wtorek, 26 sierpnia 2014

Gaspar; '"Rozdział 7 - Smocze łzy"

Od lawy biło ciepło, gorąco wręcz. Znajdowaliśmy się na ogromnej, podłużnej skale; jedyne, co mogliśmy zrobić, to iść prosto przed siebie.

Musieliśmy trzymać się środka, aby nie poparzyła nas pryskająca z obu stron ciecz. Miejsce to również wpływało na samopoczucie – w przeciwieństwie do szczęścia i błogości, które towarzyszyły mi w niebie, teraz ogarnęło mnie przygnębienie. Chciałem jak najszybciej się stąd wydostać.

- Tu też bywałaś nieraz? – zapytałem.
- Nie, ale pamiętam to miejsce ze snów. Zwykle były to moje największe koszmary…

Fobby dzielnie szedł za nami, jednak widać było, że jemu również udzieliło się poczucie strachu i niepokoju.

Jak dotąd otaczała nas niemal idealna cisza; dlatego wystraszyliśmy się nie na żarty, gdy nagle, gdzieś z oddali, rozległy się potworne krzyki…

Krzyki cierpiących, torturowanych. Przypomniało mi się, że słyszałem podobne w swoich snach. Musiałem je słyszeć – w życiu nie potrafiłbym sobie tego wyobrazić.

Przeszył mnie dreszcz po całym ciele. Nie wiedziałem, czy wciąż ktoś krzyczy, czy były to już tylko odgłosy w mojej głowie. Ale sądząc po minie Neris, również wciąż je słyszała.

Nagle w powietrzu uniósł się duszący zapach – zapach krwi. Zrobiło mi się słabo, zakręciło mi się w głowie… Poczułem, że ktoś mnie podtrzymuje, bym nie upadł.
- Gaspar, wszystko w porządku? Słyszysz mnie? – to była Neris.
Otrząsnąłem się na szczęście. Choć z trudem starałem się nie tracić przytomności, bo zapach zdawał się nasilać coraz bardziej.

Doszliśmy do końca tej drogi, a konkretnie – do dziury wyżłobionej w głębi ogromnej skały. Jeśli wysiliło się wzrok, można było dostrzec chmarę pająków zmierzających w tamtą stronę.
- Musimy wejść do środka. – ledwo wypowiedziała te słowa.

Chwyciłem ją za rękę; powoli podchodziliśmy do wejścia.
Świadomość, że towarzyszy mi druga osoba wprawdzie nie odbierała strachu, ale miała w tej chwili ogromne znaczenie…

·          

Gdy już byliśmy w środku, zorientowałem się, że gdzieś już widziałem to miejsce. Ściany oblepione były gęstą, białą cieczą; wszędzie zaś porozrzucane były patyki, równie klejące się.
Przechodziliśmy między nimi, wciąż trzymając się za ręce. Przed oczami mignęła mi sylwetka dużych rozmiarów pająka. Jego także gdzieś kiedyś widziałem…

Szybciej, niż mógłbym się tego spodziewać, natrafiliśmy na rozdroże.
Wtedy przypomniałem sobie swoje sny! Te z dzieciństwa i z późniejszych lat. Widziałem ten tunel już nieraz.
Zgodnie z tym, co przypuszczałem, pająk udał się w lewo.
- Gdzie teraz? – spytała Neris.

Zastanowiłem się chwilę.
- Pamiętam, jak raz poszedłem w prawo. Wówczas nie dowiedziałem się, co mnie dalej czeka. W innym śnie zaś postanowiłem śledzić dalej pająka. Skończyło się tym, co przeżywaliśmy przed chwilą – słyszałem krzyki i czułem zapach krwi…

Neris nie odpowiadała przez moment.
- Myślisz, żeby jednak wybrać prawo? – głos jej się załamywał.
- Ten pomysł bardziej mnie przekonuje.

Znów chwila milczenia.
-Chodźmy więc! – poleciłem i pociągnąłem ją w tamtą stronę.

·          

Patyki, pełno patyków… Wszystkie tłuste od białej cieczy. W pewnym momencie musieliśmy nawet nieść Fobby’ego, bo jak raz przykleił się do ściany, to nie umiał się później oderwać.

Próbowałem przypomnieć sobie swój sen z dzieciństwa. Jak na razie wszystko się zgadzało. Mieliśmy natrafić na ostatni, suchy patyk, zaś później zamiast nich, powinny być kamienie.

Droga zdawała się nie mieć końca. Coraz więcej trudności sprawiało nam przedzieranie się przez kamienie. Neris nieraz zdążyła się już przewrócić; dlatego też cały czas trzymałem ją za rękę.

Poczułem trochę adrenaliny – w końcu dowiem się, co znajduje się po drugiej stronie tej jaskini. Nigdy nie przypuszczałem, że ujrzę to w rzeczywistości…

Albo mi się zdawało, albo znów gdzieś z bardzo daleka dobiegły do mnie krzyki.
- Też to słyszysz? – zapytałem.
- Tak skończymy po śmierci, jeśli zbyt narazimy się Gharis. – odparła chłodno, a mnie ciarki przeszły po plecach.

Jak to mogło wyglądać? Tortury, bicie? A może znęcanie się psychicznie? Nawet wolę sobie nie wyobrażać, ile krwi może właśnie rozlewać się po całym podziemiu…

Krzyki stawały się coraz głośniejsze.
- Dziwne, przecież wybrałem prawą stronę…
- Nie ulegaj pozorom. Nie wiemy, co tak naprawdę nas tutaj czeka.

Prawie krzyknąłem z przerażenia – nagle poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu! Odwróciłem się gwałtownie – nikogo nie było.
- Co jest? – zdziwiła się Neris.
- Ktoś mnie dotknął w ramię. W śnie było dokładnie to samo, tyle, że wtedy poszedłem za pająkiem…
- Nikogo tu nie ma. To pewnie złudzenie…

Na chwilę się uspokoiłem, jednak znów poczułem dłoń.
- Chodźmy szybciej. – poleciłem.

Jednak im dalej szliśmy, tym głośniej było słychać krzyki. Znów poczułem zapach krwi. Coraz więcej kamieni; zaczęły utrudniać nam przejście.
Kolejny dotyk na ramieniu. Zaczęło kręcić mi się w głowie.
- Gaspar, nie mdlej teraz! Słyszysz mnie?! – Neris próbowała mnie otrząsnąć.

Obraz zaczął rozmazywać mi się przed oczami. Czułem, że nie zniosę tego dłużej…
Ostatnie, co pamiętam, to krzyk Liranny:
- Słyszysz mnie, Gaspar?! Gaspar…!

·          

Gdy się obudziłem, byłem sam. Siedziałem przy ścianie jaskini; drogi nie blokowały już kamienie, a krzyki ucichły. Dostrzegłem za to światło, na końcu tunelu.

Z  trudem udało mi się wstać; bolały mnie wszystkie kości i mięśnie. Poszedłem prosto przed siebie.
Strach zaczął ustępować poczuciu ulgi i wewnętrznego spokoju. Znalazłem wyjście z jaskini.
Co było po drugiej stronie?

Zobaczyłem las; zarówno trawa, jak kwiaty i liście na drzewach były prawie całkowicie białe, czy nawet srebrne.
Dostrzegłem też owoce na gałęziach drzew, również na krzakach – jabłka, gruszki, porzeczki… Wszystkie miały tą samą lśniącą barwę.
Przeszedłem kilka kroków, nim usłyszałem śmiechy. Śmiechy ludzi.

Siedzieli pod drzewem, jak gdyby nigdy nic. Jedli owoce, pili jakiś trunek z ogromnych kufli i śmiali się wniebogłosy. Wyglądali na wyjątkowo szczęśliwych.

- Patrzcie, mamy towarzysza! – jedna z kobiet zwróciła się w moją stronę. Na oko była w średnim wieku, miała na sobie obdartą, przypominającą raczej szmaty, odzież; wszyscy zresztą ubrani byli identycznie.

- Zapraszamy, kolego, przyłącz się! Chcesz pić? – teraz jeden z mężczyzn poklepał mnie serdecznie po plecach i wcisnął do rąk kufel.
Zrobiłem łyka – trunek okazał się najzwyklejszym piwem.
- Wspominamy właśnie swoje ziemskie lata. Może też nam coś opowiesz?

To byli zmarli ludzie. A więc tu trafiało się po śmierci! Znaczy, że jestem już całkiem niedaleko.

- Dziękuję bardzo za zaproszenie, ale wybaczcie, muszę iść dalej. Daleko stąd do Srebrnej Rzeki?
Popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.

- Człowieku, po co ci tam iść? Chcesz już zupełnie popaść w depresję? – zaśmiał się mężczyzna.
- Mam tam interes do załatwienia. To jak, którędy powinienem pójść?
- Widzę, że jesteś uparty. Idź cały czas prosto, powinieneś trafić!
- Dziękuję serdecznie.
- Do zobaczenia, młody, wpadnij tu kiedyś! – zawołał mężczyzna.

Wyglądali dość nędznie, a mimo to nie opuszczał ich dobry nastrój i poczucie humoru. Może to miejsce wcale nie jest takie złe?

Idąc, słyszałem gdzieś w oddali głosy innych ludzi. Widocznie gromadzili się w małych grupkach i poznawali wzajemnie. Że też nie dopadła ich jeszcze nuda…

Przypomniałem sobie o Księżycowym Smoku – dlaczego nie natrafiliśmy na niego? I gdzie podziała się gitara? A Neris, Fobby?

Przysiadłem pod jednym z drzew; spojrzałem w górę – niebo również zdawało się być niemal całe białe. Nagle poczułem na sobie kroplę gęstej cieczy; po chwili było ich coraz więcej, aż w końcu przerodziły się w ulewny deszcz…
Nie miałem się gdzie schować; nie ruszyłem się więc z miejsca. Ciecz zaczęła oblepiać całe moje ciało.
Usłyszałem szmer. Zza drzewa obok wyszła jakaś wątła, mizerna postać.

Okazała się być staruszką, która najwyraźniej również była sama.
- Kochaneczku, mogę się przysiąść? – spytała schorowanym głosem.
- Oczywiście, zapraszam. – odparłem grzecznie.

Wyglądała bardzo sympatycznie. Usiadła obok i przysunęła się blisko mnie. Miała wyjątkowo pocieszający uśmiech na twarzy.
Spojrzała w górę i przez chwilę przyglądała się niebu.
- Księżycowy Smok znów płacze. To już któryś raz w ostatnim czasie.
- To jego łzy? – spytałem.
- Te same, z których niegdyś wylęgły się pająki. Teraz to tylko lśniąca, gęsta woda. Zupełnie jakby pochodziła ze Srebrnej Rzeki.
- Czy to daleko stąd?
- Nie, nie, dosłownie tuż za rogiem. Jak ucichnie deszcz, to cię tam zaprowadzę.
- Dziękuję. – powiedziałem, ale chyba mnie nie usłyszała. Oparła głowę o pień drzewa i zamknęła oczy. Zdawało się, że w sekundzie zasnęła.

Gdy deszcz łez w końcu dobiegł końca, jak na zawołanie zbudziła się.
- To co, kochaneczku, czas na nas. – pomogłem jej się podnieść.

Poprosiła, bym szedł koło niej i podpierał na ramieniu.
- Dlaczego Smok nie strzeże jaskini? – zapytałem.
- Wszyscy chcielibyśmy to wiedzieć. Ale domyślamy się, że w końcu przybyły dzieci Falthary, aby przywrócić światu nieśmiertelność. Może dlatego Księżycowy Smok wylewa tyle łez.
Postanowiłem, że nie odkryję przed nią swojej tożsamości.

- Jak pani tu trafiła? – zagadałem.
Zaśmiała się.
- Czyżby nie było tego widać po mnie? Na każdego z nas kiedyś przychodzi czas. Ale tacy młodzi, jak ty? Serce mi ściska na myśl o tym.

Kontynuowała:
- Mój wnuczek zmarł jeszcze przede mną; biedne dziecko! Szukam go już od tylu dni, a wciąż nie mogę na niego trafić…
- Może mógłbym pani pomóc? Jak wygląda?
- Nie zaprzątaj sobie głowy, kochaneczku. Mam na to tyle czasu… - w jej głosie słychać było wielkie zmartwienie.

Dalej szliśmy w milczeniu. Widać było, że staruszka głęboko się nad czymś zamyśliła.
- Ciekawe, czy spotkam tych młodzieńców! Podobno mają piękne blond włosy, jasne, jak słońce…

Biedna kobieta. Nie wiedziała, że jej nadzieje, póki co, pójdą na marne…

Zatrzymaliśmy się, gdy z daleka dostrzegłem rzekę w kolorze srebra.
- Jeśli pozwolisz, tu się rozstaniemy. Nie chcę znów widzieć tego miejsca…
- Rozumiem. Nie wiem, jak pani dziękować…
- Do zobaczenia, kochaneczku. – uścisnęła mi dłoń i wolnym, starczym krokiem udała się w głąb  lasu.
Przemiła kobieta!

Czułem coraz większe podekscytowanie – byłem już tylko o kilka kroków od Srebrnej Rzeki! Tylko wciąż nie odnalazłem Neris i Fobby’ego…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz