Marzę o dniu bez przynależności,
zgodzie nocowania na rozdrożach,
gdzie słowo rozpływa się na wszelakie strony
bez zawłaszczania na wyłączność
lub wyrywania sobie z objęć
przez
prawolew I lewopraw.
Lustrzanym są odbiciem,
krzywo widzianym pod kątem PROSTYM,
bez komplikowania tracą na oryginalności,
zlewają się w niesmaczną zakąskę
na deser, po ciężkim
bezmyśleniu.
Chcę, by leczono na niestrawność
w izolacji, gdzie uszy nie muszą udawać głuchych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz