrabne
wybieram pogo
bal solidarności
tam powiedziałeś mi po raz pierwszy
cytat jeszcze wtedy zaczerpnięty z poezji
mojej własnej
nie wiedziałeś
za znajomość dostałeś piątkę.

Ściany mają uszy
nagrywają dźwięk bez obrazu
ale nie odsłuchamy
zatrzymaliśmy się bowiem
na płytach winylowych.

595. Po lekturze

Ptok ptakowi nie jednaki
nasz jest znany
w całym świecie
zapomniany.
Ptok ptakowi nie jednaki.

Co pan nosisz za ozdoby?
Nie znam pana
nie przyznaję
co za błazen
w garniturze
co za bełkot
w naszej mowie
świergot orli
nie wypada
by tak ćwierkać
trajkotanie
w rytmie tańca.

Słomiane widmo
skrzypek-grajek
za nos wodzi
biednych gości
ranne ptaszki
co zaspały
przed działaniem.

Co pan nosisz za ozdoby?
Sznur zaciska
niby krawat
bez krawata
pan nie orzeł
w klapie znaczki
souveniry
ku pamięci
wzniosłych treści.

My nie swoi, ja nie zdrowy
jakby przyszło co do czego,
wisz pon, nikt tu nie gotowy.

wtorek, 20 września 2016

594. Basia

Straciłam.
Nie widać na czerwonym ręczniku.
Nie powiedziałam mu jeszcze
żeby nie zwariował.
Odetnie rękę
mocniej uświadamiając sobie brak.

Straciłam.
Na fotografii został pusty ślad
miejsce dla Basi
nawet zeszłam na dalszy plan
dla celebry
szczęścia kosztem szczęścia
już zdążyłam wywołać
miała zawisnąć na ścianie w salonie
w widocznym miejscu
w ramce z londyńskiego souveniru.

Straciłam.
Wysłałam list do instytucji
zajmującej się problemem niezwyciężenia
nawet zadzwoniłam
w słuchawce tylko piosenka
gra na czekanie
Awake and alive
a potem jakby płynnie
może tylko w mojej głowie
Stairway to Heaven
w wersji akustycznej.

Przyjdzie mi napić się drinka
z dolewką gorzkiego trenu.

593. Mikołaj K.

Miałam dziś egzamin
ze znajomości biografii
Mikołaja K.
pytasz, kto to
nie powiem
bo nie narodził się
jeszcze.

Zadali pytanie
na które nawet oni nie znają odpowiedzi.
Chyba chcą w końcu wiedzieć
gdzie zamieszka
pod jakim adresem
czy zmieni nazwisko
jaki ma kolor oczu.

Nie biorą pod uwagę, że
może nie być tym pierwszym
albo jako pierwszy przetrzeć szlak
nie wypowiadając słowa
zostanie sławnym pisarzem
ku pamięci
wpisanym do dedykacji.

Miałam dziś egzamin
ze znajomości przyszłości.
Nawet nie wiem, czy jestem w stanie
czy Mikołaj K.
nie zostanie dziewczynką.

592. Zinstytucjonalizowany lek ogólnodostępny

Mały berbeć
z dwójką z przodu
brodą do pasa
dłonią wiecznie przy ustach, z których
sączą się początki wypłaty.

Uzależniony od instytucji MATKA
to skrót od
Materialna
Apatia
Trochę
Klientów
Anarchizująca.

Kredyt bez odsetek
bez zwrotów
to chyba
darowizna
buziak na dobranoc
przykryta kołderka
wyprasowana żelazkiem
jeszcze z czasów PRL-u.

Przyjęło się powszechnie, że
każda instytucja szwankuje, że
nastawiona na korupcję, że
nepotyzm, że
zaraz...

Bateria się wyładowała
halo! boli mnie
kup syropek
nie tabletkę
bo jeszcze się zakrztuszę
i co wtedy
z twoim brakiem czasu?

Jak się zepsuło
to trzeba kupić nowe
nawiedzam sklepy
pytam choćby o ulotkę
pani podaje mi cennik
w jakiejś innej walucie
chcę wiedzieć
ona milczy
niezręcznie wpatrzona w podłogę.

Pięćdziesiąt lat miłości w pigułce
zakrztusiłem się
wyplułem
zamiast połknąć.

poniedziałek, 19 września 2016

591. Hierarchizacja utkanej ze snu piłki

To jak w tym śnie,
w którym potraktowałeś mnie nad wyraz obojętnie.
Nie rozpoznałeś fascynacji
grałeś w piłkę
i to było ciekawsze
jej liryczne podanie
do ładnego bramkarza
ze szkoły podstawowej.

To jak w tym śnie.
Spomiędzy zaciśniętych pięści
wypływa surowe jajko
kogel-mogel
skorupka w oku
kurza wizja
gdakanie o wynikach meczu.
Nikt nie liczył punktów,
więc czemu by nie skupić uwagi na mnie?

Wracam ze sklepu.
Może kupić ci zafoliowane szczęście?
Obiad na szybko.
Odgrzewa się kilka minut
gotowy do spożycia
bez zbędnego wysiłku
marnowania czasu
na grę wstępną.

To jak w tym śnie.
Boję się zaproponować
wieczoru w restauracji
bo tam nie ma bramki
a piłkę trzeba wkopać
zdobywać punkty
wiecznie wygrywać.

Nie ze mną te numery.

590. Półświatek z dala od lęku

Ludzie mną gardzą, bo się boję.
Ludzie mną gardzą, bo obklejam dłonie plastrami.

Przymykam powiekę
spuchnięte oko
przez utkwiony w nim kryształek soli
na wpół niewidoma
czarno-biały stał się dla mnie wszechświat
wracam do filmów z Charliem Chaplinem
słowa są zbędne
kolory są zbędne

wprowadzają niepotrzebny zamęt.

589. Mój przyjaciel mój

Jestem już u siebie
we własnym łóżku
z własnym kochankiem
nie tym pożyczonym
w wypożyczalni filmów
relikt przeszłości.

Jestem już w sobie.
Śniadanie robię sama
czeszę się
ubieram
wyglądam schludnie
prosto ze sklepu lalka
zbyt fotogeniczna
a jednak mimiczna.

Jestem już dla siebie.
Starczy ta zabawna dyskusja
jedno powie na
dopowie talia
krótka kłótnia na rozgrzewkę
a potem przyjemność
obcowania z tą przestrzenią.

Jestem już ponad sobą.
Wypiłam za dużo przemyśleń
pijana siadam za kierownicą
tak się noszę na co dzień
nie zastanawiając
czy w moim wieku to dozwolone.

Mój przyjaciel
mój
dba o mnie, jak mało kto.
Mój przyjaciel
mój
denerwuje mnie, jak mało kto.
Mój przyjaciel
mój

koniec epitetów.

588. Zwierzę nienarodzone w zoo

Nie urodziłem się w zoo.
Mówią, że ojczyzna to utopia,
że nie ma czego szukać
poza ogrodzeniem.

Klatka.
Lubię kłócić się z nią o racje,
choć to ustawiona walka.
Silniejszy zawsze zwycięża.
W przypływie wieczornych halucynacji,
wtedy, gdy nijak nie mogę zasnąć,
widzę, jak się kurczy,
rozkłada ramiona,
chcąc mnie otulić,
rozgrzać chce mnie zimna stal.

Goście.
Widzą we mnie tylko zwierzę.
Pośmiej się,
podrażnij,
rozwściecz do zwariowania,
bo cóż z tego,
skoro dzieli nas
mentalna ściana,
bo inny język,
inny gatunek,
nie do przeskoczenia różnice,
nad którymi nikt jeszcze nie zapanował.

Nie urodziłem się w zoo.
Ktoś to kiedyś powiedział,
a ja uwierzyłem,
bo przecież nie pamiętam.
Chyba czasy były inne.
Jeden ryk oznaczał wieczny azyl,
skreślenie z listy żywych,
zamykając w tej metropolii,
krainie
(tfu!)
marzeń
o ustatkowaniu,
bezpiecznym porządku
pod opieką nowej generacji drapieżników.

Nie urodziłem się w zoo.
Upieram się przy tym,
jednakże,
czy ktoś udowodnił, że jest coś poza tym?

587. E-miłość

Jak ją znalazłeś
w tym natłoku internetowych stron
społecznościowych profili
nierzadko anonimowych?

Jak rozpoznać człowieka?
Szukam tego z blizną pod okiem
a tam wygładzone twarze
jak z okładek gazet
twarze obce nie przez obcość
bynajmniej.

Zdjęcia zrobione tak, by
pierwsze w oczy rzucało się ego
zajmuje całą przestrzeń.
Gdzie tu myśl
ta wyrażona dołączonym cytatem
poetycka definicja
podróbki impresji
dzieła bez tytułu?
Skoro bez tytułu, to nie dzieło.

Z okna widok wygląda lepiej.
Brud zasłania wadliwość
hałas w głowie zagłusza brzmienie jego głosu.
Więc co tu kochać?
Najpierw trzeba przefiltrować
zajrzeć w tęczówki
zmierzyć ich rozmiar
gdy poprawiam koszulkę.

Może nie chcę tego wiedzieć.
Chodzić z kartonem na głowie
na kartonie wspomniany cytat
i łapka w górę
na zachętę mecenasów portali.

Twój kciuk liczy się najbardziej.
Co z tego, że możesz go nie mieć.
Nie wiem,
na zdjęciu nie widać.

586. Zapłodnienie

Poczęłam
Na skutek miłości
Nie do opanowania
Zbyt silnych emocji
Bez zawahania.

Debiut
Pierwsze poczęcie
O płci niedopowiedzianej
Zgodnie z ideologią
Owoc naszych czasów
Pisany dowolnie
Bez przecinków i spacji
Puszczony w obieg
W domowym sierocińcu
Do podziału
Między tysiące rodziców
Bez praw rodzicielskich.

Poczęłam
Jest w tym odpowiedzialność
A miałam być samotnym strzelcem
Bez zobowiązań
Ciężaru wychowania
Na godne dzieło, warte pokazania.

Była w tym namiętność
Obcowanie ze światem
Który budzi we mnie bunt
Niechciany kochanek
Wypadałoby wziąć ślub
Ale to starodawny zwyczaj
Każe stwarzać pozę
A przecież kiedyś umrę
Świat zostanie ponurym wdowcem
Bez poczucia humoru.

Bez ucieczki
W innego poetę.

sobota, 17 września 2016

585. Kłótnia o przynależność

To miałeś być ty.
Brzęczeć w środku nocy, wysysając mi z uda krew.
Rozdrapałam ugryzienie
została blizna
niezmywalna
jak pamięć o wolności
bez niedoborów
czerwonych krwinek
tlenu.

To miałeś być ty.
Wargi mają kształt tych, które widzę w lustrze.
Dzieło wybitnego szkicownika
przemyślane dzieło
z szansą na debiut
na arenie międzyuczuciowej.

To miałeś być ty.
Z grupą krwi zero, jakby skala wartości.
Możesz dać każdemu
lecz dostać tylko od drugiego zera 
drugiego nic
a jednak wszystko.

Napisano mnie alfabetem
a jednak to ty wyssałeś
ty posiadłeś
choć wiesz, że to nie skończy się dla ciebie dobrze.
To miałeś być ty. 

Tymczasem zabawę przerwał nam
śmiercionośny wirus
ten, co zatańczył przy transfuzji
pokazał język w geście obietnicy
a obiecał, że idzie nowe
że wyprani jesteśmy już z brudów
mimo, że on ciągle jest
czekając na odpowiedni moment.

Rana na udzie.
Tylko tyle masz mi do powiedzenia?

wtorek, 13 września 2016

584. Krótka opowieść o tym, jak nie zwariować

miałem nie zwariować

obudziłem się tylko na chwilę
zdążyłem
wygra-ć
pokocha-ć
zobaczy-ć
co oko wychwyci
obudziłem się tylko na chwilę

miałem nie zwariować

miało być o tym, jak nie zwariować,
ale nie wyszło

poniedziałek, 12 września 2016

583. Alfabet frustratki

Jeśli materia ulepiona jest z gliny,
chcę mieć choć barwę i słodki smak,
a równocześnie zatracać się
w podniebieniu twoich myśli

Próbuję przeliterować
nieubraną w formę twarz,
oblicze poezji
wychwycone z alfabetu ludzi,
trochę w pośpiechu,
trochę w afekcie
przestawiam sylaby,
wymyślam nowe znaczenie

Pozostaję autorem,
anonimowym twórcą,
skrytym za przezwyciężeniem
niedokonanych chęci,
ryzykownych wyzwań
dla zachowania stabilności
rozchwianej pożądliwości

Wyśpiewane A
każe dodać B,
ciągnie szereg nieprzewidzianych zdań,
tych, co prześlizgnęły się przez splątany język,
tych, co wyznały zbyt wcześnie,
przechodząc od razu do Zet,
zbyt wcześnie

A-Be-Ca-Dło
z pieca spadło,
o ziemię się hukło,
rozsypałam się po kątach,
strasznie się potłukłam

582. Dzięcioł

Wystukujesz melodię,
wyuczoną na pamięć dyskusję
ze spróchniałym drzewem
lub głuchą imitacją,
dla ciebie bez różnicy

jesteś tylko monotonnym głosem,
słowa kaleczą porządek natury,
a bez nich tkwimy w szaleńczym łomocie
głowa o głowę
dla pobudzenia komórek mózgowych

usta o usta
wydzieramy sobie myśli
skryte na specjalne okazje
czułe wyznania zależności,
bezustannie wyśpiewujemy
żałobny rapsod
o sobie samych,
zachłannie pożądamy
lirycznych rozwiązań
jakby w rezygnacji,
jakby obciążeni nadmiarem

dopóki stuka Dzięcioł
tik tak, tak-nie-tak
obłąkany zew natury
tik tak, tak-nie-tak
co sekundę nowy błąd
nie-takt
nieporozumienie
dopóki stuka Dzięcioł

czemu służy ten koncert?

sobota, 10 września 2016

581. W granicach snu

Kolejny sen wprawia w zakłopotanie,
po śliskiej powierzchni mknie rozpalona myśl,
wypływa uszami,
pozostawia plamę na koszulce.

Wzrok doliny dostrzega tylko szczyty,
pokryte śniegiem, przypominają o dystansie.
Zimno nie pozwala powrócić do letargu,
zamknięte oczy widzą jedynie ciemność.

Wspinaczka grozi upadkiem,
a kończyny pokryte są szkłem.
Gdybyś pytał, czemu dotyk nie zbliża cię do mnie.

Kolejny sen wprawia w zakłopotanie.
Jest tylko odcinkiem
od pożądania do oziębłości.

piątek, 9 września 2016

580. Ucieczka przez Niebiosa na tle Słonecznej apokalipsy

Widzę Słońce - stolicę Nieba,
płonące miasto przebijające się przez lód.
Uśmiech na twarzy głupca,
to nijak nie zwiastuje urodzaju.

Jak na powrót przyodziać kształt?
Przelewam się przez palce, nie gasząc pragnienia.
Zimnym pocałunkiem uśmiercam sacrum,
wierzchołek szczytu tonie gdzieś w odmętach,
pozbawiając celu,
choćby sprowadzonego do minimum.

Przelewam się, niby senne jezioro pozbawione wody,
a wszelki ślad ulatuje w cząstkach powietrza
w przypadkowych kierunkach,
zwykle tych absurdalnych
kopalni ludzkich dusz,
pozyskiwanych przez zachłannych.

Dokąd podąża ten Niebiański okręt?
Odbija się w tafli krzywego zwierciadła,
ukazując mnie w formie przyziemnej.
Gdzieś na pokładzie schowałam najskrytsze namiętności,
schowałam przed istnieniem,
w obawie schowałam
razem z talentem złota.

Widzę Słońce - stolicę Nieba,
płonące miasto przebijające się przez lód.
Kiedyś rozgorzeją kształtne byty
i przelewać się będą,
niby senne jeziora,
nie gasząc pragnienia

wtedy zamarznę nieodwracalnie,
przykuta do Niebiańskiego okrętu.

wtorek, 6 września 2016

579. List do matczynej instytucji

Z gorącą krwią pisany list.

Przeklęta matka,
co noc nie pozwala mi zasnąć,
zagląda w zamknięte oczy,
rozświetla nawet tę pustkę,
azyl od przejaskrawionego dnia.

Szacowna matka,
nauczycielka życia,
wkracza we mnie w obłoconych butach,
głosząc ideę porządku.

Surowa matka,
choć mówią, że o łagodniejszą trudno.
Liściem jest, który kradnie tlen z powietrza,
całorocznym liściem,
lecz ulotnym,
na szczęście.

Z gorącą krwią pisany list.

sobota, 3 września 2016

578. Nowy wspaniały świat

Pragnie bólu,
odczuwania w pełni,
punktu zaczepienia
na granicy spełnienia i zwątpienia.

Miłość jest przebaczeniem,
a bez winy mogę być tylko samotnikiem.
Potrzeba rodzi namiętność,
potrzeba grozi rozchwianiem.

Sprzedałem duszę za środek nasenny,
już nie obudzi się we mnie człowiek.
Jeden wyhodował w sercu chwast,
chce na wyłączność,
chce na zawsze,
nieodwracalnie
zobowiązać się
dla idei.

(czym jest idea?)

Pytam, po co te łzy,
po co wizytówka nieszczęść,
przyklejony na czole niby-apel
o zaburzenie porządku?
Kiedyś pokonamy nawet śmierć,
handlując życiem za bezcen.

(czym jest życie?)

piątek, 2 września 2016

577. Niezgodności

to może być kolejny błąd

wiatr wieje z przeciwnej strony,
odgarnia włosy z policzków,
odsłania ironiczny grymas
na twarzy bezbłędnej pomyłki

to może być kolejny błąd

deszcz oczyszcza z zarzutów,
wrośniętych w skórę brudów,
przenikających do serca
skrytego za zasłoną stoicyzmu

to może być kolejny błąd

usta szukają słodyczy,
lekko rozchylone, wyschnięte
nie chcą mówić o wiecznym niespełnieniu

to może być kolejny błąd

niezręczna cisza wybrzmiewa na papierze,
szuka sposobu na zaistnienie
w głośnej bezdźwięczności,
bogatych w treść szeptach


niezgodności pojmowane zbyt opacznie