Sięgam do studni po życiodajny napój,
rozlewam,
woda zmieszana z powietrzem
nie daje ukojenia.
Sięgam tam, gdzie przed laty susza.
Ukłon w stronę słońca
jest wymysłem dzisiejszego
braku odporności na zimno.
Uciśnięta przebaczeniem
za żywioł nienaturalny,
do którego się przyczyniam.
Winien więcej, kto w chwili próby nie odnalazł sił,
winien w ustach sędziego
o zbyt wilgotnych wargach.
Zamknięta w ścianach
opinii niewygodnych
o smaku zbyt gorzkim,
by przełknąć bez grymasu.
Wskazówka zegara ruszyła się zaledwie o fragment
będący przepaścią,
mostem dziejów
walącym się pod naporem poglądów.
W przepaść skoczył myśliciel,
by dopełnić dociekań
o wartości zmysłów.
W przepaść skoczył,
by udowodnić dwoistość,
pozbawić się narzędzi
do wylewania wody ze studni.
Życiodajne wsiąka w bruk.
Zjawisko okraszone wielotomową księgą,
której nie przeczyta dziecko
o wyschniętych wargach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz