piątek, 10 lutego 2017

725. O bezdomnym

Skowyt psiej bezdomności o piątej nad ranem,
cztery odciski na wycieraczce bez kropli łzy.
Nie uronił słabości zerwany ze smyczy
na własne życzenie
lub zwiedziony intuicją.

Marzy o wakacjach i dłoni trzydzieści sześć koma sześć,
choć na co dzień oddychał hierarchią,
oblizując suchy pysk w oczekiwaniu na dzienną dawkę uczuć
czasem nachodziła go paskudna świadomość,
że za progiem deszcz łaskocze, jak by tego chciał,
doświadcza go namacalnie, jak niegdyś płacz matki;
to ten jedyny przypadek, gdy tęskni się za smutkiem.

Wie, że poddasze pozbawione jest już ścian,
nijak więc wrócić do pierwotnej wersji siebie.
Najlepiej byłoby do tej z pozycji kołyski,
gdy nie stawiało się pytań 
o pozycję w ludzkim ekosystemie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz