Karkołomnie się obracam
wokół własnej osi,
maluję twarz brokatem,
błyszczę nienaturalnie.
Śpiewam o północy
o tym, że ciemność gra mi w duszy,
do melodii monotonnej.
Usypiam się
na co najmniej kilka przyszłych lat.
Byłam na mieście
jedną z wielu,
rozpuścił mnie deszcz.
Brudzę czyjeś obuwie,
mieszkam pod podeszwą,
starając się
zachować choć pozór samodzielności.
Karmię się bajkami bez morału,
puste kalorie,
zwiększam obwód próżni;
dom bez powietrza to nie dom.
Lepiej, bym pokruszyła się na kawałki,
odłamek dla każdego,
przekąska,
mrugnięcie okiem
lub poprawa dnia.
Lepiej rozłożyć się na czynniki pierwsze,
poskładać ponownie,
w nowe przyodziać się kształty,
wywietrzyć sobie
sumienie.
Uczę się ciebie, życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz