zawiało starym wiatrem
odgarnęło kosmyk z oczu
odfrunęło mi zaślepienie
obnażając nagość widzenia
szwendam się jak kot
ocieram tylko o znaną dzielnicę
w tym dusznym półświatku czułam się bezpiecznie
do chwili, gdy przekroczył granicę
przeciął mi oddech
tępym ostrzem śmiechu
nie ze mnie, lecz
nie dla mnie też
musnął zaledwie
dłonią bez czucia
frazą bez tkanki
wykopaną spod ziemi
do dziś nie dała plonu
skostniała tylko
pod wpływem zobojętnienia
jedynie kwietne było pożegnanie
zasiane prywatnie, w ciszy pod poduszką
zdążyło jednak uschnąć
schować się pod zimą
papierowe jak listy gończe
łatwopalne
i nieodnawialne
choć lubi się czasem przypomnieć
zaglądać z pierwszych stron gazet
dobre na podpałkę
gdy samotność ziębi zbyt dotkliwie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz