Akt III
SCENA 1.
ULICA NOWY ŚWIAT
Pada rzęsisty deszcz. Z siedziby
klubu wybiega Joasia, płacze. Skręca w przecznicę, siada na mokrej ławce, chowa
twarz w dłoniach. Podchodzi do niej Amelia – na oko w wieku Joasi, chuda, blond
włosy spięte w kok, jasna cera; ubrana w niebieską pelerynę i kalosze, trzyma
rozłożony czerwony parasol.
AMELIA
(z troską)
Przepraszam,
pomóc w czymś?!
Joasia, wystraszona, spogląda na
nią załzawionymi oczami, pociąga nosem.
JOASIA
Nie,
dziękuję.
Amelia podchodzi bliżej, tak by
zasłonić parasolem przed deszczem siebie i Joasię.
AMELIA
Mam
chusteczki.
Wyciąga z kieszeni paczkę
chusteczek, wręcza Joasi.
JOASIA
Dziękuję.
AMELIA
Jestem
Amelia.
Podaje rękę Joasi, ta ją ściska.
JOASIA
Joasia.
Smarka, chwila ciszy.
AMELIA
Się
porobiło z tą pogodą.
JOASIA
Ta…
AMELIA
Co
tu robisz w taką ulewę?
JOASIA
Właśnie
szłam do domu…
AMELIA
To
może cię odprowadzę? W sumie to nie mam nic ciekawego do roboty.
JOASIA
To
dlaczego łazisz po mieście w deszczu?
AMELIA
A,
tak jakoś. Lubię spacery. I lubię, jak pada.
Joasia patrzy na nią zdziwiona,
wstaje z ławki.
JOASIA
Kurcze,
zmokłam.
AMELIA
Weź
mnie pod rękę, nie popada na ciebie.
Joasia chwyta Amelię pod rękę,
wychodzą na ulicę Nowy Świat.
JOASIA
Mieszkasz
w Cieszymirowie?
AMELIA
Nigdzie
nie mieszkam.
JOASIA
Jak
to? Nie masz domu?
AMELIA
Mam.
Ale w nim nie mieszkam.
JOASIA
To
chyba dość skomplikowane, co?
AMELIA
Nie,
właściwie to nie.
Joasia przygląda się jej zdziwiona,
Amelia patrzy przed siebie.
Zazdroszczę
ci, wiesz? W takich chwilach jak ta, płacz może być tak bardzo wyzwalający…
JOASIA
Wyzwalający?
AMELIA
Tak,
wyzwalający. Pozwala wyrzucić gnieżdżące się w nas nieprzyjemne uczucia, daje
możliwość, by się ich szybko pozbyć. Ja nie mam już nieprzyjemnych uczuć,
dlatego nie jestem w stanie płakać.
JOASIA
Nigdy
w ten sposób na to nie patrzyłam. Teraz w lewo.
Skręcają w lewą przecznicę.
AMELIA
Jeździsz
autobusem?
JOASIA
Tak,
mieszkam na przedmieściach.
AMELIA
Nigdy
ich nie lubiłam. Są ciasne i śmierdzą.
JOASIA
Autobusy
czy przedmieścia?
Dziewczęta chichoczą. Idą przez
dłuższą chwilę w milczeniu.
A
gdzie chodzisz do szkoły?
AMELIA
Nie
chodzę do szkoły.
JOASIA
Jak
to możliwe?
AMELIA
Muszę
się zapisać. Ale dopiero w odpowiedniej chwili.
JOASIA
A…
kiedy ta chwila nastąpi?
AMELIA
Jak
znajdę sobie nowych rodziców.
Joasia znów wpatruje się w nią
zdumiona.
JOASIA
To
ty… nie masz rodziców?
Amelia kiwa przecząco głową.
AMELIA
Mam
opiekuna. Obiecał, że pomoże mi znaleźć nowych rodziców.
JOASIA
Ciężka
sprawa…
AMELIA
Ja
się cieszę. W końcu w moim życiu coś się zmieni.
Dochodzą do przystanku, czekają na
autobus.
JOASIA
To
gdzie teraz pójdziesz?
AMELIA
Do
tego brzydkiego budynku, obok którego siedziałaś. Tam czeka na mnie mój
opiekun.
Joasia szarpie ją lekko za ramię,
rozwiera szeroko oczy.
JOASIA
Nowy
Świat 75?
AMELIA
Aha.
JOASIA
Twój
opiekun to Witold Baliński?
AMELIA
Tak,
tak! Ty też go znasz?
Joasia nieznacznie się uśmiecha.
JOASIA
A
profesor Tatianę znasz?
AMELIA
Nie,
ale pan Witold mi o niej opowiadał. Tak pięknie o niej opowiadał!
JOASIA
Nie
wątpię.
AMELIA
Ja
myślę, że on ją kocha.
JOASIA
Też
tak sądzę. O, jedzie mój autobus.
Nadjeżdża autobus, wchodzą i
wychodzą ludzie.
Dziękuję
ci za wszystko, Amelio.
AMELIA
Miło
było cię poznać!
Joasia wsiada do autobusu, uśmiecha
się do Amelii zza okna. Autobus odjeżdża, Amelia odchodzi.
~
SCENA 2.
DOM JOASI
KUCHNIA
Dwa miesiące później.
Maria gotuje, Joasia klęczy, ku
niej pełza 6-miesięczna Różyczka, Jack Russell przygląda się z ciekawością
dziecku.
JOASIA
Ślicznie,
dalej!
Różyczka chichocze, Joasia bierze
ją na ręce.
RÓŻYCZKA
Ja,
ja.
JOASIA
Tak,
to ja.
MARIA
Od
kiedy ty lubisz dzieci?
JOASIA
Nie
lubię dzieci. Lubię tylko Różę.
Wychodzi z dzieckiem do salonu, tam
na sofie siedzą Piotrek i Karolina.
KAROLINA
Gdzie
jest moja kruszynka?
RÓŻYCZKA
Ja,
ja!
KAROLINA
Tak,
to jest ciocia Ja, ja.
Joasia daje Różyczkę Karolinie,
siada na sofie.
PIOTREK
Lubi
cię.
JOASIA
Dziwne,
prawda?
PIOTREK
Mama
mówiła, że udzielasz się w jakiejś grupie literackiej.
JOASIA
Udzielałam
się. Ale już z tym skończyłam.
PIOTREK
Coś
się stało?
JOASIA
Stwierdziłam,
że to nie jest miejsce dla mnie.
PIOTREK
Przykro
mi.
JOASIA
Pójdę
pomóc mamie z tymi jajkami.
RÓŻYCZKA
Ja,
ja!
JOASIA
(z uśmiechem)
Tak,
Ja, ja idzie robić ja-ja.
Odchodzi do kuchni.
~
SCENA 3.
DOM JOASI
JADALNIA
Kilka dni później, niedziela wielkanocna.
Stół przykryty obrusem, pełen
potraw wielkanocnych, przy nim siedzą i jedzą Joasia, Piotrek, Karolina, Maria
i Karol, po dywanie pełza Różyczka. Słychać dzwonek do drzwi, pies zaczyna
szczekać.
MARIA
Któż
to zawraca głowę w święta?
Wstaje, podchodzi do drzwi,
otwiera. Spogląda ze zdziwieniem na Mikołaja.
MIKOŁAJ
Dzień
dobry, przepraszam, że państwu przeszkadzam. Czy zastałem Joasię?
Maria przez chwilę lustruje
wzrokiem Mikołaja. Jack Russell obwąchuje mu buty.
Joasia,
ktoś do ciebie!
Wraca do stołu, Joasia wstaje i
podchodzi do drzwi. Słupieje na widok Mikołaja.
JOASIA
Co
ty tu…?
MIKOŁAJ
Przepraszam,
że w taki dzień, ale sprawa jest pilna. Słyszałem, że nie bywasz już w klubie,
więc przyszedłem tutaj.
JOASIA
Wejdź.
Mikołaj wchodzi, zdejmuje buty.
Głaska Jack Russella, ten merda ogonkiem.
Chodźmy
do pokoju.
Prowadzi go na schody, Mikołaj wita
się z rodziną Joasi, wszyscy się mu przyglądają.
RÓŻYCZKA
Ja,
ja!
Mikołaj spogląda na nią, Różyczka
odwzajemnia jego uśmiech.
Ja,
ja.
JOASIA
To
nie Ja, ja, głupolku.
Wchodzą po schodach na piętro.
Piotrek, Karolina, Maria i Karol wymieniają zdziwione spojrzenia.
POKÓJ JOASI
Do pokoju wchodzą Joasia i Mikołaj.
Joasia zamyka drzwi, Mikołaj się rozgląda, jego wzrok przykuwa biblioteczka.
MIKOŁAJ
Ładnie
tu masz.
JOASIA
(z powagą)
Po
co przyszedłeś?
Mikołaj spogląda na nią smutno.
MIKOŁAJ
Obiecałem,
że wszystko ci wyjaśnię.
JOASIA
Już
mi nie trzeba wyjaśnień, wiem dostatecznie dużo.
MIKOŁAJ
Właśnie
o to chodzi, że o niczym jeszcze nie wiesz. Mogę usiąść?
Joasia przytakuje, zajmuje miejsce
na krześle od biurka, Mikołaj siada na łóżku.
JOASIA
Wiedziałeś
od początku, prawda?
MIKOŁAJ
O
„Pętli”? Owszem, zwłaszcza, że stałem się jej częścią. Musieliśmy się spotkać,
żebym mógł dokończyć swoją historię.
JOASIA
Czemu
nikt mi nie powiedział?
MIKOŁAJ
Właśnie
o to Tatiana pokłóciła się z Witoldem. Chodzi o zakończenie książki. O to, że
obiecałem im coś w zamian za adopcję.
Joasia spogląda na niego pytająco.
Przede
wszystkim napisali wspólnie tę historię, bo marzyli o dziecku. Tatiana
wiedziała, że się spotkacie, wiedziała też, że będziesz autochtoniczna. Nie
przewidziała tylko, jak bardzo w ten sposób namiesza.
JOASIA
Chodzi
o to, co napisałam?
MIKOŁAJ
Nie
tylko, że napisałaś, ale pracę znalazł twój kuzyn, David. Zmieniłaś bieg
wydarzeń, istnieją nowi ludzie, losy twoich rodziców inaczej się potoczyły. Na
szczęście nikt nie musi zniknąć, poza jedną osobą.
Joasia rozwiera szeroko oczy.
Tak,
Janna, po to tu jestem. Jeśli chcesz żyć dalej, muszę cię zabrać do swoich
czasów. Na stałe.
Joasia zasłania twarz dłonią,
pochyla głowę. Milczą przez dłuższą chwilę.
MIKOŁAJ
Tatiana
nie chciała, byś kiedykolwiek się o tym dowiedziała, dla twojego dobra. Gdy się
przeniesiesz, oboje uwolnimy się od naszych historii.
Joasia się nie rusza, zastygła w
tej samej pozycji.
Przepraszam,
to za dużo jak na jeden raz?
Joasia nie odpowiada, wzdycha
ciężko. W końcu spogląda na Mikołaja załzawionymi oczami.
JOASIA
Powiedz
mi, jak ja się tam odnajdę? Będę się wiecznie ukrywać?
MIKOŁAJ
Nie
ma takiej potrzeby. Posłuchaj, Witold cię do tego czasu przygotuje, nauczy
wszystkiego, co musisz wiedzieć. Skoro ze mną dał radę, to z tobą tym bardziej.
JOASIA
(ocierając łzy)
Czy
ja będę tam… fikcyjna?
MIKOŁAJ
Co
do tego właśnie nie jestem pewny, ale sądzę, że raczej nie, skoro już się
uniezależnisz od swojego autora, czyli Tatiany. O dach nad głową się nie martw,
wszystko już zorganizowałem.
JOASIA
Czyli
miałeś to na swojej głowie?
MIKOŁAJ
Nie
było z tym wiele zachodu, uwierz.
JOASIA
No,
a co z moją książką? Co z „Eddą”?
MIKOŁAJ
To
właśnie najważniejsza kwestia. Musisz do tego czasu dokończyć tę historię.
Najprawdopodobniej, przenosząc się w przeszłość, będziesz mogła rozpocząć nową.
W czym wiele osób pokłada nadzieję.
JOASIA
Że
co?
MIKOŁAJ
Pamiętasz
moją rozmowę z Nikodemem? Pracuje on dla Stowarzyszenia Wolnych Pisarzy. To
tajne zrzeszenie autochtonicznych, która powstało, by zapobiec wybuchowi drugiej
wojny światowej. Niestety z czasem sytuacja zaczęła wymykać im się spod
kontroli, tak więc jedyne, co mogą teraz zrobić, to jak najbardziej ograniczyć
jej tragiczne skutki. Uprzykrzyłem im się tymi podróżami w czasie, przez co nie
dawali mi spokoju, szukali twórców, którzy mogliby mnie zaadoptować, dokończyć
moją historię i tym samym zatrzymać na stałe w latach 20.. Bali się, że
namieszam bardziej niż oni.
JOASIA
A
co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
MIKOŁAJ
Potrzebują
pomocy z zewnątrz. Kogoś, kto wie o tym, co się wydarzy, jest pisarzem
autochtonicznym i nie działa we własnym interesie. Myślę, że tym zgredom przyda
się świeże i rozsądne podejście.
JOASIA
Zaraz,
zaraz. Chcesz powiedzieć, że mam wziąć w tym udział?
MIKOŁAJ
Sądzę,
że to jest powód, dla którego tak się sprawy potoczyły. Jesteś tam potrzebna.
JOASIA
Kiedy
ja nie mam o tym zielonego pojęcia!
MIKOŁAJ
Tak
ci się tylko wydaje. Z twoją obecną wiedzą już i tak masz nad nimi znaczącą
przewagę. A, jak mówiłem, Witold obiecał swoje wsparcie.
JOASIA
Na
czym to konkretnie polega?
MIKOŁAJ
Wygląda
to trochę jak nasz klub. Pisarze spotykają się w określonych dniach, wspólnie
dyskutują nad następstwami wydarzeń, starają się zadbać o wszelkie szczegóły.
Im więcej doprecyzują, tym mniej nastąpi przypadkowych zdarzeń.
JOASIA
Przecież
to ogromna odpowiedzialność!
MIKOŁAJ
Przeogromna.
Dlatego potrzebują kogoś takiego jak ty. Co więcej, do stowarzyszenia należą
tylko mężczyźni, masz więc szansę otworzyć drogę innym kobietom. (z uśmiechem) Emancypacja jest teraz w
modzie.
JOASIA
Jesteś
pewien, że mnie tam przyjmą?
MIKOŁAJ
Nie
mają wyjścia, umowa to umowa. Taki im postawiłem warunek w zamian za
zaprzestanie podróży w czasie.
JOASIA
No
ładnie.
MIKOŁAJ
Stryj
to całkiem nieźle uknuł.
Joasia spogląda smutno na Mikołaja.
JOASIA
Słuchaj,
a co z moją rodziną, znajomymi? Będą mnie pamiętać?
MIKOŁAJ
Tylko
Tatiana i Witold. Przykro mi.
Milczą przez dłuższą chwilę.
JOASIA
(ocierając wilgotne oczy)
Jak
to jest z tym dziełem? Angażując się w stowarzyszenie nie piszę już innej
historii?
MIKOŁAJ
Stowarzyszenie
wspólnymi siłami tworzy historię wielu.
JOASIA
Szkoda.
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Ale
nie martw się, historia babci pozostanie w twojej wersji.
JOASIA
Tak,
wiem. Ale pomyślałam o twoim bracie. O rodzicach i stryju.
Mikołaj poważnieje, spogląda jej
prosto w oczy.
MIKOŁAJ
Pod
tym względem lepiej będzie, żeby twoja babcia pozostała wyjątkiem. Sprawy
zmarłych należy pozostawić zmarłym.
JOASIA
Ale
twój brat…
MIKOŁAJ
Najwyraźniej
taki los był mu pisany.
Milczą. Słyszą pukanie do drzwi,
otwiera je Maria.
MARIA
Może
coś zjecie?
MIKOŁAJ
Dziękuję,
już będę wychodził. Odprowadzisz mnie?
Joasia wstaje, kierują się w stronę
wyjścia, Maria odchodzi.
JOASIA
Poczekaj,
dam ci coś!
Sięga do biblioteczki, wyjmuje
tomik Gaspara Serafinowicza.
Myślę,
że dla ciebie to coś cenniejszego.
Mikołaj bierze do ręki książkę,
wpatruje się z przejęciem w okładkę.
MIKOŁAJ
Masz
rację, dla mnie to rzecz bezcenna. Dziękuję.
Joasia się uśmiecha, wychodzą z
pokoju.
PARTER
Joasia, Mikołaj i Maria schodzą po
schodach, zwracają uwagę siedzących przy stole. Mikołaj się z nimi żegna, idą
do szatni, Maria kieruje się do kuchni.
MIKOŁAJ
(ubierając buty, z uśmiechem)
Mam
nadzieję, że nie zepsułem sobie bardzo ich opinii.
JOASIA
Pff,
i tak zapomną. (z powagą) Ach,
przepraszam, nie chciałam…
MIKOŁAJ
Spokojnie.
Nie twierdzę, że to coś złego.
Wymieniają uśmiechy.
Wiesz,
nie sądziłem, że tak dobrze to wszystko zniesiesz.
JOASIA
Łatwo
mi nie jest.
MIKOŁAJ
Ale
mam pewność, że dasz sobie ze wszystkim radę. Wierzę, że odnajdziesz się tam
bardziej niż tu.
JOASIA
Obyś
się nie zawiódł.
MIKOŁAJ
Wpadniesz
pojutrze?
Joasia zastanawia się przez moment.
JOASIA
Chyba
nie mam wyboru.
MIKOŁAJ
Nie
bądź zła na Tatianę. Ona naprawdę…
JOASIA
Tak,
wiem, dla mojego dobra. Przyjdę.
MIKOŁAJ
Dzięki.
To w takim razie do zobaczenia.
JOASIA
Cześć.
Mikołaj wychodzi, Joasia zamyka za
nim drzwi. Z kuchni wygląda Maria.
JOASIA
Tylko
bez pytań, mamo.
Maria wdycha, wraca do kuchni ze
spuszczoną głową.
~
SCENA 4.
SIEDZIBA KLUBU
Dwa dni później.
Wchodzi Joasia, na sofie siedzą
Tatiana, Witold i Mikołaj.
JOASIA
A
gdzie reszta?
TATIANA
Dziś
nie przyjdą. Posłuchaj, Joasiu…
JOASIA
Spokojnie,
już pani wybaczyłam. Jestem gotowa na to, co będzie.
WITOLD
Wiedziałem,
że będą z ciebie ludzie. Przygotowałem na dzisiaj pierwszą lekcję historii.
TATIANA
Będziecie
spotykać się dwa razy w tygodniu, żeby cię za bardzo nie obciążyć. Myślę, że spokojnie
powinniście ze wszystkim zdążyć.
JOASIA
A
ile mamy czasu?
Tatiana i Witold patrzą po sobie.
MIKOŁAJ
Przed
wakacjami powinnaś już być gotowa.
Joasia przytakuje z powagą.
TATIANA
Dobrze,
to ja was zostawiam, nie będę przeszkadzać.
Tatiana wstaje, sięga po torebkę.
JOASIA
Pani
profesor?
Tatiana spogląda pytająco.
JOASIA
To
przez panią spotkałam Amelię?
Tatiana nieśmiało przytakuje.
Co
z nią będzie?
WITOLD
Szukam
dla niej rodziny. Póki co, jest pod moją opieką.
Joasia przez moment się zastanawia.
JOASIA
To
zależy od pani profesor, prawda?
TATIANA
Tak,
tylko ode mnie.
JOASIA
Czy
mogę zasugerować pani pewien pomysł?
~
SCENA 5.
POKÓJ JOASI
Dwa miesiące później.
Przy komputerze siedzi Joasia,
dostaje wiadomość na komunikatorze.
DAVID
„Wygraliśmy!”
Joasia uśmiecha się do ekranu.
JOASIA
„Gratulacje.
I co, pojedziesz na mistrzostwa?”
DAVID
„To
dopiero początek kariery, spokojnie. Ale już niewiele dzieli mnie od
reprezentacji.”
JOASIA
„Na
pewno ci się uda.”
DAVID
„A
ty wydasz książkę, prawda?”
JOASIA
„Ha,
ha, nie sądzę.”
DAVID
„A
ja twierdzę, że tak. Babcia na pewno z chęcią by ją przeczytała.”
JOASIA
„Jasne.
Jak ona się miewa?”
DAVID
„Bardzo
dobrze, nawet lepiej niż ja. Mówię ci, ona jest nieśmiertelna!”
JOASIA
„W
końcu macie wysoką średnią życia. Jak wy to robicie?”
DAVID
„To
chyba przez te ryby! Wiesz, już nie mogę się doczekać, aż zjem dobrego
polskiego schabowego!”
JOASIA
„No,
to rzeczywiście szczyt marzeń.”
DAVID
„Nie
śmiej się, ty to masz na co dzień. Już za tydzień nadchodzę!”
JOASIA
„Super!”
DAVID
„Nie
mówiłaś mi jeszcze, gdzie mieszkasz.”
Joasia poważnieje, wpatruje się
przez chwilę w ekran.
JOASIA
„Mówiłam,
że przyjadę do Cieszymirowa.”
DAVID
„Jeśli
chcesz to ja mogę przyjechać do ciebie.”
JOASIA
„Nie
ma takiej potrzeby. Tam, skąd pochodzę, nie ma nic ciekawego do roboty.”
DAVID
„Skoro
nalegasz…”
JOASIA
„Muszę
kończyć, odezwę się potem. Bless, bless!”
DAVID
„Bless!”
Joasia wyłącza komunikator, bierze
torbę na ramię, wychodzi z pokoju.
SZATNIA
Joasia ubiera buty, z salonu
wychodzi Maria.
MARIA
Lecisz
na zajęcia?
JOASIA
Ehe.
MARIA
Cieszę
się, że znalazłaś sobie zajęcie.
Joasia się uśmiecha.
JOASIA
Okej,
wychodzę.
MARIA
Kocham
cię, córciu.
Całuje Joasię w czoło.
JOASIA
Ja
ciebie też, mamo.
Wychodzi. Maria zamyka za nią
drzwi, ociera łzę z oka. Jack Russell spogląda smutno w stronę drzwi.
~
SCENA 6.
SIEDZIBA KLUBU
Wchodzi Joasia, na sofie i fotelach
siedzą obok siebie Andrzejek, Dorcia, Artur, Lena, Tatiana, Witold i Gośka.
DORCIA
(z żalem)
Och,
Joasiu!
GOŚKA
Stara,
czemu nic nie mówiłaś, że wyjeżdżasz?!
Joasia słupieje, wymienia
spojrzenia z Tatianą i Witoldem.
JOASIA
(niepewnie)
Ech,
to wszystko potoczyło się tak… szybko. Tata znalazł lepszą pracę, musieliśmy
się natychmiast zdecydować.
GOŚKA
I
co ja bez ciebie zrobię!
Wstaje, rzuca się Joasi w objęcia.
Dorcia zaczyna płakać.
JOASIA
Będziemy
w kontakcie, spokojnie.
GOŚKA
Będziesz
mnie odwiedzać? Proszę, obiecaj, że będziesz mnie odwiedzać!
JOASIA
Obiecuję.
ARTUR
Gramy
w piątek koncert w tym nowym klubie na Błogockiej. Wpadniesz, w ramach
pożegnania?
JOASIA
(z uśmiechem)
Jasne,
jak mogłabym przepuścić taką okazję!
ARTUR
Czyli
wszyscy będziemy, jak rozumiem?
WSZYSCY
Tak!
ARTUR
No,
i na to liczyłem!
~
SCENA 7.
KLUB NA ULICY BŁOGOCKIEJ
Pięć dni później.
Na scenie zespół Weeping Sky: Artur
śpiewa i gra na gitarze elektrycznej, jeden z kolegów przy gitarze basowej,
drugi przy perkusji. Pod sceną grupa bawiących się ludzi, wśród nich Andrzejek,
Dorcia, Lena, Gośka i Joasia, nieco z tyłu Tatiana i Witold, rozmawiają i się
śmieją. Do klubu wchodzi Mikołaj, zauważają go tylko Tatiana i Witold,
podchodzi do nich.
MIKOŁAJ
Jest
Janna?
TATIANA
Stoi
pod sceną.
Mikołaj się rozgląda, przeciska
przez tłum, trąca Joasię. Ta się odwraca, wita go uśmiechem. Przyzywa ją
gestem, wychodzą z tłumu.
MIKOŁAJ
To
ten dzień.
JOASIA
Słucham?
MIKOŁAJ
(próbując przekrzyczeć hałas)
To
dzisiaj! Dzisiaj znikamy!
Joasia poważnieje, wpatruje się w
niego smutno.
JOASIA
Jak
to?
MIKOŁAJ
Nie
chciałem cię wcześniej niepokoić.
Joasia spogląda na Tatianę i
Witolda, ci uśmiechają się smutno.
Jesteś
gotowa?
JOASIA
A
na to można być gotowym?
MIKOŁAJ
Wyjdźmy
stąd.
Kierują się do wyjścia, za nimi
wychodzą Tatiana i Witold.
PRZED KLUBEM
Wychodzą na plac przed klubem.
MIKOŁAJ
Widziałaś
się dzisiaj z rodzicami?
JOASIA
Tak,
widziałam. Ale nie wiedziałam, że to będzie ostatni raz.
Joasia odwraca się do Tatiany i
Witolda.
Ja…
ja chciałam wam podziękować. Nikt nie zrobił dla mnie tak dużo, jak wy.
Rzuca się w objęcia Tatiany, obie
płaczą.
TATIANA
Moja
dziecinka.
Trwają tak przez dłuższą chwilę, po
czym Joasia ściska Witolda.
WITOLDA
Dobrze
się spisałeś, mój mały Kolumbie.
Joasia spogląda na niego, ociera
łzy z oczu i twarzy. Mikołaj podchodzi do Tatiany.
MIKOŁAJ
Dla
nas to również ostatni raz, prawda?
TATIANA
(ocierając łzy)
Nie
jestem w stanie w to uwierzyć.
MIKOŁAJ
Żegnaj,
mamo.
Ściskają się, Tatiana nie
powstrzymuje łez.
Opiekuj
się nimi, niech wyjdą na ludzi.
Tatiana przytakuje, uśmiecha się.
Mikołaj odwraca się do Witolda.
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Panie
Witoldzie.
WITOLD
Mikołaju.
MIKOŁAJ
Żegnaj,
tato.
Ściskają się, Joasia i Tatiana
przyglądają się i płaczą.
No
cóż, na nas czas!
Odchodzą z Joasią, Tatiana i Witold
odprowadzają ich wzrokiem. Nagle z klubu wybiega Amelia.
AMELIA
Joasia!
Joasia!
Joasia i Mikołaj zatrzymują się, odwracają
w stronę biegnącej ku nim Amelii, ta rzuca się w objęcia Joasi.
Dziękuję,
Joasiu! Ja nie wiem, jak… ja… och!
Joasia ściska ją czule, Amelia
wybucha płaczem.
Będę
posłuszna i grzeczna, zobaczysz, nie będę się im uprzykrzać…
JOASIA
Jestem
pewna, że cię pokochają.
Amelia się uśmiecha, ociera łzy z
twarzy. Mikołaj i Joasia odchodzą, z daleka machają Tatianie, Witoldowi i
Amelii.
~
SCENA 8.
DOM JOASI
Dwa dni później.
W salonie siedzą Maria, Karol,
Piotrek, Karolina z Różyczką na kolanach, Amelia i David – blondyn, krótkie
włosy, wąsy i broda, ubrany we wzorzysty sweter. Popijają herbatę. Jack Russell
krąży wokół Davida, obwąchuje mu spodnie.
MARIA
Na
miłość boską! Babcia na nartach?!
DAVID
Mówię
wam, jest lepsza ode mnie!
KAROL
Od
kiedy pamiętam, lubiła sporty zimowe!
MARIA
Amelko,
przyniesiesz ciasto? Powinno już ostygnąć.
AMELIA
Już
lecę, mamo.
Amelia wychodzi.
MARIA
(po cichu)
I
co sądzisz, Davidzie?
DAVID
O
niej? Kurcze, naprawdę sympatyczna dziewczyna. Czuję się, jakbym znał ją od
zawsze.
MARIA
Takie
dziecko to dar.
PIOTREK
(ze śmiechem)
Dzięki,
mamo.
MARIA
Oj
no, z tobą to były straszne problemy!
RÓŻYCZKA
(do Davida)
Ja,
ja!
KAROLINA
Ech,
ona to nic innego nie mówi.
DAVID
Urocza
jest. Nanna też taka była.
MARIA
Twoja
siostra nie chciała przyjechać?
DAVID
Chciała,
ale wypadł jej teraz obóz sportowy.
Wchodzi Amelia z talerzem pełnym
ciasta.
AMELIA
Przyniosę
jeszcze talerzyki i łyżeczki.
DAVID
Pomogę
ci.
Wymieniają uśmiechy, wychodzą.
KUCHNIA
AMELIA
(wskazując szufladę)
Tu
są łyżeczki.
DAVID
Dzięki.
Amelia sięga do półki po talerzyki.
AMELIA
Słuchaj,
David, wspominałeś wcześniej o tej koleżance…
DAVID
Tak,
tak, o Joasi.
AMELIA
Bo
wiesz, z twojego opisu wynika, że też ją znam.
DAVID
Naprawdę?
AMELIA
Chodziłyśmy
razem na zajęcia literackie do mojej polonistki. Myślę, że ona może coś więcej
o niej wiedzieć.
DAVID
Kurcze,
byłbym ci bardzo wdzięczny.
AMELIA
To
drobiazg. Idę tam pojutrze, mogę cię wziąć ze sobą.
DAVID
Skoro
się znacie, to pewnie wiesz, o czym pisała książkę.
Amelia milczy przez chwilę.
AMELIA
Tak,
wspominała coś. Wiesz, dużo jej opowiadałam o naszej rodzinie, mówiła, że to ją
zainspirowało.
DAVID
Och.
AMELIA
Chodź,
kuzynie, herbata stygnie.
Wychodzą z kuchni.
~
SCENA 9.
SIEDZIBA KLUBU
Dwa dni później.
Amelia i David wchodzą przez drzwi,
idą korytarzem.
DAVID
Że
też ten budynek jeszcze stoi!
AMELIA
Już
niedługo. Przeznaczyli go do rozbiórki, będziemy musieli zmienić miejsce
spotkań. O, dzień dobry, cześć!
Na sofie siedzą Witold, Andrzejek i
Dorcia, na fotelu w rogu siedzi Lena, pisze na telefonie, po drugiej stronie
Tatiana wraz z Margretą – siedemnastolatka o długich, ciemnorudych włosach;
odwracają się na widok Amelii i Davida.
TATIANA
O,
jak miło, że jesteście! Zapraszam, siadajcie.
Siadają na fotelach obok Tatiany,
David nieśmiało się rozgląda.
A
więc to ty jesteś David Ragnarson?
DAVID
Pani
mnie zna?
TATIANA
Tylko
z nazwiska, Amelka wspominała o tobie.
DAVID
Podobno
zna pani Joasię, tę, która…
TATIANA
Ach,
tę dziewuszkę. Margreto, nie przywitasz się?
Margreta wpatruje się w Davida,
wystraszona.
DAVID
(wyciągając rękę)
Cześć,
jestem David.
MARGRETA
(nieśmiało, ściskając jego rękę)
Margreta.
TATIANA
To
wnuczka tego słynnego poety, Serafinowicza. Zapowiada się nie mniejszy talent!
AMELIA
Naprawdę?
Twoim pradziadkiem był Mikołaj Serafinowicz?
MARGRETA
Ja…
chyba, o ile dobrze pamiętam.
AMELIA
O,
a prababką? Jak nazywała się twoja prababka?
MARGRETA
Jej
imienia nie pamiętam.
AMELIA
A
dasz radę się dowiedzieć?
TATIANA
Amelio!
AMELIA
(zawiedziona)
Oj
no przepraszam, przepraszam.
LENA
Ty
jesteś David? David Ragnarson?
Tatiana, Margreta, Amelia i David
spoglądają ze zdumieniem na Lenę.
To
ja, Lena.
DAVID
(po chwili, z entuzjazmem)
Lena?
Nie może być!
Oboje wstają, ściskają się
serdecznie. Pozostali się im przyglądają.
LENA
A
widzicie, śmialiście się, że siedzę z nosem w telefonie.
TATIANA
Ech,
jaki ten świat jest mały…
AMELIA
Pani
profesor, czy to wszystko… czy Joasia…?
Tatiana puszcza oko Amelii.
TATIANA
Lena,
Amelia. Chyba wypada wtajemniczyć gości w naszą działalność.
DAVID
Jaką
działalność?
TATIANA
Trzeba
wam wiedzieć, że oboje nie jesteście tu przypadkiem. Witajcie w Klubie Serafina
– miejscu, gdzie każda fikcja staje się rzeczywistością!
~
SCENA 10.
WARSZAWA
SYPIALNIA
Trzy dni wcześniej, rok 1921.
Naprzeciwko drzwi łóżko, po lewej
stolik i krzesło, po prawej szafka. W łóżku śpi Joasia, na łóżku siedzi
Mikołaj, przygląda jej się. Joasia otwiera oczy, dostrzega Mikołaja.
JOASIA
Gdzie
ja jestem?
MIKOŁAJ
W
bezpiecznym miejscu.
Do pokoju wchodzi Ruta – wysoka,
szczupła, długie ciemne włosy spięte w niski kok, jasna cera; ubrana w prostą
sukienkę przed kolano i pantofle. Niesie miskę z rosołem.
RUTA
Obudziła
się?
MIKOŁAJ
Sekundę
temu.
Ruta kładzie miskę na stoliku, odsuwa
leżący na niej tomik Gaspara Serafinowicza, podchodzi do Joasi, kładzie dłoń na
jej czole.
RUTA
Gorączka
już spadła. Jak się czujesz, słonko?
JOASIA
Pani…
pani jest Ruta?
RUTA
Jaka
tam znowu pani! Aż tak stara nie jestem!
JOASIA
(przytomniej)
To
ty…? Zaręczyłaś się z Edwardem!
RUTA
Daj
spokój, nie jestem już zaręczona z żadnym Edwardem!
JOASIA
To
z kim?
RUTA
Ze
świętym Aleksym. Dajcie mi wszyscy spokój, z nikim się już nie zaręczam!
Mikołaj się śmieje.
A
ciebie co tak bawi?
MIKOŁAJ
Twoja
bojowa postawa.
RUTA
Gdyby
dzisiejsze kobiety nie były takie jak ja, musiałybyśmy nadal chodzić w
gorsetach. No i nie mogłybyśmy głosować!
MIKOŁAJ
(z ironicznym uśmiechem)
Ojej,
straszne.
RUTA
Nosiłeś
kiedyś to dziadostwo? Rzygać mi się chce, jak go widzę!
Wychodzi z pokoju, zaraz jednak
zagląda z powrotem.
Pomóż
jej zjeść ten rosół, ja wychodzę.
MIKOŁAJ
Miłego
buntowania się!
RUTA
Głupek.
Pa, pa!
Posyła całusa, wychodzi.
RUTA
(zza drzwi)
Miki?
MIKOŁAJ
Hę?
Ruta ponownie wchodzi do pokoju,
trzyma w ręku jedno euro.
RUTA
Znalazłam
to w kieszeni twojego płaszcza. To coś z przyszłości?
MIKOŁAJ
Przyzwyczajaj
się, tym będziemy kiedyś płacić.
RUTA
(przyglądając się monecie)
A
warte to cokolwiek?
MIKOŁAJ
Pewnie.
Kiedyś za pięć takich kupisz paczkę papierosów.
RUTA
Ooo…
Przygląda się monecie z
ciekawością.
MIKOŁAJ
Schowaj
to z powrotem do płaszcza.
RUTA
Okej,
okej…
Wychodzi, zamyka drzwi.
MIKOŁAJ
Ach,
te sufrażystki…
Joasia opada na poduszkę, mruży
oczami.
JOASIA
Czy
mi się to wszystko przyśniło?
MIKOŁAJ
Nic
ci się nie śniło. Ta podróż była trochę trudniejsza niż poprzednie, stąd twój
stan.
JOASIA
Łeb
mnie boli.
MIKOŁAJ
Odpoczywaj,
nigdzie się nam nie spieszy. W końcu wszystko się poukładało.
JOASIA
Czemu
Ruta i Edward nie są już zaręczeni?
MIKOŁAJ
Przestali
się dogadywać, Edward nienawidzi sufrażystek. Zresztą, ty wiedziałaś o tym od
dawna, prawda?
JOASIA
Mhm.
MIKOŁAJ
Pamiętaj,
że w naszą sprawę wtajemniczona jest tylko Ruta. Musiałem jej powiedzieć ze
względu na ciebie.
JOASIA
Jasne.
Pomożesz mi wstać? Mam wyjątkowy apetyt na dobry polski rosół.
~
SCENA 11.
MIESZKANIE
Trzydzieści lat później.
Małe pomieszczenie, wystrój
nowoczesny. Po lewej niepościelone łóżko, na wprost biurko, na nim lampka i
rękopis. Siedzi przy nim Róża – trzydziestolatka, blond loki do ramion, okulary
z niebieskimi oprawkami; ubrana w dopasowaną koszulę nocną. Pisze.
RÓŻA
„Pozostawiam
was, moi drodzy czytelnicy, w swego rodzaju konkluzji. Nie myślcie jednak, że
zmyśliłam tę historię – albowiem, parafrazując słowa rzymskiego wodza –
przybyłam, zobaczyłam i… spisałam. Choć miałam wówczas zaledwie sześć miesięcy,
Joasia i Mikołaj doskonale zapadli mi w pamięć. Ktoś by mógł powiedzieć – nie ufam
dzieciom, w ich głowach powstaje najwięcej imaginacji. Ja jednak mówię –
dziecko widzi to, co umyka uwadze innym.
W
świecie, w którym obecnie przyszło mi żyć, nie ma już miejsca na literaturę.
Odszedł on od formy pisanej, poświęcając się rozrywkom zgoła mniej
absorbującym. Dlatego, jako ostatni przedstawiciel pisarzy autochtonicznych,
zwracam się do was z ogromną prośbą. Piszcie, piszcie i jeszcze raz piszcie!
Moja
droga przyjaciółka i, być może, daleka krewna, Margreta, która włożyła ogromny
wkład w stworzenie tego dzieła, potwierdza, że Klub Serafina istniał naprawdę.
Ciotka Amelia zaś, jak twierdzi, ze względów bezpieczeństwa, udzieliła mi
jedynie znikomych informacji, co w moim przekonaniu potwierdza słuszność tego
wszystkiego, co tu spisałam.
Kim
tak naprawdę był Mikołaj? Może rzeczywiście, jak sam o tym mówił, swego rodzaju
fikcją, snem na jawie? W końcu to on jako pierwszy przekroczył barierę czasu,
co nie mogło pozostać bezcelowe.
Gdy
odwiedzam rodzinę w Cieszymirowie, lubię przejść się wzdłuż ulicy Nowy Świat,
gdzie w miejscu budynku nr 75 stoi dziś kino. Czasem zdaje mi się, że widzę
kręcącego się tam rudowłosego mężczyznę w średnim wieku, w kamizelce i bordowej
marynarce. Czyżby nie utracił swej umiejętności, zatajając to jedynie przez
wzgląd na Stowarzyszenie Wolnych Pisarzy?
Wierzę,
że kiedyś mnie odwiedzi. Gdy już zorientuje się, że czasy świetności ruchomych
obrazków również odeszły w zapomnienie, może zechce odnaleźć ostatnią
autochtoniczną? Zgodnie z moimi obliczeniami, całkiem niedawno, w jego czasach,
swój kres miała druga wojna światowa – współczesny na nią pogląd pozostał bez
zmian, tak więc Joasia celująco wywiązała się ze swojego zadania. Ja, ja,
jestem z ciebie dumna!
Choćbym
nie wiem, jak bardzo się starała, przypuszczalnie większość z was uzna tę
historię za brednie. Macie do tego prawo, tak jak i ja mam prawo pozostać przy
swoim. Jednakże, apeluję – próbujcie swoich sił, nie gnieźdźcie wymyślanych
przez was opowieści w głowie, spisujcie je, nadawajcie im sens. A nuż ktoś z
was zapoczątkuje przełom w historii pisarzy autochtonicznych? Może to takich
ludzi Mikołaj nieustannie poszukuje we współczesności?
By
pozostawić to dzieło niezmiennym, zakończę go tą sentencją, którą je
rozpoczęłam. Niech będzie dla was przestrogą, wskazówką, ale też motywacją.
Ahoj, Kolumbowie!
Wielka
odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy podjęli się pisania.”
Koniec.