piątek, 7 lipca 2017

Alter ego (dramat)

Jednostka naprzeciw większości walczy o dobre wrażenie.
                                            Miłosz alias Konrad

Scena 1

Kurtyna otwiera się, na środku sceny stoi Miłosz – na oko dwudziestoletni, ciemne, kręcone włosy i blada twarz; biała koszula, bordowy krawat i czarna marynarka. Wpatruje się z przerażeniem w publiczność, nerwowo poprawia duszący go kołnierz. Wchodzi Konrad – ubrany identycznie, łudząco podobny do Miłosza; jedyne, co go wyróżnia, to jaśniejsze włosy i zawadiacki uśmiech. Spaceruje za plecami wpatrzonego przed siebie Miłoszem, co chwilę opiera ręce na jego ramionach.

KONRAD

Wołałeś mnie, czy mi się zdawało? Ha, nawet nie wiesz, tak bardzo przeraża cię tu i teraz, sytuacja bynajmniej nie komfortowa! Co my tu dzisiaj mamy… Dostałeś główną rolę w spektaklu? Pożal się, Boże! (śmieje się szyderczo) Jeszcze do ciebie nie dotarło? (ironicznie pieszczotliwym tonem) Co jest, Miłoszku? (chwyta go za rękę) Twoje dłonie… czuję, jak drżą, jak śliskie są od potu. Widzę strach w twoich oczach. Ta publiczność… ona cię karmi lękiem. (szturcha go lekko) No i jak, wykrztusisz coś z siebie? Jakieś „dzień dobry”? A może od razu „do widzenia” i będzie po kłopocie? Oj Miłoszku, Miłoszku, nic się nie zmieniłeś. Jesteś wciąż tym samym małolatem, niemającym nawet odwagi wyrecytować wierszyka na szkolnej akademii. Pamiętasz? Już wówczas byliśmy niemal nierozłączni. Zabawne lata, przyznaj. Minęło tyle czasu, a ty wciąż dajesz mi rację bytu. Przyjacielu!

Obejmuje Miłosza od tyłu, ten wciąż stoi niemal nieruchomo.

MIŁOSZ
nieco gniewnie

Czemu mi to robisz? (ociera ukradkiem łzę) Słuchaj, ja rozumiem, dzieciństwo, sentymenty… ale są momenty, kiedy naprawdę mam cię dość! (odsuwa od siebie Konrada, ten wyraźnie zszokowany) Bawi cię to, prawda? Drżenie ciała, pot spływający po mojej twarzy, zaplątany język…

KONRAD

Zapomniałeś? Jestem TOBĄ. Więc radzę ci, nie krzywdź mnie, bo tym samym zrobisz krzywdę sobie. Stworzyłeś mnie, Miłosz, stworzyłeś, więc jesteś za mnie odpowiedzialny. A że nazywasz mnie swoją udręką… przyznaj, na moim miejscu poczułbyś się co najmniej urażony. Chcesz mnie odrzucić, odstawić w kąt, zapomnieć? I co potem? Przebrniesz przez życie samotnie, pozbędziesz się cząstki siebie? Daj spokój, obaj wiemy, że sobie nie poradzisz. Jestem wytworem twoich pragnień, twoich potrzeb i podświadomych intencji. Po co komu lęk? Tymczasem ty się nim napawasz, uwielbiasz mnie słuchać, czuć ciepło mojej dłoni…

MIŁOSZ

Zamknij się, Konrad.

KONRAD

Nie, to ty się zamknij, podlotku. Będziesz tańczył, jak ci zagram, nie dam sobą pomiatać. Wystarczy, że przeszedłem ci przez myśl.

Nagle kurtyna opada, zasłaniając Konrada. Przed nią wciąż stoi Miłosz, odwraca się zdumiony.

MIŁOSZ
z niepokojem

Konrad? Hej, Konrad! Dziwnie mi, jakbym utracił cząstkę siebie. Chyba byłem dla niego zbyt stanowczy. A jeśli nie wróci? Och, publiczność! My tu gadu, gadu, a oni czekają, aż coś powiem. O czym ja to miałem… Ach, tak, przypominam sobie. Jako jednostka postawiona w konfrontacji z większością muszę walczyć o dobre wrażenie. (odwraca głowę do tyłu) Kurtyna opadła. (odwraca się z powrotem do publiczności) Przede mną zaś to, co nastąpi – tłum wpatrzonych we mnie ludzi. Tłum? Czy może garstka znajomych twarzy? Z ich oczu potrafię wyczytać, że… tak, te spojrzenia wyraźnie mówią, że wszystko będzie dobrze. Że dopóki będę się trzymał z dala od Konrada… gdzie on właściwie jest? Hej, Konrad!

Wchodzi kobieta, ze spuszczoną głową przemierza scenę, nie zauważając jakby Miłosza. Ciągnie za rękę Konrada.

MIŁOSZ
z żalem, odprowadzając ich wzrokiem


Konrad…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz