Im bliżej podchodziłem,
tym głośniej słychać było płacz i szlochanie. Po chwili przekonałem się,
dlaczego.
Oto z jednej i drugiej
strony Srebrnej Rzeki spotykali się znajomi ludzie. Najczęściej były to rodziny
– matki z dziećmi, małżeństwa, rodzeństwa, dziadkowie z wnuczętami…
Problem polegał na tym, że
dzieliła ich ta ogromna przepaść – jedni dostąpili zaszczytu wiecznego życia w
cieniu Drzewa, inni zaś tylko z daleka mogli go podziwiać, czując głęboki
niedosyt. Tak kończyli przeciętni ludzie.
Ci, dla których los był
bardziej łaskawy, wprawdzie również zanosili się płaczem, widząc swoich
bliskich po drugiej stronie rzeki, jednak, poza tym, biła z nich przejmująca
radość i poczucie spełnienia. Z rodziną, czy bez - tak naprawdę byli
szczęśliwi.
Widok ten zdawał mi się
potwornie tragiczny.
Szedłem wzdłuż brzegu,
przyglądając się raz lśniącej wodzie, raz zapłakanym ludziom. Dosłownie, aż
serce ściskało.
Pomyślałem, że może
dlatego staruszka trzyma się od tego miejsca z daleka. Może obawia się, że
ujrzy swojego ukochanego wnuczka po drugiej stronie? Nie potrafię sobie
wyobrazić jej bólu; nie mógłbym na to patrzeć.
A jednak patrzę na tych
obcych wprawdzie ludzi; co dziwne, rzeka nie była odgrodzona w żaden sposób.
Barierę stanowiło coś silniejszego, coś, jakaś siła, która nie pozwalała jej
przekroczyć.
Stanąłem jak osłupiały,
gdy ujrzałem tą scenę…
Patrzyłem na Neris,
zalewającą się łzami i wpatrującą się w postać po drugiej stronie. Z odległości
dostrzegłem łudzące podobieństwo obu kobiet.
Liranna odnalazła matkę.
Szybkim krokiem udałem się
w ich stronę, wołając z daleka. Jednak Neris nie reagowała; zupełnie, jakby nie
była obecna.
Dobiegłem do niej i
szarpnąłem za rękę; brak jakiegokolwiek kontaktu.
- Neris, słyszysz mnie?!
Obudź się, jestem obok!
Na próżno. Przestała
płakać, jednak wciąż patrzyła w tamtą stronę, jak zahipnotyzowana. Kobieta
również wpatrywała się w nią, jednak jej twarz wyrażała głęboką radość, ciepły
uśmiech nie schodził z jej ust. Przy czym zdawała się w ogóle mnie nie
zauważyć.
Nie odrywały od siebie
wzroku jeszcze przez moment, póki twarz kobiety nie zniknęła za mgiełką.
Neris wybuchła płaczem.
Przysunąłem się do niej bliżej; wtuliła głowę w moją koszulkę, wylewając
wszelki smutek dręczący jej duszę. Pogłaskałem ją czule po włosach.
Emocje odrobinę opadły.
- Chodźmy stąd. – zdołała
powiedzieć.
Odprowadziłem ją kawałek w
stronę lasu. Usiedliśmy pod drzewem. Czekałem jeszcze chwilę, aż wyleje wszystkie
łzy, jakie jej pozostały.
Otarłem krople z jej
policzka. Odpowiedziała mi czułym uśmiechem.
- Potworne uczucie. Nie
chcę tam więcej wracać. – wydukała, ścierając ręką ostatnie łzy.
- Ty nie, ale ja będę
musiał to zrobić. Trzeba porozmawiać z Gharis.
Wytrzeszczyła oczy.
- Nie pozwolę ci na to!
Nie pozwolę, żebyś tak cierpiał! – znów zanosiła się płaczem.
- Po to tu przyszedłem.
Hej, skoro ty dałaś radę, to czemu ja miałbym sobie nie poradzić? – próbowałem
ją pocieszyć.
Starała się powstrzymywać
kolejny wybuch płaczu.
Nagle coś sobie przypomniałem:
- Wiesz, pamiętam słowa,
które powiedziała mi kiedyś siostra, gdy jeszcze bardziej bałem się pająków.
Myślę, że można przypisać je do wszelkich dręczących nas cierpień…
Spojrzała z
zaciekawieniem.
- „Jeśli do ciebie
przyjdzie, pozwól mu odejść…”. Pozwólmy odejść temu, co sprawia nam ból. Nawet,
gdy chodzi o bliskie osoby…
Wstałem i otrzepałem się z
trawy; już miałem iść, gdy Lira również się podniosła, przyciągnęła mnie do
siebie i mocno przytuliła. Bez słowa.
Nie potrzebne były słowa. Przecież
wiedziałem, że się martwi.
·
Poczułem się dumny – w
końcu miałem rozmawiać ze słynną matką Ziemią, która we wszystkich wzbudza lęk.
Z jakiegoś powodu obawy ustąpiły pewności siebie.
Nieco przygnębiły mnie
płacz i szlochanie, które to znów usłyszałem. Starałem się jednak nie ulegać
współczuciu; musiałem być twardy.
Tylko jak ja w ogóle mam z
nią rozmawiać?
Podszedłem pod sam brzeg;
mimo głosów ludzkich dało się słyszeć delikatny szum wody. Przede mną wiła się
mgiełka, przez którą prześwitywały sylwetki ludzi.
Spróbowałem włożyć rękę do
rzeki; ku mojemu zdziwieniu, nie było z tym najmniejszego problemu. Woda była
odrobinę gęsta, trochę przyklejała się do palców.
Dopiero po chwili
zauważyłem, że wszyscy wokół wpatrują się we mnie, jak w obrazek.
Trudno było się dziwić,
skoro nikt inny nie mógł, a nawet nie ośmieliłby się włożyć ręki do Srebrnej
Rzeki. Ludzie zaczęli szemrać między sobą.
Mgiełka rozwidliła się
przede mną, ukazując Drzewo w pełnej okazałości.
Nie dało się słowami
opisać jego piękna! Wszystkim wokół oczy mało nie wyszły z powiek.
Niespotykanie gruba,
srebrzysta kora; listki długie i delikatne. Biały blask bił z każdej
najmniejszej gałązki.
Nim zdążyłem dokładniej
przyjrzeć się zjawisku, usłyszałem przeszywający głos:
- A więc zdecydowałeś się
zakłócać mi spokój?
Nie odpowiadałem, przejęty
trwogą.
- Muszę przyznać, twoja
postawa jest godna pochwały. Żeby przejść przez najgłębsze zakamarki własnej
duszy…
Ludzie cofnęli się o kilka
kroków.
- Tak, Gasparze, każdy z
nas ma w sobie taką jaskinię. Tyle, że nieliczni potrafią przez nią przejść.
Zdziwiło mnie, że
powiedziała „nas”. Czyżby brała również siebie pod uwagę?
- Muszę cię rozczarować,
twoje przybycie pozbawione jest sensu. Nie jesteś Ognistym Chłopcem.
Milczałem. Nie potrafiłem
sklecić zdania.
- Zresztą, zależy wam
tylko na jednym! Kto powiedział, że zwrócę wam nieśmiertelność? Nie
zasługujecie nawet na życie! – chyba się zdenerwowała.
- Wszyscy jesteście tacy
sami! Własne dzieci zgotowały mi taki los! – pogrążała się.
Nie wiedzieć skąd, nagle wstąpiła
we mnie wyjątkowa pewność siebie! Dolałem oliwy do ognia i nie pożałowałem
tego:
- Nie przeszłaś przez
własną jaskinię, Gharis. Jesteś zbyt słaba, żeby opuścić to miejsce…
Zdziwiła mnie własna
brawura; wszystkich zresztą zamurowało. Czy zabrzmiało to bezczelnie? Owszem,
jednak trafiłem w samo sedno sprawy.
Nastąpił długi moment
całkowitej ciszy. Żałowałem, że nie mogłem zobaczyć jej miny – nie miała
postaci cielesnej…
W końcu zdobyła się na
słowa:
- Owszem, jestem słaba.
Coraz słabsza. Czekam na Ognistego Chłopca.
To było ostatnie, co od
niej usłyszeliśmy. Drzewo z powrotem schowało się za mgiełką.
Ludzie wciąż wpatrywali się
we mnie, po czym rozeszli we wszystkie możliwe strony. Ucichły płacze, ucichły
szlochania. Nastąpiła niemal idealna cisza.
Odwróciłem się za siebie;
dostrzegłem Neris stojącą naprzeciw. Podeszła i przytuliła mnie mocno.
- Czeka cię jeszcze coś… -
powiedziała smutno i wskazała rzekę.
Spojrzałem w tamtą stronę.
Spośród mgły wyłoniła się postać; twarz tak dobrze mi znajoma; twarz, której
tak bardzo mi brakowało przez całe życie…
- Cześć, tato…
·
Dokładnie taki, jakiego go
zapamiętałem!
Czarne włosy ścięte na
krótko, do tego lekki zarost; oczy brązowe, ciemne; wysoki, dobrze zbudowany, o
postawie żołnierza.
Przez moment patrzyliśmy
sobie prosto w oczy. Chociaż miałem zaledwie dwa latka, gdy ostatni raz go
widziałem, wiedziałem, że nie pomyliłbym go z nikim innym.
- Dobrze cię widzieć,
synu. Dobrze cię widzieć.
W takich chwilach po
prostu brakuje słów. Mimo że ma się przecież tyle do powiedzenia!
Ojciec uśmiechał się do
mnie; nie powiedział jednak nic więcej. Po chwili zniknął za mgłą.
Nie pamiętam, żebym
kiedykolwiek wcześniej odczuł podobną pustkę…
·
- Gaspar, musimy wracać… –
Neris chciała być delikatna.
Wciąż stałem nad brzegiem
rzeki, ogarnięty pustką. Ile bym dał, żeby choć sekundę dłużej widzieć ojca!
Gdy wyrwałem się wreszcie
z zamyślenia, dostrzegłem nie mniejszy smutek na jej twarzy.
- Coś się stało? –
spytałem.
- Nie, nie, wszystko w
porządku. – widać było, że kłamie.
- Nie udawaj, o co chodzi?
– nie dałem za wygraną.
Milczała. Wyglądała, jakby
chciała wydusić z siebie słowa, jednak coś ją blokowało.
- Mów. Teraz jest mi już wszystko
jedno. – starałem się być miły.
Nie odzywała się jeszcze
przez długą chwilę. Wreszcie wyksztusiła:
- Musimy napić się tej
wody. Wody ze Srebrnej Rzeki. Proszę, nie zadawaj pytań… - w jej oczach
nagromadziły się łzy.
Nie miałem pojęcia, o co
może chodzić.
- Zróbmy to szybko, będzie
po sprawie! – poganiała.
Opierałem się przed tym,
widząc jej reakcję. Musiało to oznaczać coś wyjątkowo złego…
- Neris, czemu…
- Miałeś nie zadawać
pytań! – wybuchła płaczem.
Zdołała jednak szybko się
uspokoić.
- Wybacz, to przez emocje.
Po prostu nabierz garść wody i wypij. – jej ton głosu był już łagodny i
opanowany.
Zrobiłem, co mi poleciła,
choć miałem niemałe obawy. Spojrzałem na nią; miała już w rękach odrobinę wody.
- Zróbmy to razem. Raz,
dwa, trzy!
Usta zaczęły nieco kleić
się od gęstej wody. Poczułem jej słodkawy smak, po czym zacząłem powoli tracić
przytomność…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz