sobota, 8 lipca 2017

Klub Serafina (dramat); Akt II; sceny 12-21

SCENA 12.
KAWIARNIA „SERAFINOWICZ”

Nazajutrz.

W kawiarni kilku klientów. Wchodzi Joasia, zajmuje miejsce na uboczu, studiuje menu, co chwilę zerka w stronę drzwi. Podchodzi kelnerka.

KELNERKA
Podać coś?

JOASIA
Na razie dziękuję, czekam na kogoś.

Kelnerka odchodzi, Joasia rozgląda się wokół siebie, przygląda meblom i dekoracjom, jej wzrok przykuwa stojąca przy oknie maszyna do pisania. Nie zauważa wchodzącej Gośki.

GOŚKA
(smutno)
Dziękuję, że przyszłaś.

Joasia gwałtownie odwraca wzrok w jej stronę.

JOASIA
Co jest, kochana?

Wstaje, ściska Gośkę na dłuższą chwilę.

GOŚKA
Nawet sobie nie wyobrażasz…

JOASIA
Siadaj, stawiam kawę.

Podchodzi kelnerka, uśmiecha się szeroko.

Dwie duże latte.

Kelnerka zapisuje zamówienie, odchodzi. Chwila milczenia.

GOŚKA
(przyciszonym głosem)
Dobrze, że zaczęły się ferie, inaczej nie pokazałabym się w szkole…

JOASIA
Aż tak źle? Coś na imprezie poszło nie tak?

GOŚKA
Boże, co za kompromitacja…

Chowa na moment twarz w dłoniach, wzdycha.

Tylko błagam cię, nie chcę, żeby ktokolwiek poza tobą…

JOASIA
Jasne, przecież mnie znasz.

GOŚKA
Okej. (wzdycha) A więc zaczęło się całkiem niewinnie. Kameralne towarzystwo, muzyka, tańce, nic wyszukanego. Zaczęło się komplikować przy pierwszej półlitrówce…

JOASIA
To Alina pije??

GOŚKA
Pff, i to jeszcze jak! Serio, chyba wszyscy dopiero poznali ją od tej strony – wygadana, śmiała, jakby nie była sobą. No i wiesz, zaczęli polewać, jeden, drugi, trzeci kieliszek… potem już straciłam rachubę…

JOASIA
Ciebie też nie znałam od tej strony.

GOŚKA
I chyba już nigdy nie poznasz. Tańczyliśmy, trafiłam na Alinę, w pewnym momencie zrobiło się nastrojowo… Nie, nie chcę nawet o tym myśleć, a co dopiero…

JOASIA
No mów, co się stało?

GOŚKA
Nie wiem, czy to ja, czy przypadkiem nie ona, to nawet bardziej prawdopodobne. Aśka, ja zawsze myślałam, że tego pragnę, że to będzie przyjemne doświadczenie. Tymczasem, jak sobie o tym przypomnę… nie, już nigdy w życiu nie pocałuję kobiety.

Joasia rozwiera szeroko oczy, wpatruje się w zdumieniu w Gośkę.

JOASIA
No nieźle…

GOŚKA
Nie tą Alinę pokochałam. Myślałam, że wiem o niej wszystko, że nic mi nie umknęło… Jak do ciebie dzwoniłam, byłam już w drodze do domu, nie mogłam dłużej tam wytrzymać.

Przerywa, gdy podchodzi kelnerka z dwoma latte. Kładzie je na stoliku, odchodzi, dziewczęta dziękują.

JOASIA
Przykro mi, że tak to wyszło.


GOŚKA
Wiesz, ja chyba sobie to wszystko wmówiłam.

JOASIA
Hm, czy ja wiem…?

GOŚKA
Wmówiłam sobie, że Alina jest taka, za jaką ją mam, zaślepiła mnie tą pozą. Nie, muszę z tym skończyć.

JOASIA
Masz czas, żeby to przemyśleć.

GOŚKA
Pewnie. Dobra, już nie będę przynudzać, mów, co tam u ciebie.

JOASIA
Nie przynudzasz, to po pierwsze. A u mnie… powiem ci, że nic szczególnego…

GOŚKA
Dalej pisze do ciebie ten…

JOASIA
David? Tak, odzywa się czasem. A, no i zakumplowałam się ostatnio z Mikołajem…

GOŚKA
Z kim?

JOASIA
(zdziwiona)
Z Mikołajem. Serafinowiczem.

GOŚKA
Ach, on.

Joasia przygląda się Gośce z niepokojem.

JOASIA
Tatiana o ciebie pytała, musicie się koniecznie…

GOŚKA
Nawet o tym nie mów, wykańcza mnie to psychicznie.

JOASIA
Pisanie cię wykańcza?

GOŚKA
Nie chcę już tego kontynuować, straciłam wenę. Zresztą, ta historia przypomina mi o wczorajszym wieczorze…

JOASIA
Czyli pisałaś o…?

GOŚKA
Tak, o miłości między przyjaciółkami. Muszę to Tatianie wyraźnie dać do zrozumienia.

JOASIA
Ale wiesz, że nie możesz ich porzucić?

GOŚKA
A co jeśli to historia o mnie?

JOASIA
Pisałaś o sobie i Alinie?!

GOŚKA
Nie wiem, czy konkretnie o nas. Ale przez cały czas kojarzyłam te postaci z nami.

JOASIA
Nie wiem w takim razie, co z taką książką zrobić.

GOŚKA
Kiedy mam przyjść do klubu?

JOASIA
W poniedziałek, po południu.

GOŚKA
To będzie chyba mój ostatni raz.

JOASIA
Nie mów tak, może po prostu potrzebujesz przerwy.

GOŚKA
Przekonamy się.

Chwila ciszy, dziewczęta biorą łyk kawy. Joasia zerka kątem oka w stronę stolika w rogu, przy którym leżą gazety.

Kurcze, to miejsce niezmiennie mnie zachwyca. Wyobrażasz sobie, jakby to było, przenieść się z powrotem do lat dwudziestych?

Joasia nie odwraca wzroku od gazet, uśmiecha się.

JOASIA
To niewątpliwie byłoby cudowne doświadczenie.


~
SCENA 13.
SIEDZIBA KLUBU

Dwa dni później.

Do pomieszczenia głównego wchodzą Joasia i Gośka, zastają Tatianę przeglądającą plik kartek.

TATIANA
O, jak miło, dzień dobry.

JOASIA I GOŚKA
Dzień dobry, pani profesor.

JOASIA
Dziś nikogo nie ma?

TATIANA
Ferie się zaczęły, więc wszyscy powyjeżdżali.

JOASIA
A… Mikołaj?

TATIANA
Jego również nie ma w mieście, ale nie tylko z pobudek osobistych.

JOASIA
Rozumiem.

Tatiana spogląda na Gośkę.

TATIANA
My chyba mamy sobie coś do wyjaśnienia, prawda?

GOŚKA
(z żalem)
Pani profesor, ja… ja się poprawię, tylko proszę mi dać trochę czasu!

TATIANA
Spokojnie, nie zamierzałam na ciebie naciskać. Rozumiem, że masz trudny okres w życiu.

Gośka spuszcza głowę.

GOŚKA
Można to tak nazwać…

TATIANA
Nie wnikam w szczegóły, ale wiesz, że nie możesz zaniedbywać…


GOŚKA
Tak, tak, doskonale to rozumiem. Tyle że mam z moją pracą pewien problem…

TATIANA
Usiądźcie.

Joasia i Gośka siadają na sofie obok Tatiany.

GOŚKA
Bo widzi pani…

TATIANA
To historia o tobie, prawda?

Gośka rozwiera szeroko oczy, patrzy ze zdumieniem na Tatianę.

GOŚKA
Skąd pani…?!

TATIANA
Już na tyle długo mam z młodymi pisarzami do czynienia, że rozpoznaję pewne rzeczy od razu. Wiesz, u takich autochtonicznych jak ty łatwo wyczuć większe zaangażowanie emocjonalne w to, o czym piszesz.

GOŚKA
I co z tym zrobić, pani profesor? Nie chcę, by ta historia miała dalszą część.

TATIANA
To twoje życie, Gosiu, dlatego zrobisz z tą książką, co zechcesz. Tylko wiedz, że tak czy siak musisz doprowadzić ją do jakiejś konkluzji. Wzięłaś odpowiedzialność również za drugiego człowieka.

GOŚKA
Pani profesor, a czy jest szansa… czy można zmieniać to, co zostało zapisane?

TATIANA
(z powagą)
Absolutnie. Odmienić przeszłość potrafiliby jedynie ci, którzy byliby w stanie przekroczyć granice czasu, co i tak byłoby szalenie ryzykowne. Musicie pamiętać, że nie jesteśmy cudotwórcami, podejmowane przez nas decyzje są bezwzględnie nieodwołalne.

Gośka wyraźnie smutnieje, chwila ciszy.

GOŚKA
Pomoże mi pani się z tym uporać?

Tatiana głaska Gośkę po ramieniu.

TATIANA
Od tego tu jestem, kochana. To wymaga tylko twoich chęci i cierpliwości.

~

SCENA 14.
KLASA HISTORYCZNA

Dwa tygodnie później.

W ławkach siedzą uczniowie, wśród nich m.in. Joasia, Gośka, Alina i Jerzy. Gwar rozmów, krzyków i śmiechów. Gośka zagląda kątem oka w stronę Aliny, ta roześmiana wraz z kilkoma koleżankami i kolegami.

GOŚKA
(szeptem, do Joasi)
Widziałaś ją? Jaka rozszczebiotana!

JOASIA
Nie patrz się tam.

GOŚKA
Jeszcze się do mnie bezczelnie uśmiecha.

Dziewczęta nie zauważają siedzącego zaraz za nimi Jerzego.

JERZY
Co tam, Krynicka, złamane serducho?

GOŚKA
Odwal się.

JERZY
Ej, no co tak zaraz niegrzecznie? Ja od początku wiedziałem, jaka Alina jest naprawdę. Owinęła cię wokół palca.

GOŚKA
Czemu ty w ogóle wtykasz nos w nie swoje sprawy?!

JERZY
Ja tylko mówię to, co wiedzą już wszyscy. Dwa tygodnie nie wystarczą, żeby zapomnieli.

JOASIA
Jerzy, błagam cię, daj jej spokój.

JERZY
Ależ ja nie mam złych intencji!

JOASIA
Wszystko jedno, odpuść sobie.


JERZY
Powiedz mi, a może Alina miała powód do zazdrości, hm?

JOASIA
O co ci zaś chodzi?

JERZY
No nie wiem, Wierzyńska, może ty też wolisz…

Joasia uderza go ręką w twarz.

JOASIA
Odwal się, nie dociera?!

JERZY
(przerażony, trzymając rękę przy policzku)
Aua, no już, już.

Przesiada się do innej ławki. Gośka patrzy w zdumieniu na Joasię.

GOŚKA
Jaaacie…

JOASIA
Co?

GOŚKA
To było cudowne!

Otwierają się drzwi do klasy, wchodzi Witold – w średnim wieku, rozczochrane, ciemne włosy, szerokie okulary w grubych oprawkach, spiczasty nos, dwudniowy zarost, pogodne oblicze. Ubrany w luźną, jasną koszulę, spodnie i skórzane półbuty, na lewym nadgarstku zegarek, na ramieniu torba listonoszka.

WITOLD
(pogodnie, z uśmiechem)
Dzień dobry, młodzi Kolumbowie.

Uczniowie wstają, odpowiadają na powitanie, siadają. Witold podchodzi do biurka, odwraca się do uczniów, wpatruje się w nich przez chwilę z uśmiechem.

Ach, świeża krew, młoda rześka krew!

Zdejmuje torbę z ramienia, wyjmuje z niej pudełko na okulary i podręcznik do historii. Przygląda się okładce.

Jakie to cuda teraz wymyślają!

Wyciąga z pudełka okulary, zakłada je na drugą parę na nosie, otwiera książkę.

Jaki temat omawiacie teraz?

Przez moment cisza.

GOŚKA
(nieśmiało)
Druga wojna światowa w Polsce. Bodajże zaczęliśmy powstanie warszawskie.

Witold wczytuje się przez chwilę w tekst podręcznika, mruczy coś pod nosem, po czym zamyka ją i kładzie na biurku.

WITOLD
No, myślę, że damy radę! Pozwólcie, że się przedstawię, Witold Baliński. (kłania się z uśmiechem) Po latach zaproszono mnie ponownie do tej szkoły, bym pomógł wam zgłębiać prastarą wiedzę pod nieobecność pani profesor Krzywonos. Już od lat nie uczę młodzieży w szkole średniej, tak więc wybaczcie, jeśli będę popełniał błędy. (patrząc na Jerzego) A kolega co taki kwaśny?

Uczniowie chichoczą, Jerzy jęczy trzymając się za policzek. Joasia wpatruje się w Witolda w zadziwieniu.

JOASIA
(szeptem)
Baliński…

GOŚKA
Mówiłaś coś?

JOASIA
Nie, nie, nic.

WITOLD
To może panie z przodu!

Witold podchodzi do Joasi i Gośki, wpatruje się w nie przenikliwie.

(do Gośki) Jak ci na imię, młody Kolumbie?

GOŚKA
Eee… Gosia.

WITOLD
Powiedz mi, Gosiu, kogo nazywano Kolumbami?

GOŚKA
No… Polaków urodzonych około 1920 roku. Ich wejście w dorosłość przypadło na wybuch II wojny światowej.

WITOLD
Brawo, dziękuję. A wiesz, czemu was tak nazywam?

GOŚKA
Eee… nie mam pojęcia, panie profesorze.

Witold odchodzi z powrotem na środek.

WITOLD
Jeszcze nie tak dawno weszliśmy w nowy wiek. To też już historia, nieprawdaż? Przedstawiciele każdej kolejnej epoki mieli przeświadczenie, że ich życie przypadło na moment przełomowy, kluczowy w dziejach. Kolumbom przypadły lata czterdzieste, przypominam tu przy okazji o jednym z ich przedstawicieli, którego każdy mieszkaniec Cieszymirowa powinien pamiętać. Mówię tu o dumie waszego miasta, Gasparze Serafinowiczu, chyba największym optymiście w historii!

Joasia i Gośka wymieniają spojrzenia i uśmiechy, zaraz jednak Joasia poważnieje, wsłuchuje się uważnie w słowa Witolda.

Wy jesteście Kolumbami lat dwutysięcznych! Bądźcie, jak wasz poeta – stójcie tam, gdzie inni leżą, wznoście się tam, gdzie inni upadają. Przedmiot, o którym będziemy tu rozprawiać, niech wam służy jako cenna nauka życia, przestroga i inspiracja. Dopiero, gdy poznacie ten toczący się od prawieków po dziś dzień proces, będziecie zdolni do podejmowania samodzielnych decyzji i wyciągania wniosków.

Zdejmuje z nosa jedną parę okularów.

Co nie znaczy, że nie popełnicie nowych błędów!

Odkłada okulary na biurko. Spogląda na zegarek na ręce. 

Och, za moment będzie dzwonić, późno przyszedłem. No nic, a więc na następnej lekcji zaczniemy od przyczyn powstania. Powiemy sobie również, czy rzeczywiście było bezsensownym zrywem.

Rozlega się dzwonek, uczniowie zaczynają się pakować.

A więc ahoj, Kolumbowie!

Uczniowie zaczynają wychodzić, Witold siada przy biurku, ponownie zakłada drugą parę okularów, wyciąga z listonoszki dziennik, otwiera go.

JOASIA
(do Gośki)
Idź, zaraz do ciebie dołączę.

Gośka kieruje się do wyjścia, Joasia podchodzi nieśmiało do biurka.

JOASIA
Przepraszam, czy mogę pana profesora o coś spytać?

Witold wlepia w nią przeszywające spojrzenie, uśmiecha się.

WITOLD
Słucham młodego Kolumba.

Joasia lekko się do niego pochyla.

JOASIA
(prawie szeptem)
Zna pan Mikołaja Serafinowicza?

Witold odchyla głowę, rozwiera oczy ze zdziwienia.

WITOLD
Skąd ty go…?

JOASIA
Spokojnie, jestem z Klubu Serafina. Wiem, że ma pan coś z nim wspólnego.

Witold nie odpowiada, odprowadza wzrokiem ostatnich wychodzących uczniów, po czym wstaje i zamyka drzwi od sali.

WITOLD
(z entuzjazmem)
A więc jesteś z grupy pani profesor Goldberg?

JOASIA
Właśnie tak.

WITOLD
To jeszcze jestem w stanie pojąć. Ale że pamiętasz Mikiego?

JOASIA
Tak wiem, jemu też wydało się to dziwne.

WITOLD
Jejku… A co tam w ogóle u niego? Dawno chłopaka nie widziałem!

JOASIA
(smutno)
Ja również, nie ma go od ponad dwóch tygodni.

WITOLD
Aaa, no to pewnie znów buszuje po stolicy.

JOASIA
Pan go poniekąd wychował, prawda? Razem z panią profesor?

WITOLD
(pogodnie)
Ooo, widzę, że dużo wiesz, Kolumbie. Czym sobie zasłużyłaś na takie zaufanie?

JOASIA
Ja… ja nie wiem.

WITOLD
Mikołaj mało komu powierza tak wielkie tajemnice. Zaraz, chyba że…

Zdejmuje okulary, wpatrując się przenikliwie w Joasię.

Jesteś Joasia? Joasia Wierzyńska?

JOASIA
(zaniepokojona)
Pan umie czytać w myślach?!

WITOLD
Ale gdzie tam, czytać w myślach, cóż za farmazony! Aaa, to zupełnie zmienia postać rzeczy…

JOASIA
Przepraszam, ale skąd pan profesor mnie zna?

WITOLD
Nie powiedziałem, że cię znam.

JOASIA
Jak to? To skąd pan wie, jak się nazywam?

WITOLD
Aaa, to już insza inszość.

JOASIA
Nie rozumiem.

WITOLD
A bo widzisz, mój młody Kolumbie, nie bez powodu Mikołaj ci o tym wszystkim powiedział. Nie bez powodu trzyma to w tajemnicy nawet przed członkami klubu.

JOASIA
O co w tym wszystkim chodzi, profesorze? Czy to ma związek z przeszłością?

WITOLD
Wszystko ma związek z przeszłością, Kolumbie, tak jak i z przyszłością. Czas nie jest zjawiskiem stałym, nieraz zatacza pętle, zaburzając naturalne następstwa.

JOASIA
Pętle?

WITOLD
Otóż tak, pętle.

JOASIA
Chyba już wiem, gdzie szukać odpowiedzi. Czy pan profesor przyjdzie w najbliższym czasie do klubu?

WITOLD
Owszem, przyjdę. Podobno macie aż dwoje historyków!

JOASIA
Tak, tak, bardzo potrzebują mentora.

Rozlega się dzwonek na lekcję.

WITOLD
Dobrze, mój Kolumbie, przyjdzie nam się rozejść.

JOASIA
Do widzenia, profesorze!

Joasia wychodzi z sali, wchodzi inna klasa. Witold wita uczniów szerokim uśmiechem.

KORYTARZ SZKOLNY

Pod jedną z sal stoją uczniowie, wśród nich Gośka. Podbiega Joasia.

GOŚKA
Gdzieś ty była, dziewczyno?

JOASIA
(z entuzjazmem)
To ten profesor.

GOŚKA
Co?

JOASIA
Autochtoniczny. Będzie mentorem Andrzejka i Dorci.

GOŚKA
Żartujesz!

JOASIA
Skojarzyłam jego nazwisko, Mikołaj mi o nim mówił.

GOŚKA
Jaki Mikołaj?

Joasia ze smutkiem spogląda jej prosto w oczy.


JOASIA
Ech, nieważne…

~

SCENA 15.
SIEDZIBA KLUBU

Dzień później.

Wchodzą Gośka i Joasia, idą korytarzem do głównej sali.

GOŚKA
Znów było otwarte…

JOASIA
Ciii!

Dziewczęta milczą, słychać szmer rozmowy.

GOŚKA
(szeptem)
Co jest?

JOASIA
Chodź.

Chwyta ją za rękę, podchodzą nieco bliżej. Nasłuchują.

TATIANA
(wściekła)
Jasne, oczywiście to wszystko moja wina!

WITOLD
(łagodnie)
Proszę cię, nie przekręcaj moich słów. Chodzi o to, że i tak już dużo wie.

TATIANA
Nie rozumiesz, że robię to dla dobra nas wszystkich?! Owszem, popełniliśmy błąd, ale konsekwencje ponosimy oboje.

WITOLD
Doskonale o tym wiem, kochana. Dlatego niezwłocznie przyjechałem na twoje wezwanie. W każdej chwili bym przyjechał.

TATIANA
Nie wysilaj się, już mnie to nie wzrusza.



WITOLD
To twoja książka, Tatiano, a ja pomogłem ci ją napisać. Przyjechałem ze względu na ciebie, ale przybywam również z prośbą.

TATIANA
Z prośbą?

WITOLD
Chodzi o adopcję.

Chwila ciszy.

TATIANA
Mam to znowu brać na siebie?

WITOLD
Znalazłem tę dziewczynę samą, w opuszczonym mieszkaniu, w stanie krytycznym. Blada, wychudzona, chora… Mogłem pomóc zaledwie w tym zakresie, co każdy inny człowiek.

TATIAN
A jednak jakimś cudem ją znalazłeś. No i co, znów wracamy do punktu wyjścia? Znów będziemy grać mamusię i tatusia?

WITOLDA
(wciąż łagodnie)
Ale czemu ty za każdym razem reagujesz tak gwałtownie? Nie chodzi tu o nas, ale o człowieka, który jest w potrzebie. To nasz obowiązek, Tatiano.

TATIANA
Chyba twój obowiązek. Możemy bawić się czasem, ale pewne rzeczy nie wracają, mój drogi, choćbyśmy nie wiem, jak bardzo chcieli.

WITOLD
Pewne zaś rzeczy nigdy się nie zmieniają.

Chwila ciszy.

TATIANA
Skończmy ten temat, zaraz przyjdą dziewczynki.

WITOLD
Tatiano…

TATIANA
Koniec, powiedziałam. Teraz już tylko do przodu. Przeszłość to twoja imaginacja.

Dłuższa chwila ciszy, Joasia i Gośka wychodzą z ukrycia, wchodzą do głównego pokoju, zastają Witolda i Tatianę siedzących na sofie.  


TATIANA
O, jesteście, cudownie! Poznałyście już profesora Balińskiego?

Joasia wymienia uśmiechy z Witoldem.

JOASIA
Tak, poznałyśmy.

TATIANA
W końcu ktoś się zajmie tymi dwoma nieboraczkami.

JOASIA
Ktoś jeszcze dzisiaj przyjdzie?

TATIANA
Tylko Andrzejek i Dorcia.

JOASIA
A… Mikołaj?

TATIANA
Ach, zostawił ci wiadomość na szafce w drugim pokoju.

Joasia patrzy zdziwiona w stronę szafki, wolnym krokiem zmierza w tamtą stronę, nie słucha rozmowy Gośki z Tatianą. Na szafce znajduje kopertę, otwiera ją, wyjmuje ze środka karteczkę.

JOASIA
(szeptem)
„Piątek, 19:30, kawiarnia. Serafin.”

Ogląda się za siebie, widzi rozmawiających Gośkę, Tatianę i Witolda. Spogląda z powrotem na karteczkę, uśmiecha się do siebie.

~

SCENA 16.
DOM JOASI, SZATNIA

Trzy dni później.

Joasia ubiera buty i kurtkę, Jack Russell pląta jej się pod nogami. Z pokoju obok wychodzi Maria.

MARIA
Wybierasz się gdzieś?

JOASIA
Umówiłam się z Gośką.


MARIA
Robi się ciemno.

JOASIA
Spokojnie, mamo, posiedzimy w domu. Nie będziesz zła, jak wrócę późno?

MARIA
Ech, ale daj znać, że wracasz.

JOASIA
Dziękuję. To ja lecę, pa!

Całuje Marię w policzek, wychodzi.

KAROL
(z pokoju obok)
Kto przyszedł?

MARIA
Nikt, Joasia wyszła.

KAROL
Aaa, to w porządku.

MARIA
Za oknem już ciemno…

KAROL
Kochanie, ona już nie jest dzieckiem.

Maria wzdycha zrezygnowana, idzie do kuchni.

~
SCENA 17.
KAWIARNIA „SERAFINOWICZ”

Lokal pełen ludzi. Wchodzi Joasia, rozgląda się. Zatrzymuje wzrok na zajętym stolik przy gazetach. Nie zauważa zachodzącego ją od tyłu Mikołaja.

MIKOŁAJ
Dziękuję, że przyszłaś.

Joasia odwraca się zaskoczona, wymienia z Mikołajem uśmiechy.

JOASIA
Dawno cię nie było.

MIKOŁAJ
Obowiązki wzywały. Wróciłem zresztą tylko na chwilę.

JOASIA
Poznałam profesora Balińskiego.

MIKOŁAJ
Między innymi dlatego znów tu jestem. Ale nie tylko.

Sięga do skórzanej torby, starannie wyciąga z niej poskładane ubranie i buty na obcasie.

Załóż to.

JOASIA
Co?

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Zaufaj mi.

Joasia bierze nieśmiało ubranie, spogląda pytająco, po czym odchodzi do łazienki. Mikołaj staje z boku, opiera się o ścianę, rozgląda się wokół. Zauważa, że kelnerka mu się przygląda.

KELNERKA
Pan jest… z tego zespołu, co tu ma grać?

MIKOŁAJ
Słucham? Aaa, tak, tak, właśnie czekam na kolegów.

KELNERKA
Jeśli trzeba w czymś pomóc…

MIKOŁAJ
Dziękuję, dam znać.

Kelnerka się uśmiecha, odchodzi. Po chwili z łazienki wychodzi Joasia – ubrana w prostą, czarną suknię sięgającą nieco powyżej kolan i pantofelki na niskim obcasie. W rękach niesie swoje ubrania.

JOASIA
O co tu chodzi, Miki?

MIKOŁAJ
Postarałbym się bardziej, ale czas mnie naglił, przepraszam. A, byłbym zapomniał…

Sięga do torby, wyjmuje długi naszyjnik z białych pereł, zakłada go Joasi na szyję.

Skromnie, ale szykownie.

Zabiera jej ubrania, chowa do torby.


JOASIA
Po co to wszystko?

MIKOŁAJ
Obiecałem, że zabiorę cię jeszcze w przeszłość. A ja zawsze dotrzymuję obietnic.

JOASIA
W takim stroju?

MIKOŁAJ
Tym razem to nie będzie wypad do baru. Widzisz ten plakat?

Pokazuje Joasi wiszący na ścianie plakat reklamujący koncert muzyki lat 20. w kawiarni.

Kojarzysz Stefę?

JOASIA
Hę?

MIKOŁAJ
Stefania Górska, lokalna śpiewaczka. W moich czasach ma swoje pierwsze kameralne koncerty, dziś już wiem, że zyska międzynarodową sławę. Pomyślałem, że zamiast zostać tu i słuchać imitacji tamtejszej muzyki warto by zetknąć się z oryginałem.

JOASIA
No co ty!

MIKOŁAJ
Ma swój drugi w życiu koncert w „Młodym Jeleniu”. To co, przyjmujesz zaproszenie?

Wyciąga do niej rękę, Joasia ją ujmuje, odwzajemnia uśmiech.

I pamiętaj – po tamtej stronie jesteś zawsze fikcyjna.

Joasia po mrugnięciu spostrzega, że oboje są już w latach 20.. Wokół tłum elegancko ubranych dam i panów, większość stolików pozajmowanych. W miejscu kilku z nich pianino, obok mikrofon.

MIKOŁAJ
Chodźmy na górę.

Prowadzi Joasię za rękę po schodach na wyższy stopień, tam znajdują wolny dwuosobowy stolik.

JOASIA
Gwarno tu.

MIKOŁAJ
Stefa już teraz ma wiele znajomości. O, a po niej ma zagrać grupa jazzowa, moi dobrzy przyjaciele.

JOASIA
Jazzowa powiadasz?

MIKOŁAJ
Teraz to nowość, coś czuję, że chłopaki szybko się wybiją.

JOASIA
Miki?

MIKOŁAJ
Hm?

JOASIA
Tu jest cudownie.

Nawiązują kontakt wzrokowy, uśmiechają się.

MIKOŁAJ
Czasem wolę ten świat, innym razem zaś wasz wydaje mi się bardziej… praktyczny.

JOASIA
Ale nie zamieniłbyś się?

MIKOŁAJ
A ty?

Spogląda jej głęboko w oczy, Joasia przez moment nie odpowiada.

JOASIA
No, wiesz… pewnie bym się tu nie odnalazła. Zresztą u siebie też średnio mi to wychodzi.

MIKOŁAJ
A gdybyś wiedziała wszystko o tej rzeczywistości? Nic nie byłoby ci obce?

JOASIA
Hm, ciężko powiedzieć… Ale czuję się tu naprawdę dobrze. Mimo tego paskudnego tłumu.

MIKOŁAJ
Ech, lokal i tak jest większy niż za twoich czasów. O, chyba będzie zaczynać.

Rozlegają się oklaski, gdy zza zaplecza wychodzi Stefa – wysoka i szczupła blondynka, krótkie falowane włosy, jasna cera; ubrana w długą do ziemi, jasną suknię, korale i srebrne kolczyki.
Wychodzi na scenę, wita się, pianista zaczyna grać, Stefa zaczyna śpiewać.

JOASIA
Piękna jest.

MIKOŁAJ
I zdolna. Nie do wiary, że zostanie zapomniana.

Mikołaj nie zauważa podchodzącego do niego Edwarda.

EDWARD
(zdumiony)
Miki?

Mikołaj odwraca się, równie zdumiony.

MIKOŁAJ
Eddie?

EDWARD
Serwus, chłopie!

Mikołaj wstaje, ściska Edwarda. Joasia uważnie się przygląda.

MIKOŁAJ
Co cię tu przywiało?

EDWARD
Interesy, kolego, no i twoja osoba, jakby nie było. Wiedziałem, że jak nie jesteś w Warszawie to na pewno przebywasz tutaj. O, widzę, że masz towarzystwo.

Zagląda na Joasię, uśmiecha się serdecznie.

MIKOŁAJ
To moja daleka kuzynka, Janna.

EDWARD
(do Joasi) Miło mi poznać. (do Mikołaja) To ty masz jeszcze jakieś kuzynostwo?

MIKOŁAJ
To jakaś daleka krewna od Beniamina, córka jego kuzyna czy coś w tym stylu.

EDWARD
(szeptem)
Ładna.

MIKOŁAJ
(z powagą)
Ładniejsza niż Ruta?

Edward naraz poważnieje, pochyla głowę. Joasia uważniej nasłuchuje.

EDWARD
Miki, wiesz, że ja tego nie…

MIKOŁAJ
To musiało kiedyś nastąpić, nie mogliśmy tak w nieskończoność. Wygrał lepszy.

EDWARD
Nie, Miki. Wygrał ten, który był wtedy bliżej.

Przez moment milczą.

MIKOŁAJ
Byłem u niej ostatnio.

EDWARD
No co ty!

MIKOŁAJ
To nie to, co myślisz. Nie rozmawialiśmy o tej sprawie, wpadłem w interesie.

EDWARD
Mam nadzieję, że nic się między nami nie zmieniło?

Mikołaj spogląda mu w oczy, uśmiecha się i klepie go po ramieniu.

MIKOŁAJ
Jeszcze tego brakowało, żebym miał się poróżnić z ciotecznym bratem.

EDWARD
Cieszę się, że jesteś moim kuzynem.

Mikołaj uśmiecha się smutno.

Dobra, nie przeszkadzam ci, kobieta siedzi sama. Wracasz znów?

MIKOŁAJ
Tak, tak, jutro z rana.

EDWARD
To pojedziemy razem. Do zobaczenia potem, trzymaj się.

MIKOŁAJ
Dzięki, ty też.

Podają sobie ręce, Edward odchodzi, Mikołaj z powrotem siada.

JOASIA
(zaskoczona)
To był mój…?

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Pradziadek. Równy gość.


JOASIA
Mówiłam ci, że on nie może być z tą Rutą.

Mikołaj poważnieje, nie odpowiada od razu.

MIKOŁAJ
Nie mówmy o tym.

JOASIA
Kochasz ją, prawda?

Mikołaj milczy przez dłuższą chwilę.

MIKOŁAJ
Znamy się od dzieciństwa, we troje bawiliśmy się na jednym podwórku. Już wtedy był konflikt. (uśmiecha się do siebie) W końcu przyszła wojna, ja musiałem wyjechać, tymczasem Edward i Ruta zostali, jakoś dali sobie radę, no i… tak, takie doświadczenia bardzo zbliżają do siebie ludzi. Zwłaszcza, że Ruta również straciła wtedy rodziców.

Joasia patrzy z troską na Mikołaja.

JOASIA
Ja myślę, że jeszcze nie wszystko stracone.

Mikołaj spogląda na Joasię, uśmiecha się smutno.

MIKOŁAJ
Wiesz, że masz na sobie jej sukienkę?

JOASIA
Co?!

MIKOŁAJ
Dlatego u niej byłem, żeby pożyczyła sukienkę dla ciebie. Szczerze powiedziawszy, nie wyglądasz w niej gorzej niż ona.

JOASIA
Pff!

MIKOŁAJ
Ha, co ciekawe, Ruta jest od nas starsza i to o całe dwa lata! Dwaj smarkacze uparli się na jedną.

Kończy się kolejny utwór, ludzie klaskają.

JOASIA
Musi być wyjątkową kobietą.

MIKOŁAJ
Owszem, jest niepowtarzalna.

Słuchają utworu w milczeniu. Joasia napawa się muzyką, po czym nagle się zrywa.

JOASIA
(nerwowo)
Która godzina?

MIKOŁAJ
Tam jest zegar.

Pokazuje na ścianę, gdzie wisi stary zegar wahadłowy.

JOASIA
Kurcze, późno!

MIKOŁAJ
Spieszysz się gdzieś?

JOASIA
Mama znów będzie narzekać. Jejku, zostałabym chętnie…

MIKOŁAJ
No to zostań. Tutaj to ja jestem twoją mamą.

JOASIA
(z uśmiechem)
Mhm.

MIKOŁAJ
Nie będziesz sama chodzić po nocach, odprowadzę cię potem. A teraz słuchaj, Stefa śpiewa swój przebojowy utwór.

Oboje wsłuchują się w muzykę i śpiew.

~

SCENA 18.
PRZED DOMEM JOASI

Późny wieczór.

Pod drzwi podchodzą Mikołaj i Joasia.

MIKOŁAJ
(ze śmiechem)
Mówisz, że dla ciebie to „pim pi rim pi”?

JOASIA
W porównaniu do gitary elektrycznej…!

Zatrzymują się pod drzwiami.

Dziękuję ci bardzo za ten wieczór.

MIKOŁAJ
Dziękuję, że przyszłaś.

Uśmiechają się, milczą przez moment.

JOASIA
Jutro znów wyjeżdżasz?

MIKOŁAJ
Tak, trzeba w końcu popracować.

JOASIA
Ale wrócisz jeszcze?

MIKOŁAJ
No pewnie!

JOASIA
Nie trać nadziei, Miki.

Mikołaj spuszcza głowę, chowa ręce w kieszeniach płaszcza.

MIKOŁAJ
Daję radę, spokojnie.

JOASIA
Będzie dobrze, zobaczysz.

Mikołaj się uśmiecha.

MIKOŁAJA
Do zobaczenia, kuzynko.

JOASIA
Serwus, kuzynie.

Mikołaj odchodzi, Joasia po cichu otwiera drzwi.

~

SCENA 19.
POKÓJ JOASI

Poranek.

Joasia śpi, do pokoju z impetem wchodzi Maria.

MARIA
(nerwowo)
Dzień dobry!

Joasia ledwie otwiera oczy. Między nogami Marii przemyka Jack Russell, wskakuje na łóżko.

O której to się wróciło wczoraj? Jumbo, złaź stamtąd!

Joasia podnosi głowę z jękiem, przeciera oczy. Jack Russell patrzy na Marię, nie reaguje na polecenie.

JOASIA
Błagam cię, mamo, jest sobota.

MARIA
Miałaś mi dać znać.

JOASIA
Kolega mnie odprowadził, byłam bezpieczna.

MARIA
Co za kolega? Mówiłaś, że idziesz do Gośki.

JOASIA
A u Gośki był też kolega. Proszę, mogę spać dalej?

MARIA
Ech!

Wychodzi, trzaskając drzwiami. Joasia opada głową na poduszkę, zasypia.

~

SCENA 20.
KORYTARZ SZKOLNY

Cztery dni później.

Zza rogu wychodzi Joasia, staje w osłupieniu na widok Gośki rozmawiającej z Aliną.

ALINA
Nieprawda, wcale nie chciałam cię skrzywdzić. Obie byłyśmy wtedy… no, wiesz…

GOŚKA
Ale mnie ośmieszyłaś. Zrzuciłaś to wszystko na mnie.

ALINA
Chciałam ci udowodnić, że czuję to samo. Tyle że potem…

GOŚKA
Potem stchórzyłaś, tak, tego już zdążyłam się domyślić. Wybaczam ci, ale nic z tego nie będzie, przykro mi.

Nagle zauważają wpatrującą się w nie Joasię.

Prawdziwa miłość jest wtedy, gdy zaczyna się od przyjaźni.

Wymieniają uśmiechy z Joasią.

Miłego dnia, Alina.

Odchodzi, wita się z Joasią, odchodzą w głąb korytarza.

JOASIA
Co to było?

GOŚKA
(z uśmiechem)
Kończę moją książkę. Zgodnie z zaleceniem Tatiany, właśnie doszłam do konkluzji.

JOASIA
I nie jest ci przykro z tego powodu?

Gośka przez chwilę się zastanawia.

GOŚKA
Aśka, już tyle czasu minęło… Rozmyślanie o tym, co było, w końcu staje się potwornie męczące. Wtedy mój mózg zaczyna to momentalnie odpychać.

Joasia się śmieje. Nagle obie przystają i poważnieją na widok Tatiany rozmawiającej z Witoldem.

JOASIA
Znów jesteśmy w nieodpowiedniej chwili na nieodpowiednim miejscu.

Stają z boku, dyskretnie ich obserwują. Tatiana wygląda na nieco nerwową, Witold zaś pogodny, uśmiechnięty.

GOŚKA
Jak myślisz, o czym gadają?

JOASIA
Pewnie o tym, co zeszłym razem.

GOŚKA
Czyli?

Witold delikatnie chwyta Tatianę za ramię, coś jej tłumaczy. Tatiana nieznacznie się uśmiecha.

O, popatrz, chyba już się nie kłócą.

Odwracają na moment wzrok, gdy Witold zmierza w ich stronę.

JOASIA I GOŚKA
Dzień dobry, profesorze.

WITOLD
Dzień dobry, młode Kolumbki. Przyjdziecie dzisiaj do klubu?

JOASIA
Oczywiście, profesorze.

WITOLD
Ahoj, pisarze!

Odchodzi, Joasia i Gośka się śmieją.

GOŚKA
Boże, kolejny historyczny świr!

~

SCENA 21.
ULICA NOWY ŚWIAT

Nadchodzą Joasia i Gośka, z naprzeciwka zbliża się do nich Mateusz z ulotkami.

JOASIA
(do Gośki)
Tylko spokojnie…

GOŚKA
(do Mateusza)
O, widzę, że dawno tu kolegi nie było!

Mateusz spogląda na nią przerażony.

MATEUSZ
Ja… ja nie będę paniom…

GOŚKA
Nie marudź, tylko dawaj garść tych papierków.

Mateusz rozwiera szeroko oczy, uśmiecha się.

MATEUSZ
Już, już, już paniom daję…


GOŚKA
Więcej daj, więcej.

MATEUSZ
Tak, tak.

Daje Joasi i Gośce po stosiku ulotek z centrum handlowego.

GOŚKA
No, to ja rozumiem! Wolę to niż kredyty.

Mateusz uśmiecha się nieśmiało.

MATEUSZ
Ja… ekhem, ja chciałbym przeprosić za tamto…

GOŚKA
Chłopie, nie masz co przepraszać! To ja byłam wredna jak zgrzybiała staruszka. To co, łapa na zgodę?

Wyciąga rękę, Mateusz jakby się odsuwa, po czym nieśmiało ujmuje jej dłoń.

GOŚKA
Tak w ogóle to jestem Gośka. A to Joasia.

MATEUSZ
Eee… Mateusz jestem.

GOŚKA
A co robisz na co dzień, Mateusz? Tylko pracujesz, studiujesz…?’

MATEUSZ
Studiuję, w Cieszymirowie.

GOŚKA
(prześmiewczo)
To w tej zapadłej dziurze można coś studiować?

MATEUSZ
(wciąż nieśmiało)
Tak. Na przykład grafikę…

Gośka rozwiera szeroko oczy.

GOŚKA
Gra… grafikę?

MATEUSZ
Grafikę.

GOŚKA
Czyli, że rysujesz?

MATEUSZ
Rysuję.

GOŚKA
Wow.

Mateusz się rumieni.

To może dasz mi kiedyś kilka wskazówek? Bo widzisz, ja też uwielbiam rysować…

MATEUSZ
Rysować…

GOŚKA
Tak.

MATEUSZ
Tak.

GOŚKA
(roześmiana)
Okej, obiecane. To ten, miłego rozdawania!

Mateusz żegna ją nieśmiałym uśmiechem.

JOASIA
Czy ty się dobrze czujesz?!

Dziewczęta spoglądają na siebie i wybuchają śmiechem.

GOŚKA
Nie myśl sobie nie wiadomo o czym. Po prostu postanowiłam wykorzystać swoją pozycję.

JOASIA
Mhm. I przy okazji stworzyłaś najszczęśliwszego człowieka na ziemi.

GOŚKA
Co nie?

Wchodzą do budynku klubu.

SIEDZIBA KLUBU

Na sofie siedzą Andrzejek, Dorcia i Witold, prowadzą ożywioną rozmowę. Na fotelu w rogu siedzi Lena wpatrzona w ekran komórki, obok Artur nastraja gitarę. Z zaplecza wychodzi Tatiana z tacą, na niej kubki z kawą i herbatą.

TATIANA
O, dziewczynki, chcecie coś do picia?

JOASIA I GOŚKA
Nie, nie, dziękujemy.

TATIANA
Chodźcie, siądziemy sobie gdzieś z boku, żeby im nie przeszkadzać.

Kiwa głową w stronę Witolda, ten uśmiecha się do dziewcząt.

DORCIA
Och, dziewczynki przyszły!

JOASIA I GOŚKA
Cześć wszystkim!

ARTUR, LENA I ANDRZEJEK
Czeeść!

Tatiana kładzie tacę na stoliku przy sofie, wymienia spojrzenia z Witoldem.

TATIANA
Kawa i herbata gotowa, częstujcie się.

Andrzejek, Dorcia i Witold biorą kubki do ręki, popijają. Tatiana również bierze ze sobą jeden.

TATIANA
Chodźcie tutaj.

Prowadzi dziewczęta do foteli po prawej stronie, naprzeciwko Leny i Artura, siadają.

Przyniosę wasze prace. Potrzymasz?

Wręcza Gośce kubek, po czym idzie do drugiego pomieszczenia, otwiera szafkę, wyjmuje dwa stosiki papieru i wraca, Joasia uważnie śledzi ją wzrokiem.

No i jak tam, Gosiu, udało się coś wskórać?

GOŚKA
Tak, tak, można powiedzieć, że sprawa się wyjaśniła.

TATIANA
No to co? Odnalazłyśmy konkluzję, tak?

GOŚKA
Pani profesor, bo jeśli chodzi o wątki poboczne…

TATIANA
Warto by je jeszcze rozwinąć, co? Zwłaszcza, że nie dotykają tak bardzo głównego wątku.

ARTUR
Joasia!

Joasia spogląda na Artura pytająco, ten przywołuje ją gestem ręki. Odwraca się jeszcze do zajętych rozmową Tatiany i Gośki, po czym wstaje i podchodzi do Artura.

JOASIA
Jak się masz?

ARTUR
Jakoś. Słuchaj, nie wiesz, kiedy Mikołaj może wrócić? Bo nie mówił mi nic ostatnio…

JOASIA
Widziałeś się z nim?

ARTUR
Tak, kilka dni temu, bodajże w piątek przed południem. Mówił, że wieczorem wyjeżdża na dłużej.

JOASIA
Tak, tyle mi też mówił. Wiesz, wspominał też o tobie…

Artur poważnieje, brzdąka kilka dźwięków na gitarze.

ARTUR
W sumie to nie tajemnica. Co ci mówił?

JOASIA
(z powagą)
Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś… żebyś nie rezygnował z marzeń.

Artur spogląda na nią pytająco.

Nie wiem, jak to dokładnie u ciebie wygląda. Ja po prostu… wiem, że z frustracji nigdy nie wychodzi nic dobrego.

ARTUR
(z uśmiechem)
Nie jestem sfrustrowany.

JOASIA
Ale masz plany… prawda?

ARTUR
Owszem, ale nie pozwolę, żeby ktoś w tym maczał palce. A matka będzie musiała się z tym pogodzić.

LENA
Z czym pogodzić?

ARTUR
Nieważne.

LENA
Twoja się przynajmniej troszczy o ciebie. Moja nawet nie pyta, gdzie się włóczę całymi dniami. Wychodzi na to, że mogę robić co chcę.

ARTUR
Czyli siedzieć na telefonie?

LENA
Cicho.

ARTUR
Co ty tam w ogóle robisz, Lena? Grasz? Piszesz z kimś?

LENA
Nie twój interes.

ARTUR
Ale no, nam chyba możesz zaufać.

LENA
Chyba tobie.

ARTUR
Mi i Joasi. A więc?

Lena patrzy na niego złowrogo.

LENA
Powiedzmy, że mam przyjaciół. Bardzo bliskich przyjaciół. Ale daleko stąd.

ARTUR
A to rzeczywiście bliscy.

LENA
Zamknij się.

ARTUR
Przepraszam, tylko żartowałem.

JOASIA
Spotykasz się z nimi?

LENA
Jeszcze nie, ale kiedyś to nastąpi.


ARTUR
Kiedy?

JOASIA
A skąd są?

LENA
Zza granicy. Jedna koleżanka z Niemiec, dwie z Anglii, kumpel z Francji…

ARTUR
Ło, nieźle!

JOASIA
Też mam znajomego zza granicy, fajna sprawa.

LENA
Bardzo fajna. Nie muszę się ruszać z fotela, żeby z nimi wszystkimi gadać.

ARTUR
Ambicja…

LENA
Ty już się lepiej nie odzywaj. Kiedy ślub?

ARTUR
Pff, bardzo śmieszne. Z tym to nam się za bardzo nie spieszy.

TATIANA
Możesz tu przyjść, Joasiu?

Joasia odwraca się w stronę Tatiany, Gośka wstaje z fotela.

GOŚKA
Ja muszę lecieć kochana, zajęcia dodatkowe.

JOASIA
Jasne. Wszystko w porządku?

GOŚKA
Tak, tak, historia zaczyna się jakoś układać. To ten, trzymaj się, kochana.

Ściskają się, Gośka żegna pozostałych, wychodzi. Joasia podchodzi do Tatiany, siada na fotelu obok.

TATIAN
Powiedz mi, Joasiu… Czy ty sama wymyśliłaś tego Davida?

Joasia milczy przez dłuższą chwilę.


JOASIA
(nieśmiało)
Nie miałam na to wpływu. On sam…

TATIANA
Czyli nie był zamierzoną postacią? W takim razie skąd się wziął?

Joasia spuszcza głowę, milczy.

Rozmawiałaś z nim, prawda?

Joasia nie odpowiada.

Zdajesz sobie sprawę z tego, jak namieszałaś?

Spostrzega, że usłyszeli ją wszyscy obecni w pomieszczeniu, patrzą na nią. Zaraz jednak odwracają uwagę, wyraźnie poruszeni.

JOASIA
Pani profesor, ja nie miałam złych intencji…

TATIANA
Nie powinniście nigdy mieć ze sobą do czynienia! Nawet nie wiesz, czym grozi takie zamieszanie.

JOASIA
Doskonale wiem, pani profesor. A tak w ogóle to skąd pani o tym wie?

TATIANA
Nie trudno się domyślić.

JOASIA
(ostro)
Skąd pani o tym wie?

Tatiana spogląda na Joasię ze zdumieniem.

TATIANA
Proszę cię, to zmierza w złą stronę…

JOASIA
O czym tak naprawdę jest pani książka? Czym jest „Pętla”?

Tatiana jeszcze bardziej zdziwiona.

TATIANA
(nerwowo)
Skąd wiesz, jak…?


JOASIA
Nie czytałam jej, żeby była jasność. Ale mam przeczucie, że to nie powieść detektywistyczna.

Tatiana i Joasia nie zauważają, że wszyscy od dłuższej chwili im się przyglądają.

WITOLD
Tatiano...

TATIANA
Nie odzywaj się.

JOASIA
Niech pan profesor mówi.

TATIANA
Joasiu!

WITOLD
Myślę, że powinnaś zerknąć na to dzieło.

Joasia patrzy na niego pytająco, Tatiana zabija go wzrokiem. Joasia spogląda po wszystkich, po czym nieśmiało wstaje, idzie do sąsiedniego pomieszczenia, wyciąga z szafki „Pętlę”, powoli otwiera pierwszą stronę.

WITOLD
Od początku twierdziłem, że powinnaś o wszystkim wiedzieć.

Joasia czyta.

JOASIA
(szeptem)
„Waży około 3kg, idealne 10 w Skali Apgar. Nie płacze – najwyraźniej odebrało jej mowę, gdy ujrzała rzeczywistość, w której teraz przyjdzie jej żyć. Maria przyciska ją do serca, Karol głaska po główce, na której widać znikome jasne włoski. Piotruś stoi przy drzwiach, przygląda się sytuacji, lecz z jego twarzy można by wyczytać swego rodzaju niepewność.”

Joasia nerwowo przewraca kartki, otwiera na przypadkowej stronie.

„To był dla niej szczęśliwy dzień – wygrała konkurs recytatorski, okazała się najlepsza w całym przedszkolu. Było jej jednak przykro, bo tylko mama przyszła posłuchać jej występu, tata ostatnio prawie codziennie pracował od rana do późnego wieczora.”

Przewraca dalej, w jej oczach pojawiają się łzy.

„Na pierwszy rzut oka nie wyróżniła się na tle klasy. Ot, zwykła dziewczyna, zawsze trzyma się razem z Krynicką. Jednak obie już na pierwszej lekcji wykazały się wyobraźnią bogatszą niż pozostała część klasy. Już wtedy byłam niemal pewna, że wkrótce dołączą do klubu.”

Joasia wertuje tam i z powrotem kartki, ręce jej drżą. W końcu nerwowo rzuca stos na ziemię, spogląda na Tatianę z nienawiścią.

JOASIA
A więc jestem twoją marionetką, tak?

TATIANA
Joasiu…

JOASIA
Nie odzywaj się do mnie.

Stanowczym krokiem kieruje się w stronę wyjścia, sięga po kurtkę, wszyscy odprowadzają ją wzrokiem. Joasia odwraca się jeszcze, patrzy na Witolda.

Dziękuję za dobre intencje, profesorze.

Wychodzi, nastaje długa cisza, wszyscy siedzą w bezruchu.

TATIANA
Jasna cholera…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz