Jest mnie
dwie połówki
lub więcej,
ale to już nie do pary.
Podobno brakuje,
jakby ktoś odgryzł kawałek ucha
całą rękę,
a mają być cztery.
Zawsze twierdziłam, że to zbytek.
Tymczasem czepia się odzieży złośliwy rzep,
odrobinę kłuje w palce
lub łaskocze,
dowolność interpretacji.
Nie dowierzam, że to może cokolwiek wypełnić,
co najwyżej zranić,
rozciąć skórę tuż przy sercu,
zacisnąć mięsień w pięści,
rozpruć mnie przy kończynach,
szarpać za nić,
aż rozbroi z wszelkich oporów.
Lubią tę bezwładność,
jakby czekali na okazję, by się poddać
bez poczucia przegranej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz