Poranna rosa
spływa po rozgrzanym policzku.
Róża ukłuła się o własne kolce,
broń przeciwko samej sobie.
Za dnia widzi gwiazdy,
rozmyty widok załzawionych oczu.
Próbuje je zliczyć,
brakuje liczb.
Coraz bliżej nieskończoność.
Usycha wraz z nadejściem wiosny,
usycha mimo dostatku,
słoneczno-deszczowych smaków,
wilgotnych warg
płonących od pożądania.
Kiedy więc kwitną róże?
Może wydobywają się spod śniegu,
czuwają, gdy świat zasypia,
na przekór walczą,
upajając się zimnem?
Usycham wraz z nadejściem wiosny.
usycham mimo dostatku,
słoneczno-deszczowych smaków,
wilgotnych warg
płonących od pożądania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz