Zgubiłam bagaż,
stertę ciężkich zbędności.
Wyjeżdżam z pustymi rękami,
pod kapeluszem zgromadziłam pamięć
o czasach niedowierzania
w wyjście z labiryntu.
Ściany stworzone z tkanek,
serce bije coraz wolniej,
wyznaczając granicę zakończenia.
O czasach nieskładności,
przyszywanych cząstek cienką nicią,
chwiejnych dłoniach,
niebędących w stanie unieść wszechświata,
sekundy pośród wieków.
O czasach niestrawności,
żywienia się nieświeżą diagnozą,
zgodnie z którą nie mam prawa istnieć.
Głód sprawiał, że mieściłam w sobie więcej
punktów postrzegania,
opcji do wyboru.
Potrzeba, by samożywnym być,
czerpać pokarm z pojemności abstrakcji,
niekończące się źródło
dające przetrwanie.
Źródłem jestem,
nieskończonością,
podróżnik bez bagażu,
podróżnik z bagażem,
nieprzeliczalna na jednostki masy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz