niedziela, 1 stycznia 2017

703. Koncert wewnętrzny

Składam się z niespójnych dźwięków,
nie ma tonacji dla niezdecydowanych.
Dla uszu bywam nieprzyjemna, więc
milczę zbyt nachalnie.

Trącam struny czubkiem palca,
pamiętając, że drżenie jest objawem niepokoju.
Jeśli tak pięknie brzmi korozja serca,
zmuszona jestem uzależnić się od ryzyka.

Szum jest obojętny,
zakłóca balans między moll a dur.
Rozdarcie wpisane jest w biografię,
nie znosi ciszy hormonalny grajek.
To ten impuls,
niezbędne tchnienie,
co nie uznaje stagnacji,
nawet chwilowo pożądanej.

W ciasnych komorach,
niedostrojonych na tak żwawy koncert,
pękło coś,
nie pierwszy raz
organizm przerasta
szerokość gamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz