sobota, 16 lipca 2016

538. 2016

Od północy do północy,
najgorszy dzień w moim życiu.

Trwa zbyt długo, by móc go przespać,
godziny przeciągnięte w dni nie stanowią całości.
Nie potrafi uleczyć nic,
płomyk nadziei pożera prowizoryczną konstrukcję,
świeże myśli zakopuje głęboko pod ziemię,
by nie ujrzały nigdy słońca.

Nocne niebo ciemnieje,
gdy co sekundę umiera gwiazda,
wieczne staje się chwilowe,
deszcz szumi w rytm żałobnej pieśni.

Udaje, że żyje,
a stał się lżejszy o duszę.
Utonęła w brudnej rzece
lub wpadła do rowu,
nie ma sił, by zawołać.

Pragnę zmartwychwstania,
nie wiedziałam, że tu dzień przelicza się na kwartały.
Trzeciego dnia miało być dobrze,
nie wytrzymam do czwartego
o wątpliwym nacechowaniu.

Czekam, aż zegar wybije północ,
martwi wyjdą ze zbiorowej mogiły,
poznamy się w miłej atmosferze
w najbardziej powszechny dzień.

Trzymaj się,
do zobaczenia w przyszłym roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz