Deszcz.
Pochmurnieje niebo,
gdy kwiaty budzą się do życia.
Prawie zdążyły uschnąć,
bezlitosne słońce
nadaje słodyczy cmentarzyskom.
Do obłędu prowadzi,
pożera zbiorniki wodne
wypłakuje nadmiar,
żywiąc pozbawionych tchnienia.
A ja -
odbicie w krzywym zwierciadle,
w jego ostrym odłamku,
sponiewieranym przez zakłócenia pogodowe,
zatopionym w błocie,
zaschniętym od przegrzania.
A ja czekam,
aż rozmyje mnie płacz nieba,
aż rozpuszczę się
z rozkoszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz