Nasz czas pobytu w niebie
powoli dobiegał końca. Wciąż nie wiedziałem, czy upłynął tydzień, czy miesiąc.
Ale byłem skłonny stwierdzić, że w końcu dopadło mnie małe znużenie.
To chyba jednak miejsce
nie dla mnie.
Widać było smutek w oczach
zwierząt, gdy zebrały się, aby nas pożegnać. Varii jak zwykle siedział gdzieś z
boku i spoglądał na nas zza chmur. Polubiłem go i żałowałem, że nie mogę zabrać
wilka ze sobą.
Z tego wszystkiego
zupełnie zapomniałem o Fobbym.
- Pozostało mu jeszcze
trochę życia. Ale przygotujcie się na to, że przed wami ostatnie wspólne dni.
Feniks przemawiał z
wyjątkową dumą i mądrością.
- Czyli Fobby wróci z
powrotem do nieba. – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.
- Dopiero wówczas, gdy
przekaże Gharis swoje myśli.
Kolejne zaskoczenie – było
jeszcze coś, o czym nie wiedzieliśmy, co dotyczyło Włochaczy.
- Każdy Stworek przez cały
rok swojego życia gromadzi wszelkie ludzkie przemyślenia i odczucia; potrafi
dotrzeć do najgłębszych zakamarków waszych umysłów. Gdy umiera, udaje się do
Drzewa Życia, gdzie przekazuje Gharis całe swoje doświadczenie. Wbrew pozorom,
matka Ziemia kocha was bardziej, niż przypuszczacie. Wysłuchuje wszystkich
próśb, zmartwień, problemów i przemyśleń, by później im podołać, wedle własnych
kryteriów. Po tym dopiero pozwala Stworkom odejść do nieba.
Poczułem wielki szacunek do
tych stworzeń. To dzięki nim nawet największy koszmar mógł przerodzić się w coś
dobrego.
O ile pragnęła tego matka
Ziemia.
- Przekaż swojej siostrze
to, co ci powiedziałem. Chcę, żeby wiedziała, że nadchodzi jej czas.
Do zobaczenia, kochani!
Po tych słowach wzbił się wysoko
w powietrze i odleciał w swoje strony. Nikt tak naprawdę nie wiedział, gdzie
przebywa. Czy widuje się z Faltharą, swoją opiekunką?
Jedyne, czego mogłem być
pewny, to fakt, iż „strefa stawu”, którą miałem okazję odwiedzić, to zaledwie
ziarnko na niekończącej się pustyni, którą stanowi niebo. W końcu przebywa tu
niezliczona ilość stworzeń…
·
Ku mojemu zdziwieniu, gdy
zeszliśmy schodami na sam dół brzozy, Kruczoczarny, jak gdyby nigdy nic, stał w
tym samym miejscu i nawet, powiedziałbym, w dokładnie tej samej pozycji. Może
nie tyle ucieszył się na nasz widok, ale na pewno przyjął z aprobatą koniec
nudy.
- Ciekawe, ile czasu nas
nie było… - zagadałem.
- W niebie cała wieczność
jest tylko sekundą na Ziemi. – Neris uśmiechnęła się.
Właściwie ucieszyło mnie
to, że nie jesteśmy do tyłu z czasem. Kto wie, czy czarodzieje nie zdążyliby za
ten czas nas dogonić.
- Skąd ty masz tego konia?
– spytała nagle.
- Jest piękny, prawda?
Pożyczyłem go sobie spod gospody. - odparłem
dumnie.
- Wiesz, że będziesz
musiał go zwrócić? – powiedziała poważnie.
- Czyj on jest?
- Należy do Staszka
Marchewki. Miejmy nadzieję, że udało mu się wyjść z opresji…
- Myślisz, że uciekł przed
czarodziejami? – zmartwiłem się.
- Mam taką cichą nadzieję.
Ale mam również głębokie obawy…
- Nie możemy mu jakoś
pomóc?
- Nie mamy takiej
możliwości. Teraz jest czas, kiedy każdy musi radzić sobie sam. Nie próbuj tego
zrozumieć…
Dłuższa chwila milczenia.
- Gdy się z nim
rozstawałem, nakazał mi iść do podziemia… Dlaczego więc trafiłem do nieba?
- Tego nie jestem pewna,
mogło mu się coś pomylić… To prosty człowiek, ważne, że w ogóle chciał nam
pomóc.
- Właśnie, jaki on ma w
tym interes? Czemu poświęca się dla nas?
- Nie każda pomoc musi być
udzielana dla zysku. Marchewka jest zaufanym przyjacielem mojego ojca, razem
mieli swój udział w łagodzeniu konfliktu między elfami a ludźmi. Staszek jest
swego rodzaju łącznikiem między naszym światem, a Lasem, elfy mają do niego
zaufanie. Mimo nienawiści jednych do drugich, obie strony mają kilka korzyści z
tego powiązania. Jak choćby handel.
- Gdzie jest teraz twój
ojciec?
- Szczerze powiedziawszy,
nie wiem. Nie o wszystkim mnie informuje. Domyślam się, że gdyby nie on,
czarodzieje dawno by nas znaleźli.
- Powinniśmy odprowadzić
tego konia. – powiedziała.
·
Przy gospodzie właściwie
nic się nie zmieniło – te same wozy stacjonowały na podwórku przed wejściem.
Przywiązałem Kruczoczarnego tam, skąd go odwiązałem. Poklepałem go jeszcze na
pożegnanie.
Nie wchodziliśmy do środka
– byłoby to zbyt ryzykowne.
Okazało się, że za
budynkiem znajdowała się jeszcze jedna ścieżka, którą to właśnie się udaliśmy.
Neris wiedziała mniej więcej, dokąd mamy teraz iść.
- Gdzieś niedaleko
powinien być cmentarz. Pokażę ci nasz
rodzinny grób.
Co znaczy nasz? Naszych
wspólnych przodków?
Rzeczywiście – nie upłynęło
wiele czasu, nim dotarliśmy na miejsce.
Był to niewielki cmentarz,
położony w środku lasu. Przy jego drugim końcu stała niewielka kapliczka.
Nie ukrywam, miejsce to
wzbudziło we mnie mały niepokój.
- Zanim pójdziemy dalej,
pokażę ci ten grób. – pociągnęła mnie za rękę w stronę wejścia.
Nietrudno było go znaleźć.
Wyróżniał się spośród innych wielkością i, przede wszystkim, długim, złotym
mieczem wbitym w jego powierzchnię.
Widniały na nim imiona
naszych prababć, Luny i Liranny, które to jednak okazały się siostrami! Pod
nimi zaś następujące: małżeństwo Hedora i Xentis, ich córka, Leila oraz…
dziadek Laurence?
- Są tu pochowani moi
dziadkowie, a Leila to moja matka. – odparła poważnie, próbując powstrzymać
zbierające się w jej oczach łzy.
- Nie mylisz się, leży tu
też twój dziadek. Babcia żyła długo, z tego co wiem, to ją jeszcze pamiętasz.
Staliśmy nad tym grobem
dobrych dwadzieścia minut, w milczeniu oczywiście. Nie wiedziałem, czy jeszcze
kiedykolwiek będę miał okazję tu wrócić.
- Chodźmy już. – Neris wyrwała
mnie z zamyślenia. Otarła jeszcze ostatnie łzy spływające po policzku.
Spełniło się moje
początkowe przeczucie – mieliśmy wejść do kaplicy.
- Przygotuj się, to będzie
najtrudniejsza część naszej podróży. – powiedziała poważnie.
- Masz przy sobie gitarę?
- Ale po co…
- Dowiesz się wkrótce.
Teraz rób to, co ja. – przerwała mi.
Wewnątrz kaplicy nie było
nic, oprócz kilku ławek po lewej i prawej stronie oraz… Mało nie podskoczyłem z
wrażenia!
Cała chmara pająków
rozłażących się bez celu po całym pomieszczeniu. Nigdy nie pozbyłem się traumy
z dzieciństwa – było w nich coś, czego potwornie się bałem.
Tym bardziej w osłupienie
wprawiło mnie to, co Neris właśnie zrobiła – podeszła do nich, kucnęła i
przyłożyła dłoń. Kilka z nich oblazło jej całą rękę. Szeptała do nich jakieś
niezrozumiałe dla mnie słowa.
Stało się coś
nieprawdopodobnego – wszystkie zebrały się w jedno miejsce, tworząc jak gdyby
sznur dochodzący do konkretnego punktu na podłożu. Kaplica nie miała podłogi, Neris
zaczęła odgarniać ziemię w tym miejscu. Dokopała się do najzwyklejszego w
świecie kabla.
- Pamiętasz, jak mój
ojciec mówił o połączeniu z wnętrzem ziemi? Otóż właśnie tego szukamy.
Nie odpowiedziałem, nie
było sensu odpowiadać.
- Masz może przy sobie coś
ostrego? Trzeba przeciąć ten kabel…
Rozejrzałem się wokół
siebie; znalazłem tylko odłamek drewna, prawdopodobnie z jednej z ławek.
- Może być. – wzięła go do
ręki.
Kabel okazał się wyjątkowo
cienki. Kilka ruchów wystarczyło, żeby go przerwać.
- Wbrew pozorom, nie tak
łatwo go znaleźć. Tylko czarodziejki mają taką możliwość.
Spojrzałem pytająco.
- Pamiętasz swoje zmagania
z pająkami z czasów szkolnych? Twoja siostra i ja mamy nad nimi kontrolę. Są
nam posłuszne, podobnie, jak innym czarodziejkom.
Na myśl o ówczesnej traumie
zrobiło mi się słabo. Byłem zły na samego siebie, że dotąd z tego nie wyrosłem.
- A pamiętasz jeszcze
swojego nauczyciela? Pana od przyrody? Zdziwisz się – on również należał do
czarodziejów.
Rzeczywiście, zaskoczyło
mnie to zupełnie. Jak dotąd nie wspominałem nigdy tamtych czasów, choć były
wyjątkowo dziwne. Lira i Idris, a także niejaki „miłośnik natury” zaczęli coś
przede mną ukrywać.
Oni już wtedy wiedzieli o
wszystkim.
- Podobnie, jak mój
ojciec, nie utożsamiał się z innymi czarodziejami. Uwielbiał naturę, a także
żywił niemałą sympatię do młodzieży. Postanowił, że zostanie nauczycielem.
- Skoro miałyście kontrolę
nad pająkami, to czemu uwzięły się akurat na mnie?
- Nie wiesz jeszcze o
bardzo ważnej rzeczy, która właśnie nas czeka. A raczej o kimś, o stworzeniu,
które żyje w głębi ziemi…
Zaczynałem się niepokoić.
- Gharis chciała uchronić
Drzewo Życia, zapewniła mu więc ochronę. Eltharion podarował jej swego
podopiecznego, Księżycowego Smoka, który miał strzec przejścia z podziemia do Drzewa.
Zwierzę, przygnębione tęsknotą i samotnością, wylewało tony łez, z których to
zrodziły się pająki.
- Jedyną osobą, której
udało się niegdyś ominąć Smoka, była Luna, twoja prababcia. W księdze czarodziejów
jest również wzmianka o tym, że jedna z jego łusek okazała się być liściem,
który niegdyś ukryli Zentris i Zentharion…
- Czy to nie przypadkiem
ten sam liść, który Nadia miała we włosach? – doznałem olśnienia.
- Tak właśnie
podejrzewamy. Nikt jednak nie wie, jakie tak naprawdę znaczenie ma posiadanie
go.
- A pająki? Czarodzieje
wysnuli teorię, iż Gharis dowiedziała się o tym, że ktoś z naszego rodu dotrze
kiedyś do Drzewa Życia, dlatego nasłała je, najpierw na twojego ojca, a później
na ciebie.
Nie bez powodu szybko pożałowała
tych słów. Na wspomnienie jednego z tych potworów, który niegdyś śmiertelnie
ugryzł mojego ojca, wezbrała się we mnie złość. Z trudem próbowałem się
opanować!
W tym momencie
znienawidziłem Gharis.
- Troskliwa, ale też
okrutna. Taka jest matka Ziemia. – powiedziała Neris, również z niechęcią do
niej.
- Księżycowy Smok jest
również źródłem wszelkiej wiedzy. Wie więcej, niż ktokolwiek inny, nawet
Gharis. Ale jego słabością jest muzyka. Dlatego musiałeś wziąć ze sobą gitarę.
Wałkowałem to wszystko w
swojej głowie. Gubiłem się w tym, choć wiele rzeczy stało się dla mnie
oczywistych.
- Eh, rozgadałam się, a
trzeba działać! Gdy rozerwę ten kabel do końca, wyleje się z niego trochę lawy.
Wszyscy musimy jej dotknąć, choć ostrzegam,
że będzie bolało.
Popatrzyłem na nią ze
zdziwieniem.
- Nie zadawaj pytań, tylko
rób, co mówię. Fobby, choć tutaj! – Stworek podbiegł do nas i wystawił przed
siebie nogę.
- Gotowy? Włóż tam dłoń!
Gdyby nie pociągnęła mnie
za rękę, chyba sam bym się na to nie
zdecydował. Poczułem piekący ból, który przeszył chyba wszystkie nerwy mojego
ciała. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby. Trwało to nie więcej, niż trzy
sekundy.
Kiedy z powrotem je
otwarłem, ujrzałem otaczającą nas ciemność. Tylko rzeka lawy płynąca obok
zwartym strumieniem nieco oświetlała otoczenie.
W mgnieniu oka znaleźliśmy
się pod ziemią…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz