Jednostka
naprzeciw większości walczy o dobre wrażenie.
Miłosz alias Konrad
Scena 1
Kurtyna otwiera się, na środku sceny
stoi Miłosz – na oko dwudziestoletni, ciemne, kręcone włosy i blada twarz; biała
koszula, bordowy krawat i czarna marynarka. Wpatruje się z przerażeniem w
publiczność, nerwowo poprawia duszący go kołnierz. Wchodzi Konrad – ubrany
identycznie, łudząco podobny do Miłosza; jedyne, co go wyróżnia, to jaśniejsze
włosy i zawadiacki uśmiech. Spaceruje za plecami wpatrzonego przed siebie
Miłoszem, co chwilę opiera ręce na jego ramionach.
KONRAD
Wołałeś
mnie, czy mi się zdawało? Ha, nawet nie wiesz, tak bardzo przeraża cię tu i
teraz, sytuacja bynajmniej nie komfortowa! Co my tu dzisiaj mamy… Dostałeś
główną rolę w spektaklu? Pożal się, Boże! (śmieje
się szyderczo) Jeszcze do ciebie nie dotarło? (ironicznie pieszczotliwym tonem) Co jest, Miłoszku? (chwyta go za rękę) Twoje dłonie… czuję,
jak drżą, jak śliskie są od potu. Widzę strach w twoich oczach. Ta publiczność…
ona cię karmi lękiem. (szturcha go lekko)
No i jak, wykrztusisz coś z siebie? Jakieś „dzień dobry”? A może od razu „do
widzenia” i będzie po kłopocie? Oj Miłoszku, Miłoszku, nic się nie zmieniłeś. Jesteś
wciąż tym samym małolatem, niemającym nawet odwagi wyrecytować wierszyka na
szkolnej akademii. Pamiętasz? Już wówczas byliśmy niemal nierozłączni. Zabawne
lata, przyznaj. Minęło tyle czasu, a ty wciąż dajesz mi rację bytu.
Przyjacielu!
Obejmuje Miłosza od tyłu, ten wciąż
stoi niemal nieruchomo.
MIŁOSZ
nieco gniewnie
Czemu
mi to robisz? (ociera ukradkiem łzę) Słuchaj,
ja rozumiem, dzieciństwo, sentymenty… ale są momenty, kiedy naprawdę mam cię
dość! (odsuwa od siebie Konrada, ten
wyraźnie zszokowany) Bawi cię to, prawda? Drżenie ciała, pot spływający po
mojej twarzy, zaplątany język…
KONRAD
Zapomniałeś?
Jestem TOBĄ. Więc radzę ci, nie krzywdź mnie, bo tym samym zrobisz krzywdę
sobie. Stworzyłeś mnie, Miłosz, stworzyłeś, więc jesteś za mnie odpowiedzialny.
A że nazywasz mnie swoją udręką… przyznaj, na moim miejscu poczułbyś się co
najmniej urażony. Chcesz mnie odrzucić, odstawić w kąt, zapomnieć? I co potem?
Przebrniesz przez życie samotnie, pozbędziesz się cząstki siebie? Daj spokój,
obaj wiemy, że sobie nie poradzisz. Jestem wytworem twoich pragnień, twoich
potrzeb i podświadomych intencji. Po co komu lęk? Tymczasem ty się nim
napawasz, uwielbiasz mnie słuchać, czuć ciepło mojej dłoni…
MIŁOSZ
Zamknij
się, Konrad.
KONRAD
Nie,
to ty się zamknij, podlotku. Będziesz tańczył, jak ci zagram, nie dam sobą
pomiatać. Wystarczy, że przeszedłem ci przez myśl.
Nagle kurtyna opada, zasłaniając
Konrada. Przed nią wciąż stoi Miłosz, odwraca się zdumiony.
MIŁOSZ
z niepokojem
Konrad?
Hej, Konrad! Dziwnie mi, jakbym utracił cząstkę siebie. Chyba byłem dla niego
zbyt stanowczy. A jeśli nie wróci? Och, publiczność! My tu gadu, gadu, a oni
czekają, aż coś powiem. O czym ja to miałem… Ach, tak, przypominam sobie. Jako
jednostka postawiona w konfrontacji z większością muszę walczyć o dobre
wrażenie. (odwraca głowę do tyłu)
Kurtyna opadła. (odwraca się z powrotem
do publiczności) Przede mną zaś to, co nastąpi – tłum wpatrzonych we mnie
ludzi. Tłum? Czy może garstka znajomych twarzy? Z ich oczu potrafię wyczytać,
że… tak, te spojrzenia wyraźnie mówią, że wszystko będzie dobrze. Że dopóki
będę się trzymał z dala od Konrada… gdzie on właściwie jest? Hej, Konrad!
Wchodzi kobieta, ze spuszczoną głową
przemierza scenę, nie zauważając jakby Miłosza. Ciągnie za rękę Konrada.
MIŁOSZ
z żalem,
odprowadzając ich wzrokiem
Konrad…?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz