Zawrzało
na widowni Teatru Słowackiego
Po
przedstawieniu sztuki Wyspiańskiego
Powrócił
Konrad Mickiewiczowski
Belfer
z urojeniem o państwa wolności
Kiedyś
romantyk, mesjasz narodowy
Dziś
pedagog młodzieży ze współczesnej szkoły
Wyzwalać
chce słowem zaprzeszłej liryki
Choć
raczy nas dziełem prosto z
Ameryki
Zadaniem
jego jest wystawić sztukę
O
wyzwoleniu niosącą naukę
Uczniowie
wyrywają mu się spod kontroli
Odstawiają
szopkę, wbrew Konrada woli
Wiją
się po scenie w rytmie powtarzalnym
Chaos z
przekazem ledwie odczuwalnym
W tle
nieznanego znaczenia monologi
W dawce
nadmiernej - widza głowa boli
Ulgę
przynosi hitlerowski kat
Przenosi
spektakl do wojennych lat
Zgrozą
miała przejąć jego interwencja
Brawami
go przyjmuje zbłąkana audiencja
Oczopląs
do kwadratu w drugiej odsłonie
Scena
teatru od przesytu płonie
Zamknijcie
oczy (prośba nie tylko do dzieci)
O czymś
takim nie śnili nawet poeci
Młodzież
pogrążona w szaleńczej orgii
Widzowie
przeczuwają ciąg dalszy katorgi
Lubieżnie
się bratają chłopcy z dziewczętami
Kobiety
z kobietami, panowie z panami
Rozgląda
się audiencja za znanym esesmanem
Chcą,
by przerwał szopkę kolejnym wystrzałem
Czeka
ich jeszcze frywolna piosenka
Po
której niżej opada im szczęka
Huk się
rozlega, Konrad upada
Publiczność
końcowi spektaklu jest rada
Oklaski
zwiastują prawdziwe wyzwolenie
Pozornie
robią dobre wrażenie
Współczesna
młodzież, panie Radosławie
Ma inne
niż pan zdanie w tej sprawie
Nie
chcemy, by nas w orgię wrzucano
I tym
sposobem z błotem mieszano
Czy po
to pragnęliśmy niepodległości
By
dzisiaj sztukę pozbawiać polskości?
Wyspiański
boleśnie się w grobie przewraca
Gdy
widzi, jak kompleks polskości powraca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz