sobota, 3 grudnia 2016

672. Pobudka rutynowa

próżne to
na zewnątrz
i próżne
na wewnątrz

godzina szósta
wyrywa mnie krzyk
spod łóżka
rozedrgane usta
muszą się
powstrzymać od soczystego
smażonego na tłusto
ja
pier
wsza
stoi w kolejce po kawę
uwaga, bo może kąsać

mąci we włosach
rozczesuje senne kołtuny
zaciska zębami resztki wczorajszego
kina familijnego
z wątkiem romantycznym w roli głównej
z kaleczonym wątkiem w roli trudnej
pocieszanej przez liczne grono
klasyka gatunku
jak nudno
we współczesnym przybytku kultury

we wstępnej fazie ze-snu-wstania
dziecko karmi matka
liczy się prąd w łazience
śniadanie na stole
całus na drogę
umyte ręce
można by rzec
kanon kardynalny
potomka z prawdziwego zdarzenia

godzina wciąż nie ta, co trzeba
w tył zwrot
plecami do życia
(i nie tylko plecami,
są zgoła inne bowiem ozdobniki
lepiej oddające istotę rzeczy)
twarzą do ściany
to nie wojenna przeszłość
a jednak chce się krzyczeć głośniej
daj
upust
napiętym mięśniom sercowym

znów karygodnie przymierzam się
znów do szkaradnego widowiska
ciemno rano
głucho rano
boli receptor czuciowy
na widok nagłego światła
nie jestem
wołam
gotowa
na tak gwałtowne przesilenie
samorozkładu

próżnia tu
na zewnątrz
i próżnia
na wewnątrz

jutro
będzie
równie
całkiem
nie całkiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz