czwartek, 2 czerwca 2016

503. Nić

Zamykam oczy,
by pozwolić duszy ulecieć z dala od kłopotów,
a ona zbyt silnie przywiązana,
zbyt zniewolona,
by decydować
wbrew prawom niezaprzeczalnym.

Widzę koniec rozwijanej nici
cienkiej i delikatnej,
łatwo rozerwalnego
fundamentu istnienia.
Często nachodzi mnie ochota,
by oddzielić się od niej
i ulecieć,
ot tak, stracić się,
nie muszą mnie pamiętać.

Pod taflą lodu wrze ocean,
zatonął nieszczęśnik
poprzednik mój,
który nie zawahał się
poddać uwolnieniu.

Zbyt mało boję się
utraty świadomości.
Zbyt mało, by przetrwać
w niestrudzonej walce
przeć ku zwycięstwu.

Nić
na centymetr zaledwie rozwinięta,
a jednak, chciałoby się upuścić,
życie przeturla się w sekundzie,
zaplącze wokół pożądanego,
by usidlić w ciasnym uścisku
do utraty tchu
posiąść niezdrowo
nie dla szczęścia bynajmniej,
nie dla zmiany kierunku.

A potrzeba,
by zwrócić się
od śmierci ku narodzeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz