Mgłą zachodzi mi widok
odcieni szarości.
Słowiki śpiewają w kółko tę samą melodię
jakby od niechcenia.
Nabieram kolorów,
gdy choć jedna cząstka pasuje do całości.
Za krótko, by wpasować się w pełni,
za długo, by trwać w odłączeniu.
Za mostem droga bez horyzontu,
nie rozumiem strachu.
Nad przepaścią unosi się powietrze,
beztroski powiew oddechu.
Nie boję się,
że dusza,
że nie ma w tym głębi.
Przez mikroskop niedostrzegalny byt
o przestrzeni wykraczającej poza wszechświat.
Jestem
wszędzie
mnie nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz