Widzę, lecz tylko przez szkła kontaktowe,
jak kochają się skowronki, choć świadome nieuchronnych
migracji pór roku. Zdziwione, że zabawiam się samotnie,
pod skorupką piszę życiorys.
Czasem figluję czasem
wyszywam z niego obrus, nakrywam okrągły stół,
spraszam nieznajomych, częstuję kawą na podniesienie
ciśnienia, ten moment szczytowy
po następnych łykach obniża hierarchię.
Co chwilę uchylam i wietrzę im głowy,
by nie truli się zaduchem. Potem stawiam bukiet
na przeprosiny dla pani (pod pozorem pana),
z nim zaś wypijam kieliszek
wysokoprocentowego uznania.
Jutro znów będą mi ćwierkać za oknem,
ignorować przyziemność. Tym sposobem znów wylądują
u arbitra na dywaniku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz