Mama mówi, że zwierzęta nie idą do nieba. Pytam o
warunek. Nie mają pierwiastka ludzkiego, a więc nie zostały obdarzone
nieśmiertelną abstrakcją. Brzmi to równie mądrze, co bezsensownie.
Dziś wiem, że twardo stąpam po ziemi, Gringo zaś ledwie
dotyka łapami podłoża. Gdyby miał skrzydła, dryfowałby po galaktykach. Daleko
ponad nieboskłonem.
Naturalnie, ważę więcej niż on. Nawet po otrzepaniu
się nie parują mi z sierści kropelki błota – na stałe wżarły się w skórę,
śmierdzą, a czasem nawet podgryzają. Zawszonej ludzkości nie pomoże
kwarantanna. Gringo wylizuje się pięć razy dziennie, o stałych porach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz