Widzę,
w lustrze duszy odbija się wizja,
fantazyjna nieco,
wyjęta z opowiadań
niezdrowych marzycieli.
Lądy nieodkryte,
naniesione na mapy
przez pragnących ukojenia.
Przesadnie idealne,
jakby na przekór skrajności
wszelkiej
skazanej na niepowodzenie.
A gdyby tak
sprowadzić je
do schematów możliwych?
Azyl w obrębie realnego,
miejsce pochodzenia,
kumulacja pragnień
w granicach dopuszczalnych.
A gdyby tak
uciec tam
nie na chwilę bynajmniej,
lecz oswoić się
z byciem nieco na krawędzi,
u schyłku cywilizacji,
umościć gniazdo dla potomnych,
ledwie przytomnych
od gorzkiego powietrza.
Z dala od płuc istnienia
żyję
jakby nie dla życia w pełni,
a jednak jakoś tak
dni płyną wolniej
zalewając raj ukojeniem.
Szum porusza napięte mięśnie,
ogrzewa zlodowaciałe,
nawadnia wyschnięte usta,
z których już tylko przekleństwa
niewierzące w ucieczkę.
Widzę,
w lustrze duszy odbija się wizja,
fantazyjna nieco,
jakże możliwa.
Kraina nasza,
niedaleko całkiem
za jednym pagórkiem
zaledwie
jeden krok ku spełnieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz