Ciasno włożeni do kanciastych pudełek
myślimy do kwadratu,
szkoda, że akurat nie na temat,
bo klient chce na opak, niż jest na składzie,
z takim zamysłem odbyło się niegdyś jego poczęcie,
by, zgodnie z modą oryginalności, przeć pod prąd
(powiedz to matce, a nie urodzi cię więcej).
Dziś nie istnieją już bezludne wyspy,
są tylko
zawszone placki na głowie,
lufcik dla filozofii,
w fazie recyklingu można by odzyskać
kilka groszy
na religię w monopolowym,
gdzie świat oceanem,
a człowiek wrakiem,
samotnym, jak gdyby jedyny spartaczony.
Gromadzi na zimę zapasy
kurzu do uszu,
brzuszek na łóżko,
łóżko przez okno,
lecisz, głupi, za każdym podmuchem,
jednak czujesz, że w środku ci duszno,
jakbyś już nie tyle włożony,
co spudełczony do imentu
liczyć umiał zaledwie do czterech,
dwie pary nie wzbudzają podejrzeń
choćby nie wiem, jak łączone.
W końcu stać cię na wymierność,
bezkształtny konkwistadorze okazji
do skurczenia się w sobie jeszcze bardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz