Ile jeszcze ze mnie
odłamków stłuczenia
będzie ranić bose stopy,
dotkliwie się ujawniać?
Przeźroczyste trudniej wychwycić.
Kłębię się w tym niepozmiatanym kalectwie,
dziura w głowie staje się coraz bardziej bolesna,
wpuszcza do myśli powietrze, którym oddychamy wszyscy;
psy
dzieci
i kominy.
Tracę przy każdym gwałtownym ruchu szyją,
wciąż niepotrzebnie ciekawa znamion na plecach,
dogoniło mnie
już nie odejdzie
już
przeminęło,
jak każdy moment, w którym formułuję nową sentencję
na dalsze przemijalnie,
przemiła to świadomość
życia w ciągłym pędzie
choćby i bezczynnym.
Wpatrzona, choćby i ślepym wzrokiem,
jedynie w następstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz