sobota, 8 lipca 2017

Klub Serafina (dramat); Akt II; sceny 1-11

Akt II

SCENA 1.
SALA POLONISTYCZNA

Dzień później.

Uczniowie prowadzą ożywione rozmowy, nagle cichną i wstają z miejsc, gdy do sali wpada z impetem roztargniona Tatiana.

TATIANA
(machając ręką)
Siedźcie, siedźcie, bez ceregieli.

Uczniowie zajmują miejsca, patrzą po sobie zdziwieni. 

TATIANA
Z powodów ode mnie niezależnych jestem zmuszona was trochę pogonić – do końca tygodnia chcę widzieć wasze prace konkursowe.

Uczniowie szemrają między sobą, Joasia i Gośka wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.

Nieważne, w jakim procesie twórczym utknęliście, chcę widzieć efekt waszych dotychczasowych starań. Wyniki postaram się podać jeszcze przed feriami.

JERZY
A co można wygrać?

TATIANA
Zobaczysz, jak przyniesiesz pracę. Mam nadzieję, że uraczysz mnie choć jednym zdaniem.

JERZY
Oj, zdziwi się pani, gwarantuję.

TATIANA
(bez przekonania)
Cieszy mnie to niezmiernie. Tak więc bardzo was proszę o skrupulatność.

GOŚKA
(do Joasi, szeptem, ze śmiechem)
No i widzisz, co narobiłaś?

JOASIA
Weź mnie nie denerwuj.

TATIANA
Jakieś wątpliwości, Krynicka?

GOŚKA
Nie, nie.

TATIANA
A więc otwieramy zeszyty…

~

SCENA 2.
POKÓJ JOASI

Wchodzi Joasia, siada na krześle, włącza komputer.

JOASIA
Och, odezwał się…

Otwiera wiadomość na komunikatorze.

DAVID
„Hej, czemu Twój blog zniknął? Usunęłaś go, czy ja mam problem z dostępem?”

Joasia wzdycha głośno, odpisuje.

JOASIA
„Hej, nie pamiętam czy wspominałam, ale to praca do szkoły… Nauczycielka kazała mi tego nie udostępniać.”

DAVID
„Wielka szkoda… Ale będziesz pisać dalej?”

Joasia uśmiecha się do ekranu.

JOASIA
„Pewnie, nie mogę zawieść moich czytelników.”

DAVID
„Tak w ogóle to jak się miewasz?”

JOASIA
„Całkiem dobrze, nie narzekam. A ty?”

DAVID
„To nie brzmi zbyt optymistycznie. U mnie bardzo dobrze, w końcu spadło więcej śniegu. Można jeździć na nartach!”

JOASIA
„To super. A co tam u babci?”

DAVID
„Mojej czy twojej? Żartuję, ma się świetnie, tylko żałuje, że narty już nie na jej wiek. Jeszcze kilka lat temu jeździliśmy razem.”

JOASIA
„Nie znałam jej od tej strony.”

DAVID
„Z Eddą na koniec świata bym poszedł! Czasem zapominam, że dzielą nas aż dwa pokolenia.”

JOASIA
„Pozazdrościć takiej babci.”

DAVID
„Była inna, gdy ją znałaś?”

JOASIA
„Na pewno nic mi nie wiadomo o jeździe na nartach. Babcia rzadko wychodziła z domu.”

DAVID
„Wciąż nie pojmuję, jakim cudem rozmawiamy o jednej osobie.”

JOASIA
„Ja już nie próbuję tego rozumieć.”

DAVID
„Dobra, ja zmykam, praca. Powodzenia w pisaniu, na razie!”

JOASIA
„Dzięki, pa!”

Wyłącza komunikator, otwiera plik tekstowy.

JOASIA
(do siebie)
Babcia Jagna na nartach? Czemu nie…?

~

SCENA 3.
SALA POLONISTYCZNA

Połowa kolejnego tygodnia.

Trwa lekcja, uczniowie robią notatki. Tatiana spogląda na zegar ścienny.

TATIANA
Zostało kilka minut do końca lekcji, więc wykorzystam je na sprawy konkursu.

Uczniowie nagle podnoszą głowy znad zeszytów, wpatrują się w Tatianę.

Udało mi się z grubsza przejrzeć wasze prace, to mi wystarczyło, by wybrać zwycięzcę. Osoba ta, oprócz oceny cząstkowej, do końca roku szkolnego nie będzie odpytywana z żadnego przedmiotu. Czas nas przynaglił, więc to tyle, jeśli chodzi o nagrody.

Odwraca się do biurka, sięga po kartkę.

A więc, tegorocznym laureatem ogłaszam… (odchrząkuje) Jerzego Bytnara.

Zdumione spojrzenia uczniów kierują się na równie zaskoczonego Jerzego.

TATIANA
(bez entuzjazmu)
Tak, wiem, ja też jestem zaskoczona, ale zasłużyłeś sobie. Proszę, oto dyplom na pamiątkę.

Uczniowie klaskają, Jerzy, zadowolony, podchodzi do Tatiany, odbiera od niej dyplom, podają sobie ręce, wymieniają uśmiechy.

GOŚKA
(szeptem, do Joasi)
To jakiś absurd!

JOASIA
Coś tu nie gra…

Słychać dzwonek, uczniowie się pakują, większość gratuluje Jerzemu, na co Joasia i Gośka patrzą z odrazą. Biorą plecaki i kierują się do wyjścia.

TATIANA
Wierzyńska, Krynicka.

Odwracają się do nauczycielki.

Zajrzyjcie dziś do skrzynki mailowej.

Dziewczęta patrzą zdumione to na siebie, to na Tatianę, nauczycielka się uśmiecha.

A teraz sio, na korytarz.

Puszcza im oko, dziewczęta wychodzą.

GOŚKA
(szeptem, do Joasia)
Wiedziałam, że ona coś knuje…

~

 SCENA 4.
POKÓJ JOASI

Joasia wpada do pokoju, włącza komputer, wchodzi na skrzynkę mailową.

JOASIA
O, jest wiadomość.

Otwiera, czyta.

„Piątek, 14:00, Nowy Świat 75. Zapamiętać, wiadomość usunąć, gęba na kłódkę. T.G.”

Joasia czyta tekst kilka razy.

JOASIA
75? Przecież ten budynek to ruina…

Bierze komórkę, dzwoni.

GOŚKA
(w telefonie)
Wchodziłaś na maila?

JOASIA
Ja właśnie w tej sprawie. Ogarniasz coś z tego?

GOŚKA
Nic a nic, ale zaczyna się robić ciekawie!

JOASIA
Usunęłaś to?

GOŚKA
Jeszcze nie.

JOASIA
Słuchaj, czy ona się przypadkiem nie pomyliła? Pod numerem 75 jest ta stara rudera…

GOŚKA
A nie 76?

JOASIA
Ech, sprawdzimy na miejscu.

GOŚKA
Chodzi jej o jutro, co nie?

JOASIA
Na to wygląda. Myślisz, że to ma coś wspólnego z tym Serafinem?

GOŚKA
Jakim Serafinem?


JOASIA
No tym z wiadomości na karteczce…

GOŚKA
Hę?

JOASIA
Ech, nieważne. Dobra, kończę, do jutra!

GOŚKA
Na razie!

Joasia się rozłącza, kładzie komórkę na biurko, ponownie czyta treść wiadomości.

JOASIA
Piątek, czternasta, siedemdziesiąt pięć.

Usuwa wiadomość.

~

SCENA 5.
ULICA NOWY ŚWIAT

Nadchodzą Joasia i Gośka, rozglądają się.

GOŚKA
63, 65, 67…

JOASIA
Widzisz, po tej stronie ulicy są nieparzyste.

Podchodzi do nich Mateusz – wysoki, barczysty, o łagodnym obliczu, trzyma ulotki.

MATEUSZ
(nieśmiało)
Może panie zechcą wziąć?

GOŚKA
Hę?

MATEUSZ
To wprawdzie z banku, ale myślę, że to nie przeszkadza…

GOŚKA
(z przekąsem)
Nie chcemy pożyczek.

MATEUSZ
Nie nalegam na to, chciałem tylko, by panie…

GOŚKA
(nerwowo)
Powiedziałam, że nie chcę żadnej pożyczki!

MATEUSZ
(przerażony)
Och…

Joasia szturcha Gośkę, karci ją wzrokiem.

JOASIA
(z sympatią)
Dziękujemy za propozycję, ulotkę jak najbardziej weźmiemy. Przepraszam za koleżankę, jest trochę…

GOŚKA
(ciągnąc Joasię)
Idziemy!

MATEUSZ
Ja… ja przepraszam, nie chciałem…

GOŚKA
Chodź, Aśka!

MATEUSZ
...nie chciałem denerwować…

GOŚKA
Idziemy!

MATEUSZ
Jeszcze raz najmocniej przepraszam…

GOŚKA
No już, już, chodź, Aśka.

JOASIA
(uprzejmie)
Dziękujemy serdecznie, do widzenia!

Mateusz przez dłuższą chwilę odprowadza je wzrokiem.

GOŚKA
Co za natręt!

JOASIA
Chciał tylko być miły.

GOŚKA
Dziękuję za taką uprzejmość!

JOASIA
Nie przesadzaj. O, zobacz, siedemdziesiąt pięć.

Stają przed opuszczonym, mocno nadniszczonym budynkiem.

GOŚKA
(z odrazą)
Mamy tam wejść?

JOASIA
Na to wygląda.

GOŚKA
Ale… hej, zaczekaj!

Dogania Joasię, będącą już za progiem.

BUDYNEK POD NUMEREM 75

JOASIA
(z uśmiechem)
Słyszysz?

Z wnętrza dobiega dźwięk gitary i czyjś śpiew. Joasia ciągnie Gośkę za rękę, przechodzą krótkim korytarzem, docierają do pomieszczenia głównego.

Ich oczom ukazuje się przytulne wnętrze, po prawej przy wejściu wieszak na kurtki, pośrodku stolik, wokół niego szeroka sofa, na wprost przejście do mniejszego pomieszczenia, z obu stron porozkładane fotele, w prawym rogu stary fortepian przykryty płachtą.

Na sofie siedzi Dorcia – niska i gruba, ciemne włosy spięte w kucyk, okulary, piskliwy głosik; obok niej Andrzejek – niepozorny, niezmiennie uśmiechnięty, ubrany w rozpinaną bluzę, dżinsy i adidasy, trochę sepleni; pomiędzy nimi śpiewa i gra na gitarze Artur – bardzo chudy, długie blond włosy i grzywka opadająca na lewe oko; Dorcia i Andrzejek również podśpiewują.

Nie zauważają Joasi i Gośki, dopiero gdy te klaskają po skończeniu lekkiego, wesołego utworu, spoglądają na nie zdumieni.

JOASIA
(nieśmiało)
Czeeść…

ARTUR
Asia i Gosia?

Joasia i Gośka kiwają głowami.

A więc zapraszamy, siadajcie! Tatiana powinna za moment być.

Cała trójka wstaje z sofy, wszyscy szeroko uśmiechnięci.

ARTUR
(podając rękę)
Artur, spec od tekstów piosenek.

JOASIA
(podając rękę)
Miło nam.

DORCIA
Dorota, miłośniczka historii. Ale mówcie mi Dorcia!

JOASIA
Cześć.

ANDRZEJEK
Andrzej, też historyk.

ARTUR
A wy? Jaka fucha?

Joasia i Gośka patrzą po sobie zdumione.

Ach, wy jeszcze nie w temacie, wybaczcie… Siadajcie, proszę.

Joasia i Gośka dziękują mu uśmiechem, po zdjęciu i odwieszeniu kurtek zajmują miejsca. Artur odwraca się za siebie.

Może przyjdziesz się przywitać?

Joasia i Gośka oglądają się również, wypatrując kolejnej osoby.

LENA
Wait a second…

ARTUR
Wybaczcie jej, bywa markotna.

JOASIA
Co to był za utwór?

ARTUR
Ach, to mój autorski…

JOASIA
(z uśmiechem)
Wpada w ucho, podobał mi się.

ARTUR
Taki banałek. Ale dzięki za miłe słowa. O, jesteś wreszcie.

Przed nimi, chowając komórkę w kieszeni, staje Lena – niska, długie, czarne włosy, okulary w grubych oprawkach, nieco chrypliwy głos.

LENA
(bez entuzjazmu)
Siema.

JOASIA
(wstając)
Joasia jestem.

LENA
Lena. Magda-lena.

GOŚKA
(wstając)
Gośka. A ty czym się zajmujesz?

LENA
Specjalistka od zmian istniejących historii. Jeszcze nie ogarniacie, o co chodzi, ale nie szkodzi. A teraz wybaczcie, sprawy wzywają.

Wyciąga z powrotem komórkę i siada z powrotem na jeden ze stojących po lewej stronie foteli.  

ARTUR
Chcecie coś do picia? Kawę? Herbatę?

GOŚKA
Kawę, chętnie.

JOASIA
Ja dziękuję.

Artur wstaje, wychodzi za zaplecze, słychać dźwięk gotującej się wody w czajniku.

ANDRZEJEK
(spokojnie)
A więc jesteście tu nowe?

JOASIA
Tak, pierwszy raz.

ANDRZEJEK
Będzie fajnie, zobaczycie. Ja to się w ogóle nie spodziewałem, co mnie tu czeka. Prawda, Dorciu?


DORCIA
Och, najlepsza przygoda życia! A Tatiana, cudeńko nad cudeńka!

GOŚKA
(pod nosem)
Taa…

ANDRZEJ
(spoglądając na zegarek na ręce)
Ciekawe, gdzie ona jest, miała być pięć minut temu. Ojojoj, może coś się stało…

W tym momencie słychać trzask zamykanych drzwi i stukot obcasów. Po chwili ukazuje się Tatiana.

TATIANA
O, widzę, że dziewczynki już są.

Odkłada torebkę na bok, zdejmuje kurtkę i szalik, wiesza na wieszaku, podwija rękawy marynarki.

Co tam, zuchy, jak idzie robota?

DORCIA
Pani profesor, nie wiem co dalej!

TATIANA
(uchylając okno)
Jak to nie wiesz, Dorciu, rozmawiałyśmy już  o tym…

DORCIA
Ja pamiętam, ale tak bardzo się boję, że król umrze przedwcześnie!

TATIANA
O to się nie martw, dziecko, będzie żył i dokona wielkich czynów. Tylko nie zamąć mu za bardzo.

DORCIA
Tego się właśnie boję!

ARTUR
(zza rogu)
Pani profesor, kawę czy herbatę?

TATIANA
To, co ostatnio, Arturze! Ale tylko pół łyżeczki cukru, muszę trzymać formę! Co dziewczynki, podoba wam się siedziba naszego klubu?

Joasia i Gośka dopiero po chwili orientują się, że Tatiana mówi do nich.


JOASIA
Przytulnie… tu.

GOŚKA
Lepiej wygląda w środku niż na zewnątrz.

TATIANA
Pozory mylą, co? Musicie wiedzieć, że to konieczność, cały ten kamuflaż…

Przysuwa sobie fotel, wyciąga z torebki paczkę papierosów.

Ktoś chce?

Joasia i Gośka machają przecząco głowami, patrzą po sobie zdumione.

Żeby była jasność – to, co dzieje się tu, w klubie, pozostaje w klubie i nie wychodzi poza jego mury. Tutaj każdy może być sobą!

Przychodzi Artur z tacą pełną kubków, kładzie ją na stoliku. Tatiana częstuje go papierosem, Artur wyjmuje z kieszeni zapalniczkę, odpala Tatianie i sobie.

TATIANA
Myślę, że możemy zaczynać. Lena?

Po chwili przychodzi Lena, wpatrzona w ekran komórki, siada na sofie. Artur kładzie na stoliku popielniczkę, przysuwa sobie drugi fotel.

TATIANA
(do Leny)
Jak kocha, to poczeka.

Lena chowa komórkę, naburmuszona.

A więc, witamy dwie nowe członkinie Klubu Serafina. Mam nadzieję, że zdążyliście się już sobie przedstawić.

Wszyscy potakują, Lena znów wyjmuje komórkę.

Na początek musicie mi obiecać, że nic, ale to absolutnie nic, o czym tu rozmawiamy, nie wyjdzie poza ściany tej rudery.

Joasia i Gośka przytakują.

Trzeba wam najpierw wyjaśnić, na czym polegają nasze tutejsze działania.

Wrzuca papierosa do popielniczki, wstaje, przysuwa na środek stojącą przy ścianie tablicę. Artur zrywa się z miejsca.

Spokojnie, poradzę sobie.

Pomaga jej ustawić tablicę równo, siada. Tatiana bierze kredę do ręki.

Otóż trzeba wam wiedzieć, że wasz talent pisarski nie należy do pospolitych. Podobnie jak wszyscy tu zebrani, jesteście tak zwanymi pisarzami autochtonicznymi.

Rysuje schemat na tablicy.

Pisarzy dzielimy na dwie grupy. Większość z nich opisuje historie, które mają miejsce w światach równoległych, a więc nam niedostępnych. Istnieje jednakże nieliczne grono takich, którzy, zgodnie z nazwą, piszą o rzeczywistości, z której sami pochodzą.

Joasia i Gośka patrzą po sobie zdumione.

Myślę, że Joasia lepiej rozumie to, o czym mówię, posłużę się więc jej przykładem. Piszesz historię swojej babci od nowa. Jesteś pisarką autochtoniczną, a więc każde napisane przez ciebie słowo staje się prawdą. Na razie wszystko jasne?

JOASIA I GOŚKA
Eee…

TATIANA
Nie pytam, na ile was to wszystko dziwi. Powinno dziwić i to bardzo. Tak więc nalegam, na czas przebywania tutaj usypiajcie rozsądek. Zrozumiano?

Dziewczęta potakują nieśmiało.

Świetnie. Teraz już wiecie, że coroczny konkurs literacki ma na celu ujawnienie talentu takiego pisarza i objęcie go wsparciem. Oficjalnie zwycięzcą zawsze ogłaszam osobę, co do której nie mam wątpliwości, że autochtoniczna nie jest, dla odwrócenia uwagi. Cieszymirów to mała mieścina, tak więc co roku trafia nam się średnio jeden autochton, zwykle w wieku około szesnastu, siedemnastu lat. No, jedynym wyjątkiem jest Lena, której talent objawił się już przy czternastu!

Lena podnosi na sekundę oczy znad komórki, uśmiecha się pobieżnie.

Najpierw zaczęłam współpracę z Dorcią, rok później dołączył Artur, potem Andrzejek jako siedemnastolatek i w końcu Lena. W tym roku trafiły nam się aż dwie sztuki, sama jestem tym faktem zaskoczona.

Zmazuje gąbką tablicę.

Ważne jest, by autochton nie pozostał sam na sam ze swoim dziełem. Brak koordynatora albo, co gorsza, nieodkrycie talentu, może być dotkliwe, wręcz tragiczne w skutkach. Musicie być świadome ciążącej na was ogromnej odpowiedzialności za losy bohaterów, których opisujecie. To prawdziwe osoby, które bardzo łatwo skrzywdzić, jeśli się nie jest dość ostrożnym. A każdy zmarnowany talent to jak zmarnowanie czyjegoś życia.

Tatiana pisze drukowanymi literami wyraz „Bóg”.

Tak, moje drogie, co do tego nie wszyscy jesteśmy zgodni. Dla jednych to On, jako pisarz świata, opowiedział nasze losy od początku do końca. Pierwszym grzechem ludzkości mogło być słowo, wypowiedziane wbrew Niemu. Kto wierzy w Niego, ten wierzy również, że czuwa On nad naszą twórczością, co nie zwalnia nas, oczywiście, z odpowiedzialności. Skazani jesteśmy na popełnianie błędów. Kto zaś nie wierzy, uznaje, że to świat, jako samodzielny organizm, potrafi sam o siebie zadbać. Jedynie tak odpowiedzieć możemy sobie na pytanie, jakim sposobem, przy takiej ilości niezależnych od siebie historii, rzeczywistość wciąż zachowuje równowagę.

Zmazuje tablicę, odkłada gąbkę i kredę.

Same więc widzicie, że do grona autochtonicznych należeć może każdy, kto tylko przejawia talent. Tak brzmi pierwszy punkt naszego regulaminu.

Zdejmuje ze ściany obramowaną tablicę.

Brzmi dokładnie tak: Do klubu może należeć dosłownie KAŻDY, kto tylko przejawia talent pisarza autochtonicznego.” Każdy to każdy, bez żadnych wyjątków.

Odchrząkuje.

Punkt drugi: „Absolutnie pod żadnym pozorem nie wolno porzucać swego dzieła, albowiem zapomniane dzieło jest jak zapomniany człowiek, a zaniechane dzieło jest jak przedwczesna śmierć.” To sobie dobrze zapamiętajcie. Jak już mówiłam, ciąży na nas wielka odpowiedzialność. Kolejny punkt: „Zawsze wyciągamy pomocną dłoń do znanych nam przypadków sierot, a więc za wszelką cenę dążymy do ich adopcji.” Łatwo się domyślić, że chodzi tu o bohatera porzuconego, czyli tym samym uwikłanego we fragmencie swojej historii. Taki ktoś ma poczucie, że utknął w jednym momencie życia, jest jakoby wyłączony z następstwa zdarzeń, rządzi nim niemoc działania. Z takiej sytuacji uwolnić może tylko inny pisarz autochtoniczny, wpisując sierotę do swojego dzieła, czyli wiążąc losy własnego bohatera z nowym. Następne punkty brzmią: „ Nie wolno udostępniać swoich dzieł autochtonicznych poza społeczność klubu.”

Tu na sekundę przerywa, zerkając na Joasię.

„Nie wolno sprowadzać stworzonych przez siebie bohaterów na własną drogę życia.” Tutaj od razu nadmieniam, że jest to najczęściej łamana zasada, co nie oznacza oczywiście, że nieistotna. Po prostu niesie za sobą pewne ryzyko. „Nie wolno wpisywać samego siebie w opisywaną historię.” To się wiąże bezpośrednio z poprzednią zasadą. Dalej: „Należy pisać tylko o sprawach, które są możliwe do zaistnienia.” Innymi słowy, wystrzegamy się wszelkiego rodzaju fantastyki, gdyż może to tylko poważnie namieszać w życiu bohatera. Następny punkt tłumaczy jedno z takich zjawisk: „Osoby podróżujące w czasie są zawsze fikcyjne.” Co przez to rozumieć? To, co niemożliwe, nigdy nie będzie prawdziwe, zapamiętajcie. No i ostatni punkt: „Możecie napisać tylko jedno dzieło autochtoniczne w swoim życiu.” Nie ma możliwości wycofania się z rozpoczętej opowieści albo napisanie innej, każda następna będzie już bowiem należała do światów równoległych. Myślę, że podstawową wiedzę już nabyłyście. Jakieś pytania?

GOŚKA
(nieśmiało)
Pani też jest… autochtoniczna?

TATIANA
Owszem, zajmowałam się powieścią detektywistyczną. Paskudny temat…

GOŚKA
A jak pani profesor odróżnia takich pisarzy od tych zwykłych?

TATIANA
Wbrew pozorom, styl pisania autochtona można rozpoznać niemal od razu. Skupiamy się mocno na detalach, nasze historie są wyjątkowo realistyczne. Wielu znanych pisarzy należało do autochtonicznych, choć czytelnikom nijak dostrzec tę subtelną odmienność. Jak już zdążyłyście zauważyć, każda z obecnych tu osób specjalizuje się w innym gatunku, co sprawia, że jesteśmy unikatowi, wyjątkowi. Biorąc pod uwagę…

Przerywa, słysząc huk zamykanych drzwi i czyjeś kroki. Wszyscy kierują wzrok w stronę wejścia, gdzie po chwili ukazuje się Mikołaj – gitarzysta z parku, ubrany w pasiasty szalik i długi płaszcz.

MIKOŁAJ
Serwus!

TATIANA
No proszę, Serafinowicz jak zawsze spóźniony!

Wstaje, podchodzi do niego, spoglądają sobie w oczy, wybuchają śmiechem.

Och, Miki, Miki, jak dobrze cię widzieć.

Obejmują się czule, pozostali wpatrują się ze zdumieniem.

Kochani, przedstawiam wam Mikołaja Serafinowicza, mojego ucznia.

Mikołaj uśmiecha się do wszystkich, zdejmuje płaszcz i szalik.

Od lewej siedzą Artur, Lena, Dorcia, Andrzejek, Gośka i Joasia.

MIKOŁAJ
Ech, i tak pewnie zaraz zapomnę.

JOASIA
(szeptem, do Gośki)
To ten, co grał w parku, co nie?

GOŚKA
W jakim parku?


TATIANA
Co tam, dziewczynki?

JOASIA
Nic, ja tylko… Pamiętam Mikołaja z naszej wizyty w parku, jakoś sprzed dwóch miesięcy.

Mikołaj, wieszając płaszcz, patrzy zdumiony to na Joasię, to na Tatianę.

MIKOŁAJ
Ty… ty mnie pamiętasz?

Joasia milczy przez dłuższą chwilę, nie spuszcza z niego wzroku.

JOASIA
Tak, czemu bym miała… zapomnieć…?

Mikołaj wymienia spojrzenia z Tatianą, oboje zdziwieni.

No co jest, Gośka, nie pamiętasz?

Gośka kiwa przecząco głową.

Jak to, ale…

TATIANA
W porządku, Wierzyńska, to nic takiego.

MIKOŁAJ
Wierzyńska? Nazwisko jak mój kuzyn, Edward…

Joasia chce odpowiedzieć, ale Tatiana wchodzi jej w słowo. Mikołaj i Joasia nawiązują chwilowy kontakt wzrokowy.

TATIANA
No już, dość gadania, przejdźmy do rzeczy. Miki, przysuń sobie jakiś fotel. Chcę usłyszeć, w jakim miejscu fabuły utknęliście…

Joasia śledzi każdy ruch Mikołaja, ten siada na fotelu obok Artura, podaje mu rękę, o czymś rozmawiają.

Dorciu, to może najpierw rozwiejemy twoje wątpliwości.

DORCIA
Dziękuję, pani profesor. Mam problem takiejże natury – otóż, zgodnie z historią, młody król pozostał bez rodziców, lecz jeden z moich bohaterów pragnie go zgładzić! A jeśli nie będzie nikogo w pobliżu, kto by go ocalił?

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Zawsze może się zjawić ktoś niespodziewany.

Dorcia wpatruje się w niego z podziwem.

DORCIA
Ale jak to… niespodziewany…?

MIKOŁAJ
Po prostu, przybywa ktoś, kogo nikt nie oczekiwał, bierze pod opiekę młodego króla i…

DORCIA
Och, jesteś genialny!

GOŚKA
(pod nosem)
Amerykę odkryłeś…

TATIANA
Rozumiem twoją ostrożność, Dorciu, uzupełniając historię trzeba być jeszcze bardziej odpowiedzialnym i rozsądnym. Ale pomysł Mikołaja nie zaburzy, myślę, właściwego toku wydarzeń…

DORCIA
Pani profesor, a jeśli on nie zasiądzie na tronie?

TATIANA
O nic się nie bój, wierzę w twoje umiejętności.

GOŚKA
(pod nosem)
Wzruszające…

TATIANA
Powinnaś, Dorciu, koniecznie nawiązać współpracę z historykiem. Ja nie jestem w stanie w pełni zagwarantować ci, że wszystko co piszesz, jest dopuszczalne.

DORCIA
(podekscytowana)
Zna pani kogoś takiego?

TATIANA
(z przekąsem)
Owszem…

DORCIA
Och!

TATIANA
Andrzejku, tobie on też może co nieco doradzić. Jak tam twoi rycerze?


ANDRZEJKU
Wszystko pod kontrolą prze pani, Grunwald zwyciężony!

TATIANA
Cieszę się niezmiernie. Artur?

ARTUR
Pani zna moje zdanie.

TATIANA
(z powagą)
Nie pytam o nie. Chcę wiedzieć, czy potrzebujesz pomocy?

ARTUR
Nie…

TATIANA
Na pewno?

Wszyscy wsłuchują się zdumieni w nieco napiętą dyskusję.

ARTUR
Nigdy jej nie potrzebowałem.

Patrzą sobie przez chwilę w oczy, Tatiana odwraca wzrok.

TATIANA
Lena?

LENA
Kończę rozdział, będzie mi potrzebna pani pomoc przy kolejnym.

TATIANA
To już jeden z ostatnich, prawda?

LENA
(z uśmiechem)
Niezupełnie, postanowiłam pójść jeszcze nieco dalej.

TATIANA
No, to fantastycznie! A teraz wybaczcie, muszę poświęcić więcej uwagi dziewczynkom. To wszystko na dziś, ale możecie zostać, jak chcecie.

ARTUR
Będzie wam przeszkadzała gitara?

TATIANA
Dziewczynki?


JOASIA I GOŚKA
Nie, nie.

ARTUR
Dzięki!

Joasia odprowadza wzrokiem Artura i Mikołaja, siadających z gitarą na fotelach w lewym rogu pomieszczenia.

LENA
To ja lecę, na razie!

WSZYSCY
Pa, pa!

ANDRZEJEK
My też się będziemy z Dorcią zbierać.

TATIANA
Oczywiście. Dam wam znać, kiedy się skontaktuję z tym… historykiem.

DORCIA
Dziękujemy niezmiernie, pani profesor!

ANDRZEJEK
Do widzenia wszystkim.

TATIANA
Do widzenia, dziękuję!

WSZYSCY
(oprócz Tatiany)
Cześć!

Lena, Andrzejek i Dorcia wychodzą. Artur zaczyna grać na gitarze, Joasia i Gośka przyglądają się mu przez moment.

TATIANA
Z tobą, Gosiu, mam nieco większy problem niż z Joasią. Jej praca jest już składna, wprawdzie nie jestem zwolenniczką pisania o osobach zmarłych, ale nie ode mnie to zależy. U ciebie wciąż wyczuwam chaos, trudno określić, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy dany wątek…

GOŚKA
Gdyby pani wiedziała, ile razy nanosiłam na to poprawki! Wiem, wszystko się tam wali, nie ma związków przyczynowo-skutkowych, nie umiem ominąć błędów logicznych…

TATIANA
Bez paniki, to wszystko da się opanować. Najwyraźniej twoje bohaterki nie są banalne. Bynajmniej nie są banalne.

Uśmiecha się do Gośki, ta odrobinę rozpromieniona.

No już, dziecko, nie wymiękaj, tylko bierz się do roboty, liczę na ciebie. Masz ogromny talent i absolutnie nie masz prawa go zmarnować.

Odwracają się do Mikołaja i Artura, słysząc ich ożywione śpiewanie, przyglądają się im przez chwilę.

Ech, ci chłopcy…

GOŚKA
Z jakiej szkoły jest ten Mikołaj?

TATIANA
Uczył się poza Cieszymirowem, dlatego bywa tu rzadziej. Niecodzienny chłopak…

Mikołaj i Artur spostrzegają, że są obserwowani, uśmiechają się głupio.

Dobrze, na dziś macie już dość wrażeń. Gosiu, chciałabym, żebyś przez weekend pomyślała o tym, jak wyklarować język, bo treść jest cudowna. Joasiu, u ciebie wszystko w porządku, tylko proszę, byś skupiła się przede wszystkim na babci. Wszelkich innych bohaterów, mniej lub bardziej zamierzonych, odłóż na dalszy plan.

Joasia i Gośka przytakują.

Spotkajmy się tu w poniedziałek, koło piętnastej. Pasuje wam?

Przytakują.

Super. Ja muszę lecieć, obowiązki wzywają. Miki, Artur, wychodzę!

ARTUR I MIKOŁAJ
Do widzenia!

TATIANA
(cmokając)
Buziaczki, pa, pa!

Porywa z wieszaka kurtkę. szybkim krokiem wybiega z sali.

GOŚKA
(do Joasi)
Wow.

JOASIA
Nieźle, nie?

GOŚKA
Nieźle? Fenomenalnie! Czy ja śnię?!

JOASIA
Jeśli tak, to obie śnimy o tym samym.

Obok nich przechodzą Artur i Mikołaj, rozmawiają i śmieją się, Artur chowa gitarę do pokrowca, zakłada go na ramię.

GOŚKA
Ktoś tu zamyka drzwi?

ARTUR
Owszem, ale tylko dla zasady. Jedyne, co tu można ukraść, to kawa i herbata. Idziecie?

Joasia i Gośka wstają, Joasia zerka kątem oka na Mikołaja, ich spojrzenia spotykają się na ułamek sekundy.

ARTUR
(do dziewcząt)
I jak wrażenia?

GOŚKA
Mocne.

ARTUR
Co nie? Wiecie, ja do teraz nie jestem przekonany, czy faktycznie tu pasuję. Piszę tylko teksty piosenek, Tatiana przyjęła mnie do klubu ze względu na nie.

GOŚKA
No właśnie, co one mają wspólnego z…

ARTUR
Tworzę historię, według Goldberg. Wpływam na ludzi, opisuję ich uczucia, pobudzam świadomość ich posiadania, w czym pomaga mi muzyka.

JOASIA
Występujesz gdzieś?

ARTUR
Gram w zespole rockowym z dwoma kumplami. Nazywamy się Weeping Sky, nie wiem czy kojarzycie.

JOASIA
Obiło mi się o uszy…

ARTUR
Jak dobrze pójdzie, to w najbliższym czasie zagramy kilka koncertów. Już teraz zapraszam serdecznie.

JOASIA
Dzięki, chętnie was posłuchamy.

ARTUR
Miki, wpadniesz też?

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Postaram się.

Wychodzą na zewnątrz, Artur zamyka drzwi na klucz. Gośka się rozgląda.

JOASIA
Co jest?

GOŚKA
Patrzę, czy tego dziwaka tu gdzieś nie ma…

JOASIA
Oj weź nie przesadzaj, chciał tylko rozdać ulotki.

GOŚKA
(nerwowo)
Żadnej mi nie wciśnie, ani jednej nie tknę.

ARTUR
Mówicie o tym gościu, co się tu szwęda? Wziąłem od niego całą garść tych świstków, żeby się chłopak nie męczył.

JOASIA
(do Gośki)
A widzisz, można uprzejmie.

GOŚKA
Grr…

ARTUR
To ten, trzymajcie się, dziewczyny, do zobaczenia kiedyś!

JOASIA I GOŚKA
Na razie, cześć!

Mikołaj żegna je uśmiechem i machaniem, chłopcy odchodzą.

GOŚKA
Ale dziwak!

JOASIA
Kto?

GOŚKA
Jak to kto, Mikołaj…

JOASIA
Ciekawie się ubiera.

GOŚKA
Jakby się wyrwał z poprzedniego stulecia! A ten Artur całkiem sympatyczny…

JOASIA
(ze śmiechem)
To chyba pierwszy chłopak, o którym masz tak dobre mniemanie!

GOŚKA
Za dużo powiedziane. Za to ta Dorcia… brr, irytująca… z czego się śmiejesz?

Joasia zakrywa usta, chichocze, Gośka podnosi z ziemi kulkę śniegu i w nią rzuca, Joasia jej oddaje.

JOASIA
(ze śmiechem)
Głupia.

GOŚKA
Pff!

JOASIA
Tacy śmieszni, ona i ten Andrzejek…

GOŚKA
Są siebie warci, ewidentnie. Oni oboje i Krzywonos, historyczne świry!

Joasia ponownie wybucha śmiechem.

JOASIA
Wszystkich troje uwielbiasz.

GOŚKA
Taa, mam szczęście do takich.

JOASIA
To gdzie teraz? Do Serafinowicza?

GOŚKA
Czemu by nie!

JOASIA
Zaraz…

GOŚKA
Co?


JOASIA
Serafinowicz. Gaspar. Mikołaj. Klub Serafina.

GOŚKA
Jaaacie…

JOASIA
I kuzyn Wierzyński. Coś czuję, że to jeszcze nie koniec niespodzianek…

~
 SCENA 6.
SIEDZIBA KLUBU

Trzy dni później.

Wchodzą Joasia i Gośka.

GOŚKA
(naciskając klamkę)
Otwarte?

JOASIA
Ktoś tu musiał być przed nami.

GOŚKA
Na to wygląda. Ech, przynajmniej nie napatoczył się dzisiaj ten ulotkarz.

JOASIA
Nie przesadzaj. Coś się tak uparła na niego?

Gośka nie odpowiada.

Tatiana się spóźnia.

W tym momencie słyszą kroki, jednak nie stukanie obcasów. Joasię i Gośkę zdumiewa widok Mikołaja.

MIKOŁAJ
O, serwus, jesteście. Tatiana najmocniej przeprasza, że nie dała rady dzisiaj dotrzeć, coś ważnego jej wypadło…

GOŚKA
Ech…

MIKOŁAJ
(patrząc na Joasię)
Umówi się z wami na inny dzień. Prosiła tylko, żebyś… przypomnij mi swoje imię…


JOASIA
Joanna.

MIKOŁAJ
Joanna… Mogę ci mówić Janna?

JOASIA
(obojętnie)
Czemu nie?

MIKOŁAJ
Tak mówiłem do swojej ciotki. Swoją drogą, ciekawa sprawa, bo miała tak samo na nazwisko…

JOASIA
Druga Joanna Wierzyńska? A skąd pochodzi?

MIKOŁAJ
Z okolic Warszawy… Wracając do tematu, Tatiana prosiła, byś dostarczyła jej w najbliższym czasie dalszą część swojej pracy.

GOŚKA
A w czym ty się specjalizujesz?

MIKOŁAJ
(nieco zakłopotany)
Ja? Hm… ze mną jest nieco podobny problem, co z Arturem…

JOASIA
Piszesz teksty?

MIKOŁAJ
Wiersze, ale tylko czasem. Właściwie bardziej zajmuję się muzyką…

JOASIA
To do klubu mogą należeć też muzycy?

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Niezupełnie. Ech, to dość skomplikowane… Jestem tutaj, jakby to powiedzieć, na nieco innych zasadach. Nieważne, w każdym razie ćwiczę tu codziennie grę na gitarze, więc jeśli byście chciały posłuchać…

JOASIA
Właściwie to nawet…

GOŚKA
Aśka, ja mam jeszcze zajęcia dodatkowe…


JOASIA
Teraz?

GOŚKA
(zakłopotana)
Eee… Jeszcze nie, ale mam jedną sprawę do załatwienia…

JOASIA
Czyli mam iść z tobą?

GOŚKA
No właśnie… bo to ma związek z… ech, chodzi o Alinę…

JOASIA
Ach, rozumiem. W porządku, możesz iść.

GOŚKA
(z entuzjazmem)
Dzięki! Później ci opowiem, co i jak. To ten, do jutra, kochana.

JOASIA
Do jutra.

Dziewczęta się ściskają, Mikołaj dyskretnie się przygląda.

GOŚKA
Cześć, Miki!

MIKOŁAJ
Na razie!

Gośka wychodzi, chwila ciszy.

JOASIA
(nieśmiało)
To ty… komponujesz coś sam?

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Próbowałem swego czasu, ale nic z tego nie wyszło. Najczęściej gram dla zarobku, głównie na pianinie.

JOASIA
I da się z tego… żyć? Wybacz, że pytam…

MIKOŁAJ
Tam, gdzie mieszkam, idzie mi całkiem nieźle.

JOASIA
Czyli gdzie?

Mikołaj zaczyna się rozglądać, co dziwi Joasię, kładzie rękę na jej ramieniu.

MIKOŁAJ
(poważniej)
Posłuchaj mnie uważnie, Janna. Jest coś ważnego, o czym musisz wiedzieć. Nie próbuj tego wszystkiego zrozumieć, bo to wychodzi poza granice rozsądku. Spytałaś, gdzie mieszkam. Otóż odpowiem ci – pochodzę z Warszawy, tyle że tej sprzed dziewięćdziesięciu lat.

Joasia rozwiera szeroko oczy.

JOASIA
Że co???

MIKOŁAJ
Czas, Janna. Jestem dziełem pisarza, dla którego czas nie stanowił żadnej przeszkody, dzięki czemu mogę być tu i teraz, rozmawiać z tobą, normalnie funkcjonować. Pamiętasz jeden z punktów regulaminu? „Osoby podróżujące w czasie są zawsze fikcyjne.” Twoja pamięć cię nie myli, spotkaliśmy się już raz, tyle że jedynie ty o mnie nie zapomniałaś…

JOASIA
Widziałam cię jeszcze w kawiarni…

MIKOŁAJ
Co?

JOASIA
W „Serafinowiczu”. Wróciłam się do stolika, bo zapomniałam wziąć komórkę i wtedy…

MIKOŁAJ
To byłaś ty? Teraz mi jest głupio, że cię kompletnie nie pamiętam… W każdym razie, podróżując w czasie, w nie swoich czasach staję się tak zwaną fikcją autentyczną – jestem prawdziwy, ale ludzie niemal natychmiast o mnie zapominają, jakbym nigdy nie istniał. Wiesz, już tyle razy byłem tu w klubie, a za każdym razem muszę się na nowo przedstawiać…

JOASIA
To ciekawe, bo mi wręcz… wręcz głęboko zapadłeś w pamięć…

Mikołaj spogląda jej w oczy.

MIKOŁAJ
(zdziwiony)
Głęboko?

JOASIA
W końcu nie na co dzień spotyka się tak ubranego człowieka.



MIKOŁAJ
Ach, tak… Cóż, zadziwia mnie niezawodność twojej pamięci…

JOASIA
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam. Naprawdę urodziłeś się… dziewięćdziesiąt lat temu?

MIKOŁAJ
Dokładnie w roku dziewięćsetnym.

JOASIA
Wow.

MIKOŁAJ
Co nie? Wiem, trudno to wszystko pojąć…

JOASIA
Jak tu trafiłeś? I po co?

MIKOŁAJ
To długa historia…

JOASIA
(z uśmiechem)
Z pewnością bardzo interesująca.

Mikołaj wzdycha ciężko.

MIKOŁAJ
Miałem coś zagrać, a nie wykładać ci swój życiorys.

JOASIA
Za późno, pobudziłeś moją ciekawość.

Mikołaj uśmiecha się zrezygnowany.

MIKOŁAJ
No nic, właściwie i tak powinnaś o wszystkim wiedzieć. Ech, od czego by tu zacząć…

JOASIA
(z ironią)
Hm, może od początku?

MIKOŁAJ
Cóż… A więc urodziłem się w Warszawie, miałem całkiem normalne dzieciństwo. A no właśnie, muszę cię jeszcze raz spytać o Edwarda Wierzyńskiego…

JOASIA
Z tego co pamiętam, tak nazywał się mój pradziadek…


MIKOŁAJ
Wiesz coś o jego rodzinie?

JOASIA
Znam go tylko z opowieści, właściwie żadnych szczegółów…

MIKOŁAJ
Bo jak już ostatnio wspominałem… to mój kuzyn. Ciekawe, nie sądzisz?

JOASIA
Zaraz, czyli ty musisz być moim… prawujkiem? Czy prastryjem…?

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Coś w tym stylu. Nie próbuj tego zrozumieć, bo i tak do niczego nie dojdziesz.

JOASIA
Zdążyłam się już przyzwyczaić.

MIKOŁAJ
Uwierz, do tego nie da się przyzwyczaić. Trzeba by wyłączyć myślenie, uśpić rozsądek, a jesteśmy do nich przywiązani bardziej, niż nam się wydaje. To jak sen na jawie.

JOASIA
Możesz mieć rację…

MIKOŁAJ
Jakbyś prawie co dzień budziła się w innej rzeczywistości, to dałabyś sobie spokój z próbami pojmowania czegokolwiek. Tak więc, wracając do mojego kuzyna…

JOASIA
A co z tą ciocią Joanną?

MIKOŁAJ
Zmarła kilka lat temu, gruźlica. Była też ciotką Eddie’ego, więc musicie być spokrewnione.

JOASIA
Eddie?

MIKOŁAJ
Taką ma ksywę, od dzieciństwa. Wracając do mnie, układało się całkiem nieźle, dopóki nie nadszedł 1914…

JOASIA
No tak, wojna…

MIKOŁAJ
Rodzice w porę wysłali mnie na południe, do starego stryja Beniamina. Mówili wprawdzie, że ma odrobinę niepoukładane w głowie, sam zresztą przez długi czas tak myślałem. Dopóki nie dowiedziałem się o autochtonicznych…

JOASIA
Twój stryj nim był?

MIKOŁAJ
Nie tylko, że był – to on napisał moją historię…

JOASIA
Cooo?

MIKOŁAJ
Chyba się domyślasz, że nie uwierzyłem mu od razu. Nawet chciałem stamtąd uciec, myślałem, że serio mieszkam pod jednym dachem z wariatem. Ale stryj się ze mną długo nie cackał, od razu otworzył mi oczy…

JOASIA
Przeniósł cię w czasie?

MIKOŁAJ
Otóż to. Wiedział, że w obecnej sytuacji nie jest bezpiecznie, zaryzykował więc i wysłał mnie w lepszą, w jego mniemaniu, przyszłość. Miał znajomości z innymi autochtonicznymi, stąd myślę, że nie zrobił tego bez rozmysłu…

JOASIA
Myślisz, że wiedział, jak wygląda dzisiejszy świat?

MIKOŁAJ
Przypuszczam, że miał kontakt z historykami, niektórzy z nich zaglądają czasem do przeszłości…

JOASIA
(z ironią)
Udaję, że mnie to nie dziwi.

MIKOŁAJ
Wyobraź sobie, że stryj obiecał mi bardzo długie lata życia. Nie mam pojęcia jak długie, ale to brzmi obiecująco…

JOASIA
Może przeżyjesz drugą wojnę?

MIKOŁAJ
(z powagą)
Nawet mi o niej nie mów, wyobrażasz sobie jak to jest? Żyć ze świadomością tego, co za dwadzieścia lat nastąpi?

JOASIA
Rzeczywiście…

MIKOŁAJ
Nie mówmy o tym. Pewnego dnia zupełnie przypadkiem przypałętałem się do miejscowej kawiarenki literackiej. Tam, proszę ciebie, mój wzrok przykuła jedna z gazet, a mianowicie pewien nagłówek. Chodziło o jakiegoś pseudowizjonera, który to rzekomo przewidział koniec świata właśnie za dziewięćdziesiąt lat. Wczytałem się w treść, mówiąc szczerze, całkiem intrygującą, zwłaszcza dla takiego smarkacza, jakim wtedy byłem. Musiałabyś widzieć moją minę, gdy podniosłem oczy znad gazety i zorientowałem się, że jestem w zupełnie innej rzeczywistości. Zacząłem wypytywać ludzi w lokalu, o co w tym wszystkim chodzi, aż w końcu właściciel wywalił mnie za drzwi. Goniłem po mieście jak szalony, łzy w oczach, panika…

JOASIA
(z żalem)
Biedaczek…

MIKOŁAJ
Co nie? W końcu jak siadłem gdzieś na ławce i próbowałem się uspokoić, nagle rzucił mi się w oczy pewien mężczyzna – a to dlatego, że był ubrany dość staromodnie, nawet przypominał odrobinę stryja Beniamina. Stwierdziłem, że moim jedynym ratunkiem jest iście za nim. Zaszedłem aż do biblioteki, gdzie, o ironio, przeglądał książki historyczne. Tam dopiero zauważył, że go śledzę.

JOASIA
Powiedziałeś mu o wszystkim?

MIKOŁAJ
Bardziej wybełkotałem, tak bardzo byłem przestraszony. Nie zapomnę tego szczęścia na wieść o tym, że facet wie o moim stryju i, co więcej, należy do tej grupy ludzi, co on. Profesor Baliński, bo tak się nazywa, wziął mnie do siebie i zapoznał ze swoją bliską znajomą, niejaką Tatianą Goldberg…

JOASIA
O!

MIKOŁAJ
Zrozumieli wszystko to, o czym im opowiedziałem. Przygarnęli mnie do siebie, nauczyli żyć we współczesnym im świecie. Przechowali mnie tu do końca wojny, sporo się przez ten czas dowiedziałem o tym, co mnie czeka…

JOASIA
Dobrze ci z tą wiedzą?

MIKOŁAJ
Niezupełnie, ma to swoje gorsze i lepsze strony… Wróciłem do swoich czasów jako osiemnastolatek, doskonale wyedukowany, szczególnie przez profesora, jego wiedza z historii naprawdę przyniosła mi wiele korzyści. Mój entuzjazm niemal natychmiast opadł, gdy nie zastałem stryja, zresztą szybko dowiedziałem się, że zmarł zaraz po moim zniknięciu. Wtedy jeszcze nie uzmysłowiłem sobie, co to dla mnie oznacza…


JOASIA
Zdanie się na samego siebie.

MIKOŁAJ
Mało. Janna, zmarł człowiek, który mnie napisał.

JOASIA
(wstrząśnięta)
Czyli że zostałeś… sierotą?

Mikołaj przytakuje.

I co wtedy? Ktoś cię zaadoptował?

MIKOŁAJ
Idźmy po kolei. Udało mi się dostać do Warszawy, zacząłem, rzecz jasna, szukać rodziców. Zamiast nich jednak odnalazłem Eddie’ego, od niego to dowiedziałem się o kolejnej tragedii…

JOASIA
(z żalem)
Czy oni też…?

Ponownie przytakuje.

MIKOŁAJ
Zostałem z tym wszystkim niemal zupełnie sam. Nie miałem stryja, który by zrozumiał moją sytuację, nie było dachu nad głową. Na szczęście Edward wziął mnie do siebie, dopóki nie znalazłem jakiegoś źródła zarobku. Do tego jeszcze dochodziły luki w edukacji… No mówię ci, dużo mnie kosztowało, żeby jakoś to wszystko poskładać do kupy.

JOASIA
Już wtedy byłeś muzykiem?

MIKOŁAJ
Właściwie najwięcej nauczyłem się tutaj. Wtedy podszkoliłem się w grze na pianinie… Tak, to ten grat, co stoi w rogu.

Pokazał palcem przykryty płachtą instrument.

Dobrze się złożyło, że w tym czasie powstawało pełno lokali, gdzie potrzebowali muzyków. Zatrudnili mnie w kawiarence artystycznej, bywało tam szczególnie wielu poetów.
Najczęściej robiłem im tło do recytacji.

JOASIA
Wiesz…

MIKOŁAJ
Hm?

JOASIA
Musi ci być cholernie ciężko, ale mimo wszystko… to brzmi tak niesamowicie…

MIKOŁAJ
A jeszcze lepiej wygląda! Tatiana na pewno potępiłaby ten pomysł, ale… nie chciałabyś zobaczyć tego świata?

JOASIA
Chcesz mnie zabrać do przeszłości?!

MIKOŁAJ
(z szerokim uśmiechem)
Czyli się zgadzasz?

JOASIA
Ja… ee…

MIKOŁAJ
No to idziemy!

Zrywa się z miejsca, ciągnie Joasię za rękę w stronę wyjścia. Oboje w biegu porywają kurtki z wieszaka.

JOASIA
Mam nadzieję, że wiesz co robisz...

~

SCENA 7
KAWIARNIA LITERACKA „SERAFINOWICZ”

Do środka wpadają z impetem Joasia i Mikołaj, chłopak ciągnie dziewczynę do stolika za rogiem.

JOASIA
Powiedz mi, że to sen.

MIKOŁAJ
To sen.

Joasia
(z ironią)
Wielkie dzięki…

Siadają przy stoliku, Mikołaj sięga po gazetę.

Nikt jej tu nigdy nie znalazł?

MIKOŁAJ
Ta gazeta jest jak ja – nie rzuca się w oczy.

JOASIA
Jestem innego zdania…

MIKOŁAJ
Ale tylko ty. Teraz się skup, to wymaga ogromnej uwagi.

JOASIA
(z uśmiechem)
Będziemy czytać?

MIKOŁAJ
Jak na literatów przystało. Za każdym razem wybieram sobie inny artykuł, żeby się nie znudzić…

JOASIA
Co wypada dzisiaj?

Mikołaj rozwiera szeroko oczy.

Coś nie tak?

MIKOŁAJ
Likwidują tramwaj!

JOASIA
W Cieszymirowie?

MIKOŁAJ
I czym ja teraz będę jeździł na dworzec…

Joasia pochyla się nad gazetą, oboje czytają artykuł.

Nie no, to jakaś paranoja…

JOASIA
(rozglądając się w zachwycie)
To już?

MIKOŁAJ
Hm?

Również się rozgląda, na jego twarz wraca uśmiech.

Witaj w przeszłości.

Wnętrze kawiarni wygląda bardzo podobnie, jedynie więcej szczegółów wnętrza, a także ubiór klientów prezentuje się jak w latach dwudziestych.


JOASIA
(szeptem)
Cholera!

MIKOŁAJ
Co jest?

JOASIA
Przecież ja się nie przebrałam!

MIKOŁAJ
(przyglądając się Joasi)
Zaraza… Poczekaj, dam ci marynarkę…

Ściąga bordową marynarkę, pomaga Joasi ją ubrać.

JOASIA
(z przekąsem)
Wyglądam jak worek na ziemniaki.

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Przynajmniej zasłania twoje ciuchy. Wyjdźmy stąd, tu jest za dużo ludzi.

Ciągnie ją za rękę do wyjścia, przepychają się przez ciasno ułożone i pozajmowane stoliki, zwracają uwagę ludzi.

JOASIA
(szeptem)
Gapią się…

MIKOŁAJ
Ludzie zawsze się gapią. To akurat nie zmieniło się przez stulecia ani o jotę.

Przepuszcza Joasię w drzwiach, żegna ukłonem mężczyznę za ladą, wychodzi.

Ich oczom ukazuje się XX-wieczne miasteczko, lekko pokryte śniegiem. Przez środek ulicy przebiegają tory tramwajowe, układ dróg i budynków bez zmian; co jakiś czas drogą przejeżdża samochód, gdzieniegdzie przechodnie ubrani w ciepłe płaszcze i futra zimowe.

JOASIA
(drżąc)
Zimno…

MIKOŁAJ
Nie zabawimy tu długo. I jak wrażenia?

JOASIA
(w zachwycie)
Tu jest obłędnie…

MIKOŁAJ
Chodź, zabiorę cię na herbatę, ale nie do… a właśnie, póki co kawiarnia nosi nazwę „Młody Jeleń”, za kilka lat ją zlikwidują…

JOASIA
Za duża świadomość chyba czasem boli.

MIKOŁAJ
Owszem, to nie zawsze przyjemne. Za rogiem jest mniejsza knajpka, nie ma tam aż takich tłumów…

Przechodzą na drugą stronę ulicy, przyciągają uwagę przechodniów. Joasia przygląda się w zachwycie przejeżdżającym samochodom, budynkom i ludziom. Nagle oboje dostrzegają w oddali machającego im mężczyznę - w średnim wieku, niski, krępy, z czarnym wąsem, kapelusz na głowie..

JOASIA
Kto to…?

MIKOŁAJ
Cicho, nic nie mów.

NIKODEM
A niech mnie, Miki, serwus!

MIKOŁAJ
Serwus, Nikodemie.

Mężczyźni podają sobie ręce.

NIKODEM
(mniej entuzjastycznie)
Dawno cię nie było, ludzie szemrają.

MIKOŁAJ
Od kiedy ich znam to szemrają.

NIKODEM
A cóż to za młoda… dama…?

Uśmiecha się krzywo, przyglądając się Joasi.

MIKOŁAJA
Ach, to Janna, moja… córka kuzyna.

NIKODEM
To ty masz jeszcze jakiegoś kuzyna? Witam najserdeczniej.

Kłania się Joasi, zdejmując kapelusz, dziewczyna z uśmiechem odwzajemnia powitanie.

Na litość boską, czemu wywlekasz dziecko z domu w taką pogodę?

MIKOŁAJ
My tylko…

NIKODEM
Chodźcie do środka, porozmawiamy.

Zaprasza ich gestem w stronę rynku, następnie skręcają w przecznicę i zmierzają do baru „Kajecik”.

MIKOŁAJ
Jakieś nowe wieści?

NIKODEM
Nie na ulicy, Miki. Zresztą, czy twoja… ekhem, czy ona…

MIKOŁAJ
Janna? Spokojnie, jest wtajemniczona.

Nikodem i Joasia wymieniają nieco wymuszone uśmiechy.

JOASIA
(szeptem, do Mikołaja)
Kto to jest?

MIKOŁAJ
Przyjaciel stryja. Jego najbardziej zaufany człowiek, choć bywa nieprzyjemny. Najlepiej, jak będziesz siedzieć po cichu.

JOASIA
Jasne.

NIKODEM
(otwierając drzwi lokalu)
Panie przodem.

Mikołaj przepuszcza Joasię, wymienia z Nikodemem porozumiewawcze spojrzenia, obaj wchodzą do środka.

BAR „KAJECIK”

Przyciemnione wnętrze, ciasna przestrzeń, prawie wszystkie stoliki zajęte, gwar; po lewej barek, na wprost scena, z której dobiega kobiecy śpiew i muzyka.

MIKOŁAJ
(szeptem, do Joasi)
Trzymaj się blisko mnie, to nieprzyjemna dziura.

JOASIA
(pod nosem, z przekąsem)
Rzeczywiście, żadnych tłumów…

NIKODEM
(do barmana)
Trzy kieliszki czegoś mocnego. Miki?

MIKOŁAJ
Dziękuję, wezmę tylko herbatę.

NIKODEM
No to trzy kieliszki.

Barman wypełnia kieliszki, Nikodem od razu wychyla jeden z nich. Wszyscy w trójkę siadają przy barze.

No, o suchym pysku to nie ma co.

MIKOŁAJ
Mówiłeś, że szemrają…

NIKODEM
Dziwisz się? Trzęsą tyłkami, że coś pójdzie nie tak.

MIKOŁAJ
Akurat to jest sprawa wyłącznie między mną a Beniaminem, nie powinni wtykać nosa…

NIKODEM
Twoja adopcja jest pewna?

MIKOŁAJ
Nie ma pewniejszej rzeczy. Ale spokojnie, możesz im powiedzieć, że zostanę na stałe.

NIKODEM
A podróże?

MIKOŁAJ
Przypuszczam, że zabawa się skończy. Powiedz mi, tylko o to im chodzi?

NIKODEM
Podejrzewają, że celowo to robisz, żeby namieszać. Pytam o adopcję, bo gotowi cię wcisnąć w którąś ze swoich historii…

MIKOŁAJ
(ledwie ruszając ustami)
Janna.

NIKODEM
Co?

Mikołaj spogląda kątem oka na Joasię, ta wyrywa się z zamyślenia, bierze łyk herbaty.

Ach, to dlatego…

MIKOŁAJ
Potrzeba jeszcze trochę czasu.

NIKODEM
Ile?

MIKOŁAJ
Kilka miesięcy.

Nikodem wychyla drugi kieliszek. Joasia popija herbatę, przygląda się wnętrzu i ludziom.

NIKODEM
Kilka? Czyli ile? Słuchaj, nie chcę cię poganiać, ale im szybciej to załatwisz, tym…

MIKOŁAJ
Wiesz, że nie ode mnie to zależy. Tu chodzi o… nawet o życie. Muszę być naprawdę ostrożny.

NIKODEM
Już nie wiem, jak ich spławiać, ciągle pytają o ciebie.

MIKOŁAJ
Udawaj, że nic nie wiesz, tak będzie najprościej. Nie zamierzam się nimi przejmować.

NIKODEM
Jak uważasz, ale sam rozumiesz, mam już dość tej parszywej roboty…

MIKOŁAJ
Ty już swoje zrobiłeś, w każdej chwili możesz odejść.

NIKODEM
Jak odejdę, to cały plan szlag jasny trafi.

MIKOŁAJ
Nie panują już nad tym?

NIKODEM
A czy kiedykolwiek panowali? Jak tak dalej pójdzie, to prędzej pozabijają się nawzajem, nim komukolwiek wojna przejdzie przez myśl…

MIKOŁAJ
Tak dalej być nie może.

NIKODEM
A masz jakiś pomysł?

MIKOŁAJ
Powiedzmy, że coś mi chodzi po głowie. Niech się nie łudzą, że nie namieszam, bo już namieszałem.

NIKODEM
Hola, hola, chyba nie myślisz o kimś… z zewnątrz…?

MIKOŁAJ
Za późno, Nikodemie, już to zrobiłem.

Nikodem wlepia przerażone spojrzenie w Joasię, dziewczyna wyraźnie zaniepokojona.

NIKODEM
Nie…

MIKOŁAJ
Oj, tak.

NIKODEM
Nie… Niech cię diabli, Miki, zrujnujesz nas wszystkich!

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Większej ruiny już być nie może. Zupełnie nie zdajecie sobie sprawy, Nikodemie, co już się porobiło.

NIKODEM
(pobladły)
Błagam, oszczędź mi póki co szczegółów i załatw to, jak należy.

MIKOŁAJ
Nie bój nic, panujemy nad sytuacją.

NIKODEM
My?

MIKOŁAJ
Nie jestem sam.

Puszcza oko do Nikodema, ten nieco kraśnieje.

NIKODEM
Witold?

MIKOŁAJ
Nie inaczej.

NIKODEM
Alleluja…

MIKOŁAJ
Jedyny, który od początku panuje nad sytuacją. Wkrótce będzie w mieście, wtedy wszystko się wyjaśni.

Nikodem wyjmuje z kieszeni chustkę, wyciera nią czoło.

NIKODEM
Jak sobie pomyślę, jak cienka granica…

MIKOŁAJ
To nie myśl. Odpocznij, zabaw się, zagraj w brydża…

NIKODEM
Prędzej zwariuję.

MIKOŁAJ
(do Joasi)
Będziemy się zbierać.

Joasia przytakuje, dopija herbatę. Nikodem przez chwilę jej się przygląda.

NIKODEM
Weź ją stąd, zanim ktoś się zorientuje.

MIKOŁAJ
Tym akurat się nie przejmuj. Dzięki za informację, odwdzięczę się przy okazji.

Wstają, podają sobie ręce.

NIKODEM
Jakby coś, wiesz gdzie mnie szukać.

MIKOŁAJ
Na razie to nie będzie konieczne, następnym razem wybieram się do stolicy.

NIKODEM
To prawda, że Edward zaręczył się z Rutą?

Mikołaj poważnieje, przez chwilę nie odpowiada.

MIKOŁAJ
Dziwi cię to?

NIKODEM
Myślałem, że sprawy przybiorą jednak inny obrót.

MIKOŁAJ
No to źle myślałeś.

NIKODEM
Uważaj na siebie. (do Joasi) Żegnam uprzejmie.

Joasia odwzajemnia uśmiech, Mikołaj wyprowadza ją za drzwi.

MIKOŁAJ
(chłodno)
O nic nie pytaj.

JOASIA
Nie zamierzałam.

Wychodzą na zewnątrz, przemykają przez miasto w stronę „Młodego Jelenia”, milczą.

KAWIARNIA „MŁODY JELEŃ”

Wchodzą do lokalu, zmierzają do stolika za rogiem.

JOASIA
Ale wyjaśnisz mi, o co w tym wszystkim chodzi?

MIKOŁAJ
Jasne.

Sięga po gazetę, wertuje ją z powagą.

JOASIA
Z tymi zaręczynami jest coś nie tak.

MIKOŁAJ
(nerwowo)
Co?

JOASIA
Nie pytam, kim jest ta Ruta, ale na pewno nie tak nazywała się moja prababcia.

Mikołaj wlepia w nią przeszywające spojrzenie.

MIKOŁAJ
Nie?

JOASIA
Zuzanna Twardowska. Znasz taką?

Mikołaj kiwa przecząco głową.

Nie pamiętam, w którym roku się urodziła…

MIKOŁAJ
Dzięki.

Joasia patrzy na niego pytająco, ten uśmiecha się szeroko, po czym znów wertuje gazetę.

Nie dokończyliśmy czytać o tym tramwaju.

Podsuwa Joasi gazetę, oboje czytają.

Trzeba będzie łazić na piechotę…

Po chwili podnoszą wzrok znad tekstu, dostrzegając wokół siebie wnętrze „Serafinowicza”.

KAWIARNIA „SERAFINOWICZ”

MIKOŁAJ
Koniec wycieczki!

Zamyka gazetę, odkłada ją na półkę.

JOASIA
Miki?

MIKOŁAJ
Miałaś nie zadawać pytań.

JOASIA
Czemu ta kawiarnia nazywa się Serafinowicz? Ten poeta to twój przyszły krewny?

Mikołaj poważnieje, nie odpowiada od razu.

MIKOŁAJ
Mam pewne podejrzenia, kim on może być dla mnie.

Joasia milczy, czeka cierpliwie na odpowiedź.

Od lat próbuję dokopać się do informacji o nim. Jak na złość bardzo niewiele się zachowało…

JOASIA
Ale ty i tak wiesz?

Mikołaj spogląda na nią z uśmiechem.

MIKOŁAJ
Czuję dumę na myśl o tym, że mógłbym być jego ojcem.

Milczą przez moment.

No nic, ja muszę lecieć. Dasz sobie radę?


JOASIA
Jasne. Ach, jeszcze marynarka…

Zdejmuje odzienie, oddaje Mikołajowi.

Dziękuję.

MIKOŁAJ
Wyjaśnię ci wszystko. Ale nie dziś, następnym razem.

JOASIA
W porządku.

MIKOŁAJ
Trzymaj się, Janna.

Gładzi ją po ramieniu, po czym wychodzi. Joasia siedzi przez moment w bezruchu.

JOASIA
(do siebie)
Oj wiele masz do wyjaśnienia.

Przygląda się wnętrzu kawiarni, po czym wstaje i kieruje się do wyjścia.

~

SCENA 8.
POKÓJ JOASI

Przy biurku siedzi Joasia, przegląda strony internetowe, nagle dostaje wiadomość na komunikatorze.

DAVID
„Hallo, żyjesz tam?”

JOASIA
„Żyję, żyję. Co słychać?”

DAVID
„Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale stwierdziłem, że powinnaś wiedzieć… Babcia jest w szpitalu, miała wypadek na nartach.”

Joasia zamiera na moment.

JOASIA
„To coś poważnego???”

DAVID
„Chyba tylko złamanie, ale w jej wieku to i tak ryzykowne.”

JOASIA
„Chciałabym ją pozdrowić…”

DAVID
„Nie ma problemu! Powiem, że od koleżanki.”

JOASIA
„Dziękuję.”

DAVID
„Drobiazg. Z drugiej strony, tak sobie myślę… wiem, to bardzo głupie, ale może gdybyś opisała babcię w swoim opowiadaniu… jak myślisz, może by wyzdrowiała?”

JOASIA
„Zrobię co w mojej mocy. Choć, jak mówisz, to totalna głupota!”

DAVID
„Wciąż nie możesz tego publikować?”

Joasia zastanawia się przez moment.

JOASIA
„Niestety…”

DAVID
„Wielka szkoda. Wiesz, planuję przyjazd do Polski, mam tam dalszą rodzinę. Może moglibyśmy się wtedy spotkać?”

Joasia odsuwa się od biurka, wstrząśnięta. Odpisuje po dłuższej chwili.

JOASIA
„Jeśli nie będę zajęta to jak najbardziej.”

Wzdycha.

Co ja bredzę…

DAVID
„Świetnie! Planuję wyjazd w czasie wakacji. A tak swoją drogą, u nas to czerwiec i lipiec, z tego co wiem, to u was inaczej.”

JOASIA
„Tak, my mamy lipiec i sierpień.”

DAVID
„To postaram się być w lipcu.”

Joasia nieruchomieje na moment z wymuszonym uśmiechem.


JOASIA
„Gdzie masz rodzinę?”

DAVID
„W takiej małej mieścinie na południu, Cieszymirów.”

Joasia rozwiera szeroko oczy, blednieje. Zastanawia się chwilę nad odpowiedzią.

JOASIA
„Chyba kojarzę.”

DAVID
„Mieszkasz daleko od niego?”

JOASIA
„Odrobinę. Ale zawsze można dojechać…”

DAVID
„Byłoby super! Zawsze to lepiej porozmawiać na żywo.”

JOASIA
„Pewnie.”

DAVID
„Dobra, lecę pozdrowić babcię. Gdybyś chciała pogadać, to nie krępuj się i pisz!”

JOASIA
„Dziękuję. To na razie, bless!”

DAVID
„Bless, bless!”

Joasia wyłącza komunikator.

JOASIA
(do siebie)
Właściwie to kto powiedział, że Tatiana musi o tym wiedzieć?

~
SCENA 9.
KORYTARZ SZKOLNY

Następnego dnia.

Przy ścianie stoją Gośka i Alina, rozmawiają. Podchodzi Joasia.

GOŚKA
Obłędnie w tym wyglądasz, kochana! Koniecznie włóż ją jutro!

ALINA
Nie uważasz, że jest zbyt… śmiała…?

GOŚKA
A gdzie tam, idealna! Niejedna dziewczyna się tak ubiera.

JOASIA
Siemka.

GOŚKA
O, Aśka, się masz.

JOASIA
Przepraszam, przerwałam wam?

ALINA
Nie, nie.

GOŚKA
Byłyśmy na sklepach wczoraj. Ledwie zdążyłam na dodatkowy angielski!

JOASIA
(bez entuzjazmu)
To ekstra.

GOŚKA
A ty jak tam, zostałaś długo w klubie?

JOASIA
Tylko chwilkę. Wiesz, David znów się odezwał…

GOŚKA
O!

JOASIA
Gośka, ja nie powinnam…

GOŚKA
A tam, powinna, nie powinna. Ciesz się, dziewczyno, to może być wyjątkowa znajomość!

JOASIA
Chciałabym tak myśleć. Zwłaszcza, że chce przyjechać do Polski w wakacje…

GOŚKA
To fantastycznie!

JOASIA
Tatiana nie jest głupia, nie wiem, czy uda mi się to ukryć…


GOŚKA
(klepiąc Joasię po ramieniu)
Jestem z tobą, zaradzimy temu jakoś.

JOASIA
Dzięki. Okej, to ja was… zostawiam. Pogadamy później.

GOŚKA
Okej, na razie!

Joasia odchodzi, dostrzega otwartą salę polonistyczną, wpatruje się w nią przez moment, po czym podąża w jej stronę.

SALA POLONISTYCZNA

Przy biurku siedzi Tatiana, wpisuje oceny do dziennika. Jej uwagę odwraca pukanie do drzwi.

JOASIA
Można?

TATIANA
O, Wierzyńska. Nawet trzeba, właź.

Joasia wchodzi do klasy, siada w pierwszej ławce zaraz przy biurku.

JOASIA
Przyniosłam pani dalszą część…

TATIANA
Poproszę.

Joasia wyjmuje z plecaka stosik kartek, przekazuje Tatianie.

Słyszałam, że zapoznałaś się bliżej z Mikołajem.

JOASIA
(nieśmiało)
Tak, tak.

TATIANA
Musisz mu zaufać, cokolwiek by się nie działo, od razu uprzedzam.

JOASIA
Rozumiem.

TATIANA
Świetnie. A jak tam… samopoczucie na dziś?



JOASIA
(zdumiona)
Eee… Chyba… całkiem… dobrze.

TATIANA
Przekaż Gośce, że spotykamy się w piątek o piętnastej, obowiązkowo.

JOASIA
Oczywiście.

Rozlega się dzwonek na lekcję.

TATIANA
Zmykaj do ławki, nie zwracajmy uwagi.

Joasia siada na swoim miejscu, Tatiana chowa stosik kartek w grubej teczce, którą to upycha głęboko do torebki. W międzyczasie wchodzą uczniowie, rozmawiają, między nimi roześmiane Gośka i Alina.

ALINA
To będzie skromna impreza. Ale bardzo mi zależy, żebyś była.

GOŚKA
Pewnie, że będę, choćby nie wiem co! Pomogę ci w przygotowaniach.

Dziewczęta wymieniają uśmiechy, Gośka zajmuje miejsce obok Joasi.

JOASIA
(szeptem)
Piątek, piętnasta.

GOŚKA
Hm?

JOASIA
No klub.

GOŚKA
Niemożliwe, nie mogę!

JOASIA
Tatiana mówiła, że obowiązkowo.

GOŚKA
Wykluczone, wtedy jest impreza urodzinowa Aliny!

JOASIA
Ech, to się z nią dogadaj.


TATIANA
No już, buzie na kłódkę, otwieramy zeszyty…

~

SCENA 10.
SIEDZIBA KLUBU

Trzy dni później.

Na sofie naprzeciw wejścia siedzą Andrzejek i Dorcia, rozmawiają i śmieją się, w lewym rogu na fotelu Lena, pisze wiadomości na telefonie, obok Mikołaj brzdąka na gitarze leworęcznej.

LENA
(z przekąsem)
Zagrałbyś coś konkretnego, a nie…

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Jakieś preferencje?

LENA
Może być nawet „Oda do radości”... Kurde, żartowałam!

Mikołaj śmieje się, grając melodię „Ody do radości”.

MIKOŁAJ
Nie bolą cię oczy od tego telefonu?

LENA
Nie.

MIKOŁAJ
Od tego można oślepnąć.

LENA
Jakbyś nie zauważył, już oślepłam.

Zagląda na Mikołaja znad okularów.

Bardziej już się chyba nie da.

MIKOŁAJ
Uparta jesteś.

LENA
Eee… dziękuję?

MIKOŁAJ
To nie był komplement.

DORCIA
(z entuzjazmem)
Joasia!!!

Mikołaj i Lena odwracają wzrok w stronę wejścia, patrzą na Dorcię rzucającą się w objęcia Joasi.

ANDRZEJEK
(nieśmiało)
Dzień dobry, Joasiu.

Podają sobie ręce.

DORCIA
Jak cudownie, że jesteś! Musisz koniecznie mi pomóc!

Joasia ignoruje przez moment Dorcię, wymieniając uśmiechy z Mikołajem.

JOASIA
Przepraszam, mówiłaś coś?

DORCIA
Koronacja! Młody król w końcu został koronowany!

JOASIA
(udając entuzjazm)
To cudownie. A co to w ogóle za… król?

DORCIA
Jak to, co za król, no przecie Artur! Uzupełniam legendę o nowe szczegóły, by mogła mieć miejsce bez żadnych niedociągnięć!

JOASIA
Wow.

ANDRZEJEK
(spokojnie)
Musimy kiedyś wymienić się dziełami. Nie chwaliłaś się nam jeszcze tym, co piszesz.

JOASIA
Eee, takie tam… przy waszych epopejach to błaha historyjka…

DORCIA
O czym? O czym?

Joasia zerka kątem oka na Mikołaja, ten również jej słucha.

JOASIA
To opowieść o mojej babci, która… zmarła, będąc nieszczęśliwą.

DORCIA
O!

ANDRZEJEK
O!

JOASIA
Piszę jej historię od nowa, by mogła zaznać w życiu radości.

ANDRZEJEK
To bardzo szczytny temat. I wielka hojność z twojej strony.

JOASIA
Nic takiego. Ot, z życia wzięte.

LENA
(nie odrywając wzroku z ekranu komórki)
Chyba jako jedyna z nas nie myślisz tylko o sobie.

JOASIA
Bzdura.

DORCIA
Prawdę mówi Lenka, bez wątpienia! Każdy kieruje się osobistymi zachciankami, zaspokojeniem swych potrzeb twórczych…

LENA
(z przekąsem)
Dzięki, Dorcia…

ANDRZEJEK
Przeczytasz nam fragment? Zanim przyjdzie profesor Goldberg?

JOASIA
Nie mam tekstu przy sobie…

DORCIA
Tatiana je trzyma tutaj! O tu, w tych szafkach!

Pokazuje palcem wejście do mniejszego pomieszczenia, przy którym stoją szafki..

JOASIA
Naprawdę są tu wszystkie nasze prace?

DORCIA
Wszystkie wszyściuteńkie! Nasi następcy w każdej chwili będą mogli je przeczytać!

MIKOŁAJ
Mam klucz do tej szafki.

Joasia, Andrzejek i Dorcia odwracają się równocześnie w stronę Mikołaja, ten podchodzi do nich z pękiem kluczy.

DORCIA
Mikuś nam tutaj gospodarzy!

LENA
Też mi wyczyn.

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Lepiej zagraj „Odę do radości”.

LENA
Nie jestem radosna.

Mikołaj szuka odpowiedniego klucza, otwiera szafkę.

MIKOŁAJ
Proszę bardzo.

JOASIA
Dzięki.

Wymieniają uśmiechy. Joasia kuca przy szafce, wyjmuje stosik papierów.

„Legenda czy historia?”, to pewnie twoje, Dorcia. Teksty Artura, „Rozważni i rozmarzeni”… To twoje, Lena?

LENA
Taa, ale nie tykać mi tego.

JOASIA
Jasne. A to co?

Przygląda się grubszemu stosikowi opatrzonemu barwną, wzorzystą okładką.

„Pętla”?

DORCIA
Och, to dzieło Tatiany!

JOASIA
Może zajrzymy?

DORCIA
Och nie, nie, ona zabroniła!


JOASIA
Okej…

Przygląda się przez chwilę okładce.

Mówiła, że pisała powieść detektywistyczną.

DORCIA
Tak, tak, detektywistyczna.

JOASIA
Okładka nijak mi do tego pasuje.

DORCIA
Kto by tam zrozumiał artystkę najwyższej klasy!

Po dłuższej chwili odkłada stosik, natrafiając na „Eddę”.

JOASIA
O, jest i moje.

DORCIA
Och!

Joasia zamyka szafkę, wstaje.

JOASIA
To naprawdę nie jest nic wielkiego.

MIKOŁAJ
(z powagą)
Rodziny nie poddaje się wartościowaniu.

Joasia spogląda zdziwiona na Mikołaja, przez moment utrzymują kontakt wzrokowy.

JOASIA
Masz rację.

Wracają do pomieszczenia głównego, Joasia, Dorcia i Andrzejek siadają na sofie, Mikołaj przysuwa sobie fotel.

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Może ci akompaniować?

JOASIA
Jak uważasz.

Mikołaj przynosi gitarę, przystraja, brzdąka.

Mam czytać od początku?

DORCIA
Tak, tak!

Joasia odchrząkuje, otwiera stosik papieru na pierwszej stronie. Mikołaj zaczyna cicho grać.

„To miejsce śni mi się co noc, choć przecież widzę je po każdym przebudzeniu. Mimo że na Lodowej Wyspie trudno o ładną pogodę, ociepla ona każde zmrożone serce. To dlatego na każdą propozycję wyjazdu odpowiadam – nie, dziękuję, tu jest mój dom, to jest moje miejsce, jeszcze tego nie pojmujesz? Przywiązanie okazało się nawet silniejsze niż miłość.”

Przerywa, wpatrując się na łkającą Dorcię.

Czy ty płaczesz?

DORCIA
(ocierając oczy)
Nie, nie, to tylko… czytaj dalej.

JOASIA
„Wilhelm długo nie przyjmował do wiadomości, że nie zmienię zdania, choćby nie wiem, jak bardzo błagał. - Jeszcze nie tak dawno odzyskaliśmy suwerenność, mamy własne problemy, chcesz, żebym wpadła z deszczu pod rynnę? Jeśli mnie kochasz, zostań na stałe. Miłość mojego życia przeszła próbę wierności i jej podołała.”

Nagle przerywa, słysząc oklaski stojącej naprzeciwko Tatiany.

TATIANA
(pociągając nosem)
Wzruszyłam się, doprawdy.

DORCIA
Witamy panią profesor!

TATIANA
Dobry wszystkim. Gośka, jak widzę, nie zmieniła zdania.

JOASIA
To było do przewidzenia.

TATIANA
Rozumiem, że to poważna sprawa.

JOASIA
Nawet bardzo.

DORCIA
Co? Co się stało z Małgosią?

JOASIA
Wypadło jej coś ważnego.

TATIANA
A Artur?

Nikt nie odpowiada, chwila ciszy.

Pytam się, gdzie Artur? Miał być dzisiaj.

LENA
Jak to, gdzie? Wiadomo, że z Samantą.

TATIANA
Ostatnio zaniedbuje obowiązki.

MIKOŁAJ
A jeśli on faktycznie nie pasuje?

TATIANA
(ostro)
Nie odzywaj się.

MIKOŁAJ
Rozmawiałaś z nim kiedyś o tym? Wiesz, czego mu potrzeba?

TATIANA
Wiem tylko, że musi być systematyczny.

MIKOŁAJ
On ma problemy…

TATIANA
Wszyscy mamy problemy. A już ty w szczególności.

MIKOŁAJ
(oschle)
Dziękuję, że mi przypominasz.

Odkłada gitarę, wstaje, kieruje się do wyjścia.

TATIANA
A ty gdzie?

MIKOŁAJ
Idę się przewietrzyć.

Zdejmuje kurtkę z wieszaka, wychodzi. Chwila ciszy.


LENA
(nie odrywając wzroku od komórki)
Ma pani fajkę?

TATIANA
Nie teraz, Lena.

LENA
Jasna sprawa.

Tatiana wzdycha ciężko.

TATIANA
Joasiu, idź po niego, bo jeszcze gotowy zrobić coś głupiego.

Joasia przytakuje, po czym wstaje, bierze kurtkę i wychodzi. Tatiana odprowadza ją wzrokiem.

ULICA NOWY ŚWIAT

Z budynku wychodzi Joasia, idzie chodnikiem, rozgląda się. Dostrzega Mateusza rozdającego ulotki.

JOASIA
Nie, dziękuję, już ostatnio brałam.

MATEUSZ
A, e… jest z tobą, ekhem…

JOASIA
Słucham?

MATEUSZ
Twoja koleżanka, czy… jest…

JOASIA
Dziś nie mogła tu przyjść.

MATEUSZ
Oj… to…

JOASIA
Nie mijałeś przypadkiem rudego chłopaka, w długim brązowym płaszczu?

MATEUSZ
Chodzi ci o tego?

Pokazuje palcem stojącą kawałek dalej ławkę, na której siedzi Mikołaj.

JOASIA
Och, dziękuję.

Szybkim krokiem podążą w stronę Mikołaja. Przystaje na krótki moment.

JOASIA
(nieśmiało)
Mogę się przysiąść?

Mikołaj spogląda na nią przez moment, milczy.

Mokro tu.

Mikołaj nie odpowiada. Joasia odgarnia garstkę śniegu z ławki, siada na kraju.

MIKOŁAJ
Są momenty, kiedy naprawdę mnie irytuje.

JOASIA
Z Arturem serio jest aż tak źle?

MIKOŁAJ
Nie potrafi wytrzymać w domu, matka go ciągle poucza. On chce zająć się muzyką, wejść w poważny związek… Nikt nie jest dla niego wsparciem.

JOASIA
A więc Samanta to jego dziewczyna?

MIKOŁAJ
Świata poza nią nie widzi. Wyjdzie na to, że gdzieś z nią ucieknie, nie pytając nikogo o zdanie.

JOASIA
Tatiana nie powinna tak naciskać.

MIKOŁAJ
Ona naprawdę wiele rozumie, ale są momenty, kiedy kompletnie nie jest sobą. Nieraz musiałem znosić jej humory.

JOASIA
Sądzę, że robi to z troski.

MIKOŁAJ
Ale nie tędy droga.

Milczą przez dłuższą chwilę.

MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Myślisz, że ten gościu od ulotek ogarnia cokolwiek z tego, co tu robimy?


JOASIA
(śmiejąc się)
Nie mam pojęcia! Ale pytał mnie o Gośkę.

MIKOŁAJ
Naprawdę?

JOASIA
Współczuję mu, ją prawie wszyscy faceci denerwują.

MIKOŁAJ
No co ty!

JOASIA
(ze smutkiem)
To poniekąd zrozumiałe…

Mikołaj poważnieje na moment, po czym znów kraśnieje.

MIKOŁAJ
Muszę ci powiedzieć, że udało ci się mnie wzruszyć.

JOASIA
Słucham?

MIKOŁAJ
Widać, że piszesz od serca. Babcia musiała być ci bliska.

JOASIA
Była. Choć nie tak bliska, jak by mogła. Miałyśmy zbyt mało czasu…

Milczą przez moment.

MIKOŁAJ
Doskonale wiem, o czym mówisz.

JOASIA
Rodzice?

MIKOŁAJ
Nie tyle oni czy nawet stryj. Wiesz, czemu jestem pewien, że Gaspar to mój syn?

Joasia kiwa przecząco głową.

Miałem brata o tym imieniu. Urodził się, gdy miałem pięć lat. Zdążyłem zobaczyć go tylko raz.

Joasia chce coś powiedzieć, ale rezygnuje.

Tamtego roku wyjątkowo dużo dzieci umierało zaraz po narodzinach. Gaspar nie był wyjątkiem.

Joasia opiera rękę na jego ramieniu.

JOASIA
Przykro mi.

MIKOŁAJ
Nie mówmy o tym, zdążyłem się już pogodzić.

JOASIA
Z tym się nie da pogodzić, prawda?

Mikołaj milczy przez moment.

MIKOŁAJ
Pewnie, że się nie da.

Joasia wyjmuje komórkę z kieszeni, odczytuje smsa.

JOASIA
Tatiana się niepokoi.

MIKOŁAJ
Zaraz pójdziemy.

Joasia odpisuje na wiadomość, chowa komórkę. Mikołaj wpatruje się przed siebie.

MIKOŁAJ
Kiedyś to miasto wyglądało lepiej.

JOASIA
Zdecydowanie.

Mikołaj spogląda na nią.

MIKOŁAJ
(z entuzjazmem)
Czyli ci się podobało?

JOASIA
Owszem, nawet bardzo. Tylko następnym razem muszę się lepiej ubrać!

MIKOŁAJ
Dajesz mi coś do zrozumienia?

JOASIA
(zakłopotana)
Eee…

MIKOŁAJ
Spokojnie, jeszcze cię tam zabiorę. A teraz chodźmy, robi się zimno.

Wstają, kierują się w stronę siedziby klubu. Mijają Mateusza, wymieniają z nim uśmiechy.

JOASIA
(szeptem)
Śmieszny jest.

Mikołaj przytakuje z uśmiechem. Docierają do budynku, wchodzą do środka.

SIEDZIBA KLUBU

Na sofie siedzi Tatiana i Lena, nauczycielka tłumaczy coś dziewczynie, na stoliku leżą porozrzucane kartki. Wchodzą Mikołaj i Joasia.

TATIANA
Postaraj się, żeby ich relacja… O, jesteście.

Zdejmują i wieszają kurtki.

Poczekaj chwilę, Joasiu, zaraz się tobą zajmę. (do Mikołaja) A ty, zdaje się, masz coś jeszcze do roboty dzisiaj?

MIKOŁAJ
(oschle)
Owszem.

Sięga z powrotem po kurtkę.

TATIANA
(spokojnie)
Hej.

Mikołaj odwraca się do niej, spogląda pytająco.

Dajmy temu spokój.

MIKOŁAJ
(z powagą)
Jasne. To na razie, cześć!

JOASIA, TATIANA I LENA
Cześć!

Mikołaj wychodzi, Joasia siada na fotelu.



TATIANA
Na czym my to… ach tak, zadbaj o to, by zdarzenia nie rozegrały się zbyt szybko, utrzymaj ich w napięciu. Dalej już wiesz, co robić.

LENA
Sądzi pani, że powinnam rozwijać ten wątek dalej?

TATIANA
Jeśli tylko masz wenę, jak najbardziej! No, to tyle na dzisiaj, teraz zajmę się Joasią.

Lena wstaje, chowa telefon do kieszeni, sięga po kurtkę.

LENA
Do widzenia, cześć!

TATIANA
Do widzenia.

JOASIA
Cześć.

Lena wychodzi, Tatiana zbiera do kupy kartki. 

TATIANA
Co za talent, co za precyzja!

JOASIA
Pani profesor?

TATIANA
Słucham cię.

JOASIA
Skąd wzięła się nazwa „Klub Serafina”? Czy to ma bezpośredni związek z Mikołajem?

TATIANA
Raczej z jego stryjem, a zarazem autorem. Nie wiem, na ile ci o tym opowiadał…

JOASIA
Wiem, o kogo chodzi.

TATIANA
Nazwałam tak nasze zgromadzenie jako wyraz hołdu dla wybitnego pisarza. To on, jako pierwszy autochtoniczny, przekroczył barierę czasu.

JOASIA
Wiele ryzykował.

TATIANA
Wiesz, że zrobił to z miłości? W trosce o dziecko? Przesłania nas egoizm i osobiste pobudki, tymczasem powinniśmy, podobnie jak Beniamin, wykorzystywać nasz dar dla służby drugiemu człowiekowi, a już w szczególności osobom nam bliskim. Dlatego właśnie jestem dumna z twojej pracy, bez względu na to, jak dalej potoczy się bieg tej historii.

JOASIA
Czasami nie jestem pewna, czy słusznie postąpiłam.

TATIANA
Dla pisarza autochtonicznego nie ma czegoś takiego jak „niepewność”. Piszemy to, co dyktuje nam serce. Nasza praca stanowi więc lustro tego, kim w głębi duszy jesteśmy.

JOASIA
Jak pani sądzi, kim w takim razie pani jest?

Tatiana naraz poważnieje, zamyśla się na moment.

TATIANA
Potworem. Bezlitosną egocentryczką, balansującą na granicy moralności. Ba, nawet w zdecydowanej mierze ją przekraczającą. Biada tym, którzy zechcieliby brać ze mnie przykład.

Joasia milczy, wstrząśnięta odpowiedzią. 

No nic, my tu gadu, gadu, a trzeba…

JOASIA
Czy w to wszystko wplątany jest Mikołaj?

Tatiana przez moment nie odpowiada.

TATIANA
Mikołaj jest tu postacią kluczową i niezastąpioną. Niezbędną, by przywrócić zaburzony porządek.

Joasia się zastanawia.

JOASIA
Wie pani, mam dziwne przeczucie, że to ma również jakiś związek ze mną.

TATIANA
Historia ta powiązana jest z każdym z nas. Ze wszystkim, z czym się w życiu zetknęłam.

~

SCENA 11.
DOM JOASI

Wieczór.

Przez drzwi wejściowe wchodzi Joasia, podbiega do niej Jack Russell, szczeka i merda ogonkiem.

JOASIA
Cześć, wariacie.

Kuca, głaska go.

MARIA
(z kuchni)
Joasia, to ty?!

JOASIA
Tak!

Maria wychodzi z kuchni.

MARIA
Gdzie ty się pałętasz po ciemku?!

JOASIA
Oj, no byłam z przyjaciółmi, straciliśmy rachubę czasu.

MARIA
A masz czas na naukę? Nie zaniedbujesz ostatnio szkoły?

JOASIA
Co cię ugryzło?!

MARIA
Liceum to nie żarty, trzeba się więcej przykładać.

JOASIA
Mówisz tak, jakbym tego nie wiedziała.

MARIA
No ja już sama nie wiem, co ty wiesz, a czego nie.

JOASIA
Nie mam pojęcia, co w ciebie wstąpiło, więc błagam, porozmawiajmy potem.

MARIA
No jasne, nie ma to jak zbywać własną matkę.

JOASIA
Nie o to mi chodziło! Ech, skończmy tą dyskusję, bo to do niczego nie prowadzi.

MARIA
Nie ty tu wyznaczasz zasady.

Nagle rozlega się dzwonek komórki, Joasia wyjmuje ją z kieszeni.

JOASIA
Gośka dzwoni.

MARIA
Jeszcze nie skończyłam…

JOASIA
Błagam, mamo, to może być coś ważnego.

MARIA
Jak sobie chcesz.

Odchodzi do kuchni, poirytowana. Joasia odbiera telefon, równocześnie zdejmuje kurtkę.

JOASIA
Halo?

GOŚKA
Nie śpisz jeszcze?

JOASIA
Nie, no co ty.

GOŚKA
(wstrząśnięta)
Sorry, że ci zawracam głowę… Słuchaj, mogłybyśmy się jutro spotkać?

JOASIA
(zaniepokojona)
Coś się stało?

GOŚKA
Tak… to znaczy… ech, to nie jest rozmowa na telefon.

JOASIA
Rozumiem. To co, w „Serafinowiczu”?

GOŚKA
O dwunastej?

JOASIA
Będę.

GOŚKA
Kochana jesteś. To do jutra, dobranoc.

JOASIA
Trzymaj się, pa!

Rozłącza się, zdejmuje buty. Kieruje się w stronę schodów. Z kuchni wychyla się Maria.

MARIA
(z powagą)
Coś ważnego?

JOASIA
Tak, nawet bardzo.

MARIA
Pół biedy.

Odchodzi do kuchni, Joasia przez chwilę stoi w bezruchu, po czym idzie na górę.

POKÓJ JOASI

Do pokoju wchodzi Joasia, rzuca plecak w kąt, siada na krześle od biurka, wzdycha, wyraźnie poirytowana. Po dłuższej chwili do pokoju zagląda Maria.

MARIA
(łagodnie)
Posłuchaj, a… co to za przyjaciele?

JOASIA
Mamo, idź się prześpij, jesteś zmęczona.

MARIA
Już nie będę krzyczeć. Mogę wejść?

Joasia przytakuje, Maria wchodzi, siada na łóżku.

To znajomi ze szkoły?

JOASIA
Też, ale nie tylko. Spotykamy się po lekcjach i zajmujemy się pisaniem.

MARIA
(zdumiona)
Pisaniem?

JOASIA
Tak, towarzyszy nam pani Goldberg. Wymieniamy się uwagami, dyskutujemy, czytamy…

MARIA
Przepraszam.

Joasia spogląda Marii prosto w oczy.


JOASIA
Nie musisz.

MARIA
Nie, naprawdę, poniosło mnie. To wszystko przez ojca…

JOASIA
Co z nim?

MARIA
Szkoda mówić, wrócił wczoraj schlany jak kopaczka, ledwo wstał do roboty.

JOASIA
Znowu?

MARIA
Przestałam już to komentować, nie ma sensu.

JOASIA
(nerwowo)
No i po co mu to wszystko?

MARIA
Nie radzi sobie, po prostu.

JOASIA
A to niby z czym?

MARIA
Życie, Joasiu. Życie nie spełnia jego oczekiwań.

JOASIA
(z przekąsem)
Do oglądania telewizora nie trzeba zbytnich wymagań.

MARIA
Myślisz, że takiej codzienności zawsze pragnął?

JOASIA
Chcesz powiedzieć, że miał jakieś marzenia?

MARIA
A kto ich nie miał? Teraz trudno uwierzyć, że za młodu w głowie mu była tylko muzyka.

JOASIA
Chciał być muzykiem?!

MARIA
Założył nawet zespół rockowy z kolegami! Mieli naprawdę wielkie plany, które, niestety, nie przetrzymały próby czasu…

JOASIA
Coś się wydarzyło?

MARIA
Napotkali przeszkody, z którymi nie byli w stanie się uporać. Jeden z kolegów… ech, szkoda w ogóle…

JOASIA
No co? Co się z nim stało?

MARIA
(roztrzęsiona)
Miał problemy rodzinne, wiele razy uciekał z domu, nie wracał przez kilka dni. W którymś momencie po prostu nie wytrzymał i…

Ociera załzawione oczy.

Rodzice znaleźli go w wannie, nieprzytomnego. Miał… jego żyły...

JOASIA
Matko…

MARIA
Dla taty był to niewyobrażalny wstrząs. Jeszcze nałożyła się na to moja ciąża… Wtedy zrezygnowali z grania i nigdy do tego nie wrócili.

JOASIA
Ja… ja nie wiedziałam.

MARIA
Teraz już wiesz. Masz prawo wiedzieć.

Milczą przez dłuższą chwilę, Maria znów ociera łzy.

Nie bądź dla niego zbyt krytyczna, proszę.

Wstaje, głaska Joasię po ramieniu, uśmiecha się, płacze.

JOASIA
Postaram się.

MARIA
Dziękuję.

Całuje Joasię w policzek, wychodzi z pokoju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz