poniedziałek, 30 maja 2016

502. Narkotyczny letarg

Bezczynności,
czemu udajemy zażyłość?
Pod pozorem kaprysu
wyśmiewam
podobnych do siebie

tych płynących w spowolnionym tempie,
wyrwanych z objęć czasu,
trwających bez zaczepienia,
unoszących się w próżni
opustoszałych z zamierzeń,
zawiedzionych zawirowaniem
poszukiwaczy nieoczywistego.

Zakurzona wyobraźnia
zbyt wcześnie zbudzona ze snu,
nerwowa bardziej, niż wypoczęta
mentalność wymagająca skupienia.
Ona przestała rodzić wartościowe
jakby obrażona na kolej zdarzeń
odwróciła się od wiarygodnych.
Utrata zaufania,
degradacja,
podważenie wszelkich sensów.

Narkotyczny letarg,
nieszczęście pragnie więcej ofiar,
by przywłaszczyć sobie
oryginalne,
niespotykane,
ukraść pomysł,
sprzedać za bezcen
ideę wartą poświęceń.

A ja tak czasem daję się
objąć czule
dla samego odczuwania
obecności,
choćby najpodlejszej,
fizycznego dowodu
na istnienie.

sobota, 28 maja 2016

501. Zastój

Gdzie te kwiaty zdmuchnięte przez wiatr,
pływające po oddechu
odłamki szczęścia?
Osiadają gdzieś z dala
od pragnących zapachu.

Step,
wypalona trawa,
bez wzniesień przestrzeń,
bezbłędna równina,
płuca bez powietrza,
zastój,
chorobliwa niezmienność,
jakiś przerost nad przerostem,
balon spuszczony z napięcia
ucieka
choćby i na oślep.

Dzienny sen,
nocne czuwania
z motywem rozmyślań
o sprawach oczywistych.
Na moment czas zatrzymał się,
by spłodzić dopiero
ideę najświeższą,
w którą póki co
nie jestem w stanie uwierzyć.

Na moment tylko
lub kilka chwil
tak dla przewietrzenia
kanałów umysłu
zapchanych śmieciami
o charakterze degradacyjnym.

Zastój,
paskudny triumfator
nad wycieńczonym życiem.

piątek, 27 maja 2016

500. Malowanie następstw

Z rozsypanych elementów
układam mozaikę,
wymarzony obrazek
z nieprzypadkowych elementów,
choć nie zawsze pasujących
części składowych
nieoczywistej całości.

Obraz opowiada historię,
nie zawsze przewidywalny
splot przypadków,
zaplanowany najdokładniej
szereg nieuchronnego
urzeczywistnienia myśli,
niebezpiecznie prawdopodobne
następstwo nie wbrew woli.

Malowane jednym pędzlem
na jednym płótnie
rozplanowana codzienność,
przyszła prawidłowość
zgodna z globalnym porządkiem
na właściwych zasadach
ułożona równiutko
sekunda za sekundą
bez zachwiania.

Stabilny artysta,
choć amator przygód,
poddaje się wenie,
nie zawsze swoim
ideom.
Uczy się zgodności
nie zaprzeczając sobie.

Symbioza,
dzieło zbiorowe,
spójność intencji,
ujarzmienie przeszkód,
los złapany w sidła.

czwartek, 26 maja 2016

499. O drzemiącej w nas wartości

Gdyby tak
zazdrościć sobie,
że ma się więcej,
że zna się najlepiej,

odpowiedzi szukać bez końca,
cierpliwie, bez ponaglania,
panowanie jeden nad jednym
na własnych zasadach
decyzje bez instrukcji.

Czy wiesz,
do kogo należy wybór?
Uwikłany w zależności
nie wiesz, że w rękach iskrzą pioruny
gotowe wywołać burzę,
zgromić nieprzyjemności,
zgładzić cywilizację,
nawrócić na prawdę,
choćby niedyskretnie
zagrzmieć w uszach głuchych.

Wzrok skierowany dookoła
nigdy nie spogląda w głąb siebie,
a tam najwięcej wyjaśnień,
cuda, których nie dostrzeże ludzkie oko,
póki nie urzeczywistni się
multum doskonałości,
drzemiąca w tobie
siła trwożąca potęgi,
bez głębi olbrzymy,
niestabilne wieże
budowane z tanich materiałów.

Gdyby tak
zazdrościć sobie,
że ma się więcej,
że zna się najlepiej,
Jakoś tak lżej
znosić trudy,
wzmacniać się nimi,
błagać o nie,
by dojrzewać nieustannie,
uzbrajać się w twierdzę,
nie do przebicia mur,
obrona przed okupantem.

Zatrzymaj się,
spójrz,
jak cudownie malują rzeczywistość
nie lepsi od ciebie
pseudoartyści
lub bez wykształcenia
sztukmistrze
najwybitniejsi.
Jesteś jednym z nich
lub odrębnym organizmem
na innych zasadach
triumfatorem.

Zatrzymaj się,
spójrz,
drzewa kłaniają się u twych stóp,
powiew wiatru zwiastuje świeżość,
opróżnienie umysłu
z przestarzałych niesnasek,
imaginacji lęku,
niewybaczonych okruchów na stole.

Poemat to nieznany,
niepopularny, ocenzurowany
o drzemiącej w nas wartości
krótki poradnik,
jak nie zakopać się
obok tkwiących w ziemi talentów
i wraz z nimi
rozłożyć się
na czynniki pierwsze,
pożarty przez maluczkich,
nieinteligentne, głodne
istoty chcące objąć rządy,
a wystarczy podeptać,
stąpać po ich mrowiskach,
by rozsypały się
wraz ze zniewoleniem.

Poemat to nieznany,
choć nieoryginalny,
jedynie ponownie wyśpiewany,
innymi słowy opowiedziana
podstawowa właściwość,
uśpione przez życie
prawo ponad prawa
o wyrażaniu się
poprzez w najczystszej postaci
siebie,
bez upiększeń
najpiękniejsze
to, co zrodziło się w duszy.

WARTO ŚĆigać wartościowe
warto ścigać
nie odbiegając za daleko,
nie odbiegając
poza strefę odczuwania.

środa, 25 maja 2016

498. Podziękowanie

Czy kiedykolwiek sprawiłam,
że widziałaś nas w złym świetle?
Niedoczekanie wdzięczności.
Nie jestem w stanie
okazać w pełni,
oddać, co otrzymałam.

Połączone nierozerwalną nicią.
Od poczęcia przeznaczona Tobie,
choćby wbrew zastanej rzeczywistości.
Niedoścignione pokrzepienie,
słowem namalowana nadzieja,
artystycznie wykreowany przez Ciebie świat,
gdzie czuję się bezpiecznie.

Bezsprzeczna zgodność,
zrozumienie, most nad przepaścią
lub jej brak nawet,
bez zakrętów
wędrówka ku doskonałości,
wspólny nasz spacer,
pozbawiony pozy
wyraz twarzy,
bez zwątpienia przekaz
szczerych podziękowań
za samo tylko istnienie,
samo w sobie cudowne
Twoje pragnienie.

Cząstka Ciebie,
byt nie do końca odrębny,
wciąż powiązany
każdą myślą
Tobie oddany.

Nie jestem w stanie
okazać w pełni.

wtorek, 24 maja 2016

497. Ostatnia strofa

Słońce leniwie wdziera się
przez dziurę w starej firance.
Oświecenie myśli,
natchnienie twórcy,
w zaciszu bajkopisarz.

Historia niebanalna
znana pod wieloma nazwami,
a każda z nich nie w pełni.
Sens niemieszczący się
w alfabecie ludzkim,
wykraczająca poza rozum
refleksja o nieistniejącym.

Refleksja starca,
ostatni manifest
na dowód istnienia.
Ostatni rękopis
dla potomnych list
o treści schowanej za metaforą.

Nagły wstrząs,
utrata oddechu,
uśpienie myśli.
Urwana ostatnia strofa,
odpowiedź na wątpliwości,
rozwiązanie tajemnicy.
Niedopisana nigdy,
niedokończony utwór,
bez morału życie,
otwarte wrota nieskończoności.

Dzieło wzniesione na piedestał,
jakby wiadomość od samego Stwórcy,
ucząca, jak osiągnąć doskonałość,
dopowiadająca niewyjaśnione.
Tymczasem brak ostatniej strofy,
jak niedokończone zdanie
o intencjach niewiadomych
poszerza zakres rozumienia,
rozrasta się przestrzeń
dopuszczalnych dociekań.

I tak do dziś
brak rozróżnienia metafor,
śmierć dosłowna,
bez rozważań szaleństwa,
do bólu szczerość
zafałszowana
w imię wyższej idei.

Wieszcz moralnego upadku,
nazwany degradującym społeczeństwa,
ogłupiający głupich,
zabijający martwych.

Zza światów rozpacza
o niemożności powrotu.
W pamięci ostatnia strofa, której nigdy nikt
nie usłyszał nawet,
by uzdrowić chory organizm.

Zza światów wykrzykuje odpowiedź,
oczekiwany wniosek,
tymczasem wołanie zagłuszone przez działanie,
któremu konkluzji brak,
charakteru zbawczego.

Czy dopisze ktoś,
usłyszawszy głos rozsądku,
czy dopisze utwór do końca?

środa, 18 maja 2016

496. Przerost

Męczy mnie.
Przerost myśli
i goniące formy.
Męczą trudy
przesadne powody
życia ponad normę.

Pchnięci w labirynty
bez obeznania gnamy,
głową zniszczyć mur,
iść na skróty -
bo po cóż uczciwie,
skoro bez rozmysłu,
dla samego tylko
czynu?

Przerost.
Tysiące głosów mówiących jednocześnie,
gdy nie słyszę najważniejszego,
tego we mnie krzyku
zmuszonego do milczenia.

Ciężar,
może zbyt długa wędrówka,
ból w nogach, brak oddechu,
choćby dla lekkiego tchnienia
utrzymującego przy życiu.

Męczy mnie,
odsyła do buntu
przerost nad przerostem
dla samego tylko
przerostu.

poniedziałek, 16 maja 2016

495. Orzeźwienie

Czarne plamy na przezroczystym płótnie,
widzę lepiej,
widzę więcej,
co nie sprawia, że pewniej.

Niebo płacze nad nami.
Za daleko, żeby dosięgnąć,
zbyt wcześnie, by zacząć
leczyć się z urojeń.

Krople muskają ciało
niezależnie od nastroju,
bo, gdy tylko wiara pozwala,
gdy deszcz orzeźwieniem
po upalnych niepowodzeniach,
świecących pustkach,
w których odbija się żywy dzień,

potrzeba cienia,
przyjemnie chłodzący.
Lód przestaje topnieć,
zbiera się w spójną całość,
twardnieje
na przykrości nieodporny.

Promienie tylko pozornie
zwiastują lepszy początek.
Potrzeba cienia - choćby lekkiego powiewu
świeżości uczuć,
trzeźwości myślenia.

Potrzeba, by niebo,
by wypłakało się
do kolejnej wiosny.

czwartek, 12 maja 2016

494. Pod maską

Jedyne niezmienne
tylko z biegiem czasu jakby inne,
jakby dojrzewające,
wciąż nieobecne,
czekające na właściwy moment,

dowód na moją cierpliwość.
Próba czasu doprowadza do zwątpień
znikomych wyłącznie,
niepozbawionych ciągłych dociekań.

Pod maską skryta wciąż ta sama twarz,
lecz niepoznana jeszcze,
po drugiej stronie szlaku
coraz bliżej zetknięcia.

Pod maską skryta,
pobudza wyobraźnię,
nie daje się odczuć namacalnie.
Jakby za wcześnie za fizyczność
dla zachowania wiary.

Iluzja nabiera kształtu,
cząstki powietrza
z wyobrażeń w żywy obraz,
uosobienie myśli,
uzupełnienie pejzażu.

Przyroda nabiera kolorów,
nadchodzi wiosna, mówią,
nadchodzi.

wtorek, 10 maja 2016

493. Muszę mieć

Muszę mieć,
choćby nie wiem jak banalnie
zagrany koncert życzeń.
Tylko
lub aż
jedną duszę
dla dopełnienia planu.

Schowane pod poduszką
jak nocne łzy
parujące w pomieszczeniu
wprowadzające wilgoć,
nieprzyjemną nieswobodę.

Niekontrolowany tok rozważań
w konwencji dawno oklepanej,
lecz jakże nie pragnąć
choćby tylko prywatnie
zatracenia
najzwyczajniej w świecie
uległość dla więzi
dla uzupełnienia
wiecznie połowicznej całości.

Muszę mieć,
uzbrojenie w cierpliwość.
Muszę chcieć, pragnąć,
lecz nie szukać zbytnio,
nie ponaglać przedwcześnie,
by nie odebrać wzniosłości,
rangi ponad inne cuda.

A to tkwi
na liście niezbędnych
sposobów na realizację
siebie
lecz nie w sobie
poza ciałem cząstka
w innym ciele.

Muszę mieć
na wieczność posiąść
i dać się omamić
osaczeni nawzajem
spełnieniem.

492. Poszukiwacze

W nieprzestrzeni
unoszą się jednostki
bez zahaczenia o stabilność.

"Piękni, młodzi, niepokonani"
hasła wołające we mnie
niegdyś
już wygasłe,
bo doczekały się odpowiedzi.
Kilkanaście równa się kilkaset
albo i wieczność,
z której uwolnić się niełatwo.

Tymczasem w roli obserwatora,
starzec o mądrości bez doświadczenia,
a jakby odkrył sens istnienia,
naucza tchnących świeżością
poszukiwaczy sposobów
na urzeczywistnienie.

W młodym ciele,
kto przerasta mnie wiekiem?
Odnaleziona jakby
zatwardziała w pewności
bez ulotności
drogowskaz dla poszukujących.

Czy nie zbyt banalnie
jak na wieczego wieszcza?

poniedziałek, 9 maja 2016

491. Przyciąganie

Uśmiechasz się
nie inaczej, niż w chwilach trudniejszych.
Jeden szept,
pozorne półsłówko
zmienia nastawienie.

Nie obawiam się braku słońca,
płaczu nieba,
zmiany oczekiwanego.
Coś sprawia, że przyciąga nas do siebie
wspólnota myśli,
jeden pogląd,
wszelkie niepewności
rozwiewane w ten sam sposób.

Ja - strażnik tajemnic,
niewykraczających poza nasze.
Każdą z nich trzymam oddzielnie
w szufladzie pełnej dziwactw
najcenniejszych.

Jeden szept,
pozorne półsłówko
zmienia nastawienie
z najlepszego na lepsze.

490. Terapia zagraniczna

Spójrz,
tam za horyzontem tli się światło,
zapraszają nas otwarte ramiona
dobrotliwej perspektywy.

Ziemia ojców płacze nad pokoleniem głupców,
nad nie pierwszym niedociągnięciem,
organizm zatruty od czasów przodków,
czyjeś potknięcie, przewracamy się od tysiącleci,
by niedługo upaść
z hukiem otrzeć się o bruk,
potłuczone ciało
znikomy odgłos bicia serca
ostatni dowód na istnienie.

Czy za murem istnieje rzeczywistość,
taka bez przekrętów codzienność
od człowieka dla człowieka
wznoszona budowla postępu?

Być, kim się jest,
może zdradą nie będzie
jeden pośród wielu innych
wyróżniający się odrobinę
ciągle wierny,
lecz schorowany nieco.

Terapia zagraniczna
odświeżenie umysłu
dla zatęsknienia
dla próby
kochania na odległość.

niedziela, 8 maja 2016

489. Forma

Rozpiera
drzemiący w sercach
wstręt do samego w sobie
przykrego następstwa
bezskrupulatnych przedsięwzięć
wpływowych przedstawicieli
wiecznie niekontent
społeczeństwa.

Coraz lżej,
w kieszeniach dużo miejsca na rozważania
skłębione z powietrzem
w obrzydliwą, lecz idealną całość,
przywołujące nowe,
bo dopiero od dziejów zaprzeszłych,
fale, jak gdyby naturalnej niechęci,
wpisanej w niekontrolowany schemat
tik tak, tik tak
i tak do nieskończoności,
jak długo świat oddycha,
jak długo, choćby i przez sztuczne płuca,
dzieło rąk wspólnych,
rąk niczyich,
oddycha skłębieniem duszącym,
zatruwającym organizm
dociekaniem prawdy.

Forma
jest to jedyna rzecz definiująca
choćby marność, drobnostę,
ułamek zbędnej części,
ubytek wciąż żyjącej tkanki.
Przez formę mam prawo, by choć nazwać się,
stworzyć z niczego coś
i nałożyć to
na nieistniejącą twarz,
świecić w ciemnościach
niby rażący neon
z żarówką niewyczerpywalną.

A i tak rozpiera żar niesprawiedliwości,
tej pustki w przekazie
i w kieszeni pustki
lekkiej,
bo bezdusznej, bezżyciowej,
jakże lekkiej
samej tylko materii
lekkiej, najlżejszej,
podobno wygodnej
tak napisali w gazecie
zbyt kolorowej,
by rozróżnić choć jedną barwę.

Istnieją dla każdego formy,
choćby dusza bez ciała
to jednak egzystencja
wolna, prawdziwie lekka,
przez co nie ulotna, lecz wieczna.
Moja forma,
mój dowód na istnienie,
głos wtrącający się w dyskusję
pijanych jakby myślicieli
o poglądach odrażających
przeciętnie inteligentną jednostkę.

Forma o kształcie, który nie ma nazwy
w języku ludzi i zwierząt,
znana tylko mi, mój azyl i moja przestrzeń,
choćbym umarła
forma utrzyma mnie przy życiu,
poprowadzi do wieczności,
bo żywą wizytówką jest,
moim podpisem
pod umową z Przenajświętszym -
jedynym dowodem na sprawiedliwość.

Forma bez kształtu - czemu nie?
Zawsze mogę porównać ją do abstrakcji,
czegoś, co ludzkie oko nie wychwyci,
a jedynie Wyższy Byt potrafi rozpoznać,
docenić potrafi, nagrodzić
choćby za samą odwagę.

Tymczasem to, co wokół,
próbuje wedrzeć się bezczelnie,
odebrać nawet bezcenne,
bo, kto wie, czy nie sprzeda się jednak,
choćby nie istniało naprawdę
to może jednak ktoś coś,
może da się przekonać, daruje skromną sumę
wartą więcej, niż jego dusza
zgodnie z ich przeliczeniem.

Byleby forma - nie jestem na sprzedaż!
Choćbym umrzeć z głodu miała,
przyrzekam - nie oddam.

sobota, 7 maja 2016

488. Loteria

Kolejka po korzyści,
szał promocyjny,
rozdawanie zalet.

Zaprzeczenie sprawiedliwości,
fortuna wprowadza nowy ład.
Musisz zagrać, żeby dopuścili cię do życia,
nie ma przegranych, mówią,
prócz bogatych inaczej.

Przepychanka,
układ bynajmniej nie uczciwy.
W każdej loterii okazał się zwycięzcą
ten, co bólu nie poznał,
bo przed bólem uzbroiła go
przypadkowa farsa.

A inny nie pozna go nigdy,
z dala od zgiełku, 
karmiony ostatnią łzą natury.

Czy nie powiedział mu nikt, 
że przed wiecznością jest niewieczność?
On trudzi się, dnia nie odróżnia od nocy,
wpatrzony w gwiazdy, wierzy, że jest tam gdzieś jeszcze
uczciwa loteria,
sprawiedliwa szansa,
rozliczenie dobre za dobre.

Niewieczność
tak niewiele ma wspólnego
z właściwym rozeznaniem,
a na to warto odczekać
tych kilka chwil, choćby nieprzyjemnych.
Po nich odbędzie się nowa rozgrywka
na równych zasadach,
bez przypadkowości.

czwartek, 5 maja 2016

487. Pisarz

Ja decyduję,
ile wyrazów ma każdy wers.
Do mnie należy
obecny kształt następstw
nie zawsze przyjemny
natłok zamierzeń
bez gwarancji na powodzenie.

Stworzyłam bohatera,
a imię jego odzwierciedleniem pragnień,
włożyłam do rzeczywistości
niekoniecznie pasującej,
a jakże przez to zawiłej,
cudownie skomplikowanej.

Przygoda za przygodą
toczy się moja fabuła,
wymyka się spod pióra,
zatacza kręgi
wokół ośrodka będącego celem
jeszcze nieosiągalnym.

Ostatnie słowo
należy zawsze do autora.

środa, 4 maja 2016

486. Nielogiczny mąciciel

Zasłuchałeś się
w muzykę śpiewaną przez oprawcę
zagubiony wewnątrz siebie.

Mroczna pieśń, dźwięki o północy,
artysta w czarnej masce
prowadzi cię na zatracenie,

a to tylko zjawa,
projekcja duszy,
truciciel finezji,
nielogiczny mąciciel,
zdrajca twoich ideałów,
pożeracz sukcesu,
generator strachu.

Fałszerstwem jest,
falsyfikatem pojęć,
takim tylko, żeby spłoszyć
nieprzekonanych
o własnym potencjale.

Stanowczym trzeba być,
by zniechęcił się,
walczyć, choćby i wbrew sobie,
wmawiać nawet brednie
o własnej wszechmocy.

Cisza zwiastuje brak
mrocznej pieśni, dźwięku o północy.
Sen.
Bez koszmarów letarg,
biała kurtyna,
przeźroczysta powłoka

bez mącenia.

poniedziałek, 2 maja 2016

485. TwoŻyć

Muszę żyć, żeby tworzyć,
tworzyć, żeby żyć,
żyć, żeby tworzyć

i tak nieustannie
w pętli obłąkańczej
wyrywać się spod reguł,
zasad klasycznych
podpisanych szufladek
w biurku pedantycznych
ideologów zarozumiałych,
niemiłych.

I tak nieustannie
grosz do grosza,
literka za literką
wylewa się z uszu
nadmiar objawienia.
Byle nie wstrzymywać,
nie czekać zbyt długo,
bo wybuchnie głowa,
rozsadzi ją na części
zbyt obszerna
nieprzestrzenna
idea.

Muszę żyć, żeby tworzyć,
tworzyć, żeby żyć,
żyć, żeby tworzyć
bez wytchnienia
do zwariowania,
zadowolenia,
wybawienia

muszę żyć, żeby tworzyć,
tworzyć, żeby żyć,
żyć, żeby tworzyć,
żyć, twoŻyć, twoŻyć...