niedziela, 8 marca 2015

287. Samotny wędrowiec

Roztapiam się,
Zdeptana kałuża w wieczornym deszczu.
Rozpływam się, podsycana łzami,
Kilka kropel na tysiące identycznych.

Gdyby tak samotny wędrowiec zatrzymał się,
Ujrzał człowieka, jednego na tysiące,
Ujrzał choć odrobinę siebie.
Odbicie najpełniejsze.

Jeśli wypowiedziałby moje imię,
Przywołał jak cząstkę, której pragnie,
W słońcu zarysowany kontur mojej twarzy,
Usta ułożone w odpowiedź.
Jedno słowo uwolnić by mogło z otchłani,
Z braku tchu ocalić jego oddech.

Ciepło lekko unosi mnie ponad wodę.
Wiosna jest właściwą porą, by powrócić.
Pod przykryciem błękitnym czekałam na zawołanie
Samotnego wędrowca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz