Codziennie wieczorem czekał na niego.
Za każdym razem w innym miejscu, z innego kąta… Przyglądał się, jak chłopca
ogarnia lęk.
Nikt nigdy nie dowiedział się, w
jakim to celu koniecznie chciał jednoczyć się z ludźmi. Zamiast uciekać w
ciemne zakamarki, wrócić do swoich, zapuszczał się tam, gdzie absolutnie nie
powinien być. Tam, gdzie czekało go cierpienie.
Ale wciąż ufał, wciąż miał nadzieję,
że znajdzie się choć jedna dobra dusza, która… No właśnie. Czego on tak
właściwie oczekiwał?
Chłopiec spotykał go nie tylko w
łazience. Czasem natknął się na niego w swojej własnej sypialni. Później całą
noc dręczyły go senne koszmary. Cztery pary odnóży…
Lecz jak mały towarzysz miał
udowodnić swoje przyjazne nastawienie? Jak miał wytłumaczyć, że zerkał na człowieka
z czystej, instynktownej ciekawości?
Być może sam potrzebował wyjaśnień,
chociaż absolutnie nic z tego nie byłby w stanie pojąć.
A jednak uważa się go za potwora,
wcielenie zła… Jest wszystkim co najgorsze. Jest wszystkim, co tak właściwie ludzkie…
A co tak naprawdę „kłębi się” w „niezbyt
skomplikowanie” zbudowanym głowotułowiu? Może warto byłoby zapytać o to pana od
przyrody, który zapewne nosi i przytula tego typu „monstrum” niczym pluszową
zabawkę?
Tylko, że wtedy możemy się spodziewać
historii tego typu „wzruszającej przyjaźni” lub, w lepszym przypadku,
szczegółów nieszczególnie skomplikowanej budowy głowotułowia. Ja jednak wolę
jak na razie zachować podstawową wiedzę na ten temat, a skupić się bardziej na
naturze naszych „czterech par odnóży”.
Na pewno każdy z nas stanął z nim
twarzą w twarz, oko w oko. Ci, co w pierwszym odruchu nie wpadli w panikę, być
może zadali sobie pytanie: Kto się bardziej boi? Bo w końcu czym jest mały,
niezbyt „rozgarnięty” ośmionóg, w porównaniu do tego, co zdoła zrobić człowiek?
Odruch numer jeden – zabić! I tu
zaczyna się wątpliwość, co tak naprawdę należałoby zrobić. Większość jednak
porzuca rozmyślania i wraca do swojego życia…
A jeżeli monstrum faktycznie trafi na
poszukiwaną „dobrą duszę”, która nie odważy się pozbawić życia nawet jego? Czy
możliwe jest, żeby instynkt tak łatwo wyczuwał bezpieczeństwo, tak szybko
nabierał zaufania?
Jak wynika choćby z przykładu naszego
nieszczęśliwego chłopca, okazuje się to być jak najbardziej możliwe. Chociaż,
nie do końca…
Ale początki zawsze są trudne.
·
Gaspar nie kwapił się dziś do pójścia
do szkoły – zbyt wiele wysiłku by go to kosztowało. Zwłaszcza, że pan od
biologii ostatnio dziwnie mu się przypatrywał, jak gdyby próbował przejrzeć go
na wylot – dosłownie.
A wszystko to z powodu pewnego
nietypowego incydentu, który zwrócił szczególną uwagę nauczyciela biologii.
Właśnie od tego czasu, wspominał Gaspar, boję się
przychodzić do szkoły - tam wszystko się zaczęło. Ale też nie czuję się
bezpieczny w domu. Bo on tam na mnie czeka…
Ten z sali biologicznej był dość mały jak na potwora pożerającego w
całości. Skoczył z sufitu wprost na moją otwartą książkę. Krzyknąłem piskliwie,
jak mała dziewczynka, spojrzawszy na bohatera podręcznika, którego mogłem
podziwiać teraz w całej okazałości. Kumpel siedzący obok nie mniej się
wystraszył. Ale chyba bardziej przeraził go mój pisk niż sam widok ośmionoga.
Byłem pod presją, normalnie to byłbym go zostawił
na miejscu i nie spał przez kolejne dwie noce. Norma, nic więcej. Jednak chęć
zostania bohaterem wygrała. Jednym ruchem ręki zamknąłem książkę, a wraz z nią
ostatni rozdział jego życia…
Nauczyciel nie zareagował, podobnie jak
wszyscy wokół. Ale Gaspar widział w jego oczach dziwny niepokój. Wzrok
skierowany w swoją stronę. Ale ten nie powiedział nic. Kontynuował zajęcia.
Wciąż miałem dziwne uczucie, coś jak wyrzuty sumienia. Na szczęście
szybko mi przeszło. A nauczyciel wciąż się gapił. Próbował niepozornie, ale
niezbyt mu to wyszło.
·
Większy! Te same ruchy, to samo „spojrzenie”, jeśli można to tak nazwać…
A jednak większy!
Ale Gaspar w tej chwili nie dostrzegł
tego w należyty sposób. Zajęty był rozmyślaniami na zupełnie inne tematy. Ale
ośmionóg był uparty.
Zaskoczył go w kuchni. Wspinał się po
delikatnej jak piórko, uwitej przez siebie „Drodze Mlecznej”. Lecz nagle
zatrzymał się, zamarł, jak gdyby czekał właśnie na ten jeden moment.
Gaspar spojrzał na niego z
obrzydzeniem. Eh, coraz więcej się tego lęgnie...
I znów, jeden zamach wystarczył, by
zakończyć wędrówkę. Wędrówkę po świecie…
Lecz tym razem nie poczuł oczekiwanej
skruchy, nie dopadły go nawet najmniejsze wyrzuty sumienia. Dojrzewam, pomyślał, już się nie boję…
·
- Brat! Mama mówi, żebyś poszedł do
sklepu, mleka nie ma!
- Zamknij się, smarkulo, nie widzisz,
że jestem zajęty?!
- Nie odzywaj się tak do mnie, trochę
szacunku! Może byś tak się ruszył, cały dzień nic nie robisz!
- Nie tym tonem do mnie!
- Nie wrzeszczeć mi tam! Rób, co ci
siostra każe! A ty nie mów tak do brata!
- Przepraszam, mamo. Poniosło mnie.
Córeczka mamusi! Przyszło mi żyć z taką diablicą. Trzeba było iść do
szkoły…
- Ej, a ty przypadkiem nie masz
dzisiaj lekcji?
- Co cię to interesuje?!
- Uspokój się, tylko pytam. Ale ściema!
- Odezwała się, cwaniara!
- Uspokoić się tam na górze!
- I co, braciszku, nie przyznasz się?
Boisz się mamy?
Tego było za wiele, takich drwin
Gaspar nie potrafił ignorować…
Już miał wstać od biurka, kiedy nagle
znów go ujrzał... Wyłonił się niespodziewanie, jakby znikąd…
·
To już nie był ten mały insekt,
którego jeszcze niedawno zgniótł kciukiem przy umywalce w łazience. To już nawet
nie ten z „Drogi Mlecznej”. Chłopak przełknął głośno ślinę.
Stwór poruszył się wolno, jak gdyby
czekał na pierwszy krok człowieka, pierwszy ruch. Gaspar nie mógł dostrzec jego
oczu, czuł jednak na sobie jego wzrok. Przenikliwy do bólu.
Strach szybko przerodził się w złość,
agresję wręcz.
- Czego ty chcesz ode mnie, potworze?
Masz ze mną jakiś problem?
- Do kogo ty gadasz, brat?! –
usłyszał krzyk siostry z pokoju obok.
Czarne monstrum poruszyło grubym
odnóżem. Zrobiło powolny krok do przodu.
- Zginiesz, jak nic. – powiedział
chłopak, prawie szeptem.
Jednym, gwałtownym ruchem zdjął
kapcia i uderzył. Ale ośmionóg był szybszy. Zrobił zręczny unik, po czym
szybkim susem wszedł pod łóżko.
- Dorwę cię, paskudo!
Gaspar położył się i zajrzał pod
tapczan.
Za ciemno!
- Co ty wyprawiasz? – siostra weszła
do pokoju.
- Wynocha stąd, nie wtrącaj się!
- No już dobrze, nie wrzeszcz tak. -
powiedziała i wyszła.
Nie uciekniesz mi, już cię mam! Znudzi ci się zadręczanie mnie.
Pierwszy raz w życiu pożałował, że ma
bałagan pod łóżkiem. Monstrum mogło się schować wszędzie. Albo i uciec.
Chyba jednak to ostatnie. W momencie,
w którym o tym pomyślał, usłyszał krzyk siostry.
- Aaaaaaa, chodź tu!!! Pająk,
pająk!!!
Pobiegł szybko do jej pokoju. Po drodze
potknął się o próg, uderzył twarzą o ziemię. Był coraz bardziej wkurzony.
Podniósł się, krew mu pociekła z nosa.
Nie dam mu zwiać. Nie będzie mnie dręczył po
nocach!
Wpadł do jej pokoju. Potwór stał na
środku. Był spokojny, nie robił gwałtownych ruchów. W przeciwieństwie do
siostry, która rzucała się na kołdrze i panikowała.
- Zabij go, zabij go, zabij go! –
piszczała.
Gaspar zrobił zamach. Już miał
uderzyć, cały aż trząsł się z wściekłości, krew ciekła strumieniami z nosa. Ale
w ostatniej chwili zatkało go. Zatrzymał rękę.
Ośmionóg odwrócił się w jego stronę.
Wyglądał żałośnie. Co on jeden może przeciwko nam? Co może nam zrobić?
Właściwie to czemu on jest winien? Co takiego zrobił złego?
- Na co czekasz, zabij go!
- Co tu się dzieje?! – wpadła mama i
pisnęła na widok potwora.
- Zabijcie to coś! Obrzydlistwo!
Jeden ruch patelnią i było po
wszystkim. Słychać było tylko chrupot grubych odnóży. Swoją drogą, odrażający.
- No, załatwione. A teraz idź już do
tego sklepu i nie rób zamieszania. I umyj buzię, cały jesteś od krwi! Następnym
razem lepiej się nie potykaj.
Gaspar stał nieruchomo, wciąż z
uniesionym kapciem. Widział już tylko dwie nóżki i mokrą plamę. Reszta została
na spodzie patelni.
- Umyje się! – machnęła ręką mama i
wróciła do kuchni.
- Wszystko ok, brat? – spytała
niepewnie siostra.
Nie odpowiedział od razu. Stał
wpatrzony wciąż w ten sam punkt.
- Ze mną nic nie jest ok.
·
- Nie wiesz, czy pedagog jest jeszcze
w szkole?
- A co mnie to obchodzi? – odparł
Torta, zajadając kolejnego kołacza.
- A co, chcesz się leczyć?
- Wiesz, przydałoby się. Miewam
ostatnio jakieś dziwne stany emocjonalne.
- Hm, brzmi poważnie. W takim razie
albo jesteś głodny, albo szukaj pedagog. – zaśmiał się i połknął ostatniego
kęsa.
Cały Torta – o jedzeniu tylko gada. Na niego za bardzo nie mogłem liczyć.
Ale przynajmniej daje ściągać na sprawdzianach. I załatwia dobre kołacze.
Głodny nie był, zostało mu więc
szukać pani pedagog. Podszedł na przerwie pod jej gabinet. Ale zastał tylko
tabliczkę przyczepioną do drzwi z napisem:
PANI PEDAGOG (jakaś tam) BĘDZIE NIEOBECNA DO KOŃCA ROKU SZKOLNEGO.
PANI PEDAGOG (jakaś tam) BĘDZIE NIEOBECNA DO KOŃCA ROKU SZKOLNEGO.
„Jakaś tam”, bo nazwisko za długie. Nikt nigdy prawidłowo go nie przeczytał, a tym bardziej nie napisał. Gaspar wolał więc nie ryzykować i niepotrzebnie się przy tym wysilać.
- Szukałeś pani pedagog, chłopcze? –
spytał ktoś za nim.
O nie, znowu ten miłośnik natury, co się tak gapi ostatnio… Jeszcze tylko
jego tu brakowało…
- Wejdź, mam ci coś ciekawego do
powiedzenia. – nauczyciel biologii wyjął klucz i otworzył drzwi do gabinetu.
Gaspar, choć zdezorientowany, wszedł bez oporów.
Usiadł niepewnie na najbliższym
wolnym krześle. Pozostałe w większości były zajęte książkami, kartkami i
różnymi rupieciami. Na stole leżało pełno papierów, wydrukowanych i popisanych
ręcznie, małych i dużych, pogniecionych i wyprostowanych. A na nich kolejne
sterty książek.
- O czym pan chce ze mną rozmawiać?
Tylko proszę szybko, śpieszę się na lekcje.
- O to się akurat nie martw.
Czego on ode mnie chce??? Naprawdę chodzi mu o tego nieszczęsnego robala?
- Powiedz mi, drogi chłopcze, miałeś
ostatnio jakieś kłopoty z nauką?
- Oceny mam marne, ale to u mnie
normalne. No, może ostatnio trochę gorzej mi szło, ale raczej nie przepadnę.
- Hmm, rozumiem. A nie dręczyły cię
jakieś złe sny? Koszmary?
Przełknął głośno ślinę.
Skąd w ogóle takie pytania?
- Nie musisz się krępować. To, o czym
tu rozmawiamy, nie wyjdzie z tego pokoju.
Milczał przez dłuższy czas, po tym
jednak odparł:
- Czasem śnią mi się pająki. Straszą
mnie, wchodzą mi na łóżko, pod kołdrę, na głowę… Ale, proszę pana, to nie ma
związku z tym czymś, co na lekcję przylazło wtedy. Proszę mi o tym nie
przypominać.
- Chciałbym, ale obawiam się, że będę
zmuszony to zrobić.
- Słucham?
- Szanuj bardziej swoją siostrę. Bądź
dla niej miły.
- Chwila, skąd pan…
- Martwiła się o ciebie i przyszła do
mnie. Nie bądź zły na nią, chciała ci pomóc.
- Wszystko panu wygadała?
- Tylko to, co było dla mnie ważne. –
uśmiechnął się.
- Nie rozumiem.
- Póki co, nie musisz. Pomyśl trochę,
zanim coś robisz, dobrze?
- Chodzi panu o tego robaka? O
siostrę?
- O wszystko, co robisz, Gasparze.
Idź już na lekcję, powiedz, że ja cię przetrzymałem.
Niepotrzebnie przychodziłem, i tak nie mogłem się skupić. O co mu
chodziło? I po co się w ogóle nad jego słowami zastanawiam?!
·
Trzeba z nią porozmawiać, postanowił, gdy wrócił do domu. Jakaś dziwna myśl kazała mu
to zrobić.
- Siostra, jesteś tam? Mogę wejść?
Nikt się nie odezwał. Otwarł po cichu
drzwi do jej pokoju. Wszedł i aż wytrzeszczył oczy z wrażenia.
·
- Co ty robisz, dziewczyno?! Zabij
go, szybko!
- Nie ruszaj go. – odparła spokojnie.
Aż ciarki przeszły mu po plecach.
Siedział obok niej na łóżku, jak
gdyby nigdy nic. Cztery pary odnóży. Dziewczynka bez żadnego obrzydzenia
dotykała go, głaskała.
- Przyszedł do mnie w nocy, gdy nie
mogłam zasnąć. Jakoś mnie nie przestraszył, wydał mi się nawet miły…
Gaspar wciąż stał jak otępiały. Ręce
mu drżały. Był w szoku.
- Nic nie mów. Jeśli do ciebie
przyjdzie, pozwól mu odejść. Zapamiętaj, to wszystko. A teraz wyjdź, idę już
spać. Dobranoc, braciszku.
Wyszedł bez słowa. Nie potrafił wyjść
z otępienia. „Jeśli do ciebie przyjdzie, pozwól mu odejść. Zapamiętaj…”. Co ten
belfer jej nagadał... ?!
Chociaż wydawało mu się to nie do końca
zrozumiałe, zapamiętał.
·
Siedzenie w szkole po raz kolejny
pozbawione było sensu. Wciąż nie mógł zapomnieć o wieczornym incydencie.
Ten wzrok, te ruchy, te odnóża… Kiedy ja w końcu dorosnę?
A matematyka ma wyjątkowy „talent” do
przedłużania się. Zwłaszcza w trakcie przerwy…
- …a na zadanie domowe zróbcie… -
Gaspar nie dowiedział się, czym tak naprawdę chciała go dobić nauczycielka,
minutę przed końcem przerwy.
Myśli nie dawały mu spokoju, zaczęło
mu się kręcić w głowie, świat zawirował, powoli chował się za mgłą…
Pamiętał tylko moment, w którym
nauczycielka przerwała łaskawie swoją niezwykle „porywającą” gadaninę i
schyliła się ku niemu…
·
- …kiedy trafiłem
nagle do jaskini. Z góry kapały krople jakiejś dziwnej gęstej cieczy. Szedłem
przed siebie, innej drogi nie było. Aż stanąłem na rozdrożu - dwa przejścia i
pytanie: W lewo, czy w prawo?
Nie wiedziałem, czy
wciąż podążać za nim. Z jednej strony chciałem iść tam, z drugiej zaś budził
się we mnie lęk, który przerywał myślenie.
Aż zdecydowałem. On w
lewo, ja w prawo.
Szedłem powoli,
potykając się o patyki… Hmm, chociaż… Nie, nie, to nie były patyki, to coś było
inne... Tłuste od tej samej dziwnej cieczy, grube, zawadzające drogę… Bałem się
iść dalej…
- Ale poszedłem,
nabrałem pewności siebie. Tylko szkoda, że na tak krótko. Przechodziłem
pomiędzy kolejnymi tłustymi patykami, aż natrafiłem na ostatni – ten był suchy,
ale cienki i nietrwały, złamał się od razu. Szedłem więc dalej. Smród, brak świeżego
powietrza…
Zakrztusił się,
popijając herbatę.
- Mów, mów, co
widziałeś dalej?
- No więc,
przeszedłem jeszcze kawałek, aż potknąłem się o kamień – pierwszy kamień w tej
jaskini! Dalej zastąpiły one patyki…
- I jak to było,
doszedłeś do końca?
- Niezupełnie, proszę
pana. Bo tam nie było końca. Jaskinia ciągła się w nieskończoność…
- I co dalej?
- Nic, obudziłem się
u higienistki. To wszystko, proszę pana. Pierwszy raz w życiu miałem tak jasno czytelny
sen. Jak pan myśli, powinienem się leczyć?
- Hmm, obawiam się,
że żaden lekarz ci w tym nie pomoże. Obiecaj , że nie pójdziesz z tym do
psychologa. – odparł poważnie biolog.
- Ale dlaczego…
- Wyjaśnię ci to
innym razem. Musisz sam sobie z tym radzić, próbuj.
- Ale…
- To nic złego, nie
martw się. Aczkolwiek, nic pospolitego. - pan od biologii uśmiechnął się lekko.
Nic z tego nie rozumiem…
·
- Nie ogarniam tego
wszystkiego! Belfer mówi zagadkami, jakby mnie w coś wkręcał, ty się
przyjaźnisz z pająkami…
- Już mówiłam. Jeśli
do ciebie przyjdzie, pozwól mu odejść. To wszystko.
- Czemu nikt mi nie
powie, o co w tym wszystkim chodzi? W co wy ze mną gracie?
- Pytanie, w co ty
się pakujesz? Rób, co ci każę, a nic ci się nie stanie.
- Jest coś, o czym
nie wiem? – tracił cierpliwość.
- Wiele rzeczy.
Słuchaj, nie dyskutuj już, bo to ci nic nie da. Rób, co masz robić.
- Ale…
- Mam się powtarzać?!
- Nie. – odparł
zrezygnowany.
- Świetnie. Idź już i
nie denerwuj mnie.
I pomyśleć, że aż dwa lata młodsza…
·
- Panie, zadania nie
mam!
Torta ma to do
siebie, że lubi wrzeszczeć z drugiego końca sali – w przeciwieństwie do
niepotrzebnego wstawania, które tylko zaburza proces trawienia kolejnego
kołacza.
Tylko czekać, aż
„okrągłego” biedaczka trzeba będzie toczyć jak kulę.
Przyczyną niestety jest
choroba. I tak Torta nie waży tyle, co kiedyś, choć to jeszcze normą nie jest.
Chłopak nie kwapił
się, żeby zwracać się do nauczyciela „proszę pana” lub „panie profesorze”. Dwa wyrazy są w jego mniemaniu, zbędne tworzą
tylko dodatkowe komplikacje.
- Jak ty się do mnie
zwracasz, chłopcze?! – matematyk się wkurzył.
- Bo za daleko masz
pan biurko, przecież nie będę specjalnie wstawał.
Belfer zrezygnował. Wiedział, że z uczniami nie należy dyskutować
o takich rzeczach. Co ciekawe, uczniowie to samo mówili o nauczycielach.
Odwieczny konflikt.
- Dzisiaj chciałbym z
wami omówić pewną kwestię dotyczącą…
- Hahaha, ale
śmieszne! – wrzeszczał Torta.
- Czy ty możesz się
uspokoić?! Pozwól mi prowadzić lekcję.
- Buahahahaha! Zaraz
nie wytrzymam!
- Proszę cię, daj mi
dokończyć.
- Hyhyhy, dobre. –
zaśmiała się Lira, zwana „Żabą”. Ta, co zazwyczaj „nie ogarnia” nikogo i
niczego.
- Ja się z ciebie
śmieję, Żabo! Bo ci mucha do gęby leci!
- Taaa? Ja nie wiem,
o czym ty do mnie mówisz…
- Proszę nie rozmawiać,
ja chcę prowadzić zajęcia.
- Prze pana, a jak
się „mucha” pisze?
- Nie zadawaj głupich
pytań, Liranno. – nauczyciel jeszcze nie stracił cierpliwości.
- Buhahahaha, nie mogę! Nie wytrzymam! Matematyka pyta o
ortografię!
Tak było na każdej lekcji. Nauczyciel nie radził sobie
kompletnie.
Zazwyczaj wyglądało to tak: Torta śmiał się z wszystkiego i
wrzeszczał przy tym jak potępieniec, Lira łapała owady albo dłubała w nosie, belfer
wydzierał się w bezradności, Gaspar z politowaniem przyglądał się całej tej sytuacji,
a reszta zazwyczaj dołączała się do Torty. Tylko, że nikt aż tak nie wrzeszczał.
- Panie, a panu to ta
mucha na łeb siadła! – Torta nie przerywał swoich „popisów”.
- Czy ty zawsze musisz
robić mi na złość? – matematyk wciąż próbował panować nad sytuacją.
- Niech pan trzepnie
głową, to odleci!
- Żebym to ja cię nie
trzepnął! – wkurzył się i, dosłownie, rzucił na Tortę.
- Aaaa, pomocy!! – chłopak wstał i zaczął uciekać.
Wyglądało to co najmniej komicznie. Zaczęli gonić się naokoło
sali. Klasa zwijała się ze śmiechu.
- O, zobacz, panie!
Mucha za nami lata!
- Siądź do ławki!!! I
nie denerwuj mnie!!! – to już była totalna bezradność.
- Dobra, bez nerwów.
Po co tyle hałasu? O, zobacz pan, mucha lata koło ucha!
- Zamknij się, do jasnej cholery!!! Siadaj, jak ci mówię!!!
Nastał głęboka cisza,
po wrzasku matematyka. A następnie wybuch śmiechu.
- Ooo, nieładnie,
proszę pana, nieładnie tak mówić.
- A gdzie moja mucha?
– odezwała się Żaba.
- To nie biologia, ludzie!
– odezwał się jeden z chłopaków. – Tu się o liczbach mówi.
- Co to gadasz? Że nie
biologia? Jak chcemy, to sobie możemy zrobić biologię!
- Nieee, to jest
nudne przecież. – odpowiedział ktoś inny.
- Proszę was bardzo, żebyście byli spokojni. – nauczyciel próbował
być opanowany.
Torta wreszcie się
opanował. Ale tylko na moment.
- Ojej, a ja połknęłam tą
muchę… - pisnęła Lira.
- Buahahahaha!!!
- Dość tego!
Idziesz do dyrektora!
Gaspar nie zwracał szczególnej uwagi na to, co się działo. Zamyślił
się nad zupełnie innymi sprawami. Najczęściej właśnie tym się zajmował. Ale
nagła cisza i wzrok nauczyciela zmusiły go do powrotu do świata rzeczywistego.
Bo oto stanął naprzeciw
niego…
Dość mały jak na monstrum,
ale jednak stał.
Matematyk znieruchomiał,
zesztywniał, chwycił się za swojego rudego wąsa i wydał z siebie piskliwy
dźwięk:
- Za… za.. za.. Zabierzcie
to, aaaa!
- Ojej, przecież to mój! –
Żaba wstała i wzięła na ręce potworka. Mina nauczyciela wyrażała wszelkie
towarzyszące mu wtedy emocje.
- Wylazł mi z plecaka, jaka wpadka, ojej!
Gaspar lekko odsunął
się krzesłem od biurka. Nie poczuł jednak obrzydzenia, które powinno mu
towarzyszyć w obecności monstrum. Pająk był mu obojętny. Nie odrażał go widok
Żaby „przytulającej” swojego pupila.
Byłby nawet skłonny stwierdzić, że było w tym coś… coś uroczego…?
·
Następnego dnia w szkole,
gdy siedział na korytarzu i przeglądał notatki, poczuł na sobie czyjś wzrok.
Naprzeciwko siedziała Żaba; uśmiechała się od ucha do ucha i wpatrywała się w
niego.
- O, cześć, Lira, co słychać?
- Eeeee, chciałam cię,
wiesz, przeprosić… za tego pająka wczoraj… - wyglądała na zawstydzoną.
- Nie ma w ogóle o czym
mówić, nic się nie stało. – odparł z uśmiechem.
- Naprawdę? Bo wiesz,
bałam się, że cię uraziłam… Bo ty nie lubisz pająków, prawda…?
Zdziwiło mnie to, co powiedziała. Czy ona coś może wiedzieć?
- Czemu myślisz, że ich
nie lubię? – spytałem po chwili milczenia.
- Eeeee, no… no, bo wiesz…
nikt ich nie lubi… - nie wiedziała, co powiedzieć.
Gaspara trochę to
zaniepokoiło. Nie spodziewał się tego, że Lira może coś wiedzieć o jego lękach.
Ale jej zachowanie wskazywało na to, że jednak o czymś mogła usłyszeć.
- Ja tam do pająków nic
nie mam. – odparł zdecydowanie.
Żaba wytrzeszczyła na
niego oczy. Zielone, żabie oczy. Dziewczyna nie należała do szczególnie
ładnych: wielkie okulary, aparat na zębach i rozczochrane włosy oszpecały ją.
Jedynie oczy dodawały jej specyficznego uroku.
- Wiesz… twoja siostra
przyniosła mi jednego pająka. Nie chciała go zostawić, bo ty… - nie dokończyła.
Zakryła ręką usta i uciekła. Jak gdyby czegoś się wystraszyła, albo powiedziała
coś niewłaściwego.
Muszę pogadać z siostrą…
·
- Cała szkoła już wie? –
spytał ironicznie.
- Nie wiem, o co ci w
ogóle chodzi. – odparła siostra.
- Nie rób ze mnie głupka.
Skoro nawet Żaba wie…
- O czym ty w ogóle
mówisz?!
Gaspar był coraz bardziej
poirytowany.
- No jak to o czym?!
Rozpowiadasz na prawo i lewo, że boję się pająków! I w dodatku ośmieszasz mnie
przed dziewczynami!
- Nie przesadzaj! Nikomu
innemu o tym nie mówiłam. A Lira obiecała, że też tego nie rozpowie…
- No to świetnie! Skoro
ona nawet przede mną się wygadała, to co dopiero przed innymi…
- Daj spokój! Jakbyś nie
miał takiej obsesji na tym punkcie to byś się tak nie wkurzał…
Gaspar nie odpowiedział.
Nie chciał już o tym rozmawiać.
·
W czasie przerwy zauważył
szczupłą, ciemnowłosą dziewczynę, która siedziała na ziemi pod ścianą i
zalewała się łzami.
- Hej, Lira, co się stało?
Podniosła głowę i
spojrzała mu prosto w oczy. Zielone, żabie, załzawione, a jednak ładne oczy.
- Po co ze mną
rozmawiasz?! Nie dość cię jeszcze ośmieszyłam?!
Rozpłakała się jeszcze
bardziej.
- I z tego powodu płaczesz???
Daj spokój, szkoda łez! – próbował być sympatyczny. Poczuł litość, wobec takiej
wrażliwości jakoś nie potrafił pozostać obojętny.
- Każdemu się jakaś wpadka
zdarza. Wiem, że nie chciałaś zrobić nic złego. – próbował ją pocieszać.
Jeszcze raz spojrzała na
niego i, tym razem, uśmiechnęła się ciepło.
- Ja… zrozum, nie
chciałam… nikomu o tym mówić… . Przysięgam, nikt inny o tym nie wie…!
- W porządku, cieszę się,
że na tyle można ci zaufać. Ale rozumiesz, nie chcę, żeby ktokolwiek o tym się
dowiadywał…
Przytaknęła. Wciąż
wpatrywała się w niego wielkimi, zielonymi oczami. Przetarła je, po czym
powiedziała, już spokojnym tonem:
- Ty nie jesteś taki, jak
inni. Zawsze to wiedziałam.
Wstała z ziemi i poszła w
stronę następnego korytarza i schodów. To, co oznajmiła na końcu, dość zaskoczyło
Gaspara. Pomyślał, że warto częściej zwracać uwagę na tą nietuzinkową istotę.
Choćby po to, żeby pilnować, czy nie ma zbyt długiego języka…
·
- Rozmawiałem z Lirą.
- I co w związku z tym?
- Ona mnie przeprosiła, ja
jej wybaczyłem. I na tym koniec w sumie.
Od kiedy siostra oddała
swojego „pupilka” Żabie, Gaspar był o wiele spokojniejszy. Obawiał się przebywania
w pokoju, w którym mieszkało takie „coś”.
- Tak po prostu? Przyszła,
przeprosiła i poszła?
- No, niezupełnie.
Spotkałem ją na korytarzu, jak...
- Jak płakała, tak? Tyle
to ja też wiem. I co, zostawiłeś ją tam samą?
- Nie no, pogadaliśmy,
wybaczyłem jej, pocieszyłem i była zadowolona.
- Ty ją pocieszyłeś???
Trochę to niepodobne do ciebie...
- No cóż, nawet mi się
zdarza... Zaraz, a skąd ty wiesz, że płakała?
- Mam swoje źródła, nie
interesuj się.
Zapadła dłuższa chwila
ciszy. Gaspar zamyślił się nad czymś, po czym odparł:
- Coś czuję, że ty coś
ukrywasz przede mną.
- O, bystry jesteś, widzę!
– odpowiedziała ironicznie, co trochę go zirytowało.
- Chyba jednak nie na
tyle, żeby dowiedzieć się, o co ci chodzi. – odparł zrezygnowany.
- Nie zrozumiesz tego
teraz. Póki co się nie przejmuj, nie masz czym.
I jak tu dowiedzieć się czegoś od dziewczyny?! Z nią
się nie da rozmawiać! Czemu po prostu nie powie?!
·
- O witaj, Gasparze!
Śpieszysz się gdzieś?
- Dzień dobry, proszę
pana. Właściwie to nie, ale...
- To się doskonale składa!
Czy mógłbym zająć ci chwilkę, w moim gabinecie?
- W porządku, nie ma
problemu.
Czego znowu ten belfer ode mnie chce?! Nie dość się
jeszcze nasłuchał?!
Zrezygnowany udał się z
nauczycielem do jego gabinetu.
- Znów mnie pan będzie
wypytywał? – spytał niezadowolony.
- Oj, Gaspar, nie bądź
taki! Ja ci chcę tylko pomóc... – odparł spokojnie, co tylko irytowało
nastolatka.
- To może mi pan łaskawie
powie, o co chodzi?! Mam już dość robienia z siebie idioty!
Wstał, zabrał torbę i, nie
odwróciwszy się nawet, zdecydowanym krokiem udał się w stronę wyjścia.
Otworzył gwałtownie drzwi,
gdy przed oczami stanęła mu znajoma istota.
- A ty co tu robisz??? –
krzyknął zaskoczony.
Żaba utkwiła w nim swoje
zielone oczy.
- Słyszałam twój krzyk,
więc przyszłam dowiedzieć się, o co chodzi. – odparła ze spuszczoną głową.
Gaspar powoli wychodził z
siebie. Miał ochotę wrzeszczeć, jednak obecność dziewczyny powstrzymywała go od
tego.
- Nic się nie dzieje.
Możesz już sobie iść. – próbował zachować spokój.
Jednak Lira nie ruszyła
się z miejsca. Stała i wpatrywała się w niego. Przez chwilę miał wrażenie, że
kolor jej oczu stał się bardziej brązowy.
- Masz coś jeszcze do
powiedzenia? – zapytał.
- Nie, nie, już nic. –
uśmiechnęła się zagadkowo.
- Już wszystko wiem. –
dodała i pobiegła w głąb korytarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz