wtorek, 6 grudnia 2016

677. Pas

Opuszczam
żaluzje w sypialnianym oknie,
spać kładę się o zawieszonej północy,
tych sekund nie wliczam do autobiografii.

Skrycie pragnę
wyswobodzić się z "tu i wszędzie",
zajęciem moim jest wzmożona czujność,
ile można?!
tracę kontrolę między jednym a drugim okiem,
jedno chce widzieć więcej,
jedno chowa się za powieką.

Wiara nie wymaga już ofiary,
a jednak, składam zeznanie z każdego sprzeniewierzenia,
świadoma nieuniknionych supłów myślowych.
Poddaje mnie
zdobna wątpliwość,
kwietnie pasuję,
wyzbyta twardych złudzeń.

Opróżniam ciało,
dwutlenek węgla,
zatruwam powietrze,
czuję
jakby
ulgę.

Nie łatwo mi pogodzić się,
wciąż trzymam resztki na czarną godzinę,
gdy w kolejną noc
opuszczę
żaluzje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz