nie dojdzie mnie swąd palonych nadgodzin
co najwyżej kłębek dymu, tyle co wdycham
przy porannym papierosie. jeszcze nie dowierzasz
można żyć bez kroplówki, rak języka wziął się wszak
z przedawkowania wi-fi, pypcie wskakują do zamkniętych ust
przenoszone bezprzewodowo, spokojnie mogę więc
całować trawę ziemię lizać wodospady
gdzie nie plułeś żargonem ułożyć alfabet
z nowych gatunków myśli, nie sądziłam
że taki we mnie pokład, zwykle cięty
martwą linią nożem budżetowym
dzielony po równo, jak to było
w prowizorce Thule, miejscu którego nie ma
jak na takie okazało się całkiem żywotne
choć zebrało żniwa, gdzieniegdzie upomina się jego obywatel
z kosą na karku, rolnik na zwolnieniu
a wie co w trawie piszczy, błogosławieni
którzy nie widzieli a uwierzyli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz