poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Wspomnienie

Pierwsze podmuchy lata. Widać było, jak na ulicach zaroiło się nagle od studentów, licealistów,gimnazjalistów. Dla nich właśnie rozpoczęły się wakacje, czas wyjątkowy. A pośród nich starzec. Pewnie zupełnie zatraciłby się w tym tłumie, gdyby nie pokaźna postura i specyficzny ubiór – czarny kapelusz zasłaniający łysinę oraz ciemny, skórzany płaszcz. Tak, wprawdzie lżejszy niż zimą, ale wciąż było to długie nakrycie, sięgające niemal do kolan. W jednej ręce niósł gazetę, drugą zaś wkładał do ust papierosa. Czarne, skórzane rękawiczki, noszone zimą, latem zastępowały równie ciemne okulary słoneczne.
Chyba nikt nigdy nie widział innego wizerunku tego mężczyzny. Zdawało się, jakby chciał ukryć swoją tożsamość. Mimo że w mieście tym spędził całe życie, pozostał osobą obcą i, poza rzucającym się w oczy wizerunkiem, nikomu tak naprawdę nieznaną.
Jedyne, co zdawał się zauważyć, to tłum młodych, przez który to musiał się przedrzeć, zanim dotarł do parku miejskiego i, jak co dzień, usiadł na swej ulubionej ławce, kilkanaście kroków od fontanny.
Przychodził punktualnie, zawsze o stałej porze. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, żeby ta konkretna ławka była zajęta – jak gdyby stała tam z myślą o nim. Najprawdopodobniej tak właśnie było – miejscowi doskonale znali jego rytuał, nie mieli potrzeby, żeby wprowadzać nieporządek. Co dzień siadał właśnie tam, zakładał nogę na nogę i czytał gazetę, paląc przy tym papierosa.
Gdyby nie ogromny nagłówek na pierwszej stronie pisma, prawdopodobnie nie przeszłoby mu przez myśl, że właśnie rozpoczęły się wakacje. Jemu było już wszystko jedno, deszcz, śnieg, czy słońce. Zdawał się być zupełnie wyrwany z rzeczywistości.
A jednak, nie był odcięty od świata – czarno-biała gazeta stanowiła źródło wielu szeroko pojętych informacji, o których, być może, zwykły człowiek nie miał pojęcia lub po prostu się nimi nie interesował.
Przede wszystkim – do żadnego z tych młodych ludzi, od których ulice zaczęły pękać w szwach, nie powracały wspomnienia. Tak, wspomnienia starych lat, w tej chwili stanowiące jedynie garść suchych faktów, których to muszą uczyć się na pamięć, aby następnie szybko zapomnieć. Bez wzruszenia.
Przedzierał się nerwowo przez kolejne stronice; co spojrzał, burknął coś pod nosem, a jego twarz wykrzywił grymas niezadowolenia.
Wyjął papierosa z ust; wraz z wydechem wypuścił kłąb dymu. Zrezygnowanie – to właśnie odczuł, gdy jakiś czas temu zorientował się, że jedyne pismo, które był jeszcze w stanie czytać, zostało pozbawione wartości. Poczuł obrzydzenie na widok bzdurnych artykułów; od pierwszych słów aż zabolała go głowa.
Gdzie „Kultura”, „Sport”, „Historia”, „Świat”?! Dlaczego zmuszony został czytać o najnowszych trendach mody, wywiady z pseudo-gwiazdami, horoskopy i… felietony, niegdyś inteligentne spostrzeżenia, teraz wywody o niczym.
Pogrążywszy się w rozpaczy, dopiero za moment zauważył, że nie siedzi, jak co dzień, sam, na swej ławce.

Kilkuletnia dziewczynka rozglądała się i wymachiwała nogami. Ubrana w zwiewną, kwiecistą sukieneczkę i czarne lakierki, w małej rączce trzymała lizaka. Krótkie, rudawe, kręcone włoski powiewały na wietrze, zakrywając jej niemal całą twarz.
Spojrzała na niego – przeszył go wzrok łagodnych, zielonych oczu. Wpatrywała się tak z przyklejonym uśmiechem na ustach. Nie powiedziała jednak ani słowa.
Mężczyzna, poirytowany już nieudolnym czytaniem gazety, zaczął się niecierpliwić. Powstrzymał jednak złość i zapytał, przez zaciśnięte zęby:
- Zgubiłaś się, dziewczynko?
Przekręciła głowę w bok; włożyła lizaka do ust, po czym wyjęła i odpowiedziała, ciągle uśmiechnięta:
- Przyszłam tu do pana. - odwróciła głowę i znów zaczęła się rozglądać, nie przestając wymachiwać nogami.
Mężczyznę zamurowało; zdjął okulary słoneczne, aby lepiej się jej przyjrzeć. Wydawało mu się, że skądś zna tą twarz. Jakby już gdzieś, kiedyś spotkał dziewczynkę.

Złość zupełnie ustąpiła teraz ciekawości:
- Jesteś sama?
Znów musiał chwilę czekać na odpowiedź. Wyjęła lizaka z ust:
- Nie, siedzę tu sobie z panem. – nieodłączny uśmiech.
Nieco się zaniepokoił; czy dziecko rzeczywiście było bez opieki?
- Nie powiesz mi chyba, że przyszłaś tu sama… – starał się być sympatyczny.
Zamyśliła się na chwilę.
- Siedzę tu cały czas. - powtórnie włożyła słodycz do ust.
Starzec znów się poirytował; nie był człowiekiem cierpliwym, a już w szczególności w stosunku do małych dzieci.
- Słuchaj, może pójdziemy i poszukamy twojej mamusi…
Nie dała mu dokończyć:
- Ale ja tu przyszłam do pana. – mówiła to tak, jak gdyby nie było w tym nic dziwnego.
Mężczyzna zrezygnował z dalszych pytań. Patrzył przed siebie i próbował przypomnieć sobie, gdzie mógł wcześniej widzieć zielonooką. Z zamyślenia wyrwał go jej głos:
- Pan się dalej chowa? – zapytała poważnie, przyglądając się jego ubiorowi.
Spojrzał na nią pytająco.
- Pan mnie uratował. Teraz już nic nam nie grozi.

Zorientował się, skąd zna dziewczynkę! Wspomnienie powróciło, jak gdyby cofnął się w czasie… Ale jak, jak ona mogła siedzieć obok, jak mogłaby go poznać?! To było tak dawno…

Ostrzał, z każdej strony ostrzał… Wybiegali właśnie z kryjówki, która tonęła już w gruzach. Przebiegli na drugą stronę ulicy i schowali za budynkiem, a raczej jego pozostałością. Z hałasu ledwie dał się słyszeć dziecięcy krzyk; dochodził z drugiego końca uliczki, w której się znajdowali. Pobiegł w tamtym kierunku. Właśnie mijał jeden z mniej zniszczonych domów, gdy zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać; krzyk dochodził z okna na piętrze.
Wyważył drzwi i wszedł do środka. Wnętrze również nie odniosło zbyt wielu szkód. Pobiegł schodami na górę i wszedł do najbliższego pokoju.
Tam ją ujrzał. Siedziała w kącie i zalewała się łzami; brudna, cała w kurzu. Nie miał czasu zastanawiać się, dlaczego dziecko zostało samo w opuszczonym mieszkaniu; wziął ją na ręce i udał się w stronę wyjścia.
Nim dotarł w bezpieczne miejsce, gdzie oddał ją w opiekę cywilów, usłyszał od niej, wypowiedziane z trudem, słowa:
- Pan mnie uratował. Teraz już nic nam nie grozi.

Dokładnie to samo usłyszał przed momentem, od tej samej dziewczynki, tak wiele lat po tamtych wydarzeniach. Obudził się z zamyślenia, przetarł oczy i spojrzał obok. Nie było to złudzenie – rudowłosa siedziała wciąż w tym samym miejscu. To samo spojrzenie, ten sam wyraz twarzy…

Tamtego dnia poczuł się bohaterem – mimo że chodziło o życie zaledwie jednej młodej duszy. Ale chodziło o życie…
Utwierdziły go w tym słowa dziewczynki; jej naiwność, lecz, przy tym, całkowite zaufanie. Uratował ją, już nic nie mogło jej grozić…
Jednak to nie tylko wspomnienie w jego głowie, a głos żywej osoby, siedzącej zaraz obok.

- Przyszłam panu podziękować. – pochyliła się w jego stronę i pocałowała w policzek. – Do widzenia! - wstała, dała mu do ręki patyczek po lizaku i pobiegła w stronę wyjścia z parku.
Mężczyzna siedział przez chwilę osłupiały. Myśli zaczęły mącić mu w głowie; czy był już w tym wieku, w którym widzi się rzeczy nieistniejące?
Spojrzał na swoją dłoń, w której wciąż trzymał patyczek po lizaku. Nie, to nie mogło być przywidzenie…
Dotknął ręką policzka; zrobiło mu się ciepło na sercu. Poczuł się, jak tamtego, pamiętnego dnia…

Przeniósł wzrok na otwartą wciąż gazetę. Już nie złość, a śmiech wywołał u niego nagłówek mówiący o sposobach na skuteczne, „przedwakacyjne” odchudzanie. Przedarł ją na pół i wyrzucił do pobliskiego kosza, a wraz z nią wypalonego papierosa. Wstał i z uśmiechem udał się w stronę wyjścia z parku.

Zatrzymał się przy budce telefonicznej. Zastanowił się przez chwilę, po czym wszedł do środka, wrzucił monetę i wykręcił numer. Ze słuchawki dał się słyszeć dziecięcy głos:
- Halo, kto tam?
- Cześć wnusiu, dziadek mówi…
- Dziadek? Dziadku, stęskniłem się…Nie odzywałeś się tak długo…
- Dziadek był zajęty, ale już jest wolny. Chcesz może iść ze mną na spacer, na lody?
- No pewnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz