czwartek, 17 grudnia 2015

417. Pogoń

Przybyłam za późno,
mgła zdążyła już opadnąć.
Zmieszana z twoim oddechem, skryta w zakamarkach lasu,
podąża wzdłuż wydeptanej ścieżki.

Pogoń za niedostępnym.
Nie umiem utrzymać się na szlaku,
by nie odbijać, zwodzona lepszym celem,
świeższym powietrzem,
kosztem większego wysiłku.

Nie zdążę, nim pożegna mnie słońce.
Dni coraz krótsze, a sen lubi wydłużać niebyt.
To nie ta mgła - nie daje wyrównać oddechu,
zebrać sił, zdobyć się na śmiałość.

Gdzie ta droga,
która wielu doprowadziła prosto ku lepszemu?
Ślepa w światłości,
nie dostrzegam różnic otoczenia.
Jak w klatce, świadoma ograniczenia,
zdeptałam wiarę w znikome noce.

A te nadchodzą już wiosną,
wyrastają spod zmrożonych stóp.
Dają ciepło, wdychają mgliste złudzenie.

Oddają cząstkę, w której się ukryłeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz