SCENA 12.
KAWIARNIA „SERAFINOWICZ”
Nazajutrz.
W kawiarni kilku klientów. Wchodzi
Joasia, zajmuje miejsce na uboczu, studiuje menu, co chwilę zerka w stronę
drzwi. Podchodzi kelnerka.
KELNERKA
Podać
coś?
JOASIA
Na
razie dziękuję, czekam na kogoś.
Kelnerka odchodzi, Joasia rozgląda
się wokół siebie, przygląda meblom i dekoracjom, jej wzrok przykuwa stojąca
przy oknie maszyna do pisania. Nie zauważa wchodzącej Gośki.
GOŚKA
(smutno)
Dziękuję,
że przyszłaś.
Joasia gwałtownie odwraca wzrok w
jej stronę.
JOASIA
Co
jest, kochana?
Wstaje, ściska Gośkę na dłuższą
chwilę.
GOŚKA
Nawet
sobie nie wyobrażasz…
JOASIA
Siadaj,
stawiam kawę.
Podchodzi kelnerka, uśmiecha się
szeroko.
Dwie
duże latte.
Kelnerka zapisuje zamówienie, odchodzi.
Chwila milczenia.
GOŚKA
(przyciszonym głosem)
Dobrze,
że zaczęły się ferie, inaczej nie pokazałabym się w szkole…
JOASIA
Aż
tak źle? Coś na imprezie poszło nie tak?
GOŚKA
Boże,
co za kompromitacja…
Chowa na moment twarz w dłoniach,
wzdycha.
Tylko
błagam cię, nie chcę, żeby ktokolwiek poza tobą…
JOASIA
Jasne,
przecież mnie znasz.
GOŚKA
Okej.
(wzdycha) A więc zaczęło się całkiem
niewinnie. Kameralne towarzystwo, muzyka, tańce, nic wyszukanego. Zaczęło się
komplikować przy pierwszej półlitrówce…
JOASIA
To
Alina pije??
GOŚKA
Pff,
i to jeszcze jak! Serio, chyba wszyscy dopiero poznali ją od tej strony –
wygadana, śmiała, jakby nie była sobą. No i wiesz, zaczęli polewać, jeden,
drugi, trzeci kieliszek… potem już straciłam rachubę…
JOASIA
Ciebie
też nie znałam od tej strony.
GOŚKA
I
chyba już nigdy nie poznasz. Tańczyliśmy, trafiłam na Alinę, w pewnym momencie
zrobiło się nastrojowo… Nie, nie chcę nawet o tym myśleć, a co dopiero…
JOASIA
No
mów, co się stało?
GOŚKA
Nie
wiem, czy to ja, czy przypadkiem nie ona, to nawet bardziej prawdopodobne.
Aśka, ja zawsze myślałam, że tego pragnę, że to będzie przyjemne doświadczenie.
Tymczasem, jak sobie o tym przypomnę… nie, już nigdy w życiu nie pocałuję
kobiety.
Joasia rozwiera szeroko oczy, wpatruje
się w zdumieniu w Gośkę.
JOASIA
No
nieźle…
GOŚKA
Nie
tą Alinę pokochałam. Myślałam, że wiem o niej wszystko, że nic mi nie umknęło…
Jak do ciebie dzwoniłam, byłam już w drodze do domu, nie mogłam dłużej tam
wytrzymać.
Przerywa, gdy podchodzi kelnerka z
dwoma latte. Kładzie je na stoliku, odchodzi, dziewczęta dziękują.
JOASIA
Przykro
mi, że tak to wyszło.
GOŚKA
Wiesz,
ja chyba sobie to wszystko wmówiłam.
JOASIA
Hm,
czy ja wiem…?
GOŚKA
Wmówiłam
sobie, że Alina jest taka, za jaką ją mam, zaślepiła mnie tą pozą. Nie, muszę z
tym skończyć.
JOASIA
Masz
czas, żeby to przemyśleć.
GOŚKA
Pewnie.
Dobra, już nie będę przynudzać, mów, co tam u ciebie.
JOASIA
Nie
przynudzasz, to po pierwsze. A u mnie… powiem ci, że nic szczególnego…
GOŚKA
Dalej
pisze do ciebie ten…
JOASIA
David?
Tak, odzywa się czasem. A, no i zakumplowałam się ostatnio z Mikołajem…
GOŚKA
Z
kim?
JOASIA
(zdziwiona)
Z
Mikołajem. Serafinowiczem.
GOŚKA
Ach,
on.
Joasia przygląda się Gośce z
niepokojem.
JOASIA
Tatiana
o ciebie pytała, musicie się koniecznie…
GOŚKA
Nawet
o tym nie mów, wykańcza mnie to psychicznie.
JOASIA
Pisanie
cię wykańcza?
GOŚKA
Nie
chcę już tego kontynuować, straciłam wenę. Zresztą, ta historia przypomina mi o
wczorajszym wieczorze…
JOASIA
Czyli
pisałaś o…?
GOŚKA
Tak,
o miłości między przyjaciółkami. Muszę to Tatianie wyraźnie dać do zrozumienia.
JOASIA
Ale
wiesz, że nie możesz ich porzucić?
GOŚKA
A
co jeśli to historia o mnie?
JOASIA
Pisałaś
o sobie i Alinie?!
GOŚKA
Nie
wiem, czy konkretnie o nas. Ale przez cały czas kojarzyłam te postaci z nami.
JOASIA
Nie
wiem w takim razie, co z taką książką zrobić.
GOŚKA
Kiedy
mam przyjść do klubu?
JOASIA
W
poniedziałek, po południu.
GOŚKA
To
będzie chyba mój ostatni raz.
JOASIA
Nie
mów tak, może po prostu potrzebujesz przerwy.
GOŚKA
Przekonamy
się.
Chwila ciszy, dziewczęta biorą łyk
kawy. Joasia zerka kątem oka w stronę stolika w rogu, przy którym leżą gazety.
Kurcze,
to miejsce niezmiennie mnie zachwyca. Wyobrażasz sobie, jakby to było,
przenieść się z powrotem do lat dwudziestych?
Joasia nie odwraca wzroku od gazet,
uśmiecha się.
JOASIA
To
niewątpliwie byłoby cudowne doświadczenie.
~
SCENA 13.
SIEDZIBA KLUBU
Dwa dni później.
Do pomieszczenia głównego wchodzą
Joasia i Gośka, zastają Tatianę przeglądającą plik kartek.
TATIANA
O,
jak miło, dzień dobry.
JOASIA
I GOŚKA
Dzień
dobry, pani profesor.
JOASIA
Dziś
nikogo nie ma?
TATIANA
Ferie
się zaczęły, więc wszyscy powyjeżdżali.
JOASIA
A…
Mikołaj?
TATIANA
Jego
również nie ma w mieście, ale nie tylko z pobudek osobistych.
JOASIA
Rozumiem.
Tatiana spogląda na Gośkę.
TATIANA
My
chyba mamy sobie coś do wyjaśnienia, prawda?
GOŚKA
(z żalem)
Pani
profesor, ja… ja się poprawię, tylko proszę mi dać trochę czasu!
TATIANA
Spokojnie,
nie zamierzałam na ciebie naciskać. Rozumiem, że masz trudny okres w życiu.
Gośka spuszcza głowę.
GOŚKA
Można
to tak nazwać…
TATIANA
Nie
wnikam w szczegóły, ale wiesz, że nie możesz zaniedbywać…
GOŚKA
Tak,
tak, doskonale to rozumiem. Tyle że mam z moją pracą pewien problem…
TATIANA
Usiądźcie.
Joasia i Gośka siadają na sofie
obok Tatiany.
GOŚKA
Bo
widzi pani…
TATIANA
To
historia o tobie, prawda?
Gośka rozwiera szeroko oczy, patrzy
ze zdumieniem na Tatianę.
GOŚKA
Skąd
pani…?!
TATIANA
Już
na tyle długo mam z młodymi pisarzami do czynienia, że rozpoznaję pewne rzeczy
od razu. Wiesz, u takich autochtonicznych jak ty łatwo wyczuć większe
zaangażowanie emocjonalne w to, o czym piszesz.
GOŚKA
I
co z tym zrobić, pani profesor? Nie chcę, by ta historia miała dalszą część.
TATIANA
To
twoje życie, Gosiu, dlatego zrobisz z tą książką, co zechcesz. Tylko wiedz, że
tak czy siak musisz doprowadzić ją do jakiejś konkluzji. Wzięłaś
odpowiedzialność również za drugiego człowieka.
GOŚKA
Pani
profesor, a czy jest szansa… czy można zmieniać to, co zostało zapisane?
TATIANA
(z powagą)
Absolutnie.
Odmienić przeszłość potrafiliby jedynie ci, którzy byliby w stanie przekroczyć
granice czasu, co i tak byłoby szalenie ryzykowne. Musicie pamiętać, że nie
jesteśmy cudotwórcami, podejmowane przez nas decyzje są bezwzględnie
nieodwołalne.
Gośka wyraźnie smutnieje, chwila
ciszy.
GOŚKA
Pomoże
mi pani się z tym uporać?
Tatiana głaska Gośkę po ramieniu.
TATIANA
Od
tego tu jestem, kochana. To wymaga tylko twoich chęci i cierpliwości.
~
SCENA 14.
KLASA HISTORYCZNA
Dwa tygodnie później.
W ławkach siedzą uczniowie, wśród
nich m.in. Joasia, Gośka, Alina i Jerzy. Gwar rozmów, krzyków i śmiechów. Gośka
zagląda kątem oka w stronę Aliny, ta roześmiana wraz z kilkoma koleżankami i
kolegami.
GOŚKA
(szeptem, do Joasi)
Widziałaś
ją? Jaka rozszczebiotana!
JOASIA
Nie
patrz się tam.
GOŚKA
Jeszcze
się do mnie bezczelnie uśmiecha.
Dziewczęta nie zauważają siedzącego
zaraz za nimi Jerzego.
JERZY
Co
tam, Krynicka, złamane serducho?
GOŚKA
Odwal
się.
JERZY
Ej,
no co tak zaraz niegrzecznie? Ja od początku wiedziałem, jaka Alina jest
naprawdę. Owinęła cię wokół palca.
GOŚKA
Czemu
ty w ogóle wtykasz nos w nie swoje sprawy?!
JERZY
Ja
tylko mówię to, co wiedzą już wszyscy. Dwa tygodnie nie wystarczą, żeby
zapomnieli.
JOASIA
Jerzy,
błagam cię, daj jej spokój.
JERZY
Ależ
ja nie mam złych intencji!
JOASIA
Wszystko
jedno, odpuść sobie.
JERZY
Powiedz
mi, a może Alina miała powód do zazdrości, hm?
JOASIA
O
co ci zaś chodzi?
JERZY
No
nie wiem, Wierzyńska, może ty też wolisz…
Joasia uderza go ręką w twarz.
JOASIA
Odwal
się, nie dociera?!
JERZY
(przerażony, trzymając rękę przy policzku)
Aua,
no już, już.
Przesiada się do innej ławki. Gośka
patrzy w zdumieniu na Joasię.
GOŚKA
Jaaacie…
JOASIA
Co?
GOŚKA
To
było cudowne!
Otwierają się drzwi do klasy,
wchodzi Witold – w średnim wieku, rozczochrane, ciemne włosy, szerokie okulary
w grubych oprawkach, spiczasty nos, dwudniowy zarost, pogodne oblicze. Ubrany w
luźną, jasną koszulę, spodnie i skórzane półbuty, na lewym nadgarstku zegarek, na
ramieniu torba listonoszka.
WITOLD
(pogodnie, z uśmiechem)
Dzień
dobry, młodzi Kolumbowie.
Uczniowie wstają, odpowiadają na
powitanie, siadają. Witold podchodzi do biurka, odwraca się do uczniów,
wpatruje się w nich przez chwilę z uśmiechem.
Ach,
świeża krew, młoda rześka krew!
Zdejmuje torbę z ramienia, wyjmuje
z niej pudełko na okulary i podręcznik do historii. Przygląda się okładce.
Jakie
to cuda teraz wymyślają!
Wyciąga z pudełka okulary, zakłada
je na drugą parę na nosie, otwiera książkę.
Jaki
temat omawiacie teraz?
Przez moment cisza.
GOŚKA
(nieśmiało)
Druga
wojna światowa w Polsce. Bodajże zaczęliśmy powstanie warszawskie.
Witold wczytuje się przez chwilę w
tekst podręcznika, mruczy coś pod nosem, po czym zamyka ją i kładzie na biurku.
WITOLD
No,
myślę, że damy radę! Pozwólcie, że się przedstawię, Witold Baliński. (kłania się z uśmiechem) Po latach zaproszono
mnie ponownie do tej szkoły, bym pomógł wam zgłębiać prastarą wiedzę pod
nieobecność pani profesor Krzywonos. Już od lat nie uczę młodzieży w szkole
średniej, tak więc wybaczcie, jeśli będę popełniał błędy. (patrząc na Jerzego) A kolega co taki kwaśny?
Uczniowie chichoczą, Jerzy jęczy
trzymając się za policzek. Joasia wpatruje się w Witolda w zadziwieniu.
JOASIA
(szeptem)
Baliński…
GOŚKA
Mówiłaś
coś?
JOASIA
Nie,
nie, nic.
WITOLD
To
może panie z przodu!
Witold podchodzi do Joasi i Gośki,
wpatruje się w nie przenikliwie.
(do Gośki) Jak ci na imię, młody
Kolumbie?
GOŚKA
Eee…
Gosia.
WITOLD
Powiedz
mi, Gosiu, kogo nazywano Kolumbami?
GOŚKA
No…
Polaków urodzonych około 1920 roku. Ich wejście w dorosłość przypadło na wybuch
II wojny światowej.
WITOLD
Brawo,
dziękuję. A wiesz, czemu was tak nazywam?
GOŚKA
Eee…
nie mam pojęcia, panie profesorze.
Witold odchodzi z powrotem na
środek.
WITOLD
Jeszcze
nie tak dawno weszliśmy w nowy wiek. To też już historia, nieprawdaż?
Przedstawiciele każdej kolejnej epoki mieli przeświadczenie, że ich życie
przypadło na moment przełomowy, kluczowy w dziejach. Kolumbom przypadły lata
czterdzieste, przypominam tu przy okazji o jednym z ich przedstawicieli,
którego każdy mieszkaniec Cieszymirowa powinien pamiętać. Mówię tu o dumie waszego
miasta, Gasparze Serafinowiczu, chyba największym optymiście w historii!
Joasia i Gośka wymieniają
spojrzenia i uśmiechy, zaraz jednak Joasia poważnieje, wsłuchuje się uważnie w
słowa Witolda.
Wy
jesteście Kolumbami lat dwutysięcznych! Bądźcie, jak wasz poeta – stójcie tam,
gdzie inni leżą, wznoście się tam, gdzie inni upadają. Przedmiot, o którym
będziemy tu rozprawiać, niech wam służy jako cenna nauka życia, przestroga i
inspiracja. Dopiero, gdy poznacie ten toczący się od prawieków po dziś dzień
proces, będziecie zdolni do podejmowania samodzielnych decyzji i wyciągania
wniosków.
Zdejmuje z nosa jedną parę
okularów.
Co
nie znaczy, że nie popełnicie nowych błędów!
Odkłada okulary na biurko. Spogląda
na zegarek na ręce.
Och,
za moment będzie dzwonić, późno przyszedłem. No nic, a więc na następnej lekcji
zaczniemy od przyczyn powstania. Powiemy sobie również, czy rzeczywiście było
bezsensownym zrywem.
Rozlega się dzwonek, uczniowie
zaczynają się pakować.
A
więc ahoj, Kolumbowie!
Uczniowie zaczynają wychodzić,
Witold siada przy biurku, ponownie zakłada drugą parę okularów, wyciąga z
listonoszki dziennik, otwiera go.
JOASIA
(do Gośki)
Idź,
zaraz do ciebie dołączę.
Gośka kieruje się do wyjścia,
Joasia podchodzi nieśmiało do biurka.
JOASIA
Przepraszam,
czy mogę pana profesora o coś spytać?
Witold wlepia w nią przeszywające
spojrzenie, uśmiecha się.
WITOLD
Słucham
młodego Kolumba.
Joasia lekko się do niego pochyla.
JOASIA
(prawie szeptem)
Zna
pan Mikołaja Serafinowicza?
Witold odchyla głowę, rozwiera oczy
ze zdziwienia.
WITOLD
Skąd
ty go…?
JOASIA
Spokojnie,
jestem z Klubu Serafina. Wiem, że ma pan coś z nim wspólnego.
Witold nie odpowiada, odprowadza
wzrokiem ostatnich wychodzących uczniów, po czym wstaje i zamyka drzwi od sali.
WITOLD
(z entuzjazmem)
A
więc jesteś z grupy pani profesor Goldberg?
JOASIA
Właśnie
tak.
WITOLD
To
jeszcze jestem w stanie pojąć. Ale że pamiętasz Mikiego?
JOASIA
Tak
wiem, jemu też wydało się to dziwne.
WITOLD
Jejku…
A co tam w ogóle u niego? Dawno chłopaka nie widziałem!
JOASIA
(smutno)
Ja
również, nie ma go od ponad dwóch tygodni.
WITOLD
Aaa,
no to pewnie znów buszuje po stolicy.
JOASIA
Pan
go poniekąd wychował, prawda? Razem z panią profesor?
WITOLD
(pogodnie)
Ooo,
widzę, że dużo wiesz, Kolumbie. Czym sobie zasłużyłaś na takie zaufanie?
JOASIA
Ja…
ja nie wiem.
WITOLD
Mikołaj
mało komu powierza tak wielkie tajemnice. Zaraz, chyba że…
Zdejmuje okulary, wpatrując się
przenikliwie w Joasię.
Jesteś
Joasia? Joasia Wierzyńska?
JOASIA
(zaniepokojona)
Pan
umie czytać w myślach?!
WITOLD
Ale
gdzie tam, czytać w myślach, cóż za farmazony! Aaa, to zupełnie zmienia postać
rzeczy…
JOASIA
Przepraszam,
ale skąd pan profesor mnie zna?
WITOLD
Nie
powiedziałem, że cię znam.
JOASIA
Jak
to? To skąd pan wie, jak się nazywam?
WITOLD
Aaa,
to już insza inszość.
JOASIA
Nie
rozumiem.
WITOLD
A
bo widzisz, mój młody Kolumbie, nie bez powodu Mikołaj ci o tym wszystkim
powiedział. Nie bez powodu trzyma to w tajemnicy nawet przed członkami klubu.
JOASIA
O
co w tym wszystkim chodzi, profesorze? Czy to ma związek z przeszłością?
WITOLD
Wszystko
ma związek z przeszłością, Kolumbie, tak jak i z przyszłością. Czas nie jest
zjawiskiem stałym, nieraz zatacza pętle, zaburzając naturalne następstwa.
JOASIA
Pętle?
WITOLD
Otóż
tak, pętle.
JOASIA
Chyba
już wiem, gdzie szukać odpowiedzi. Czy pan profesor przyjdzie w najbliższym
czasie do klubu?
WITOLD
Owszem,
przyjdę. Podobno macie aż dwoje historyków!
JOASIA
Tak,
tak, bardzo potrzebują mentora.
Rozlega się dzwonek na lekcję.
WITOLD
Dobrze,
mój Kolumbie, przyjdzie nam się rozejść.
JOASIA
Do
widzenia, profesorze!
Joasia wychodzi z sali, wchodzi
inna klasa. Witold wita uczniów szerokim uśmiechem.
KORYTARZ SZKOLNY
Pod jedną z sal stoją uczniowie,
wśród nich Gośka. Podbiega Joasia.
GOŚKA
Gdzieś
ty była, dziewczyno?
JOASIA
(z entuzjazmem)
To
ten profesor.
GOŚKA
Co?
JOASIA
Autochtoniczny.
Będzie mentorem Andrzejka i Dorci.
GOŚKA
Żartujesz!
JOASIA
Skojarzyłam
jego nazwisko, Mikołaj mi o nim mówił.
GOŚKA
Jaki
Mikołaj?
Joasia ze smutkiem spogląda jej
prosto w oczy.
JOASIA
Ech,
nieważne…
~
SCENA 15.
SIEDZIBA KLUBU
Dzień później.
Wchodzą Gośka i Joasia, idą
korytarzem do głównej sali.
GOŚKA
Znów
było otwarte…
JOASIA
Ciii!
Dziewczęta milczą, słychać szmer
rozmowy.
GOŚKA
(szeptem)
Co
jest?
JOASIA
Chodź.
Chwyta ją za rękę, podchodzą nieco
bliżej. Nasłuchują.
TATIANA
(wściekła)
Jasne,
oczywiście to wszystko moja wina!
WITOLD
(łagodnie)
Proszę
cię, nie przekręcaj moich słów. Chodzi o to, że i tak już dużo wie.
TATIANA
Nie
rozumiesz, że robię to dla dobra nas wszystkich?! Owszem, popełniliśmy błąd,
ale konsekwencje ponosimy oboje.
WITOLD
Doskonale
o tym wiem, kochana. Dlatego niezwłocznie przyjechałem na twoje wezwanie. W
każdej chwili bym przyjechał.
TATIANA
Nie
wysilaj się, już mnie to nie wzrusza.
WITOLD
To
twoja książka, Tatiano, a ja pomogłem ci ją napisać. Przyjechałem ze względu na
ciebie, ale przybywam również z prośbą.
TATIANA
Z
prośbą?
WITOLD
Chodzi
o adopcję.
Chwila ciszy.
TATIANA
Mam
to znowu brać na siebie?
WITOLD
Znalazłem
tę dziewczynę samą, w opuszczonym mieszkaniu, w stanie krytycznym. Blada,
wychudzona, chora… Mogłem pomóc zaledwie w tym zakresie, co każdy inny
człowiek.
TATIAN
A
jednak jakimś cudem ją znalazłeś. No i co, znów wracamy do punktu wyjścia? Znów
będziemy grać mamusię i tatusia?
WITOLDA
(wciąż łagodnie)
Ale
czemu ty za każdym razem reagujesz tak gwałtownie? Nie chodzi tu o nas, ale o
człowieka, który jest w potrzebie. To nasz obowiązek, Tatiano.
TATIANA
Chyba
twój obowiązek. Możemy bawić się czasem, ale pewne rzeczy nie wracają, mój
drogi, choćbyśmy nie wiem, jak bardzo chcieli.
WITOLD
Pewne
zaś rzeczy nigdy się nie zmieniają.
Chwila ciszy.
TATIANA
Skończmy
ten temat, zaraz przyjdą dziewczynki.
WITOLD
Tatiano…
TATIANA
Koniec,
powiedziałam. Teraz już tylko do przodu. Przeszłość to twoja imaginacja.
Dłuższa chwila ciszy, Joasia i
Gośka wychodzą z ukrycia, wchodzą do głównego pokoju, zastają Witolda i Tatianę
siedzących na sofie.
TATIANA
O,
jesteście, cudownie! Poznałyście już profesora Balińskiego?
Joasia wymienia uśmiechy z Witoldem.
JOASIA
Tak,
poznałyśmy.
TATIANA
W
końcu ktoś się zajmie tymi dwoma nieboraczkami.
JOASIA
Ktoś
jeszcze dzisiaj przyjdzie?
TATIANA
Tylko
Andrzejek i Dorcia.
JOASIA
A…
Mikołaj?
TATIANA
Ach,
zostawił ci wiadomość na szafce w drugim pokoju.
Joasia patrzy zdziwiona w stronę
szafki, wolnym krokiem zmierza w tamtą stronę, nie słucha rozmowy Gośki z
Tatianą. Na szafce znajduje kopertę, otwiera ją, wyjmuje ze środka karteczkę.
JOASIA
(szeptem)
„Piątek,
19:30, kawiarnia. Serafin.”
Ogląda się za siebie, widzi
rozmawiających Gośkę, Tatianę i Witolda. Spogląda z powrotem na karteczkę,
uśmiecha się do siebie.
~
SCENA 16.
DOM JOASI, SZATNIA
Trzy dni później.
Joasia ubiera buty i kurtkę, Jack
Russell pląta jej się pod nogami. Z pokoju obok wychodzi Maria.
MARIA
Wybierasz
się gdzieś?
JOASIA
Umówiłam
się z Gośką.
MARIA
Robi
się ciemno.
JOASIA
Spokojnie,
mamo, posiedzimy w domu. Nie będziesz zła, jak wrócę późno?
MARIA
Ech,
ale daj znać, że wracasz.
JOASIA
Dziękuję.
To ja lecę, pa!
Całuje Marię w policzek, wychodzi.
KAROL
(z pokoju obok)
Kto
przyszedł?
MARIA
Nikt,
Joasia wyszła.
KAROL
Aaa,
to w porządku.
MARIA
Za
oknem już ciemno…
KAROL
Kochanie,
ona już nie jest dzieckiem.
Maria wzdycha zrezygnowana, idzie
do kuchni.
~
SCENA 17.
KAWIARNIA „SERAFINOWICZ”
Lokal pełen ludzi. Wchodzi Joasia,
rozgląda się. Zatrzymuje wzrok na zajętym stolik przy gazetach. Nie zauważa
zachodzącego ją od tyłu Mikołaja.
MIKOŁAJ
Dziękuję,
że przyszłaś.
Joasia odwraca się zaskoczona,
wymienia z Mikołajem uśmiechy.
JOASIA
Dawno
cię nie było.
MIKOŁAJ
Obowiązki
wzywały. Wróciłem zresztą tylko na chwilę.
JOASIA
Poznałam
profesora Balińskiego.
MIKOŁAJ
Między
innymi dlatego znów tu jestem. Ale nie tylko.
Sięga do skórzanej torby, starannie
wyciąga z niej poskładane ubranie i buty na obcasie.
Załóż
to.
JOASIA
Co?
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Zaufaj
mi.
Joasia bierze nieśmiało ubranie,
spogląda pytająco, po czym odchodzi do łazienki. Mikołaj staje z boku, opiera
się o ścianę, rozgląda się wokół. Zauważa, że kelnerka mu się przygląda.
KELNERKA
Pan
jest… z tego zespołu, co tu ma grać?
MIKOŁAJ
Słucham?
Aaa, tak, tak, właśnie czekam na kolegów.
KELNERKA
Jeśli
trzeba w czymś pomóc…
MIKOŁAJ
Dziękuję,
dam znać.
Kelnerka się uśmiecha, odchodzi. Po
chwili z łazienki wychodzi Joasia – ubrana w prostą, czarną suknię sięgającą
nieco powyżej kolan i pantofelki na niskim obcasie. W rękach niesie swoje
ubrania.
JOASIA
O
co tu chodzi, Miki?
MIKOŁAJ
Postarałbym
się bardziej, ale czas mnie naglił, przepraszam. A, byłbym zapomniał…
Sięga do torby, wyjmuje długi
naszyjnik z białych pereł, zakłada go Joasi na szyję.
Skromnie,
ale szykownie.
Zabiera jej ubrania, chowa do
torby.
JOASIA
Po
co to wszystko?
MIKOŁAJ
Obiecałem,
że zabiorę cię jeszcze w przeszłość. A ja zawsze dotrzymuję obietnic.
JOASIA
W
takim stroju?
MIKOŁAJ
Tym
razem to nie będzie wypad do baru. Widzisz ten plakat?
Pokazuje Joasi wiszący na ścianie
plakat reklamujący koncert muzyki lat 20. w kawiarni.
Kojarzysz
Stefę?
JOASIA
Hę?
MIKOŁAJ
Stefania
Górska, lokalna śpiewaczka. W moich czasach ma swoje pierwsze kameralne
koncerty, dziś już wiem, że zyska międzynarodową sławę. Pomyślałem, że zamiast
zostać tu i słuchać imitacji tamtejszej muzyki warto by zetknąć się z
oryginałem.
JOASIA
No
co ty!
MIKOŁAJ
Ma
swój drugi w życiu koncert w „Młodym Jeleniu”. To co, przyjmujesz zaproszenie?
Wyciąga do niej rękę, Joasia ją
ujmuje, odwzajemnia uśmiech.
I
pamiętaj – po tamtej stronie jesteś zawsze fikcyjna.
Joasia po mrugnięciu spostrzega, że
oboje są już w latach 20.. Wokół tłum elegancko ubranych dam i panów, większość
stolików pozajmowanych. W miejscu kilku z nich pianino, obok mikrofon.
MIKOŁAJ
Chodźmy
na górę.
Prowadzi Joasię za rękę po schodach
na wyższy stopień, tam znajdują wolny dwuosobowy stolik.
JOASIA
Gwarno
tu.
MIKOŁAJ
Stefa
już teraz ma wiele znajomości. O, a po niej ma zagrać grupa jazzowa, moi dobrzy
przyjaciele.
JOASIA
Jazzowa
powiadasz?
MIKOŁAJ
Teraz
to nowość, coś czuję, że chłopaki szybko się wybiją.
JOASIA
Miki?
MIKOŁAJ
Hm?
JOASIA
Tu
jest cudownie.
Nawiązują kontakt wzrokowy,
uśmiechają się.
MIKOŁAJ
Czasem
wolę ten świat, innym razem zaś wasz wydaje mi się bardziej… praktyczny.
JOASIA
Ale
nie zamieniłbyś się?
MIKOŁAJ
A
ty?
Spogląda jej głęboko w oczy, Joasia
przez moment nie odpowiada.
JOASIA
No,
wiesz… pewnie bym się tu nie odnalazła. Zresztą u siebie też średnio mi to
wychodzi.
MIKOŁAJ
A
gdybyś wiedziała wszystko o tej rzeczywistości? Nic nie byłoby ci obce?
JOASIA
Hm,
ciężko powiedzieć… Ale czuję się tu naprawdę dobrze. Mimo tego paskudnego
tłumu.
MIKOŁAJ
Ech,
lokal i tak jest większy niż za twoich czasów. O, chyba będzie zaczynać.
Rozlegają się oklaski, gdy zza
zaplecza wychodzi Stefa – wysoka i szczupła blondynka, krótkie falowane włosy,
jasna cera; ubrana w długą do ziemi, jasną suknię, korale i srebrne kolczyki.
Wychodzi na scenę, wita się,
pianista zaczyna grać, Stefa zaczyna śpiewać.
JOASIA
Piękna
jest.
MIKOŁAJ
I
zdolna. Nie do wiary, że zostanie zapomniana.
Mikołaj nie zauważa podchodzącego
do niego Edwarda.
EDWARD
(zdumiony)
Miki?
Mikołaj odwraca się, równie
zdumiony.
MIKOŁAJ
Eddie?
EDWARD
Serwus,
chłopie!
Mikołaj wstaje, ściska Edwarda.
Joasia uważnie się przygląda.
MIKOŁAJ
Co
cię tu przywiało?
EDWARD
Interesy,
kolego, no i twoja osoba, jakby nie było. Wiedziałem, że jak nie jesteś w
Warszawie to na pewno przebywasz tutaj. O, widzę, że masz towarzystwo.
Zagląda na Joasię, uśmiecha się
serdecznie.
MIKOŁAJ
To
moja daleka kuzynka, Janna.
EDWARD
(do Joasi) Miło mi poznać. (do Mikołaja) To ty masz jeszcze jakieś
kuzynostwo?
MIKOŁAJ
To
jakaś daleka krewna od Beniamina, córka jego kuzyna czy coś w tym stylu.
EDWARD
(szeptem)
Ładna.
MIKOŁAJ
(z
powagą)
Ładniejsza
niż Ruta?
Edward naraz poważnieje, pochyla
głowę. Joasia uważniej nasłuchuje.
EDWARD
Miki,
wiesz, że ja tego nie…
MIKOŁAJ
To
musiało kiedyś nastąpić, nie mogliśmy tak w nieskończoność. Wygrał lepszy.
EDWARD
Nie,
Miki. Wygrał ten, który był wtedy bliżej.
Przez moment milczą.
MIKOŁAJ
Byłem
u niej ostatnio.
EDWARD
No
co ty!
MIKOŁAJ
To
nie to, co myślisz. Nie rozmawialiśmy o tej sprawie, wpadłem w interesie.
EDWARD
Mam
nadzieję, że nic się między nami nie zmieniło?
Mikołaj spogląda mu w oczy,
uśmiecha się i klepie go po ramieniu.
MIKOŁAJ
Jeszcze
tego brakowało, żebym miał się poróżnić z ciotecznym bratem.
EDWARD
Cieszę
się, że jesteś moim kuzynem.
Mikołaj uśmiecha się smutno.
Dobra,
nie przeszkadzam ci, kobieta siedzi sama. Wracasz znów?
MIKOŁAJ
Tak,
tak, jutro z rana.
EDWARD
To
pojedziemy razem. Do zobaczenia potem, trzymaj się.
MIKOŁAJ
Dzięki,
ty też.
Podają sobie ręce, Edward odchodzi,
Mikołaj z powrotem siada.
JOASIA
(zaskoczona)
To
był mój…?
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Pradziadek.
Równy gość.
JOASIA
Mówiłam
ci, że on nie może być z tą Rutą.
Mikołaj poważnieje, nie odpowiada
od razu.
MIKOŁAJ
Nie
mówmy o tym.
JOASIA
Kochasz
ją, prawda?
Mikołaj milczy przez dłuższą
chwilę.
MIKOŁAJ
Znamy
się od dzieciństwa, we troje bawiliśmy się na jednym podwórku. Już wtedy był
konflikt. (uśmiecha się do siebie) W
końcu przyszła wojna, ja musiałem wyjechać, tymczasem Edward i Ruta zostali,
jakoś dali sobie radę, no i… tak, takie doświadczenia bardzo zbliżają do siebie
ludzi. Zwłaszcza, że Ruta również straciła wtedy rodziców.
Joasia patrzy z troską na Mikołaja.
JOASIA
Ja
myślę, że jeszcze nie wszystko stracone.
Mikołaj spogląda na Joasię,
uśmiecha się smutno.
MIKOŁAJ
Wiesz,
że masz na sobie jej sukienkę?
JOASIA
Co?!
MIKOŁAJ
Dlatego
u niej byłem, żeby pożyczyła sukienkę dla ciebie. Szczerze powiedziawszy, nie
wyglądasz w niej gorzej niż ona.
JOASIA
Pff!
MIKOŁAJ
Ha,
co ciekawe, Ruta jest od nas starsza i to o całe dwa lata! Dwaj smarkacze
uparli się na jedną.
Kończy się kolejny utwór, ludzie
klaskają.
JOASIA
Musi
być wyjątkową kobietą.
MIKOŁAJ
Owszem,
jest niepowtarzalna.
Słuchają utworu w milczeniu. Joasia
napawa się muzyką, po czym nagle się zrywa.
JOASIA
(nerwowo)
Która
godzina?
MIKOŁAJ
Tam
jest zegar.
Pokazuje na ścianę, gdzie wisi
stary zegar wahadłowy.
JOASIA
Kurcze,
późno!
MIKOŁAJ
Spieszysz
się gdzieś?
JOASIA
Mama
znów będzie narzekać. Jejku, zostałabym chętnie…
MIKOŁAJ
No
to zostań. Tutaj to ja jestem twoją mamą.
JOASIA
(z uśmiechem)
Mhm.
MIKOŁAJ
Nie
będziesz sama chodzić po nocach, odprowadzę cię potem. A teraz słuchaj, Stefa
śpiewa swój przebojowy utwór.
Oboje wsłuchują się w muzykę i
śpiew.
~
SCENA 18.
PRZED DOMEM JOASI
Późny wieczór.
Pod drzwi podchodzą Mikołaj i
Joasia.
MIKOŁAJ
(ze śmiechem)
Mówisz,
że dla ciebie to „pim pi rim pi”?
JOASIA
W
porównaniu do gitary elektrycznej…!
Zatrzymują się pod drzwiami.
Dziękuję
ci bardzo za ten wieczór.
MIKOŁAJ
Dziękuję,
że przyszłaś.
Uśmiechają się, milczą przez
moment.
JOASIA
Jutro
znów wyjeżdżasz?
MIKOŁAJ
Tak,
trzeba w końcu popracować.
JOASIA
Ale
wrócisz jeszcze?
MIKOŁAJ
No
pewnie!
JOASIA
Nie
trać nadziei, Miki.
Mikołaj spuszcza głowę, chowa ręce
w kieszeniach płaszcza.
MIKOŁAJ
Daję
radę, spokojnie.
JOASIA
Będzie
dobrze, zobaczysz.
Mikołaj się uśmiecha.
MIKOŁAJA
Do
zobaczenia, kuzynko.
JOASIA
Serwus,
kuzynie.
Mikołaj odchodzi, Joasia po cichu
otwiera drzwi.
~
SCENA 19.
POKÓJ JOASI
Poranek.
Joasia śpi, do pokoju z impetem
wchodzi Maria.
MARIA
(nerwowo)
Dzień
dobry!
Joasia ledwie otwiera oczy. Między
nogami Marii przemyka Jack Russell, wskakuje na łóżko.
O
której to się wróciło wczoraj? Jumbo, złaź stamtąd!
Joasia podnosi głowę z jękiem,
przeciera oczy. Jack Russell patrzy na Marię, nie reaguje na polecenie.
JOASIA
Błagam
cię, mamo, jest sobota.
MARIA
Miałaś
mi dać znać.
JOASIA
Kolega
mnie odprowadził, byłam bezpieczna.
MARIA
Co
za kolega? Mówiłaś, że idziesz do Gośki.
JOASIA
A
u Gośki był też kolega. Proszę, mogę spać dalej?
MARIA
Ech!
Wychodzi, trzaskając drzwiami.
Joasia opada głową na poduszkę, zasypia.
~
SCENA 20.
KORYTARZ SZKOLNY
Cztery dni później.
Zza rogu wychodzi Joasia, staje w
osłupieniu na widok Gośki rozmawiającej z Aliną.
ALINA
Nieprawda,
wcale nie chciałam cię skrzywdzić. Obie byłyśmy wtedy… no, wiesz…
GOŚKA
Ale
mnie ośmieszyłaś. Zrzuciłaś to wszystko na mnie.
ALINA
Chciałam
ci udowodnić, że czuję to samo. Tyle że potem…
GOŚKA
Potem
stchórzyłaś, tak, tego już zdążyłam się domyślić. Wybaczam ci, ale nic z tego
nie będzie, przykro mi.
Nagle zauważają wpatrującą się w
nie Joasię.
Prawdziwa
miłość jest wtedy, gdy zaczyna się od przyjaźni.
Wymieniają uśmiechy z Joasią.
Miłego
dnia, Alina.
Odchodzi, wita się z Joasią,
odchodzą w głąb korytarza.
JOASIA
Co
to było?
GOŚKA
(z uśmiechem)
Kończę
moją książkę. Zgodnie z zaleceniem Tatiany, właśnie doszłam do konkluzji.
JOASIA
I
nie jest ci przykro z tego powodu?
Gośka przez chwilę się zastanawia.
GOŚKA
Aśka,
już tyle czasu minęło… Rozmyślanie o tym, co było, w końcu staje się potwornie
męczące. Wtedy mój mózg zaczyna to momentalnie odpychać.
Joasia się śmieje. Nagle obie przystają
i poważnieją na widok Tatiany rozmawiającej z Witoldem.
JOASIA
Znów
jesteśmy w nieodpowiedniej chwili na nieodpowiednim miejscu.
Stają z boku, dyskretnie ich
obserwują. Tatiana wygląda na nieco nerwową, Witold zaś pogodny, uśmiechnięty.
GOŚKA
Jak
myślisz, o czym gadają?
JOASIA
Pewnie
o tym, co zeszłym razem.
GOŚKA
Czyli?
Witold delikatnie chwyta Tatianę za
ramię, coś jej tłumaczy. Tatiana nieznacznie się uśmiecha.
O,
popatrz, chyba już się nie kłócą.
Odwracają na moment wzrok, gdy
Witold zmierza w ich stronę.
JOASIA
I GOŚKA
Dzień
dobry, profesorze.
WITOLD
Dzień
dobry, młode Kolumbki. Przyjdziecie dzisiaj do klubu?
JOASIA
Oczywiście,
profesorze.
WITOLD
Ahoj,
pisarze!
Odchodzi, Joasia i Gośka się
śmieją.
GOŚKA
Boże,
kolejny historyczny świr!
~
SCENA 21.
ULICA NOWY ŚWIAT
Nadchodzą Joasia i Gośka, z
naprzeciwka zbliża się do nich Mateusz z ulotkami.
JOASIA
(do Gośki)
Tylko
spokojnie…
GOŚKA
(do Mateusza)
O,
widzę, że dawno tu kolegi nie było!
Mateusz spogląda na nią przerażony.
MATEUSZ
Ja…
ja nie będę paniom…
GOŚKA
Nie
marudź, tylko dawaj garść tych papierków.
Mateusz rozwiera szeroko oczy,
uśmiecha się.
MATEUSZ
Już,
już, już paniom daję…
GOŚKA
Więcej
daj, więcej.
MATEUSZ
Tak,
tak.
Daje Joasi i Gośce po stosiku
ulotek z centrum handlowego.
GOŚKA
No,
to ja rozumiem! Wolę to niż kredyty.
Mateusz uśmiecha się nieśmiało.
MATEUSZ
Ja…
ekhem, ja chciałbym przeprosić za tamto…
GOŚKA
Chłopie,
nie masz co przepraszać! To ja byłam wredna jak zgrzybiała staruszka. To co,
łapa na zgodę?
Wyciąga rękę, Mateusz jakby się
odsuwa, po czym nieśmiało ujmuje jej dłoń.
GOŚKA
Tak
w ogóle to jestem Gośka. A to Joasia.
MATEUSZ
Eee…
Mateusz jestem.
GOŚKA
A
co robisz na co dzień, Mateusz? Tylko pracujesz, studiujesz…?’
MATEUSZ
Studiuję,
w Cieszymirowie.
GOŚKA
(prześmiewczo)
To
w tej zapadłej dziurze można coś studiować?
MATEUSZ
(wciąż nieśmiało)
Tak.
Na przykład grafikę…
Gośka rozwiera szeroko oczy.
GOŚKA
Gra…
grafikę?
MATEUSZ
Grafikę.
GOŚKA
Czyli,
że rysujesz?
MATEUSZ
Rysuję.
GOŚKA
Wow.
Mateusz się rumieni.
To
może dasz mi kiedyś kilka wskazówek? Bo widzisz, ja też uwielbiam rysować…
MATEUSZ
Rysować…
GOŚKA
Tak.
MATEUSZ
Tak.
GOŚKA
(roześmiana)
Okej,
obiecane. To ten, miłego rozdawania!
Mateusz żegna ją nieśmiałym
uśmiechem.
JOASIA
Czy
ty się dobrze czujesz?!
Dziewczęta spoglądają na siebie i
wybuchają śmiechem.
GOŚKA
Nie
myśl sobie nie wiadomo o czym. Po prostu postanowiłam wykorzystać swoją
pozycję.
JOASIA
Mhm.
I przy okazji stworzyłaś najszczęśliwszego człowieka na ziemi.
GOŚKA
Co
nie?
Wchodzą do budynku klubu.
SIEDZIBA KLUBU
Na sofie siedzą Andrzejek, Dorcia i
Witold, prowadzą ożywioną rozmowę. Na fotelu w rogu siedzi Lena wpatrzona w
ekran komórki, obok Artur nastraja gitarę. Z zaplecza wychodzi Tatiana z tacą,
na niej kubki z kawą i herbatą.
TATIANA
O,
dziewczynki, chcecie coś do picia?
JOASIA
I GOŚKA
Nie,
nie, dziękujemy.
TATIANA
Chodźcie,
siądziemy sobie gdzieś z boku, żeby im nie przeszkadzać.
Kiwa głową w stronę Witolda, ten
uśmiecha się do dziewcząt.
DORCIA
Och,
dziewczynki przyszły!
JOASIA
I GOŚKA
Cześć
wszystkim!
ARTUR,
LENA I ANDRZEJEK
Czeeść!
Tatiana kładzie tacę na stoliku
przy sofie, wymienia spojrzenia z Witoldem.
TATIANA
Kawa
i herbata gotowa, częstujcie się.
Andrzejek, Dorcia i Witold biorą
kubki do ręki, popijają. Tatiana również bierze ze sobą jeden.
TATIANA
Chodźcie
tutaj.
Prowadzi dziewczęta do foteli po
prawej stronie, naprzeciwko Leny i Artura, siadają.
Przyniosę
wasze prace. Potrzymasz?
Wręcza Gośce kubek, po czym idzie
do drugiego pomieszczenia, otwiera szafkę, wyjmuje dwa stosiki papieru i wraca,
Joasia uważnie śledzi ją wzrokiem.
No
i jak tam, Gosiu, udało się coś wskórać?
GOŚKA
Tak,
tak, można powiedzieć, że sprawa się wyjaśniła.
TATIANA
No
to co? Odnalazłyśmy konkluzję, tak?
GOŚKA
Pani
profesor, bo jeśli chodzi o wątki poboczne…
TATIANA
Warto
by je jeszcze rozwinąć, co? Zwłaszcza, że nie dotykają tak bardzo głównego
wątku.
ARTUR
Joasia!
Joasia spogląda na Artura pytająco,
ten przywołuje ją gestem ręki. Odwraca się jeszcze do zajętych rozmową Tatiany
i Gośki, po czym wstaje i podchodzi do Artura.
JOASIA
Jak
się masz?
ARTUR
Jakoś.
Słuchaj, nie wiesz, kiedy Mikołaj może wrócić? Bo nie mówił mi nic ostatnio…
JOASIA
Widziałeś
się z nim?
ARTUR
Tak,
kilka dni temu, bodajże w piątek przed południem. Mówił, że wieczorem wyjeżdża
na dłużej.
JOASIA
Tak,
tyle mi też mówił. Wiesz, wspominał też o tobie…
Artur poważnieje, brzdąka kilka
dźwięków na gitarze.
ARTUR
W
sumie to nie tajemnica. Co ci mówił?
JOASIA
(z powagą)
Chcę
ci tylko powiedzieć, żebyś… żebyś nie rezygnował z marzeń.
Artur spogląda na nią pytająco.
Nie
wiem, jak to dokładnie u ciebie wygląda. Ja po prostu… wiem, że z frustracji
nigdy nie wychodzi nic dobrego.
ARTUR
(z uśmiechem)
Nie
jestem sfrustrowany.
JOASIA
Ale
masz plany… prawda?
ARTUR
Owszem,
ale nie pozwolę, żeby ktoś w tym maczał palce. A matka będzie musiała się z tym
pogodzić.
LENA
Z
czym pogodzić?
ARTUR
Nieważne.
LENA
Twoja się przynajmniej troszczy o ciebie. Moja nawet nie pyta, gdzie się włóczę całymi dniami. Wychodzi na to, że mogę robić co chcę.
Twoja się przynajmniej troszczy o ciebie. Moja nawet nie pyta, gdzie się włóczę całymi dniami. Wychodzi na to, że mogę robić co chcę.
ARTUR
Czyli
siedzieć na telefonie?
LENA
Cicho.
ARTUR
Co
ty tam w ogóle robisz, Lena? Grasz? Piszesz z kimś?
LENA
Nie
twój interes.
ARTUR
Ale
no, nam chyba możesz zaufać.
LENA
Chyba
tobie.
ARTUR
Mi
i Joasi. A więc?
Lena patrzy na niego złowrogo.
LENA
Powiedzmy,
że mam przyjaciół. Bardzo bliskich przyjaciół. Ale daleko stąd.
ARTUR
A
to rzeczywiście bliscy.
LENA
Zamknij
się.
ARTUR
Przepraszam,
tylko żartowałem.
JOASIA
Spotykasz
się z nimi?
LENA
Jeszcze
nie, ale kiedyś to nastąpi.
ARTUR
Kiedy?
JOASIA
A
skąd są?
LENA
Zza
granicy. Jedna koleżanka z Niemiec, dwie z Anglii, kumpel z Francji…
ARTUR
Ło,
nieźle!
JOASIA
Też
mam znajomego zza granicy, fajna sprawa.
LENA
Bardzo
fajna. Nie muszę się ruszać z fotela, żeby z nimi wszystkimi gadać.
ARTUR
Ambicja…
LENA
Ty
już się lepiej nie odzywaj. Kiedy ślub?
ARTUR
Pff,
bardzo śmieszne. Z tym to nam się za bardzo nie spieszy.
TATIANA
Możesz
tu przyjść, Joasiu?
Joasia odwraca się w stronę
Tatiany, Gośka wstaje z fotela.
GOŚKA
Ja
muszę lecieć kochana, zajęcia dodatkowe.
JOASIA
Jasne.
Wszystko w porządku?
GOŚKA
Tak,
tak, historia zaczyna się jakoś układać. To ten, trzymaj się, kochana.
Ściskają się, Gośka żegna
pozostałych, wychodzi. Joasia podchodzi do Tatiany, siada na fotelu obok.
TATIAN
Powiedz
mi, Joasiu… Czy ty sama wymyśliłaś tego Davida?
Joasia milczy przez dłuższą chwilę.
JOASIA
(nieśmiało)
Nie
miałam na to wpływu. On sam…
TATIANA
Czyli
nie był zamierzoną postacią? W takim razie skąd się wziął?
Joasia spuszcza głowę, milczy.
Rozmawiałaś
z nim, prawda?
Joasia nie odpowiada.
Zdajesz
sobie sprawę z tego, jak namieszałaś?
Spostrzega, że usłyszeli ją wszyscy
obecni w pomieszczeniu, patrzą na nią. Zaraz jednak odwracają uwagę, wyraźnie
poruszeni.
JOASIA
Pani
profesor, ja nie miałam złych intencji…
TATIANA
Nie
powinniście nigdy mieć ze sobą do czynienia! Nawet nie wiesz, czym grozi takie
zamieszanie.
JOASIA
Doskonale
wiem, pani profesor. A tak w ogóle to skąd pani o tym wie?
TATIANA
Nie
trudno się domyślić.
JOASIA
(ostro)
Skąd
pani o tym wie?
Tatiana spogląda na Joasię ze
zdumieniem.
TATIANA
Proszę
cię, to zmierza w złą stronę…
JOASIA
O
czym tak naprawdę jest pani książka? Czym jest „Pętla”?
Tatiana jeszcze bardziej zdziwiona.
TATIANA
(nerwowo)
Skąd
wiesz, jak…?
JOASIA
Nie
czytałam jej, żeby była jasność. Ale mam przeczucie, że to nie powieść
detektywistyczna.
Tatiana i Joasia nie zauważają, że
wszyscy od dłuższej chwili im się przyglądają.
WITOLD
Tatiano...
TATIANA
Nie
odzywaj się.
JOASIA
Niech
pan profesor mówi.
TATIANA
Joasiu!
WITOLD
Myślę,
że powinnaś zerknąć na to dzieło.
Joasia patrzy na niego pytająco,
Tatiana zabija go wzrokiem. Joasia spogląda po wszystkich, po czym nieśmiało
wstaje, idzie do sąsiedniego pomieszczenia, wyciąga z szafki „Pętlę”, powoli
otwiera pierwszą stronę.
WITOLD
Od
początku twierdziłem, że powinnaś o wszystkim wiedzieć.
Joasia czyta.
JOASIA
(szeptem)
„Waży
około 3kg, idealne 10 w Skali Apgar. Nie płacze – najwyraźniej odebrało jej
mowę, gdy ujrzała rzeczywistość, w której teraz przyjdzie jej żyć. Maria
przyciska ją do serca, Karol głaska po główce, na której widać znikome jasne
włoski. Piotruś stoi przy drzwiach, przygląda się sytuacji, lecz z jego twarzy
można by wyczytać swego rodzaju niepewność.”
Joasia nerwowo przewraca kartki,
otwiera na przypadkowej stronie.
„To
był dla niej szczęśliwy dzień – wygrała konkurs recytatorski, okazała się
najlepsza w całym przedszkolu. Było jej jednak przykro, bo tylko mama przyszła
posłuchać jej występu, tata ostatnio prawie codziennie pracował od rana do
późnego wieczora.”
Przewraca dalej, w jej oczach
pojawiają się łzy.
„Na
pierwszy rzut oka nie wyróżniła się na tle klasy. Ot, zwykła dziewczyna, zawsze
trzyma się razem z Krynicką. Jednak obie już na pierwszej lekcji wykazały się
wyobraźnią bogatszą niż pozostała część klasy. Już wtedy byłam niemal pewna, że
wkrótce dołączą do klubu.”
Joasia wertuje tam i z powrotem
kartki, ręce jej drżą. W końcu nerwowo rzuca stos na ziemię, spogląda na
Tatianę z nienawiścią.
JOASIA
A
więc jestem twoją marionetką, tak?
TATIANA
Joasiu…
JOASIA
Nie
odzywaj się do mnie.
Stanowczym krokiem kieruje się w
stronę wyjścia, sięga po kurtkę, wszyscy odprowadzają ją wzrokiem. Joasia
odwraca się jeszcze, patrzy na Witolda.
Dziękuję
za dobre intencje, profesorze.
Wychodzi, nastaje długa cisza,
wszyscy siedzą w bezruchu.
TATIANA
Jasna
cholera…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz