piątek, 9 grudnia 2016

678. Tylko sen

W rogu ulicy runął budynek mieszkalny,
metropolia rodzinna,
jeszcze zapach w atmosferze,
bladoróżowy świt;
tylko utul mnie do snu.

Spacer za rękę,
ręce obmyte deszczem,
spłukana skóra na policzkach,
mętna wizja z pokoju na drugim piętrze;
tylko utul mnie do snu.

Lwia część środowiska,
garści tlenu wdycha mały organizm,
rośnie do rozmiarów równych o nim myślom,
katastroficzna metafora;
tylko utul mnie do snu.

Każdemu się
nie należy,
konkluzja zawsze rani.
Zepsuty zegar
co dzień śpieszy o inną godzinę.
Kanonada uczuć,
wojna na emocje
skłania do kapitulacji.

Każdego dnia odkładam to
na jutro,
nie czekam na wsparcie z zewnątrz,
w ogóle nie czekam,
leżę pod nagą nocą,
nieboskłon nigdy nie ciemnieje,
lustro płodnej ziemi,
widzę siebie wyraźniej,
wilgotne oczy,
łzy kapią, osadzając się rosą na zieleni.

Wkrótce znów wróci przejaskrawione.
Wiem już zbyt wiele,
więc nie pytam,
nie zabiegam o więcej;

proszę tylko, byś utulił mnie do snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz