Podsuwa mi pod nos
resztki czyjegoś obiadu,
podsuwa mi do ust
niedoszłe wyznanie miłosne.
Ubrania tylko używane,
wygrzebany z publicznego gardła przetrawiony wizerunek
zająca szaraka.
Rozedrgane uszy wysokie aż do nieba
słyszą zignorowane modły.
Efekt uboczny,
dziecko ostatniego sortu.
Na zakup szczęścia odłożyłam tylko kilka groszy,
a i do tego dobrali się kieszonkowcy,
współcześni myśliciele, wiedzący najlepiej,
kto zasługuje, a komu kula
u nogi psiej doli cień.
Wyszarpałam pożądane
z kubła pod blokiem,
tożsame z moim przewinieniem
skazane na powrót do pierwotnej konsystencji.
Czemu więc,
w obliczu zagrożenia
zaspokojeniem,
jak dotąd zbędne
staje się w ich oczach,
dla samego trzymania mnie w ryzach,
własnością niedopuszczalną,
objętym cenzurą
przerostem wrażeń?
W tym zatargu
nie chcą przyzwolić
na najmniejszy objaw swawoli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz