01. Bóg (nie)
wysłuchał
Tęskno im do
Ciebie,
potrzebują
dosłownie.
Zanurzeni w
tłustej mgle
zanieczyszczeń
mowy
proszą o ciągłe
przebaczenie.
Tęskno im do
absolutu,
nie pojmują
metafory
początków i
zakończeń,
nieskończoności,
braku przestrzeni,
nieodczuwania
dosłownie.
A mnie również
tęskno,
choć na
wyciągnięcie ręki.
Wysłuchaj
pierwszej prośby
Twego cienia, jak
dotąd bez zastrzeżeń.
Jedynym dowodem na
byt
jest tożsamość
Samuela,
któremu Bóg
obiecał,
którego miał
wysłuchać.
Ja nie anioł ani
człowiek,
zatraciłeś mnie
gdzieś pomiędzy,
wypadek przy pracy
nad dziełem ponad
wszystkie dzieła.
Ja jedyny, który
powstał, lecz nie zginie
odczuwając bolesne
ukłucia
lub nadejście
starości.
Ja pięć,
piętnaście, pięćdziesiąt, pięćset lat
lub trzy piąte
dnia,
a wszystko to
jakby sekunda,
złośliwa chwila
wybijająca z
rytmu.
Mam na imię
Samuel,
czyli ten, którego
wysłuchałeś.
Dlaczego
wyrzuciłeś mnie w przestrzeń
bez punktu
zaczepienia?
Pragnę
rozróżniania zmysłów,
dotyku kobiety,
smaku łez,
zapachu świątecznych
potraw,
słyszenia słodkich
komplementów,
widzenia odbicia w
lustrze.
Tęskno mi do nich,
Panie.
02. Deus Creator
Słowo staje się istnieniem,
a pieśń tworzy malowniczy obraz.
Pracowałem do ósmego dnia,
by nadać ci w pełni kształt.
Szczypta egoizmu
wmieszana w nieskalane,
byś znał swoją wartość,
ziarenko słodyczy
na gorzkiej pustyni.
Dowolność poetycka,
swoboda kreowania.
Bez względu na decyzje
nie masz udziału w procesie powstawania.
Ja, twój Mistrz, nieśmiertelność tworzę,
cóż ty większego mogłeś zrobić...
Morze
w dowolnej chwili zaleje lądy,
tworząc cmentarzysko cywilizacji.
Ja, Mistrz,
Stwórca,
Kreator bytu.
Zabrałem cię przedwcześnie,
byś nie pamiętał,
nie wyjrzał poza matczyny azyl.
03. Vox
Widzę,
choć nie dano mi oczu.
Słyszę,
choć nie dano mi uszu.
Zdaję się odczuwać
nawet mocniej.
Nie potrzebuję namacalnie,
wystarczy, że nie wpisano mnie w schemat,
kategorię człowieka,
rodzaj niezrównoważenia.
Jestem tylko obserwatorem,
komentuję dowolnie
nierozsądne potknięcia.
Zanoszę się śmiechem,
zakrywam usta, by nie usłyszano kpiny.
Cisza.
Dlaczego obojętni są na moje słowa?
Wiecznie milczący okazałem się być,
oddzielony szybą,
chmurą kłębiastą
wyrastającą z wnętrza ziemi.
Czy i Ty
nie słyszysz mojego wołania?
04. Beata
Zwyczajna jest,
podobna do tysiąca podobnych.
Jakby nieidealna,
usta nieco za wąskie,
nos zakrzywiony,
oczy zbyt duże.
A kocha ją, mimo wad,
szereg dżentelmenów
bynajmniej nie kulturalnych.
Nie mówią językiem wierszy,
by nie pozostać niezrozumiałymi.
Miła jest, otwarta na znajomość
nierzadko przelotną
sytuację niezręczną
zbytniego przyciągania.
Beata
szczęśliwa jest,
bogata jest,
a mimo to rozmyśla
o wrażliwym obrońcy,
którym żaden z dżentelmenów
nigdy nie będzie.
Wyśniła go,
wygląd zgodny z kaprysem.
Zamieszkał w jej umyśle
bezdomny ideał,
esencja pragnień
samotnej marzycielki.
Przedstawił się
jako ten, którego sam Bóg wysłuchał,
dając szansę na więź
z cząsteczką profanum.
05. Mater
Droga moja
królowo życia,
kochająca bez względu
na ostateczne rozliczenia,
czy zechcesz ponownie?
Dano nam szansę, by zacząć od nowa.
Będę lepszy, niż byłbym wówczas,
znajdę sposób na troski,
sprawię, że kwiaty nabiorą żywszej barwy,
zakwitając jeszcze zimą.
Naucz mnie, jak kochać.
Pierwsza osoba, którą poznam.
Powiedz, jak poradzić sobie,
w jakim języku zwracać się
do tych kolorowych twarzy
o fizjonomii skrajnej,
nierzadko nierozstrzygalnej.
Droga moja
królowo życia,
kochająca bez względu
na ostateczne rozliczenia.
06. Życie pełnią życia
Staję się coraz cięższy,
opadam,
dotykam stopami podłoża.
Czuję już,
jakbym tak od lat
trwał w objęciach
tkanek,
w wiecznym pośpiechu
procesów życiowych.
Mówią, że jestem obcy,
chyba wyglądam nieco
inaczej.
Nie wpisuję się w
przyjęty przez nich
katalog gatunkowy.
Mówią, że to nawet
lepiej,
że twarzą zwycięzcy
obdarzyła mnie natura.
Szybko na piedestale
nagrodzony za sam
jedynie uśmiech
będący tu walutą,
którą obracają elity.
W tym całym tłumie,
w szale zaledwie
krótkotrwałym
zapomniałem niemalże
o Beacie.
07. Odkrywanie
Nie bój się,
to tylko twoje marzenie.
Uważaj, czego pragniesz.
Pozwól podejść,
zaledwie dotknąć
skrytych słabości,
musnąć powiekami
drżącej ponętności,
drzemiącej w tobie
tajemnicy.
Jak delikatnie
potrafisz wywołać gwałtowność.
Na wpół przytomnie
delektuję się bliskością.
Oczyma duszy przejrzałaś moją wątpliwość
w tematach omijanych,
w tematach niewygodnych.
Rozszyfrowałem cię,
wcale nie bogata,
wcale nie szczęśliwa.
Samotna, z tylko
lub aż, wartością,
niebędącą na sprzedaż.
Tymczasem noc
chce utulić nas do snu,
jak parę niemowląt,
niepozornych dzieciaków.
Tymczasem noc,
w twoich myślach ciemność.
Nie daliśmy sobie
wystarczająco.
08. Mój przyjaciel
St(r)ach
Wyszedłem o zmroku,
odziany w zimny dreszcz
bynajmniej nie z powodu chłodu.
Światła latarni odsłaniają bladą twarz,
pozbawiony krążenia
wizerunek człowieka.
Uścisnął mi rękę.
Lodowata dłoń
jegomościa Stanisława.
Szepnął kilka słów
o beznadziejności świata.
Zniknął na moment,
pojawił się
i tak kilka razy,
migająca żarówka.
Spytałem go.
Coś, o czym wiedziałem kiedyś,
jeszcze za życia nie w pełni,
uleciało jakby
wraz z pragnieniem rozeznania
w znaczeniach zjawisk
niepojmowalnych.
Szepnął kilka słów
o beznadziejności świata.
Zniknął na moment,
pojawił się
i tak kilka razy,
migająca żarówka.
Zrobiło się nieco chłodniej...
09.
Czasoprzestrzeń
Spróbuję
w przestrzeni czasu
odpowiedzieć sobie na wątpliwość.
Kraina zwana przeszłością.
Ocieranie się o siebie stali,
spiski przeciw spiskom,
wojny przeciw wojnom,
zło przeciw złu
walczy w imię gorszego.
Kraina zwana teraźniejszością.
Huk wystrzałów,
spiski przeciw spiskom,
wojny przeciw wojnom,
zło przeciw złu
walczy w imię gorszego.
Kraina zwana przyszłością.
Eksplozja pożera spiski,
pożera wojny przeciw wojnom,
zło przeciw złu,
walczące w imię gorszego.
Chyba najbliżej mi
poza czasoprzestrzenią.
10. Milczenie
Milczenie jest błotem.
Brak dialogu
prowadzi do upadku.
Czemuś mnie opuścił?
Powtarzam z uporem
słowa dobrze Ci znane.
A może sam
powołałem się do życia,
zmuszając
do chęci zaistnienia?
Hipokryta
hipokryzuje
hipokryzyjnie.
Za pieniądze chce kupić wieczność
grubas o wypchanych kieszeniach
papierkami z cukierków.
Komu sprzedał porządek?
Wartość stracona w przybytkach rozkoszy
lub zamknięta w trumnie,
pochowana wśród niezasłużonych.
Milczeniem na powrót się stałem.
To ja odsprzedałem wieczność
za smród,
brud
i paskudę.
11. Samuelu
Widzę łzy gniewu
spływające po bladym policzku.
Zaciśnięte pięści
już nie dosięgną najwyższego szczebla.
Skłoniłeś mnie
do świadomego błędu.
Zbliżony do ludzi
i upadłych aniołów
stoisz pod znakiem zapytania.
Czy dostrzegasz beznadziejność?
Wojna z miłością
przekreśla szansę na ocalenie
choćby cząstki pojednania.
Jak wielki ból,
Samuelu,
jak wiele słów nienawistnych
biorę na swoje barki
w ramach zadośćuczynienia.
Kończy się pierwszy i ostatni dzień
zabawy w życie.
12. Spektakl o końcu świata
Cisza drga w receptorach dźwięku,
trzęsie się z zimna
zamrożona obojętność.
Nastoletni starzec
skończył powieść na rozdziale pierwszym.
Ostatni sakrament.
Poddaje się wyzwaniom młodości,
osaczony wyzwaniem
tylko zwanym przekleństwem.
Kropla paruje,
gdy słońce oświeca umysł.
Poznałem sekret sensu istnienia,
gdy oddałem życie,
bez wartości życie.
Za kurtyną rozgrywa się przedstawienie,
a ja zawsze marzyłem o tym, by zostać aktorem.
Przesłuchanie prowadzi dobrotliwy Starzec
o oczach wielkości dwóch wszechświatów
wpatrzonych w to, co niedostrzegalne.
Miast dziewięćdziesięciu dziewięciu profesjonalistów
wybrał jednego amatora,
marzyciela bez talentu,
człowieka wędrowca.
Obsadził mnie w głównej roli
na przekór elitom
ukazał piękno w niepięknym,
wykreował mnie
na nowo.
Gdy kurtyna rozsunie się,
będzie za późno na rozgrzeszenia.
13. ?
Tracę
oddech,
Rozkładam
się na części.
Zachowane
w pamięci
snY o lepszym świecie.
Marność
nad marnościami,
A
jedyna warta poświęcenia
Miłość
uleciała poza osiągalne.
Siedzę w oczekiwaniu na
osądzenie
I uświadamiam sobie, że przecież myślę,
tak
wiĘc jestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz