szczęśliwy o ulotnym duchu
albowiem ziemia lekką mu będzie
wróci o świcie, jak to obiecał
hipis antyku, poeta wyklęty
choć nie tak trudny. wiem, bo słuchałam
wtedy na górze, łyknęłam ascezę jednym wdechem
do zakrztuszenia, sekunda zawahania
przed zmianą stanu skupienia, lecz miałam jeszcze poczekać
widzieć, jak płynnie przenika, bo pozbył się okrycia
szytego z tkanek, przewodnika nerwów
od tamtej pory trudno spamiętać
jak dotykał słowem, podsuwał ciąg dalszy
scenariusza historii o pewnym miejscu
znanym każdemu, to jedyny dostępny seans
koniec przewidziało dziecko, już wtedy, gdy spytało
dokąd tatuś poszedł z tą obcą kobietą
zesłane na margines, z gębą na kłódkę
byłoby z niego coś, tymczasem trzyma się z daleka
kiedyś obudzi się bez wyrzutów sumienia
wiedziało co napisać, wtedy na górze
siedziało u Jego stóp, wena przyszła mimowolnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz