wtorek, 26 sierpnia 2014

Gaspar; "Rozdział 6 - Kaplica"

Nasz czas pobytu w niebie powoli dobiegał końca. Wciąż nie wiedziałem, czy upłynął tydzień, czy miesiąc. Ale byłem skłonny stwierdzić, że w końcu dopadło mnie małe znużenie.
To chyba jednak miejsce nie dla mnie.

Widać było smutek w oczach zwierząt, gdy zebrały się, aby nas pożegnać. Varii jak zwykle siedział gdzieś z boku i spoglądał na nas zza chmur. Polubiłem go i żałowałem, że nie mogę zabrać wilka ze sobą.

Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałem o Fobbym.
- Pozostało mu jeszcze trochę życia. Ale przygotujcie się na to, że przed wami ostatnie wspólne dni.

Feniks przemawiał z wyjątkową dumą i mądrością.
- Czyli Fobby wróci z powrotem do nieba. – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.
- Dopiero wówczas, gdy przekaże Gharis swoje myśli.

Kolejne zaskoczenie – było jeszcze coś, o czym nie wiedzieliśmy, co dotyczyło Włochaczy.
- Każdy Stworek przez cały rok swojego życia gromadzi wszelkie ludzkie przemyślenia i odczucia; potrafi dotrzeć do najgłębszych zakamarków waszych umysłów. Gdy umiera, udaje się do Drzewa Życia, gdzie przekazuje Gharis całe swoje doświadczenie. Wbrew pozorom, matka Ziemia kocha was bardziej, niż przypuszczacie. Wysłuchuje wszystkich próśb, zmartwień, problemów i przemyśleń, by później im podołać, wedle własnych kryteriów. Po tym dopiero pozwala Stworkom odejść do nieba.

Poczułem wielki szacunek do tych stworzeń. To dzięki nim nawet największy koszmar mógł przerodzić się w coś dobrego.
O ile pragnęła tego matka Ziemia.

- Przekaż swojej siostrze to, co ci powiedziałem. Chcę, żeby wiedziała, że nadchodzi jej czas.
Do zobaczenia, kochani!

Po tych słowach wzbił się wysoko w powietrze i odleciał w swoje strony. Nikt tak naprawdę nie wiedział, gdzie przebywa. Czy widuje się z Faltharą, swoją opiekunką?

Jedyne, czego mogłem być pewny, to fakt, iż „strefa stawu”, którą miałem okazję odwiedzić, to zaledwie ziarnko na niekończącej się pustyni, którą stanowi niebo. W końcu przebywa tu niezliczona ilość stworzeń…

·          

Ku mojemu zdziwieniu, gdy zeszliśmy schodami na sam dół brzozy, Kruczoczarny, jak gdyby nigdy nic, stał w tym samym miejscu i nawet, powiedziałbym, w dokładnie tej samej pozycji. Może nie tyle ucieszył się na nasz widok, ale na pewno przyjął z aprobatą koniec nudy.
- Ciekawe, ile czasu nas nie było… - zagadałem.
- W niebie cała wieczność jest tylko sekundą na Ziemi. – Neris uśmiechnęła się.

Właściwie ucieszyło mnie to, że nie jesteśmy do tyłu z czasem. Kto wie, czy czarodzieje nie zdążyliby za ten czas nas dogonić.

- Skąd ty masz tego konia? – spytała nagle.
- Jest piękny, prawda? Pożyczyłem go sobie spod gospody. -  odparłem dumnie.
- Wiesz, że będziesz musiał go zwrócić? – powiedziała poważnie.
- Czyj on jest?
- Należy do Staszka Marchewki. Miejmy nadzieję, że udało mu się wyjść z opresji…
- Myślisz, że uciekł przed czarodziejami? – zmartwiłem się.
- Mam taką cichą nadzieję. Ale mam również głębokie obawy…
- Nie możemy mu jakoś pomóc?
- Nie mamy takiej możliwości. Teraz jest czas, kiedy każdy musi radzić sobie sam. Nie próbuj tego zrozumieć…

Dłuższa chwila milczenia.
- Gdy się z nim rozstawałem, nakazał mi iść do podziemia… Dlaczego więc trafiłem do nieba?
- Tego nie jestem pewna, mogło mu się coś pomylić… To prosty człowiek, ważne, że w ogóle chciał nam pomóc.
- Właśnie, jaki on ma w tym interes? Czemu poświęca się dla nas?
- Nie każda pomoc musi być udzielana dla zysku. Marchewka jest zaufanym przyjacielem mojego ojca, razem mieli swój udział w łagodzeniu konfliktu między elfami a ludźmi. Staszek jest swego rodzaju łącznikiem między naszym światem, a Lasem, elfy mają do niego zaufanie. Mimo nienawiści jednych do drugich, obie strony mają kilka korzyści z tego powiązania. Jak choćby handel.

- Gdzie jest teraz twój ojciec?
- Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Nie o wszystkim mnie informuje. Domyślam się, że gdyby nie on, czarodzieje dawno by nas znaleźli.

- Powinniśmy odprowadzić tego konia. – powiedziała.

·          

Przy gospodzie właściwie nic się nie zmieniło – te same wozy stacjonowały na podwórku przed wejściem. Przywiązałem Kruczoczarnego tam, skąd go odwiązałem. Poklepałem go jeszcze na pożegnanie.
Nie wchodziliśmy do środka – byłoby to zbyt ryzykowne.

Okazało się, że za budynkiem znajdowała się jeszcze jedna ścieżka, którą to właśnie się udaliśmy. Neris wiedziała mniej więcej, dokąd mamy teraz iść.
- Gdzieś niedaleko powinien być cmentarz.  Pokażę ci nasz rodzinny grób.
Co znaczy nasz? Naszych wspólnych przodków?

Rzeczywiście – nie upłynęło wiele czasu, nim dotarliśmy na miejsce.
Był to niewielki cmentarz, położony w środku lasu. Przy jego drugim końcu stała niewielka kapliczka.
Nie ukrywam, miejsce to wzbudziło we mnie mały niepokój.
- Zanim pójdziemy dalej, pokażę ci ten grób. – pociągnęła mnie za rękę w stronę wejścia.

Nietrudno było go znaleźć. Wyróżniał się spośród innych wielkością i, przede wszystkim, długim, złotym mieczem wbitym w jego powierzchnię.
Widniały na nim imiona naszych prababć, Luny i Liranny, które to jednak okazały się siostrami! Pod nimi zaś następujące: małżeństwo Hedora i Xentis, ich córka, Leila oraz… dziadek Laurence?
- Są tu pochowani moi dziadkowie, a Leila to moja matka. – odparła poważnie, próbując powstrzymać zbierające się w jej oczach łzy.
- Nie mylisz się, leży tu też twój dziadek. Babcia żyła długo, z tego co wiem, to ją jeszcze pamiętasz.

Staliśmy nad tym grobem dobrych dwadzieścia minut, w milczeniu oczywiście. Nie wiedziałem, czy jeszcze kiedykolwiek będę miał okazję tu wrócić.
- Chodźmy już. – Neris wyrwała mnie z zamyślenia. Otarła jeszcze ostatnie łzy spływające po policzku.

Spełniło się moje początkowe przeczucie – mieliśmy wejść do kaplicy.
- Przygotuj się, to będzie najtrudniejsza część naszej podróży. – powiedziała poważnie.
- Masz przy sobie gitarę?
- Ale po co…
- Dowiesz się wkrótce. Teraz rób to, co ja. – przerwała mi.

Wewnątrz kaplicy nie było nic, oprócz kilku ławek po lewej i prawej stronie oraz… Mało nie podskoczyłem z wrażenia!

Cała chmara pająków rozłażących się bez celu po całym pomieszczeniu. Nigdy nie pozbyłem się traumy z dzieciństwa – było w nich coś, czego potwornie się bałem.

Tym bardziej w osłupienie wprawiło mnie to, co Neris właśnie zrobiła – podeszła do nich, kucnęła i przyłożyła dłoń. Kilka z nich oblazło jej całą rękę. Szeptała do nich jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa.

Stało się coś nieprawdopodobnego – wszystkie zebrały się w jedno miejsce, tworząc jak gdyby sznur dochodzący do konkretnego punktu na podłożu. Kaplica nie miała podłogi, Neris zaczęła odgarniać ziemię w tym miejscu. Dokopała się do najzwyklejszego w świecie kabla.
- Pamiętasz, jak mój ojciec mówił o połączeniu z wnętrzem ziemi? Otóż właśnie tego szukamy.

Nie odpowiedziałem, nie było sensu odpowiadać.
- Masz może przy sobie coś ostrego? Trzeba przeciąć ten kabel…

Rozejrzałem się wokół siebie; znalazłem tylko odłamek drewna, prawdopodobnie z jednej z ławek.
- Może być. – wzięła go do ręki.
Kabel okazał się wyjątkowo cienki. Kilka ruchów wystarczyło, żeby go przerwać.
- Wbrew pozorom, nie tak łatwo go znaleźć. Tylko czarodziejki mają taką możliwość.

Spojrzałem pytająco.
- Pamiętasz swoje zmagania z pająkami z czasów szkolnych? Twoja siostra i ja mamy nad nimi kontrolę. Są nam posłuszne, podobnie, jak innym czarodziejkom.

Na myśl o ówczesnej traumie zrobiło mi się słabo. Byłem zły na samego siebie, że dotąd z tego nie wyrosłem.
- A pamiętasz jeszcze swojego nauczyciela? Pana od przyrody? Zdziwisz się – on również należał do czarodziejów.

Rzeczywiście, zaskoczyło mnie to zupełnie. Jak dotąd nie wspominałem nigdy tamtych czasów, choć były wyjątkowo dziwne. Lira i Idris, a także niejaki „miłośnik natury” zaczęli coś przede mną ukrywać.
Oni już wtedy wiedzieli o wszystkim.

- Podobnie, jak mój ojciec, nie utożsamiał się z innymi czarodziejami. Uwielbiał naturę, a także żywił niemałą sympatię do młodzieży. Postanowił, że zostanie nauczycielem.

- Skoro miałyście kontrolę nad pająkami, to czemu uwzięły się akurat na mnie?
- Nie wiesz jeszcze o bardzo ważnej rzeczy, która właśnie nas czeka. A raczej o kimś, o stworzeniu, które żyje w głębi ziemi…

Zaczynałem się niepokoić.
- Gharis chciała uchronić Drzewo Życia, zapewniła mu więc ochronę. Eltharion podarował jej swego podopiecznego, Księżycowego Smoka, który miał strzec przejścia z podziemia do Drzewa. Zwierzę, przygnębione tęsknotą i samotnością, wylewało tony łez, z których to zrodziły się pająki.
- Jedyną osobą, której udało się niegdyś ominąć Smoka, była Luna, twoja prababcia. W księdze czarodziejów jest również wzmianka o tym, że jedna z jego łusek okazała się być liściem, który niegdyś ukryli Zentris i Zentharion…

- Czy to nie przypadkiem ten sam liść, który Nadia miała we włosach? – doznałem olśnienia.
- Tak właśnie podejrzewamy. Nikt jednak nie wie, jakie tak naprawdę znaczenie ma posiadanie go.
- A pająki? Czarodzieje wysnuli teorię, iż Gharis dowiedziała się o tym, że ktoś z naszego rodu dotrze kiedyś do Drzewa Życia, dlatego nasłała je, najpierw na twojego ojca, a później na ciebie.

Nie bez powodu szybko pożałowała tych słów. Na wspomnienie jednego z tych potworów, który niegdyś śmiertelnie ugryzł mojego ojca, wezbrała się we mnie złość. Z trudem próbowałem się opanować!
W tym momencie znienawidziłem Gharis.

- Troskliwa, ale też okrutna. Taka jest matka Ziemia. – powiedziała Neris, również z niechęcią do niej.

- Księżycowy Smok jest również źródłem wszelkiej wiedzy. Wie więcej, niż ktokolwiek inny, nawet Gharis. Ale jego słabością jest muzyka. Dlatego musiałeś wziąć ze sobą gitarę.

Wałkowałem to wszystko w swojej głowie. Gubiłem się w tym, choć wiele rzeczy stało się dla mnie oczywistych.

- Eh, rozgadałam się, a trzeba działać! Gdy rozerwę ten kabel do końca, wyleje się z niego trochę lawy.  Wszyscy musimy jej dotknąć, choć ostrzegam, że będzie bolało.

Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem.
- Nie zadawaj pytań, tylko rób, co mówię. Fobby, choć tutaj! – Stworek podbiegł do nas i wystawił przed siebie nogę.
- Gotowy? Włóż tam dłoń!

Gdyby nie pociągnęła mnie za rękę, chyba sam bym się  na to nie zdecydował. Poczułem piekący ból, który przeszył chyba wszystkie nerwy mojego ciała. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby. Trwało to nie więcej, niż trzy sekundy.

Kiedy z powrotem je otwarłem, ujrzałem otaczającą nas ciemność. Tylko rzeka lawy płynąca obok zwartym strumieniem nieco oświetlała otoczenie.

W mgnieniu oka znaleźliśmy się pod ziemią…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz