a nieme rozkojarzenie kłębiło się pod pościelą.
Łzy poddano odsoleniu,
by nie przyszło mi do głowy, by bratać się z białą śmiercią.
Lustro nie zaciera braków,
w odróżowionych okularach widzę więcej niż powinnam -
natrętne znamiona na policzku, szyi i ramionach,
wyschnięte, bo nie znają kropel oddechu.
Czasem karmią się zapachem,
namiętność na odległość
jak pocałunek wiatru
otulającego pozorem.
Mój dom ma trzy pokoje:
w jednym tęsknota sypia z brakiem rozsądku
(łóżko ma dwie części po to, by jedna świeciła pustką),
w drugim zaduch, by uwiecznić zapach,
w trzecim ja,
tak wiele, że aż brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz