sobota, 26 listopada 2016

667. Perspektywa dla myślozbiega

Suknia w kolorze białej czerni,
kryjące rajstopy,
makijaż wodoodporny.

Zmagam się z wiatrem,
pod prąd każe mi brnąć codzienność.
Szykownie potykam się o dwie lewe nogi,
skręcam kostkę na zakręcie,
idę dalej, niestrudzenie domagając się końca
tej pogody niestabilnej,
jesieni latem,
wieczystej, błogosławionej jesieni.

Trzeba mi trwać w porze niezdecydowania,
lecz to właściwa przestrzeń dla zbłąkanego myślozbiega.
Byleby uniezależnić się od nieznośnego cyklu,
zegara nad łóżkiem.
Odmawiam takiemu stróżowi,
który nie odróżnia
sekundy napięcia
od sekundy ukojenia.

To najwłaściwsza przestrzeń,
tyle że uboga o detal,
schowany pod skórą
woreczek próżniowy.
Natura mnie odrzuca,
natura nie przyjmuje niedopełnień.

Czasem, na szczęście, przypomina,
orzeźwiającym powiewem szeptu,
że wręcz zmuszona jest
zasiać coś w tej pustce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz