Akt II
SCENA
1.
SALA
POLONISTYCZNA
Dzień
później.
Uczniowie
prowadzą ożywione rozmowy, nagle cichną i wstają z miejsc, gdy do sali wpada z
impetem roztargniona Tatiana.
TATIANA
(machając ręką)
Siedźcie, siedźcie, bez ceregieli.
Uczniowie
zajmują miejsca, patrzą po sobie zdziwieni.
TATIANA
Z powodów ode mnie niezależnych jestem zmuszona was
trochę pogonić – do końca tygodnia chcę widzieć wasze prace konkursowe.
Uczniowie
szemrają między sobą, Joasia i Gośka wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.
Nieważne, w jakim procesie twórczym utknęliście,
chcę widzieć efekt waszych dotychczasowych starań. Wyniki postaram się podać
jeszcze przed feriami.
JERZY
A co można wygrać?
TATIANA
Zobaczysz, jak przyniesiesz pracę. Mam nadzieję, że
uraczysz mnie choć jednym zdaniem.
JERZY
Oj, zdziwi się pani, gwarantuję.
TATIANA
(bez
przekonania)
Cieszy mnie to niezmiernie. Tak więc bardzo was
proszę o skrupulatność.
GOŚKA
(do Joasi,
szeptem, ze śmiechem)
No i widzisz, co narobiłaś?
JOASIA
Weź mnie nie denerwuj.
TATIANA
Jakieś wątpliwości, Krynicka?
GOŚKA
Nie, nie.
TATIANA
A więc otwieramy zeszyty…
~
SCENA
2.
POKÓJ
JOASI
Wchodzi
Joasia, siada na krześle, włącza komputer.
JOASIA
Och, odezwał się…
Otwiera
wiadomość na komunikatorze.
DAVID
„Hej, czemu Twój blog zniknął? Usunęłaś go, czy ja
mam problem z dostępem?”
Joasia
wzdycha głośno, odpisuje.
JOASIA
„Hej, nie pamiętam czy wspominałam, ale to praca do
szkoły… Nauczycielka kazała mi tego nie udostępniać.”
DAVID
„Wielka szkoda… Ale będziesz pisać dalej?”
Joasia
uśmiecha się do ekranu.
JOASIA
„Pewnie, nie mogę zawieść moich czytelników.”
DAVID
„Tak w ogóle to jak się miewasz?”
JOASIA
„Całkiem dobrze, nie narzekam. A ty?”
DAVID
„To nie brzmi zbyt optymistycznie. U mnie bardzo
dobrze, w końcu spadło więcej śniegu. Można jeździć na nartach!”
JOASIA
„To super. A co tam u babci?”
DAVID
„Mojej czy twojej? Żartuję, ma się świetnie, tylko
żałuje, że narty już nie na jej wiek. Jeszcze kilka lat temu jeździliśmy
razem.”
JOASIA
„Nie znałam jej od tej strony.”
DAVID
„Z Eddą na koniec świata bym poszedł! Czasem
zapominam, że dzielą nas aż dwa pokolenia.”
JOASIA
„Pozazdrościć takiej babci.”
DAVID
„Była inna, gdy ją znałaś?”
JOASIA
„Na pewno nic mi nie wiadomo o jeździe na nartach. Babcia
rzadko wychodziła z domu.”
DAVID
„Wciąż nie pojmuję, jakim cudem rozmawiamy o jednej
osobie.”
JOASIA
„Ja już nie próbuję tego rozumieć.”
DAVID
„Dobra, ja zmykam, praca. Powodzenia w pisaniu, na
razie!”
JOASIA
„Dzięki, pa!”
Wyłącza
komunikator, otwiera plik tekstowy.
JOASIA
(do siebie)
Babcia Jagna na nartach? Czemu nie…?
~
SCENA
3.
SALA
POLONISTYCZNA
Połowa
kolejnego tygodnia.
Trwa lekcja,
uczniowie robią notatki. Tatiana spogląda na zegar ścienny.
TATIANA
Zostało kilka minut do końca lekcji, więc
wykorzystam je na sprawy konkursu.
Uczniowie
nagle podnoszą głowy znad zeszytów, wpatrują się w Tatianę.
Udało mi się z grubsza przejrzeć wasze prace, to mi
wystarczyło, by wybrać zwycięzcę. Osoba ta, oprócz oceny cząstkowej, do końca
roku szkolnego nie będzie odpytywana z żadnego przedmiotu. Czas nas przynaglił,
więc to tyle, jeśli chodzi o nagrody.
Odwraca się
do biurka, sięga po kartkę.
A więc, tegorocznym laureatem ogłaszam… (odchrząkuje) Jerzego Bytnara.
Zdumione
spojrzenia uczniów kierują się na równie zaskoczonego Jerzego.
TATIANA
(bez
entuzjazmu)
Tak, wiem, ja też jestem zaskoczona, ale zasłużyłeś
sobie. Proszę, oto dyplom na pamiątkę.
Uczniowie
klaskają, Jerzy, zadowolony, podchodzi do Tatiany, odbiera od niej dyplom,
podają sobie ręce, wymieniają uśmiechy.
GOŚKA
(szeptem, do
Joasi)
To jakiś absurd!
JOASIA
Coś tu nie gra…
Słychać
dzwonek, uczniowie się pakują, większość gratuluje Jerzemu, na co Joasia i
Gośka patrzą z odrazą. Biorą plecaki i kierują się do wyjścia.
TATIANA
Wierzyńska, Krynicka.
Odwracają
się do nauczycielki.
Zajrzyjcie dziś do skrzynki mailowej.
Dziewczęta
patrzą zdumione to na siebie, to na Tatianę, nauczycielka się uśmiecha.
A teraz sio, na korytarz.
Puszcza im
oko, dziewczęta wychodzą.
GOŚKA
(szeptem, do
Joasia)
Wiedziałam, że ona coś knuje…
~
POKÓJ
JOASI
Joasia
wpada do pokoju, włącza komputer, wchodzi na skrzynkę mailową.
JOASIA
O, jest wiadomość.
Otwiera,
czyta.
„Piątek, 14:00, Nowy Świat 75. Zapamiętać, wiadomość
usunąć, gęba na kłódkę. T.G.”
Joasia
czyta tekst kilka razy.
JOASIA
75? Przecież ten budynek to ruina…
Bierze
komórkę, dzwoni.
GOŚKA
(w telefonie)
Wchodziłaś na maila?
JOASIA
Ja właśnie w tej sprawie. Ogarniasz coś z tego?
GOŚKA
Nic a nic, ale zaczyna się robić ciekawie!
JOASIA
Usunęłaś to?
GOŚKA
Jeszcze nie.
JOASIA
Słuchaj, czy ona się przypadkiem nie pomyliła? Pod
numerem 75 jest ta stara rudera…
GOŚKA
A nie 76?
JOASIA
Ech, sprawdzimy na miejscu.
GOŚKA
Chodzi jej o jutro, co nie?
JOASIA
Na to wygląda. Myślisz, że to ma coś wspólnego z tym
Serafinem?
GOŚKA
Jakim Serafinem?
JOASIA
No tym z wiadomości na karteczce…
GOŚKA
Hę?
JOASIA
Ech, nieważne. Dobra, kończę, do jutra!
GOŚKA
Na razie!
Joasia się
rozłącza, kładzie komórkę na biurko, ponownie czyta treść wiadomości.
JOASIA
Piątek, czternasta, siedemdziesiąt pięć.
Usuwa
wiadomość.
~
SCENA
5.
ULICA
NOWY ŚWIAT
Nadchodzą
Joasia i Gośka, rozglądają się.
GOŚKA
63, 65, 67…
JOASIA
Widzisz, po tej stronie ulicy są nieparzyste.
Podchodzi
do nich Mateusz – wysoki, barczysty, o łagodnym obliczu, trzyma ulotki.
MATEUSZ
(nieśmiało)
Może panie zechcą wziąć?
GOŚKA
Hę?
MATEUSZ
To wprawdzie z banku, ale myślę, że to nie
przeszkadza…
GOŚKA
(z przekąsem)
Nie chcemy pożyczek.
MATEUSZ
Nie nalegam na to, chciałem tylko, by panie…
GOŚKA
(nerwowo)
Powiedziałam, że nie chcę żadnej pożyczki!
MATEUSZ
(przerażony)
Och…
Joasia szturcha
Gośkę, karci ją wzrokiem.
JOASIA
(z sympatią)
Dziękujemy za propozycję, ulotkę jak najbardziej
weźmiemy. Przepraszam za koleżankę, jest trochę…
GOŚKA
(ciągnąc
Joasię)
Idziemy!
MATEUSZ
Ja… ja przepraszam, nie chciałem…
GOŚKA
Chodź, Aśka!
MATEUSZ
...nie chciałem denerwować…
GOŚKA
Idziemy!
MATEUSZ
Jeszcze raz najmocniej przepraszam…
GOŚKA
No już, już, chodź, Aśka.
JOASIA
(uprzejmie)
Dziękujemy serdecznie, do widzenia!
Mateusz
przez dłuższą chwilę odprowadza je wzrokiem.
GOŚKA
Co za natręt!
JOASIA
Chciał tylko być miły.
GOŚKA
Dziękuję za taką uprzejmość!
JOASIA
Nie przesadzaj. O, zobacz, siedemdziesiąt pięć.
Stają przed
opuszczonym, mocno nadniszczonym budynkiem.
GOŚKA
(z odrazą)
Mamy tam wejść?
JOASIA
Na to wygląda.
GOŚKA
Ale… hej, zaczekaj!
Dogania
Joasię, będącą już za progiem.
BUDYNEK
POD NUMEREM 75
JOASIA
(z uśmiechem)
Słyszysz?
Z wnętrza
dobiega dźwięk gitary i czyjś śpiew. Joasia ciągnie Gośkę za rękę, przechodzą
krótkim korytarzem, docierają do pomieszczenia głównego.
Ich oczom
ukazuje się przytulne wnętrze, po prawej przy wejściu wieszak na kurtki, pośrodku
stolik, wokół niego szeroka sofa, na wprost przejście do mniejszego
pomieszczenia, z obu stron porozkładane fotele, w prawym rogu stary fortepian
przykryty płachtą.
Na sofie
siedzi Dorcia – niska i gruba, ciemne włosy spięte w kucyk, okulary, piskliwy
głosik; obok niej Andrzejek – niepozorny, niezmiennie uśmiechnięty, ubrany w
rozpinaną bluzę, dżinsy i adidasy, trochę sepleni; pomiędzy nimi śpiewa i gra
na gitarze Artur – bardzo chudy, długie blond włosy i grzywka opadająca na lewe
oko; Dorcia i Andrzejek również podśpiewują.
Nie
zauważają Joasi i Gośki, dopiero gdy te klaskają po skończeniu lekkiego, wesołego
utworu, spoglądają na nie zdumieni.
JOASIA
(nieśmiało)
Czeeść…
ARTUR
Asia i Gosia?
Joasia i
Gośka kiwają głowami.
A więc zapraszamy, siadajcie! Tatiana powinna za
moment być.
Cała trójka
wstaje z sofy, wszyscy szeroko uśmiechnięci.
ARTUR
(podając rękę)
Artur, spec od tekstów piosenek.
JOASIA
(podając rękę)
Miło nam.
DORCIA
Dorota, miłośniczka historii. Ale mówcie mi Dorcia!
JOASIA
Cześć.
ANDRZEJEK
Andrzej, też historyk.
ARTUR
A wy? Jaka fucha?
Joasia i
Gośka patrzą po sobie zdumione.
Ach, wy jeszcze nie w temacie, wybaczcie… Siadajcie,
proszę.
Joasia i
Gośka dziękują mu uśmiechem, po zdjęciu i odwieszeniu kurtek zajmują miejsca.
Artur odwraca się za siebie.
Może przyjdziesz się przywitać?
Joasia i
Gośka oglądają się również, wypatrując kolejnej osoby.
LENA
Wait a second…
ARTUR
Wybaczcie jej, bywa markotna.
JOASIA
Co to był za utwór?
ARTUR
Ach, to mój autorski…
JOASIA
(z uśmiechem)
Wpada w ucho, podobał mi się.
ARTUR
Taki banałek. Ale dzięki za miłe słowa. O, jesteś
wreszcie.
Przed nimi,
chowając komórkę w kieszeni, staje Lena – niska, długie, czarne włosy, okulary
w grubych oprawkach, nieco chrypliwy głos.
LENA
(bez
entuzjazmu)
Siema.
JOASIA
(wstając)
Joasia jestem.
LENA
Lena. Magda-lena.
GOŚKA
(wstając)
Gośka. A ty czym się zajmujesz?
LENA
Specjalistka od zmian istniejących historii. Jeszcze
nie ogarniacie, o co chodzi, ale nie szkodzi. A teraz wybaczcie, sprawy
wzywają.
Wyciąga z
powrotem komórkę i siada z powrotem na jeden ze stojących po lewej stronie
foteli.
ARTUR
Chcecie coś do picia? Kawę? Herbatę?
GOŚKA
Kawę, chętnie.
JOASIA
Ja dziękuję.
Artur
wstaje, wychodzi za zaplecze, słychać dźwięk gotującej się wody w czajniku.
ANDRZEJEK
(spokojnie)
A więc jesteście tu nowe?
JOASIA
Tak, pierwszy raz.
ANDRZEJEK
Będzie fajnie, zobaczycie. Ja to się w ogóle nie
spodziewałem, co mnie tu czeka. Prawda, Dorciu?
DORCIA
Och, najlepsza przygoda życia! A Tatiana, cudeńko
nad cudeńka!
GOŚKA
(pod nosem)
Taa…
ANDRZEJ
(spoglądając
na zegarek na ręce)
Ciekawe, gdzie ona jest, miała być pięć minut temu.
Ojojoj, może coś się stało…
W tym
momencie słychać trzask zamykanych drzwi i stukot obcasów. Po chwili ukazuje
się Tatiana.
TATIANA
O, widzę, że dziewczynki już są.
Odkłada
torebkę na bok, zdejmuje kurtkę i szalik, wiesza na wieszaku, podwija rękawy
marynarki.
Co tam, zuchy, jak idzie robota?
DORCIA
Pani profesor, nie wiem co dalej!
TATIANA
(uchylając
okno)
Jak to nie wiesz, Dorciu, rozmawiałyśmy już o tym…
DORCIA
Ja pamiętam, ale tak bardzo się boję, że król umrze
przedwcześnie!
TATIANA
O to się nie martw, dziecko, będzie żył i dokona
wielkich czynów. Tylko nie zamąć mu za bardzo.
DORCIA
Tego się właśnie boję!
ARTUR
(zza rogu)
Pani profesor, kawę czy herbatę?
TATIANA
To, co ostatnio, Arturze! Ale tylko pół łyżeczki
cukru, muszę trzymać formę! Co dziewczynki, podoba wam się siedziba naszego
klubu?
Joasia i
Gośka dopiero po chwili orientują się, że Tatiana mówi do nich.
JOASIA
Przytulnie… tu.
GOŚKA
Lepiej wygląda w środku niż na zewnątrz.
TATIANA
Pozory mylą, co? Musicie wiedzieć, że to
konieczność, cały ten kamuflaż…
Przysuwa
sobie fotel, wyciąga z torebki paczkę papierosów.
Ktoś chce?
Joasia i
Gośka machają przecząco głowami, patrzą po sobie zdumione.
Żeby była jasność – to, co dzieje się tu, w klubie,
pozostaje w klubie i nie wychodzi poza jego mury. Tutaj każdy może być sobą!
Przychodzi
Artur z tacą pełną kubków, kładzie ją na stoliku. Tatiana częstuje go
papierosem, Artur wyjmuje z kieszeni zapalniczkę, odpala Tatianie i sobie.
TATIANA
Myślę, że możemy zaczynać. Lena?
Po chwili
przychodzi Lena, wpatrzona w ekran komórki, siada na sofie. Artur kładzie na
stoliku popielniczkę, przysuwa sobie drugi fotel.
TATIANA
(do Leny)
Jak kocha, to poczeka.
Lena chowa
komórkę, naburmuszona.
A więc, witamy dwie nowe członkinie Klubu Serafina.
Mam nadzieję, że zdążyliście się już sobie przedstawić.
Wszyscy
potakują, Lena znów wyjmuje komórkę.
Na początek musicie mi obiecać, że nic, ale to
absolutnie nic, o czym tu rozmawiamy, nie wyjdzie poza ściany tej rudery.
Joasia i
Gośka przytakują.
Trzeba wam najpierw wyjaśnić, na czym polegają nasze
tutejsze działania.
Wrzuca
papierosa do popielniczki, wstaje, przysuwa na środek stojącą przy ścianie
tablicę. Artur zrywa się z miejsca.
Spokojnie, poradzę sobie.
Pomaga jej
ustawić tablicę równo, siada. Tatiana bierze kredę do ręki.
Otóż trzeba wam wiedzieć, że wasz talent pisarski
nie należy do pospolitych. Podobnie jak wszyscy tu zebrani, jesteście tak
zwanymi pisarzami autochtonicznymi.
Rysuje
schemat na tablicy.
Pisarzy dzielimy na dwie grupy. Większość z nich
opisuje historie, które mają miejsce w światach równoległych, a więc nam
niedostępnych. Istnieje jednakże nieliczne grono takich, którzy, zgodnie z
nazwą, piszą o rzeczywistości, z której sami pochodzą.
Joasia i
Gośka patrzą po sobie zdumione.
Myślę, że Joasia lepiej rozumie to, o czym mówię,
posłużę się więc jej przykładem. Piszesz historię swojej babci od nowa. Jesteś
pisarką autochtoniczną, a więc każde napisane przez ciebie słowo staje się
prawdą. Na razie wszystko jasne?
JOASIA I GOŚKA
Eee…
TATIANA
Nie pytam, na ile was to wszystko dziwi. Powinno
dziwić i to bardzo. Tak więc nalegam, na czas przebywania tutaj usypiajcie
rozsądek. Zrozumiano?
Dziewczęta potakują
nieśmiało.
Świetnie. Teraz już wiecie, że coroczny konkurs
literacki ma na celu ujawnienie talentu takiego pisarza i objęcie go wsparciem.
Oficjalnie zwycięzcą zawsze ogłaszam osobę, co do której nie mam wątpliwości,
że autochtoniczna nie jest, dla odwrócenia uwagi. Cieszymirów to mała mieścina,
tak więc co roku trafia nam się średnio jeden autochton, zwykle w wieku około
szesnastu, siedemnastu lat. No, jedynym wyjątkiem jest Lena, której talent
objawił się już przy czternastu!
Lena
podnosi na sekundę oczy znad komórki, uśmiecha się pobieżnie.
Najpierw zaczęłam współpracę z Dorcią, rok później
dołączył Artur, potem Andrzejek jako siedemnastolatek i w końcu Lena. W tym
roku trafiły nam się aż dwie sztuki, sama jestem tym faktem zaskoczona.
Zmazuje
gąbką tablicę.
Ważne jest, by autochton nie pozostał sam na sam ze
swoim dziełem. Brak koordynatora albo, co gorsza, nieodkrycie talentu, może być
dotkliwe, wręcz tragiczne w skutkach. Musicie być świadome ciążącej na was
ogromnej odpowiedzialności za losy bohaterów, których opisujecie. To prawdziwe
osoby, które bardzo łatwo skrzywdzić, jeśli się nie jest dość ostrożnym. A
każdy zmarnowany talent to jak zmarnowanie czyjegoś życia.
Tatiana
pisze drukowanymi literami wyraz „Bóg”.
Tak, moje drogie, co do tego nie wszyscy jesteśmy
zgodni. Dla jednych to On, jako pisarz świata, opowiedział nasze losy od
początku do końca. Pierwszym grzechem ludzkości mogło być słowo, wypowiedziane
wbrew Niemu. Kto wierzy w Niego, ten wierzy również, że czuwa On nad naszą
twórczością, co nie zwalnia nas, oczywiście, z odpowiedzialności. Skazani
jesteśmy na popełnianie błędów. Kto zaś nie wierzy, uznaje, że to świat, jako
samodzielny organizm, potrafi sam o siebie zadbać. Jedynie tak odpowiedzieć
możemy sobie na pytanie, jakim sposobem, przy takiej ilości niezależnych od
siebie historii, rzeczywistość wciąż zachowuje równowagę.
Zmazuje
tablicę, odkłada gąbkę i kredę.
Same więc widzicie, że do grona autochtonicznych
należeć może każdy, kto tylko przejawia talent. Tak brzmi pierwszy punkt naszego
regulaminu.
Zdejmuje ze
ściany obramowaną tablicę.
Brzmi dokładnie tak: „Do klubu
może należeć dosłownie KAŻDY, kto tylko przejawia talent pisarza
autochtonicznego.” Każdy to każdy, bez żadnych wyjątków.
Odchrząkuje.
Punkt
drugi: „Absolutnie pod żadnym pozorem nie wolno porzucać swego dzieła, albowiem
zapomniane
dzieło jest jak zapomniany człowiek, a zaniechane dzieło jest jak przedwczesna
śmierć.” To sobie dobrze zapamiętajcie. Jak już mówiłam, ciąży na nas wielka
odpowiedzialność. Kolejny punkt: „Zawsze wyciągamy
pomocną dłoń do znanych nam przypadków sierot, a więc za wszelką cenę dążymy do
ich adopcji.” Łatwo się domyślić, że chodzi tu o bohatera porzuconego, czyli tym
samym uwikłanego we fragmencie swojej historii. Taki ktoś ma poczucie, że
utknął w jednym momencie życia, jest jakoby wyłączony z następstwa zdarzeń,
rządzi nim niemoc działania. Z takiej sytuacji uwolnić może tylko inny pisarz
autochtoniczny, wpisując sierotę do swojego dzieła, czyli wiążąc losy własnego
bohatera z nowym. Następne punkty brzmią: „ Nie wolno udostępniać swoich dzieł
autochtonicznych poza społeczność klubu.”
Tu na sekundę przerywa, zerkając na
Joasię.
„Nie
wolno sprowadzać stworzonych przez siebie bohaterów na własną drogę życia.”
Tutaj od razu nadmieniam, że jest to najczęściej łamana zasada, co nie oznacza
oczywiście, że nieistotna. Po prostu niesie za sobą pewne ryzyko. „Nie wolno
wpisywać samego siebie w opisywaną historię.” To się wiąże bezpośrednio z
poprzednią zasadą. Dalej: „Należy pisać tylko o sprawach, które są możliwe do
zaistnienia.” Innymi słowy, wystrzegamy się wszelkiego rodzaju fantastyki, gdyż
może to tylko poważnie namieszać w życiu bohatera. Następny punkt tłumaczy
jedno z takich zjawisk: „Osoby podróżujące w czasie są zawsze fikcyjne.” Co
przez to rozumieć? To, co niemożliwe, nigdy nie będzie prawdziwe,
zapamiętajcie. No i ostatni punkt: „Możecie napisać tylko jedno dzieło
autochtoniczne w swoim życiu.” Nie ma możliwości wycofania się z rozpoczętej
opowieści albo napisanie innej, każda następna będzie już bowiem należała do
światów równoległych. Myślę, że podstawową wiedzę już nabyłyście. Jakieś
pytania?
GOŚKA
(nieśmiało)
Pani
też jest… autochtoniczna?
TATIANA
Owszem,
zajmowałam się powieścią detektywistyczną. Paskudny temat…
GOŚKA
A
jak pani profesor odróżnia takich pisarzy od tych zwykłych?
TATIANA
Wbrew
pozorom, styl pisania autochtona można rozpoznać niemal od razu. Skupiamy się
mocno na detalach, nasze historie są wyjątkowo realistyczne. Wielu znanych
pisarzy należało do autochtonicznych, choć czytelnikom nijak dostrzec tę
subtelną odmienność. Jak już zdążyłyście zauważyć, każda z obecnych tu osób
specjalizuje się w innym gatunku, co sprawia, że jesteśmy unikatowi, wyjątkowi.
Biorąc pod uwagę…
Przerywa, słysząc huk zamykanych
drzwi i czyjeś kroki. Wszyscy kierują wzrok w stronę wejścia, gdzie po chwili
ukazuje się Mikołaj – gitarzysta z parku, ubrany w pasiasty szalik i długi
płaszcz.
MIKOŁAJ
Serwus!
TATIANA
No
proszę, Serafinowicz jak zawsze spóźniony!
Wstaje, podchodzi do niego,
spoglądają sobie w oczy, wybuchają śmiechem.
Och,
Miki, Miki, jak dobrze cię widzieć.
Obejmują się czule, pozostali
wpatrują się ze zdumieniem.
Kochani,
przedstawiam wam Mikołaja Serafinowicza, mojego ucznia.
Mikołaj uśmiecha się do wszystkich,
zdejmuje płaszcz i szalik.
Od
lewej siedzą Artur, Lena, Dorcia, Andrzejek, Gośka i Joasia.
MIKOŁAJ
Ech,
i tak pewnie zaraz zapomnę.
JOASIA
(szeptem, do Gośki)
To
ten, co grał w parku, co nie?
GOŚKA
W
jakim parku?
TATIANA
Co
tam, dziewczynki?
JOASIA
Nic,
ja tylko… Pamiętam Mikołaja z naszej wizyty w parku, jakoś sprzed dwóch
miesięcy.
Mikołaj, wieszając płaszcz, patrzy
zdumiony to na Joasię, to na Tatianę.
MIKOŁAJ
Ty…
ty mnie pamiętasz?
Joasia milczy przez dłuższą chwilę,
nie spuszcza z niego wzroku.
JOASIA
Tak,
czemu bym miała… zapomnieć…?
Mikołaj wymienia spojrzenia z
Tatianą, oboje zdziwieni.
No
co jest, Gośka, nie pamiętasz?
Gośka kiwa przecząco głową.
Jak
to, ale…
TATIANA
W
porządku, Wierzyńska, to nic takiego.
MIKOŁAJ
Wierzyńska?
Nazwisko jak mój kuzyn, Edward…
Joasia chce odpowiedzieć, ale Tatiana
wchodzi jej w słowo. Mikołaj i Joasia nawiązują chwilowy kontakt wzrokowy.
TATIANA
No
już, dość gadania, przejdźmy do rzeczy. Miki, przysuń sobie jakiś fotel. Chcę
usłyszeć, w jakim miejscu fabuły utknęliście…
Joasia śledzi każdy ruch Mikołaja,
ten siada na fotelu obok Artura, podaje mu rękę, o czymś rozmawiają.
Dorciu,
to może najpierw rozwiejemy twoje wątpliwości.
DORCIA
Dziękuję,
pani profesor. Mam problem takiejże natury – otóż, zgodnie z historią, młody
król pozostał bez rodziców, lecz jeden z moich bohaterów pragnie go zgładzić! A
jeśli nie będzie nikogo w pobliżu, kto by go ocalił?
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Zawsze
może się zjawić ktoś niespodziewany.
Dorcia wpatruje się w niego z
podziwem.
DORCIA
Ale
jak to… niespodziewany…?
MIKOŁAJ
Po
prostu, przybywa ktoś, kogo nikt nie oczekiwał, bierze pod opiekę młodego króla
i…
DORCIA
Och,
jesteś genialny!
GOŚKA
(pod nosem)
Amerykę
odkryłeś…
TATIANA
Rozumiem
twoją ostrożność, Dorciu, uzupełniając historię trzeba być jeszcze bardziej
odpowiedzialnym i rozsądnym. Ale pomysł Mikołaja nie zaburzy, myślę, właściwego
toku wydarzeń…
DORCIA
Pani
profesor, a jeśli on nie zasiądzie na tronie?
TATIANA
O
nic się nie bój, wierzę w twoje umiejętności.
GOŚKA
(pod nosem)
Wzruszające…
TATIANA
Powinnaś,
Dorciu, koniecznie nawiązać współpracę z historykiem. Ja nie jestem w stanie w
pełni zagwarantować ci, że wszystko co piszesz, jest dopuszczalne.
DORCIA
(podekscytowana)
Zna
pani kogoś takiego?
TATIANA
(z przekąsem)
Owszem…
DORCIA
Och!
TATIANA
Andrzejku,
tobie on też może co nieco doradzić. Jak tam twoi rycerze?
ANDRZEJKU
Wszystko
pod kontrolą prze pani, Grunwald zwyciężony!
TATIANA
Cieszę
się niezmiernie. Artur?
ARTUR
Pani
zna moje zdanie.
TATIANA
(z powagą)
Nie
pytam o nie. Chcę wiedzieć, czy potrzebujesz pomocy?
ARTUR
Nie…
TATIANA
Na
pewno?
Wszyscy wsłuchują się zdumieni w
nieco napiętą dyskusję.
ARTUR
Nigdy
jej nie potrzebowałem.
Patrzą sobie przez chwilę w oczy,
Tatiana odwraca wzrok.
TATIANA
Lena?
LENA
Kończę
rozdział, będzie mi potrzebna pani pomoc przy kolejnym.
TATIANA
To
już jeden z ostatnich, prawda?
LENA
(z uśmiechem)
Niezupełnie,
postanowiłam pójść jeszcze nieco dalej.
TATIANA
No,
to fantastycznie! A teraz wybaczcie, muszę poświęcić więcej uwagi dziewczynkom.
To wszystko na dziś, ale możecie zostać, jak chcecie.
ARTUR
Będzie
wam przeszkadzała gitara?
TATIANA
Dziewczynki?
JOASIA
I GOŚKA
Nie,
nie.
ARTUR
Dzięki!
Joasia odprowadza wzrokiem Artura i
Mikołaja, siadających z gitarą na fotelach w lewym rogu pomieszczenia.
LENA
To
ja lecę, na razie!
WSZYSCY
Pa,
pa!
ANDRZEJEK
My
też się będziemy z Dorcią zbierać.
TATIANA
Oczywiście.
Dam wam znać, kiedy się skontaktuję z tym… historykiem.
DORCIA
Dziękujemy
niezmiernie, pani profesor!
ANDRZEJEK
Do
widzenia wszystkim.
TATIANA
Do
widzenia, dziękuję!
WSZYSCY
(oprócz Tatiany)
Cześć!
Lena, Andrzejek i Dorcia wychodzą. Artur
zaczyna grać na gitarze, Joasia i Gośka przyglądają się mu przez moment.
TATIANA
Z
tobą, Gosiu, mam nieco większy problem niż z Joasią. Jej praca jest już
składna, wprawdzie nie jestem zwolenniczką pisania o osobach zmarłych, ale nie
ode mnie to zależy. U ciebie wciąż wyczuwam chaos, trudno określić, gdzie
zaczyna się, a gdzie kończy dany wątek…
GOŚKA
Gdyby
pani wiedziała, ile razy nanosiłam na to poprawki! Wiem, wszystko się tam wali,
nie ma związków przyczynowo-skutkowych, nie umiem ominąć błędów logicznych…
TATIANA
Bez
paniki, to wszystko da się opanować. Najwyraźniej twoje bohaterki nie są
banalne. Bynajmniej nie są banalne.
Uśmiecha się do Gośki, ta odrobinę
rozpromieniona.
No
już, dziecko, nie wymiękaj, tylko bierz się do roboty, liczę na ciebie. Masz
ogromny talent i absolutnie nie masz prawa go zmarnować.
Odwracają się do Mikołaja i Artura,
słysząc ich ożywione śpiewanie, przyglądają się im przez chwilę.
Ech,
ci chłopcy…
GOŚKA
Z
jakiej szkoły jest ten Mikołaj?
TATIANA
Uczył
się poza Cieszymirowem, dlatego bywa tu rzadziej. Niecodzienny chłopak…
Mikołaj i Artur spostrzegają, że są
obserwowani, uśmiechają się głupio.
Dobrze,
na dziś macie już dość wrażeń. Gosiu, chciałabym, żebyś przez weekend pomyślała
o tym, jak wyklarować język, bo treść jest cudowna. Joasiu, u ciebie wszystko w
porządku, tylko proszę, byś skupiła się przede wszystkim na babci. Wszelkich
innych bohaterów, mniej lub bardziej zamierzonych, odłóż na dalszy plan.
Joasia i Gośka przytakują.
Spotkajmy
się tu w poniedziałek, koło piętnastej. Pasuje wam?
Przytakują.
Super.
Ja muszę lecieć, obowiązki wzywają. Miki, Artur, wychodzę!
ARTUR
I MIKOŁAJ
Do
widzenia!
TATIANA
(cmokając)
Buziaczki,
pa, pa!
Porywa z wieszaka kurtkę. szybkim
krokiem wybiega z sali.
GOŚKA
(do Joasi)
Wow.
JOASIA
Nieźle,
nie?
GOŚKA
Nieźle?
Fenomenalnie! Czy ja śnię?!
JOASIA
Jeśli
tak, to obie śnimy o tym samym.
Obok nich przechodzą Artur i
Mikołaj, rozmawiają i śmieją się, Artur chowa gitarę do pokrowca, zakłada go na
ramię.
GOŚKA
Ktoś
tu zamyka drzwi?
ARTUR
Owszem,
ale tylko dla zasady. Jedyne, co tu można ukraść, to kawa i herbata. Idziecie?
Joasia i Gośka wstają, Joasia zerka
kątem oka na Mikołaja, ich spojrzenia spotykają się na ułamek sekundy.
ARTUR
(do dziewcząt)
I
jak wrażenia?
GOŚKA
Mocne.
ARTUR
Co
nie? Wiecie, ja do teraz nie jestem przekonany, czy faktycznie tu pasuję. Piszę
tylko teksty piosenek, Tatiana przyjęła mnie do klubu ze względu na nie.
GOŚKA
No
właśnie, co one mają wspólnego z…
ARTUR
Tworzę
historię, według Goldberg. Wpływam na ludzi, opisuję ich uczucia, pobudzam
świadomość ich posiadania, w czym pomaga mi muzyka.
JOASIA
Występujesz
gdzieś?
ARTUR
Gram
w zespole rockowym z dwoma kumplami. Nazywamy się Weeping Sky, nie wiem czy
kojarzycie.
JOASIA
Obiło
mi się o uszy…
ARTUR
Jak
dobrze pójdzie, to w najbliższym czasie zagramy kilka koncertów. Już teraz
zapraszam serdecznie.
JOASIA
Dzięki,
chętnie was posłuchamy.
ARTUR
Miki,
wpadniesz też?
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Postaram
się.
Wychodzą na zewnątrz, Artur zamyka
drzwi na klucz. Gośka się rozgląda.
JOASIA
Co
jest?
GOŚKA
Patrzę,
czy tego dziwaka tu gdzieś nie ma…
JOASIA
Oj
weź nie przesadzaj, chciał tylko rozdać ulotki.
GOŚKA
(nerwowo)
Żadnej
mi nie wciśnie, ani jednej nie tknę.
ARTUR
Mówicie
o tym gościu, co się tu szwęda? Wziąłem od niego całą garść tych świstków, żeby
się chłopak nie męczył.
JOASIA
(do Gośki)
A
widzisz, można uprzejmie.
GOŚKA
Grr…
ARTUR
To
ten, trzymajcie się, dziewczyny, do zobaczenia kiedyś!
JOASIA
I GOŚKA
Na
razie, cześć!
Mikołaj żegna je uśmiechem i
machaniem, chłopcy odchodzą.
GOŚKA
Ale
dziwak!
JOASIA
Kto?
GOŚKA
Jak
to kto, Mikołaj…
JOASIA
Ciekawie
się ubiera.
GOŚKA
Jakby
się wyrwał z poprzedniego stulecia! A ten Artur całkiem sympatyczny…
JOASIA
(ze śmiechem)
To
chyba pierwszy chłopak, o którym masz tak dobre mniemanie!
GOŚKA
Za
dużo powiedziane. Za to ta Dorcia… brr, irytująca… z czego się śmiejesz?
Joasia zakrywa usta, chichocze,
Gośka podnosi z ziemi kulkę śniegu i w nią rzuca, Joasia jej oddaje.
JOASIA
(ze śmiechem)
Głupia.
GOŚKA
Pff!
JOASIA
Tacy
śmieszni, ona i ten Andrzejek…
GOŚKA
Są
siebie warci, ewidentnie. Oni oboje i Krzywonos, historyczne świry!
Joasia ponownie wybucha śmiechem.
JOASIA
Wszystkich
troje uwielbiasz.
GOŚKA
Taa,
mam szczęście do takich.
JOASIA
To
gdzie teraz? Do Serafinowicza?
GOŚKA
Czemu
by nie!
JOASIA
Zaraz…
GOŚKA
Co?
JOASIA
Serafinowicz.
Gaspar. Mikołaj. Klub Serafina.
GOŚKA
Jaaacie…
JOASIA
I
kuzyn Wierzyński. Coś czuję, że to jeszcze nie koniec niespodzianek…
~
SCENA 6.
SIEDZIBA KLUBU
Trzy dni później.
Wchodzą Joasia i Gośka.
GOŚKA
(naciskając klamkę)
Otwarte?
JOASIA
Ktoś
tu musiał być przed nami.
GOŚKA
Na
to wygląda. Ech, przynajmniej nie napatoczył się dzisiaj ten ulotkarz.
JOASIA
Nie
przesadzaj. Coś się tak uparła na niego?
Gośka nie odpowiada.
Tatiana
się spóźnia.
W tym momencie słyszą kroki, jednak
nie stukanie obcasów. Joasię i Gośkę zdumiewa widok Mikołaja.
MIKOŁAJ
O,
serwus, jesteście. Tatiana najmocniej przeprasza, że nie dała rady dzisiaj
dotrzeć, coś ważnego jej wypadło…
GOŚKA
Ech…
MIKOŁAJ
(patrząc na Joasię)
Umówi
się z wami na inny dzień. Prosiła tylko, żebyś… przypomnij mi swoje imię…
JOASIA
Joanna.
MIKOŁAJ
Joanna…
Mogę ci mówić Janna?
JOASIA
(obojętnie)
Czemu
nie?
MIKOŁAJ
Tak
mówiłem do swojej ciotki. Swoją drogą, ciekawa sprawa, bo miała tak samo na
nazwisko…
JOASIA
Druga
Joanna Wierzyńska? A skąd pochodzi?
MIKOŁAJ
Z
okolic Warszawy… Wracając do tematu, Tatiana prosiła, byś dostarczyła jej w
najbliższym czasie dalszą część swojej pracy.
GOŚKA
A
w czym ty się specjalizujesz?
MIKOŁAJ
(nieco zakłopotany)
Ja?
Hm… ze mną jest nieco podobny problem, co z Arturem…
JOASIA
Piszesz
teksty?
MIKOŁAJ
Wiersze,
ale tylko czasem. Właściwie bardziej zajmuję się muzyką…
JOASIA
To
do klubu mogą należeć też muzycy?
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Niezupełnie.
Ech, to dość skomplikowane… Jestem tutaj, jakby to powiedzieć, na nieco innych
zasadach. Nieważne, w każdym razie ćwiczę tu codziennie grę na gitarze, więc
jeśli byście chciały posłuchać…
JOASIA
Właściwie
to nawet…
GOŚKA
Aśka,
ja mam jeszcze zajęcia dodatkowe…
JOASIA
Teraz?
GOŚKA
(zakłopotana)
Eee…
Jeszcze nie, ale mam jedną sprawę do załatwienia…
JOASIA
Czyli
mam iść z tobą?
GOŚKA
No
właśnie… bo to ma związek z… ech, chodzi o Alinę…
JOASIA
Ach,
rozumiem. W porządku, możesz iść.
GOŚKA
(z entuzjazmem)
Dzięki!
Później ci opowiem, co i jak. To ten, do jutra, kochana.
JOASIA
Do
jutra.
Dziewczęta się ściskają, Mikołaj
dyskretnie się przygląda.
GOŚKA
Cześć,
Miki!
MIKOŁAJ
Na
razie!
Gośka wychodzi, chwila ciszy.
JOASIA
(nieśmiało)
To
ty… komponujesz coś sam?
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Próbowałem
swego czasu, ale nic z tego nie wyszło. Najczęściej gram dla zarobku, głównie
na pianinie.
JOASIA
I
da się z tego… żyć? Wybacz, że pytam…
MIKOŁAJ
Tam,
gdzie mieszkam, idzie mi całkiem nieźle.
JOASIA
Czyli
gdzie?
Mikołaj zaczyna się rozglądać, co dziwi
Joasię, kładzie rękę na jej ramieniu.
MIKOŁAJ
(poważniej)
Posłuchaj
mnie uważnie, Janna. Jest coś ważnego, o czym musisz wiedzieć. Nie próbuj tego
wszystkiego zrozumieć, bo to wychodzi poza granice rozsądku. Spytałaś, gdzie
mieszkam. Otóż odpowiem ci – pochodzę z Warszawy, tyle że tej sprzed
dziewięćdziesięciu lat.
Joasia rozwiera szeroko oczy.
JOASIA
Że
co???
MIKOŁAJ
Czas,
Janna. Jestem dziełem pisarza, dla którego czas nie stanowił żadnej przeszkody,
dzięki czemu mogę być tu i teraz, rozmawiać z tobą, normalnie funkcjonować.
Pamiętasz jeden z punktów regulaminu? „Osoby podróżujące w czasie są zawsze
fikcyjne.” Twoja pamięć cię nie myli, spotkaliśmy się już raz, tyle że jedynie
ty o mnie nie zapomniałaś…
JOASIA
Widziałam
cię jeszcze w kawiarni…
MIKOŁAJ
Co?
JOASIA
W
„Serafinowiczu”. Wróciłam się do stolika, bo zapomniałam wziąć komórkę i wtedy…
MIKOŁAJ
To
byłaś ty? Teraz mi jest głupio, że cię kompletnie nie pamiętam… W każdym razie,
podróżując w czasie, w nie swoich czasach staję się tak zwaną fikcją
autentyczną – jestem prawdziwy, ale ludzie niemal natychmiast o mnie
zapominają, jakbym nigdy nie istniał. Wiesz, już tyle razy byłem tu w klubie, a
za każdym razem muszę się na nowo przedstawiać…
JOASIA
To
ciekawe, bo mi wręcz… wręcz głęboko zapadłeś w pamięć…
Mikołaj spogląda jej w oczy.
MIKOŁAJ
(zdziwiony)
Głęboko?
JOASIA
W
końcu nie na co dzień spotyka się tak ubranego człowieka.
MIKOŁAJ
Ach,
tak… Cóż, zadziwia mnie niezawodność twojej pamięci…
JOASIA
Nie
wiem, czy dobrze zrozumiałam. Naprawdę urodziłeś się… dziewięćdziesiąt lat
temu?
MIKOŁAJ
Dokładnie
w roku dziewięćsetnym.
JOASIA
Wow.
MIKOŁAJ
Co
nie? Wiem, trudno to wszystko pojąć…
JOASIA
Jak
tu trafiłeś? I po co?
MIKOŁAJ
To
długa historia…
JOASIA
(z uśmiechem)
Z
pewnością bardzo interesująca.
Mikołaj wzdycha ciężko.
MIKOŁAJ
Miałem
coś zagrać, a nie wykładać ci swój życiorys.
JOASIA
Za
późno, pobudziłeś moją ciekawość.
Mikołaj uśmiecha się zrezygnowany.
MIKOŁAJ
No
nic, właściwie i tak powinnaś o wszystkim wiedzieć. Ech, od czego by tu zacząć…
JOASIA
(z ironią)
Hm,
może od początku?
MIKOŁAJ
Cóż…
A więc urodziłem się w Warszawie, miałem całkiem normalne dzieciństwo. A no
właśnie, muszę cię jeszcze raz spytać o Edwarda Wierzyńskiego…
JOASIA
Z
tego co pamiętam, tak nazywał się mój pradziadek…
MIKOŁAJ
Wiesz
coś o jego rodzinie?
JOASIA
Znam
go tylko z opowieści, właściwie żadnych szczegółów…
MIKOŁAJ
Bo
jak już ostatnio wspominałem… to mój kuzyn. Ciekawe, nie sądzisz?
JOASIA
Zaraz,
czyli ty musisz być moim… prawujkiem? Czy prastryjem…?
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Coś
w tym stylu. Nie próbuj tego zrozumieć, bo i tak do niczego nie dojdziesz.
JOASIA
Zdążyłam
się już przyzwyczaić.
MIKOŁAJ
Uwierz,
do tego nie da się przyzwyczaić. Trzeba by wyłączyć myślenie, uśpić rozsądek, a
jesteśmy do nich przywiązani bardziej, niż nam się wydaje. To jak sen na jawie.
JOASIA
Możesz
mieć rację…
MIKOŁAJ
Jakbyś
prawie co dzień budziła się w innej rzeczywistości, to dałabyś sobie spokój z
próbami pojmowania czegokolwiek. Tak więc, wracając do mojego kuzyna…
JOASIA
A
co z tą ciocią Joanną?
MIKOŁAJ
Zmarła
kilka lat temu, gruźlica. Była też ciotką Eddie’ego, więc musicie być
spokrewnione.
JOASIA
Eddie?
MIKOŁAJ
Taką
ma ksywę, od dzieciństwa. Wracając do mnie, układało się całkiem nieźle, dopóki
nie nadszedł 1914…
JOASIA
No
tak, wojna…
MIKOŁAJ
Rodzice
w porę wysłali mnie na południe, do starego stryja Beniamina. Mówili wprawdzie,
że ma odrobinę niepoukładane w głowie, sam zresztą przez długi czas tak
myślałem. Dopóki nie dowiedziałem się o autochtonicznych…
JOASIA
Twój
stryj nim był?
MIKOŁAJ
Nie
tylko, że był – to on napisał moją historię…
JOASIA
Cooo?
MIKOŁAJ
Chyba
się domyślasz, że nie uwierzyłem mu od razu. Nawet chciałem stamtąd uciec,
myślałem, że serio mieszkam pod jednym dachem z wariatem. Ale stryj się ze mną
długo nie cackał, od razu otworzył mi oczy…
JOASIA
Przeniósł
cię w czasie?
MIKOŁAJ
Otóż
to. Wiedział, że w obecnej sytuacji nie jest bezpiecznie, zaryzykował więc i
wysłał mnie w lepszą, w jego mniemaniu, przyszłość. Miał znajomości z innymi
autochtonicznymi, stąd myślę, że nie zrobił tego bez rozmysłu…
JOASIA
Myślisz,
że wiedział, jak wygląda dzisiejszy świat?
MIKOŁAJ
Przypuszczam,
że miał kontakt z historykami, niektórzy z nich zaglądają czasem do
przeszłości…
JOASIA
(z ironią)
Udaję,
że mnie to nie dziwi.
MIKOŁAJ
Wyobraź
sobie, że stryj obiecał mi bardzo długie lata życia. Nie mam pojęcia jak
długie, ale to brzmi obiecująco…
JOASIA
Może
przeżyjesz drugą wojnę?
MIKOŁAJ
(z powagą)
Nawet
mi o niej nie mów, wyobrażasz sobie jak to jest? Żyć ze świadomością tego, co
za dwadzieścia lat nastąpi?
JOASIA
Rzeczywiście…
MIKOŁAJ
Nie
mówmy o tym. Pewnego dnia zupełnie przypadkiem przypałętałem się do miejscowej
kawiarenki literackiej. Tam, proszę ciebie, mój wzrok przykuła jedna z gazet, a
mianowicie pewien nagłówek. Chodziło o jakiegoś pseudowizjonera, który to
rzekomo przewidział koniec świata właśnie za dziewięćdziesiąt lat. Wczytałem
się w treść, mówiąc szczerze, całkiem intrygującą, zwłaszcza dla takiego
smarkacza, jakim wtedy byłem. Musiałabyś widzieć moją minę, gdy podniosłem oczy
znad gazety i zorientowałem się, że jestem w zupełnie innej rzeczywistości.
Zacząłem wypytywać ludzi w lokalu, o co w tym wszystkim chodzi, aż w końcu
właściciel wywalił mnie za drzwi. Goniłem po mieście jak szalony, łzy w oczach,
panika…
JOASIA
(z żalem)
Biedaczek…
MIKOŁAJ
Co
nie? W końcu jak siadłem gdzieś na ławce i próbowałem się uspokoić, nagle
rzucił mi się w oczy pewien mężczyzna – a to dlatego, że był ubrany dość
staromodnie, nawet przypominał odrobinę stryja Beniamina. Stwierdziłem, że moim
jedynym ratunkiem jest iście za nim. Zaszedłem aż do biblioteki, gdzie, o
ironio, przeglądał książki historyczne. Tam dopiero zauważył, że go śledzę.
JOASIA
Powiedziałeś
mu o wszystkim?
MIKOŁAJ
Bardziej
wybełkotałem, tak bardzo byłem przestraszony. Nie zapomnę tego szczęścia na
wieść o tym, że facet wie o moim stryju i, co więcej, należy do tej grupy
ludzi, co on. Profesor Baliński, bo tak się nazywa, wziął mnie do siebie i
zapoznał ze swoją bliską znajomą, niejaką Tatianą Goldberg…
JOASIA
O!
MIKOŁAJ
Zrozumieli
wszystko to, o czym im opowiedziałem. Przygarnęli mnie do siebie, nauczyli żyć
we współczesnym im świecie. Przechowali mnie tu do końca wojny, sporo się przez
ten czas dowiedziałem o tym, co mnie czeka…
JOASIA
Dobrze
ci z tą wiedzą?
MIKOŁAJ
Niezupełnie,
ma to swoje gorsze i lepsze strony… Wróciłem do swoich czasów jako
osiemnastolatek, doskonale wyedukowany, szczególnie przez profesora, jego
wiedza z historii naprawdę przyniosła mi wiele korzyści. Mój entuzjazm niemal
natychmiast opadł, gdy nie zastałem stryja, zresztą szybko dowiedziałem się, że
zmarł zaraz po moim zniknięciu. Wtedy jeszcze nie uzmysłowiłem sobie, co to dla
mnie oznacza…
JOASIA
Zdanie
się na samego siebie.
MIKOŁAJ
Mało.
Janna, zmarł człowiek, który mnie napisał.
JOASIA
(wstrząśnięta)
Czyli
że zostałeś… sierotą?
Mikołaj
przytakuje.
I
co wtedy? Ktoś cię zaadoptował?
MIKOŁAJ
Idźmy
po kolei. Udało mi się dostać do Warszawy, zacząłem, rzecz jasna, szukać
rodziców. Zamiast nich jednak odnalazłem Eddie’ego, od niego to dowiedziałem
się o kolejnej tragedii…
JOASIA
(z żalem)
Czy
oni też…?
Ponownie przytakuje.
MIKOŁAJ
Zostałem
z tym wszystkim niemal zupełnie sam. Nie miałem stryja, który by zrozumiał moją
sytuację, nie było dachu nad głową. Na szczęście Edward wziął mnie do siebie,
dopóki nie znalazłem jakiegoś źródła zarobku. Do tego jeszcze dochodziły luki w
edukacji… No mówię ci, dużo mnie kosztowało, żeby jakoś to wszystko poskładać
do kupy.
JOASIA
Już
wtedy byłeś muzykiem?
MIKOŁAJ
Właściwie
najwięcej nauczyłem się tutaj. Wtedy podszkoliłem się w grze na pianinie… Tak,
to ten grat, co stoi w rogu.
Pokazał palcem przykryty płachtą instrument.
Dobrze
się złożyło, że w tym czasie powstawało pełno lokali, gdzie potrzebowali muzyków.
Zatrudnili mnie w kawiarence artystycznej, bywało tam szczególnie wielu poetów.
Najczęściej
robiłem im tło do recytacji.
JOASIA
Wiesz…
MIKOŁAJ
Hm?
JOASIA
Musi
ci być cholernie ciężko, ale mimo wszystko… to brzmi tak niesamowicie…
MIKOŁAJ
A
jeszcze lepiej wygląda! Tatiana na pewno potępiłaby ten pomysł, ale… nie
chciałabyś zobaczyć tego świata?
JOASIA
Chcesz
mnie zabrać do przeszłości?!
MIKOŁAJ
(z szerokim uśmiechem)
Czyli
się zgadzasz?
JOASIA
Ja…
ee…
MIKOŁAJ
No
to idziemy!
Zrywa się z miejsca, ciągnie Joasię
za rękę w stronę wyjścia. Oboje w biegu porywają kurtki z wieszaka.
JOASIA
Mam
nadzieję, że wiesz co robisz...
~
SCENA 7
KAWIARNIA LITERACKA „SERAFINOWICZ”
Do środka wpadają z impetem Joasia
i Mikołaj, chłopak ciągnie dziewczynę do stolika za rogiem.
JOASIA
Powiedz
mi, że to sen.
MIKOŁAJ
To
sen.
Joasia
(z ironią)
Wielkie
dzięki…
Siadają przy stoliku, Mikołaj sięga
po gazetę.
Nikt
jej tu nigdy nie znalazł?
MIKOŁAJ
Ta
gazeta jest jak ja – nie rzuca się w oczy.
JOASIA
Jestem
innego zdania…
MIKOŁAJ
Ale
tylko ty. Teraz się skup, to wymaga ogromnej uwagi.
JOASIA
(z uśmiechem)
Będziemy
czytać?
MIKOŁAJ
Jak
na literatów przystało. Za każdym razem wybieram sobie inny artykuł, żeby się
nie znudzić…
JOASIA
Co
wypada dzisiaj?
Mikołaj
rozwiera szeroko oczy.
Coś
nie tak?
MIKOŁAJ
Likwidują
tramwaj!
JOASIA
W
Cieszymirowie?
MIKOŁAJ
I
czym ja teraz będę jeździł na dworzec…
Joasia pochyla się nad gazetą,
oboje czytają artykuł.
Nie
no, to jakaś paranoja…
JOASIA
(rozglądając się w zachwycie)
To
już?
MIKOŁAJ
Hm?
Również się rozgląda, na jego twarz
wraca uśmiech.
Witaj
w przeszłości.
Wnętrze kawiarni wygląda bardzo
podobnie, jedynie więcej szczegółów wnętrza, a także ubiór klientów prezentuje
się jak w latach dwudziestych.
JOASIA
(szeptem)
Cholera!
MIKOŁAJ
Co
jest?
JOASIA
Przecież
ja się nie przebrałam!
MIKOŁAJ
(przyglądając się Joasi)
Zaraza…
Poczekaj, dam ci marynarkę…
Ściąga bordową marynarkę, pomaga
Joasi ją ubrać.
JOASIA
(z przekąsem)
Wyglądam
jak worek na ziemniaki.
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Przynajmniej
zasłania twoje ciuchy. Wyjdźmy stąd, tu jest za dużo ludzi.
Ciągnie ją za rękę do wyjścia,
przepychają się przez ciasno ułożone i pozajmowane stoliki, zwracają uwagę
ludzi.
JOASIA
(szeptem)
Gapią
się…
MIKOŁAJ
Ludzie
zawsze się gapią. To akurat nie zmieniło się przez stulecia ani o jotę.
Przepuszcza Joasię w drzwiach, żegna
ukłonem mężczyznę za ladą, wychodzi.
Ich oczom ukazuje się XX-wieczne
miasteczko, lekko pokryte śniegiem. Przez środek ulicy przebiegają tory
tramwajowe, układ dróg i budynków bez zmian; co jakiś czas drogą przejeżdża
samochód, gdzieniegdzie przechodnie ubrani w ciepłe płaszcze i futra zimowe.
JOASIA
(drżąc)
Zimno…
MIKOŁAJ
Nie
zabawimy tu długo. I jak wrażenia?
JOASIA
(w zachwycie)
Tu
jest obłędnie…
MIKOŁAJ
Chodź,
zabiorę cię na herbatę, ale nie do… a właśnie, póki co kawiarnia nosi nazwę
„Młody Jeleń”, za kilka lat ją zlikwidują…
JOASIA
Za
duża świadomość chyba czasem boli.
MIKOŁAJ
Owszem,
to nie zawsze przyjemne. Za rogiem jest mniejsza knajpka, nie ma tam aż takich
tłumów…
Przechodzą na drugą stronę ulicy,
przyciągają uwagę przechodniów. Joasia przygląda się w zachwycie przejeżdżającym
samochodom, budynkom i ludziom. Nagle oboje dostrzegają w oddali machającego im
mężczyznę - w średnim wieku, niski, krępy, z czarnym wąsem, kapelusz na głowie..
JOASIA
Kto
to…?
MIKOŁAJ
Cicho,
nic nie mów.
NIKODEM
A
niech mnie, Miki, serwus!
MIKOŁAJ
Serwus,
Nikodemie.
Mężczyźni podają sobie ręce.
NIKODEM
(mniej entuzjastycznie)
Dawno
cię nie było, ludzie szemrają.
MIKOŁAJ
Od
kiedy ich znam to szemrają.
NIKODEM
A
cóż to za młoda… dama…?
Uśmiecha się krzywo, przyglądając
się Joasi.
MIKOŁAJA
Ach,
to Janna, moja… córka kuzyna.
NIKODEM
To
ty masz jeszcze jakiegoś kuzyna? Witam najserdeczniej.
Kłania się Joasi, zdejmując
kapelusz, dziewczyna z uśmiechem odwzajemnia powitanie.
Na
litość boską, czemu wywlekasz dziecko z domu w taką pogodę?
MIKOŁAJ
My
tylko…
NIKODEM
Chodźcie
do środka, porozmawiamy.
Zaprasza ich gestem w stronę rynku,
następnie skręcają w przecznicę i zmierzają do baru „Kajecik”.
MIKOŁAJ
Jakieś
nowe wieści?
NIKODEM
Nie
na ulicy, Miki. Zresztą, czy twoja… ekhem, czy ona…
MIKOŁAJ
Janna?
Spokojnie, jest wtajemniczona.
Nikodem i Joasia wymieniają nieco
wymuszone uśmiechy.
JOASIA
(szeptem, do Mikołaja)
Kto
to jest?
MIKOŁAJ
Przyjaciel
stryja. Jego najbardziej zaufany człowiek, choć bywa nieprzyjemny. Najlepiej,
jak będziesz siedzieć po cichu.
JOASIA
Jasne.
NIKODEM
(otwierając drzwi lokalu)
Panie
przodem.
Mikołaj przepuszcza Joasię,
wymienia z Nikodemem porozumiewawcze spojrzenia, obaj wchodzą do środka.
BAR „KAJECIK”
Przyciemnione wnętrze, ciasna
przestrzeń, prawie wszystkie stoliki zajęte, gwar; po lewej barek, na wprost
scena, z której dobiega kobiecy śpiew i muzyka.
MIKOŁAJ
(szeptem, do Joasi)
Trzymaj
się blisko mnie, to nieprzyjemna dziura.
JOASIA
(pod nosem, z przekąsem)
Rzeczywiście,
żadnych tłumów…
NIKODEM
(do barmana)
Trzy
kieliszki czegoś mocnego. Miki?
MIKOŁAJ
Dziękuję,
wezmę tylko herbatę.
NIKODEM
No
to trzy kieliszki.
Barman wypełnia kieliszki, Nikodem
od razu wychyla jeden z nich. Wszyscy w trójkę siadają przy barze.
No,
o suchym pysku to nie ma co.
MIKOŁAJ
Mówiłeś,
że szemrają…
NIKODEM
Dziwisz
się? Trzęsą tyłkami, że coś pójdzie nie tak.
MIKOŁAJ
Akurat
to jest sprawa wyłącznie między mną a Beniaminem, nie powinni wtykać nosa…
NIKODEM
Twoja
adopcja jest pewna?
MIKOŁAJ
Nie
ma pewniejszej rzeczy. Ale spokojnie, możesz im powiedzieć, że zostanę na
stałe.
NIKODEM
A
podróże?
MIKOŁAJ
Przypuszczam,
że zabawa się skończy. Powiedz mi, tylko o to im chodzi?
NIKODEM
Podejrzewają,
że celowo to robisz, żeby namieszać. Pytam o adopcję, bo gotowi cię wcisnąć w
którąś ze swoich historii…
MIKOŁAJ
(ledwie ruszając ustami)
Janna.
NIKODEM
Co?
Mikołaj spogląda kątem oka na
Joasię, ta wyrywa się z zamyślenia, bierze łyk herbaty.
Ach,
to dlatego…
MIKOŁAJ
Potrzeba
jeszcze trochę czasu.
NIKODEM
Ile?
MIKOŁAJ
Kilka
miesięcy.
Nikodem wychyla drugi kieliszek.
Joasia popija herbatę, przygląda się wnętrzu i ludziom.
NIKODEM
Kilka?
Czyli ile? Słuchaj, nie chcę cię poganiać, ale im szybciej to załatwisz, tym…
MIKOŁAJ
Wiesz,
że nie ode mnie to zależy. Tu chodzi o… nawet o życie. Muszę być naprawdę
ostrożny.
NIKODEM
Już
nie wiem, jak ich spławiać, ciągle pytają o ciebie.
MIKOŁAJ
Udawaj,
że nic nie wiesz, tak będzie najprościej. Nie zamierzam się nimi przejmować.
NIKODEM
Jak
uważasz, ale sam rozumiesz, mam już dość tej parszywej roboty…
MIKOŁAJ
Ty
już swoje zrobiłeś, w każdej chwili możesz odejść.
NIKODEM
Jak
odejdę, to cały plan szlag jasny trafi.
MIKOŁAJ
Nie
panują już nad tym?
NIKODEM
A
czy kiedykolwiek panowali? Jak tak dalej pójdzie, to prędzej pozabijają się
nawzajem, nim komukolwiek wojna przejdzie przez myśl…
MIKOŁAJ
Tak
dalej być nie może.
NIKODEM
A
masz jakiś pomysł?
MIKOŁAJ
Powiedzmy,
że coś mi chodzi po głowie. Niech się nie łudzą, że nie namieszam, bo już
namieszałem.
NIKODEM
Hola,
hola, chyba nie myślisz o kimś… z zewnątrz…?
MIKOŁAJ
Za
późno, Nikodemie, już to zrobiłem.
Nikodem wlepia przerażone
spojrzenie w Joasię, dziewczyna wyraźnie zaniepokojona.
NIKODEM
Nie…
MIKOŁAJ
Oj,
tak.
NIKODEM
Nie…
Niech cię diabli, Miki, zrujnujesz nas wszystkich!
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Większej
ruiny już być nie może. Zupełnie nie zdajecie sobie sprawy, Nikodemie, co już
się porobiło.
NIKODEM
(pobladły)
Błagam,
oszczędź mi póki co szczegółów i załatw to, jak należy.
MIKOŁAJ
Nie
bój nic, panujemy nad sytuacją.
NIKODEM
My?
MIKOŁAJ
Nie
jestem sam.
Puszcza oko do Nikodema, ten nieco
kraśnieje.
NIKODEM
Witold?
MIKOŁAJ
Nie
inaczej.
NIKODEM
Alleluja…
MIKOŁAJ
Jedyny,
który od początku panuje nad sytuacją. Wkrótce będzie w mieście, wtedy wszystko
się wyjaśni.
Nikodem wyjmuje z kieszeni chustkę,
wyciera nią czoło.
NIKODEM
Jak
sobie pomyślę, jak cienka granica…
MIKOŁAJ
To
nie myśl. Odpocznij, zabaw się, zagraj w brydża…
NIKODEM
Prędzej
zwariuję.
MIKOŁAJ
(do Joasi)
Będziemy
się zbierać.
Joasia przytakuje, dopija herbatę.
Nikodem przez chwilę jej się przygląda.
NIKODEM
Weź
ją stąd, zanim ktoś się zorientuje.
MIKOŁAJ
Tym
akurat się nie przejmuj. Dzięki za informację, odwdzięczę się przy okazji.
Wstają, podają sobie ręce.
NIKODEM
Jakby
coś, wiesz gdzie mnie szukać.
MIKOŁAJ
Na
razie to nie będzie konieczne, następnym razem wybieram się do stolicy.
NIKODEM
To
prawda, że Edward zaręczył się z Rutą?
Mikołaj poważnieje, przez chwilę
nie odpowiada.
MIKOŁAJ
Dziwi
cię to?
NIKODEM
Myślałem,
że sprawy przybiorą jednak inny obrót.
MIKOŁAJ
No
to źle myślałeś.
NIKODEM
Uważaj
na siebie. (do Joasi) Żegnam
uprzejmie.
Joasia odwzajemnia uśmiech, Mikołaj
wyprowadza ją za drzwi.
MIKOŁAJ
(chłodno)
O
nic nie pytaj.
JOASIA
Nie
zamierzałam.
Wychodzą na zewnątrz, przemykają
przez miasto w stronę „Młodego Jelenia”, milczą.
KAWIARNIA „MŁODY JELEŃ”
Wchodzą do lokalu, zmierzają do
stolika za rogiem.
JOASIA
Ale
wyjaśnisz mi, o co w tym wszystkim chodzi?
MIKOŁAJ
Jasne.
Sięga po gazetę, wertuje ją z
powagą.
JOASIA
Z
tymi zaręczynami jest coś nie tak.
MIKOŁAJ
(nerwowo)
Co?
JOASIA
Nie
pytam, kim jest ta Ruta, ale na pewno nie tak nazywała się moja prababcia.
Mikołaj wlepia w nią przeszywające
spojrzenie.
MIKOŁAJ
Nie?
JOASIA
Zuzanna
Twardowska. Znasz taką?
Mikołaj kiwa przecząco głową.
Nie
pamiętam, w którym roku się urodziła…
MIKOŁAJ
Dzięki.
Joasia patrzy na niego pytająco,
ten uśmiecha się szeroko, po czym znów wertuje gazetę.
Nie
dokończyliśmy czytać o tym tramwaju.
Podsuwa Joasi gazetę, oboje
czytają.
Trzeba
będzie łazić na piechotę…
Po chwili podnoszą wzrok znad tekstu,
dostrzegając wokół siebie wnętrze „Serafinowicza”.
KAWIARNIA „SERAFINOWICZ”
MIKOŁAJ
Koniec
wycieczki!
Zamyka gazetę, odkłada ją na półkę.
JOASIA
Miki?
MIKOŁAJ
Miałaś
nie zadawać pytań.
JOASIA
Czemu
ta kawiarnia nazywa się Serafinowicz? Ten poeta to twój przyszły krewny?
Mikołaj poważnieje, nie odpowiada
od razu.
MIKOŁAJ
Mam
pewne podejrzenia, kim on może być dla mnie.
Joasia milczy, czeka cierpliwie na
odpowiedź.
Od
lat próbuję dokopać się do informacji o nim. Jak na złość bardzo niewiele się
zachowało…
JOASIA
Ale
ty i tak wiesz?
Mikołaj spogląda na nią z
uśmiechem.
MIKOŁAJ
Czuję
dumę na myśl o tym, że mógłbym być jego ojcem.
Milczą przez moment.
No
nic, ja muszę lecieć. Dasz sobie radę?
JOASIA
Jasne.
Ach, jeszcze marynarka…
Zdejmuje odzienie, oddaje
Mikołajowi.
Dziękuję.
MIKOŁAJ
Wyjaśnię
ci wszystko. Ale nie dziś, następnym razem.
JOASIA
W
porządku.
MIKOŁAJ
Trzymaj
się, Janna.
Gładzi ją po ramieniu, po czym
wychodzi. Joasia siedzi przez moment w bezruchu.
JOASIA
(do siebie)
Oj
wiele masz do wyjaśnienia.
Przygląda się wnętrzu kawiarni, po
czym wstaje i kieruje się do wyjścia.
~
SCENA 8.
POKÓJ JOASI
Przy biurku siedzi Joasia,
przegląda strony internetowe, nagle dostaje wiadomość na komunikatorze.
DAVID
„Hallo,
żyjesz tam?”
JOASIA
„Żyję,
żyję. Co słychać?”
DAVID
„Przepraszam,
że zawracam ci głowę, ale stwierdziłem, że powinnaś wiedzieć… Babcia jest w
szpitalu, miała wypadek na nartach.”
Joasia zamiera na moment.
JOASIA
„To
coś poważnego???”
DAVID
„Chyba
tylko złamanie, ale w jej wieku to i tak ryzykowne.”
JOASIA
„Chciałabym
ją pozdrowić…”
DAVID
„Nie
ma problemu! Powiem, że od koleżanki.”
JOASIA
„Dziękuję.”
DAVID
„Drobiazg.
Z drugiej strony, tak sobie myślę… wiem, to bardzo głupie, ale może gdybyś
opisała babcię w swoim opowiadaniu… jak myślisz, może by wyzdrowiała?”
JOASIA
„Zrobię
co w mojej mocy. Choć, jak mówisz, to totalna głupota!”
DAVID
„Wciąż
nie możesz tego publikować?”
Joasia zastanawia się przez moment.
JOASIA
„Niestety…”
DAVID
„Wielka
szkoda. Wiesz, planuję przyjazd do Polski, mam tam dalszą rodzinę. Może
moglibyśmy się wtedy spotkać?”
Joasia odsuwa się od biurka, wstrząśnięta.
Odpisuje po dłuższej chwili.
JOASIA
„Jeśli
nie będę zajęta to jak najbardziej.”
Wzdycha.
Co
ja bredzę…
DAVID
„Świetnie!
Planuję wyjazd w czasie wakacji. A tak swoją drogą, u nas to czerwiec i lipiec,
z tego co wiem, to u was inaczej.”
JOASIA
„Tak,
my mamy lipiec i sierpień.”
DAVID
„To
postaram się być w lipcu.”
Joasia nieruchomieje na moment z
wymuszonym uśmiechem.
JOASIA
„Gdzie
masz rodzinę?”
DAVID
„W
takiej małej mieścinie na południu, Cieszymirów.”
Joasia rozwiera szeroko oczy,
blednieje. Zastanawia się chwilę nad odpowiedzią.
JOASIA
„Chyba
kojarzę.”
DAVID
„Mieszkasz
daleko od niego?”
JOASIA
„Odrobinę.
Ale zawsze można dojechać…”
DAVID
„Byłoby
super! Zawsze to lepiej porozmawiać na żywo.”
JOASIA
„Pewnie.”
DAVID
„Dobra,
lecę pozdrowić babcię. Gdybyś chciała pogadać, to nie krępuj się i pisz!”
JOASIA
„Dziękuję.
To na razie, bless!”
DAVID
„Bless,
bless!”
Joasia wyłącza komunikator.
JOASIA
(do siebie)
Właściwie
to kto powiedział, że Tatiana musi o tym wiedzieć?
~
SCENA 9.
KORYTARZ SZKOLNY
Następnego dnia.
Przy ścianie stoją Gośka i Alina,
rozmawiają. Podchodzi Joasia.
GOŚKA
Obłędnie
w tym wyglądasz, kochana! Koniecznie włóż ją jutro!
ALINA
Nie
uważasz, że jest zbyt… śmiała…?
GOŚKA
A
gdzie tam, idealna! Niejedna dziewczyna się tak ubiera.
JOASIA
Siemka.
GOŚKA
O,
Aśka, się masz.
JOASIA
Przepraszam,
przerwałam wam?
ALINA
Nie,
nie.
GOŚKA
Byłyśmy
na sklepach wczoraj. Ledwie zdążyłam na dodatkowy angielski!
JOASIA
(bez entuzjazmu)
To
ekstra.
GOŚKA
A
ty jak tam, zostałaś długo w klubie?
JOASIA
Tylko
chwilkę. Wiesz, David znów się odezwał…
GOŚKA
O!
JOASIA
Gośka,
ja nie powinnam…
GOŚKA
A
tam, powinna, nie powinna. Ciesz się, dziewczyno, to może być wyjątkowa
znajomość!
JOASIA
Chciałabym
tak myśleć. Zwłaszcza, że chce przyjechać do Polski w wakacje…
GOŚKA
To
fantastycznie!
JOASIA
Tatiana
nie jest głupia, nie wiem, czy uda mi się to ukryć…
GOŚKA
(klepiąc Joasię po ramieniu)
Jestem
z tobą, zaradzimy temu jakoś.
JOASIA
Dzięki.
Okej, to ja was… zostawiam. Pogadamy później.
GOŚKA
Okej,
na razie!
Joasia odchodzi, dostrzega otwartą
salę polonistyczną, wpatruje się w nią przez moment, po czym podąża w jej
stronę.
SALA POLONISTYCZNA
Przy biurku siedzi Tatiana, wpisuje
oceny do dziennika. Jej uwagę odwraca pukanie do drzwi.
JOASIA
Można?
TATIANA
O,
Wierzyńska. Nawet trzeba, właź.
Joasia wchodzi do klasy, siada w
pierwszej ławce zaraz przy biurku.
JOASIA
Przyniosłam
pani dalszą część…
TATIANA
Poproszę.
Joasia wyjmuje z plecaka stosik
kartek, przekazuje Tatianie.
Słyszałam,
że zapoznałaś się bliżej z Mikołajem.
JOASIA
(nieśmiało)
Tak,
tak.
TATIANA
Musisz
mu zaufać, cokolwiek by się nie działo, od razu uprzedzam.
JOASIA
Rozumiem.
TATIANA
Świetnie.
A jak tam… samopoczucie na dziś?
JOASIA
(zdumiona)
Eee…
Chyba… całkiem… dobrze.
TATIANA
Przekaż
Gośce, że spotykamy się w piątek o piętnastej, obowiązkowo.
JOASIA
Oczywiście.
Rozlega się dzwonek na lekcję.
TATIANA
Zmykaj
do ławki, nie zwracajmy uwagi.
Joasia siada na swoim miejscu,
Tatiana chowa stosik kartek w grubej teczce, którą to upycha głęboko do
torebki. W międzyczasie wchodzą uczniowie, rozmawiają, między nimi roześmiane
Gośka i Alina.
ALINA
To
będzie skromna impreza. Ale bardzo mi zależy, żebyś była.
GOŚKA
Pewnie,
że będę, choćby nie wiem co! Pomogę ci w przygotowaniach.
Dziewczęta wymieniają uśmiechy,
Gośka zajmuje miejsce obok Joasi.
JOASIA
(szeptem)
Piątek,
piętnasta.
GOŚKA
Hm?
JOASIA
No
klub.
GOŚKA
Niemożliwe,
nie mogę!
JOASIA
Tatiana
mówiła, że obowiązkowo.
GOŚKA
Wykluczone,
wtedy jest impreza urodzinowa Aliny!
JOASIA
Ech,
to się z nią dogadaj.
TATIANA
No
już, buzie na kłódkę, otwieramy zeszyty…
~
SCENA 10.
SIEDZIBA KLUBU
Trzy dni później.
Na sofie naprzeciw wejścia siedzą
Andrzejek i Dorcia, rozmawiają i śmieją się, w lewym rogu na fotelu Lena, pisze
wiadomości na telefonie, obok Mikołaj brzdąka na gitarze leworęcznej.
LENA
(z przekąsem)
Zagrałbyś
coś konkretnego, a nie…
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Jakieś
preferencje?
LENA
Może
być nawet „Oda do radości”... Kurde, żartowałam!
Mikołaj śmieje się, grając melodię
„Ody do radości”.
MIKOŁAJ
Nie
bolą cię oczy od tego telefonu?
LENA
Nie.
MIKOŁAJ
Od
tego można oślepnąć.
LENA
Jakbyś
nie zauważył, już oślepłam.
Zagląda na Mikołaja znad okularów.
Bardziej
już się chyba nie da.
MIKOŁAJ
Uparta
jesteś.
LENA
Eee…
dziękuję?
MIKOŁAJ
To
nie był komplement.
DORCIA
(z entuzjazmem)
Joasia!!!
Mikołaj i Lena odwracają wzrok w
stronę wejścia, patrzą na Dorcię rzucającą się w objęcia Joasi.
ANDRZEJEK
(nieśmiało)
Dzień
dobry, Joasiu.
Podają sobie ręce.
DORCIA
Jak
cudownie, że jesteś! Musisz koniecznie mi pomóc!
Joasia ignoruje przez moment
Dorcię, wymieniając uśmiechy z Mikołajem.
JOASIA
Przepraszam,
mówiłaś coś?
DORCIA
Koronacja!
Młody król w końcu został koronowany!
JOASIA
(udając entuzjazm)
To
cudownie. A co to w ogóle za… król?
DORCIA
Jak
to, co za król, no przecie Artur! Uzupełniam legendę o nowe szczegóły, by mogła
mieć miejsce bez żadnych niedociągnięć!
JOASIA
Wow.
ANDRZEJEK
(spokojnie)
Musimy
kiedyś wymienić się dziełami. Nie chwaliłaś się nam jeszcze tym, co piszesz.
JOASIA
Eee,
takie tam… przy waszych epopejach to błaha historyjka…
DORCIA
O
czym? O czym?
Joasia zerka kątem oka na Mikołaja,
ten również jej słucha.
JOASIA
To
opowieść o mojej babci, która… zmarła, będąc nieszczęśliwą.
DORCIA
O!
ANDRZEJEK
O!
JOASIA
Piszę
jej historię od nowa, by mogła zaznać w życiu radości.
ANDRZEJEK
To
bardzo szczytny temat. I wielka hojność z twojej strony.
JOASIA
Nic
takiego. Ot, z życia wzięte.
LENA
(nie odrywając wzroku z ekranu komórki)
Chyba
jako jedyna z nas nie myślisz tylko o sobie.
JOASIA
Bzdura.
DORCIA
Prawdę
mówi Lenka, bez wątpienia! Każdy kieruje się osobistymi zachciankami, zaspokojeniem
swych potrzeb twórczych…
LENA
(z przekąsem)
Dzięki,
Dorcia…
ANDRZEJEK
Przeczytasz
nam fragment? Zanim przyjdzie profesor Goldberg?
JOASIA
Nie
mam tekstu przy sobie…
DORCIA
Tatiana
je trzyma tutaj! O tu, w tych szafkach!
Pokazuje palcem wejście do
mniejszego pomieszczenia, przy którym stoją szafki..
JOASIA
Naprawdę
są tu wszystkie nasze prace?
DORCIA
Wszystkie
wszyściuteńkie! Nasi następcy w każdej chwili będą mogli je przeczytać!
MIKOŁAJ
Mam
klucz do tej szafki.
Joasia, Andrzejek i Dorcia
odwracają się równocześnie w stronę Mikołaja, ten podchodzi do nich z pękiem
kluczy.
DORCIA
Mikuś
nam tutaj gospodarzy!
LENA
Też
mi wyczyn.
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Lepiej
zagraj „Odę do radości”.
LENA
Nie
jestem radosna.
Mikołaj szuka odpowiedniego klucza,
otwiera szafkę.
MIKOŁAJ
Proszę
bardzo.
JOASIA
Dzięki.
Wymieniają uśmiechy. Joasia kuca
przy szafce, wyjmuje stosik papierów.
„Legenda
czy historia?”, to pewnie twoje, Dorcia. Teksty Artura, „Rozważni i
rozmarzeni”… To twoje, Lena?
LENA
Taa,
ale nie tykać mi tego.
JOASIA
Jasne.
A to co?
Przygląda się grubszemu stosikowi
opatrzonemu barwną, wzorzystą okładką.
„Pętla”?
DORCIA
Och,
to dzieło Tatiany!
JOASIA
Może
zajrzymy?
DORCIA
Och
nie, nie, ona zabroniła!
JOASIA
Okej…
Przygląda się przez chwilę okładce.
Mówiła,
że pisała powieść detektywistyczną.
DORCIA
Tak,
tak, detektywistyczna.
JOASIA
Okładka
nijak mi do tego pasuje.
DORCIA
Kto
by tam zrozumiał artystkę najwyższej klasy!
Po dłuższej chwili odkłada stosik,
natrafiając na „Eddę”.
JOASIA
O,
jest i moje.
DORCIA
Och!
Joasia zamyka szafkę, wstaje.
JOASIA
To
naprawdę nie jest nic wielkiego.
MIKOŁAJ
(z powagą)
Rodziny
nie poddaje się wartościowaniu.
Joasia spogląda zdziwiona na Mikołaja,
przez moment utrzymują kontakt wzrokowy.
JOASIA
Masz
rację.
Wracają do pomieszczenia głównego,
Joasia, Dorcia i Andrzejek siadają na sofie, Mikołaj przysuwa sobie fotel.
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Może
ci akompaniować?
JOASIA
Jak
uważasz.
Mikołaj przynosi gitarę,
przystraja, brzdąka.
Mam
czytać od początku?
DORCIA
Tak,
tak!
Joasia odchrząkuje, otwiera stosik
papieru na pierwszej stronie. Mikołaj zaczyna cicho grać.
„To
miejsce śni mi się co noc, choć przecież widzę je po każdym przebudzeniu. Mimo
że na Lodowej Wyspie trudno o ładną pogodę, ociepla ona każde zmrożone serce.
To dlatego na każdą propozycję wyjazdu odpowiadam – nie, dziękuję, tu jest mój
dom, to jest moje miejsce, jeszcze tego nie pojmujesz? Przywiązanie okazało się
nawet silniejsze niż miłość.”
Przerywa, wpatrując się na łkającą
Dorcię.
Czy
ty płaczesz?
DORCIA
(ocierając oczy)
Nie,
nie, to tylko… czytaj dalej.
JOASIA
„Wilhelm
długo nie przyjmował do wiadomości, że nie zmienię zdania, choćby nie wiem, jak
bardzo błagał. - Jeszcze nie tak dawno odzyskaliśmy suwerenność, mamy własne
problemy, chcesz, żebym wpadła z deszczu pod rynnę? Jeśli mnie kochasz, zostań
na stałe. Miłość mojego życia przeszła próbę wierności i jej podołała.”
Nagle przerywa, słysząc oklaski
stojącej naprzeciwko Tatiany.
TATIANA
(pociągając nosem)
Wzruszyłam
się, doprawdy.
DORCIA
Witamy
panią profesor!
TATIANA
Dobry
wszystkim. Gośka, jak widzę, nie zmieniła zdania.
JOASIA
To
było do przewidzenia.
TATIANA
Rozumiem,
że to poważna sprawa.
JOASIA
Nawet
bardzo.
DORCIA
Co?
Co się stało z Małgosią?
JOASIA
Wypadło
jej coś ważnego.
TATIANA
A
Artur?
Nikt nie odpowiada, chwila ciszy.
Pytam
się, gdzie Artur? Miał być dzisiaj.
LENA
Jak
to, gdzie? Wiadomo, że z Samantą.
TATIANA
Ostatnio
zaniedbuje obowiązki.
MIKOŁAJ
A
jeśli on faktycznie nie pasuje?
TATIANA
(ostro)
Nie
odzywaj się.
MIKOŁAJ
Rozmawiałaś
z nim kiedyś o tym? Wiesz, czego mu potrzeba?
TATIANA
Wiem
tylko, że musi być systematyczny.
MIKOŁAJ
On
ma problemy…
TATIANA
Wszyscy
mamy problemy. A już ty w szczególności.
MIKOŁAJ
(oschle)
Dziękuję,
że mi przypominasz.
Odkłada gitarę, wstaje, kieruje się
do wyjścia.
TATIANA
A
ty gdzie?
MIKOŁAJ
Idę
się przewietrzyć.
Zdejmuje kurtkę z wieszaka,
wychodzi. Chwila ciszy.
LENA
(nie odrywając wzroku od komórki)
Ma
pani fajkę?
TATIANA
Nie
teraz, Lena.
LENA
Jasna
sprawa.
Tatiana wzdycha ciężko.
TATIANA
Joasiu,
idź po niego, bo jeszcze gotowy zrobić coś głupiego.
Joasia przytakuje, po czym wstaje,
bierze kurtkę i wychodzi. Tatiana odprowadza ją wzrokiem.
ULICA NOWY ŚWIAT
Z budynku wychodzi Joasia, idzie
chodnikiem, rozgląda się. Dostrzega Mateusza rozdającego ulotki.
JOASIA
Nie,
dziękuję, już ostatnio brałam.
MATEUSZ
A,
e… jest z tobą, ekhem…
JOASIA
Słucham?
MATEUSZ
Twoja
koleżanka, czy… jest…
JOASIA
Dziś
nie mogła tu przyjść.
MATEUSZ
Oj…
to…
JOASIA
Nie
mijałeś przypadkiem rudego chłopaka, w długim brązowym płaszczu?
MATEUSZ
Chodzi
ci o tego?
Pokazuje palcem stojącą kawałek
dalej ławkę, na której siedzi Mikołaj.
JOASIA
Och,
dziękuję.
Szybkim krokiem podążą w stronę
Mikołaja. Przystaje na krótki moment.
JOASIA
(nieśmiało)
Mogę
się przysiąść?
Mikołaj spogląda na nią przez
moment, milczy.
Mokro
tu.
Mikołaj nie odpowiada. Joasia
odgarnia garstkę śniegu z ławki, siada na kraju.
MIKOŁAJ
Są
momenty, kiedy naprawdę mnie irytuje.
JOASIA
Z
Arturem serio jest aż tak źle?
MIKOŁAJ
Nie
potrafi wytrzymać w domu, matka go ciągle poucza. On chce zająć się muzyką,
wejść w poważny związek… Nikt nie jest dla niego wsparciem.
JOASIA
A
więc Samanta to jego dziewczyna?
MIKOŁAJ
Świata
poza nią nie widzi. Wyjdzie na to, że gdzieś z nią ucieknie, nie pytając nikogo
o zdanie.
JOASIA
Tatiana
nie powinna tak naciskać.
MIKOŁAJ
Ona
naprawdę wiele rozumie, ale są momenty, kiedy kompletnie nie jest sobą. Nieraz
musiałem znosić jej humory.
JOASIA
Sądzę,
że robi to z troski.
MIKOŁAJ
Ale
nie tędy droga.
Milczą przez dłuższą chwilę.
MIKOŁAJ
(z uśmiechem)
Myślisz,
że ten gościu od ulotek ogarnia cokolwiek z tego, co tu robimy?
JOASIA
(śmiejąc się)
Nie
mam pojęcia! Ale pytał mnie o Gośkę.
MIKOŁAJ
Naprawdę?
JOASIA
Współczuję
mu, ją prawie wszyscy faceci denerwują.
MIKOŁAJ
No
co ty!
JOASIA
(ze smutkiem)
To
poniekąd zrozumiałe…
Mikołaj poważnieje na moment, po
czym znów kraśnieje.
MIKOŁAJ
Muszę
ci powiedzieć, że udało ci się mnie wzruszyć.
JOASIA
Słucham?
MIKOŁAJ
Widać,
że piszesz od serca. Babcia musiała być ci bliska.
JOASIA
Była.
Choć nie tak bliska, jak by mogła. Miałyśmy zbyt mało czasu…
Milczą przez moment.
MIKOŁAJ
Doskonale
wiem, o czym mówisz.
JOASIA
Rodzice?
MIKOŁAJ
Nie
tyle oni czy nawet stryj. Wiesz, czemu jestem pewien, że Gaspar to mój syn?
Joasia kiwa przecząco głową.
Miałem
brata o tym imieniu. Urodził się, gdy miałem pięć lat. Zdążyłem zobaczyć go
tylko raz.
Joasia chce coś powiedzieć, ale
rezygnuje.
Tamtego
roku wyjątkowo dużo dzieci umierało zaraz po narodzinach. Gaspar nie był
wyjątkiem.
Joasia opiera rękę na jego ramieniu.
JOASIA
Przykro
mi.
MIKOŁAJ
Nie
mówmy o tym, zdążyłem się już pogodzić.
JOASIA
Z
tym się nie da pogodzić, prawda?
Mikołaj milczy przez moment.
MIKOŁAJ
Pewnie,
że się nie da.
Joasia wyjmuje komórkę z kieszeni,
odczytuje smsa.
JOASIA
Tatiana
się niepokoi.
MIKOŁAJ
Zaraz
pójdziemy.
Joasia odpisuje na wiadomość, chowa
komórkę. Mikołaj wpatruje się przed siebie.
MIKOŁAJ
Kiedyś
to miasto wyglądało lepiej.
JOASIA
Zdecydowanie.
Mikołaj spogląda na nią.
MIKOŁAJ
(z entuzjazmem)
Czyli
ci się podobało?
JOASIA
Owszem,
nawet bardzo. Tylko następnym razem muszę się lepiej ubrać!
MIKOŁAJ
Dajesz
mi coś do zrozumienia?
JOASIA
(zakłopotana)
Eee…
MIKOŁAJ
Spokojnie,
jeszcze cię tam zabiorę. A teraz chodźmy, robi się zimno.
Wstają, kierują się w stronę
siedziby klubu. Mijają Mateusza, wymieniają z nim uśmiechy.
JOASIA
(szeptem)
Śmieszny
jest.
Mikołaj przytakuje z uśmiechem.
Docierają do budynku, wchodzą do środka.
SIEDZIBA KLUBU
Na sofie siedzi Tatiana i Lena,
nauczycielka tłumaczy coś dziewczynie, na stoliku leżą porozrzucane kartki.
Wchodzą Mikołaj i Joasia.
TATIANA
Postaraj
się, żeby ich relacja… O, jesteście.
Zdejmują i wieszają kurtki.
Poczekaj
chwilę, Joasiu, zaraz się tobą zajmę. (do
Mikołaja) A ty, zdaje się, masz coś jeszcze do roboty dzisiaj?
MIKOŁAJ
(oschle)
Owszem.
Sięga z powrotem po kurtkę.
TATIANA
(spokojnie)
Hej.
Mikołaj odwraca się do niej,
spogląda pytająco.
Dajmy
temu spokój.
MIKOŁAJ
(z powagą)
Jasne.
To na razie, cześć!
JOASIA,
TATIANA I LENA
Cześć!
Mikołaj wychodzi, Joasia siada na
fotelu.
TATIANA
Na
czym my to… ach tak, zadbaj o to, by zdarzenia nie rozegrały się zbyt szybko,
utrzymaj ich w napięciu. Dalej już wiesz, co robić.
LENA
Sądzi
pani, że powinnam rozwijać ten wątek dalej?
TATIANA
Jeśli
tylko masz wenę, jak najbardziej! No, to tyle na dzisiaj, teraz zajmę się
Joasią.
Lena wstaje, chowa telefon do
kieszeni, sięga po kurtkę.
LENA
Do
widzenia, cześć!
TATIANA
Do
widzenia.
JOASIA
Cześć.
Lena wychodzi, Tatiana zbiera do
kupy kartki.
TATIANA
Co
za talent, co za precyzja!
JOASIA
Pani
profesor?
TATIANA
Słucham
cię.
JOASIA
Skąd
wzięła się nazwa „Klub Serafina”? Czy to ma bezpośredni związek z Mikołajem?
TATIANA
Raczej
z jego stryjem, a zarazem autorem. Nie wiem, na ile ci o tym opowiadał…
JOASIA
Wiem,
o kogo chodzi.
TATIANA
Nazwałam
tak nasze zgromadzenie jako wyraz hołdu dla wybitnego pisarza. To on, jako
pierwszy autochtoniczny, przekroczył barierę czasu.
JOASIA
Wiele
ryzykował.
TATIANA
Wiesz,
że zrobił to z miłości? W trosce o dziecko? Przesłania nas egoizm i osobiste
pobudki, tymczasem powinniśmy, podobnie jak Beniamin, wykorzystywać nasz dar
dla służby drugiemu człowiekowi, a już w szczególności osobom nam bliskim.
Dlatego właśnie jestem dumna z twojej pracy, bez względu na to, jak dalej
potoczy się bieg tej historii.
JOASIA
Czasami
nie jestem pewna, czy słusznie postąpiłam.
TATIANA
Dla
pisarza autochtonicznego nie ma czegoś takiego jak „niepewność”. Piszemy to, co
dyktuje nam serce. Nasza praca stanowi więc lustro tego, kim w głębi duszy
jesteśmy.
JOASIA
Jak
pani sądzi, kim w takim razie pani jest?
Tatiana naraz poważnieje, zamyśla
się na moment.
TATIANA
Potworem.
Bezlitosną egocentryczką, balansującą na granicy moralności. Ba, nawet w
zdecydowanej mierze ją przekraczającą. Biada tym, którzy zechcieliby brać ze
mnie przykład.
Joasia milczy, wstrząśnięta odpowiedzią.
No
nic, my tu gadu, gadu, a trzeba…
JOASIA
Czy
w to wszystko wplątany jest Mikołaj?
Tatiana przez moment nie odpowiada.
TATIANA
Mikołaj
jest tu postacią kluczową i niezastąpioną. Niezbędną, by przywrócić zaburzony
porządek.
Joasia się zastanawia.
JOASIA
Wie
pani, mam dziwne przeczucie, że to ma również jakiś związek ze mną.
TATIANA
Historia
ta powiązana jest z każdym z nas. Ze wszystkim, z czym się w życiu zetknęłam.
~
SCENA 11.
DOM JOASI
Wieczór.
Przez drzwi wejściowe wchodzi
Joasia, podbiega do niej Jack Russell, szczeka i merda ogonkiem.
JOASIA
Cześć,
wariacie.
Kuca, głaska go.
MARIA
(z kuchni)
Joasia,
to ty?!
JOASIA
Tak!
Maria wychodzi z kuchni.
MARIA
Gdzie
ty się pałętasz po ciemku?!
JOASIA
Oj,
no byłam z przyjaciółmi, straciliśmy rachubę czasu.
MARIA
A
masz czas na naukę? Nie zaniedbujesz ostatnio szkoły?
JOASIA
Co
cię ugryzło?!
MARIA
Liceum
to nie żarty, trzeba się więcej przykładać.
JOASIA
Mówisz
tak, jakbym tego nie wiedziała.
MARIA
No
ja już sama nie wiem, co ty wiesz, a czego nie.
JOASIA
Nie
mam pojęcia, co w ciebie wstąpiło, więc błagam, porozmawiajmy potem.
MARIA
No
jasne, nie ma to jak zbywać własną matkę.
JOASIA
Nie
o to mi chodziło! Ech, skończmy tą dyskusję, bo to do niczego nie prowadzi.
MARIA
Nie
ty tu wyznaczasz zasady.
Nagle rozlega się dzwonek komórki,
Joasia wyjmuje ją z kieszeni.
JOASIA
Gośka
dzwoni.
MARIA
Jeszcze
nie skończyłam…
JOASIA
Błagam,
mamo, to może być coś ważnego.
MARIA
Jak
sobie chcesz.
Odchodzi do kuchni, poirytowana.
Joasia odbiera telefon, równocześnie zdejmuje kurtkę.
JOASIA
Halo?
GOŚKA
Nie
śpisz jeszcze?
JOASIA
Nie,
no co ty.
GOŚKA
(wstrząśnięta)
Sorry,
że ci zawracam głowę… Słuchaj, mogłybyśmy się jutro spotkać?
JOASIA
(zaniepokojona)
Coś
się stało?
GOŚKA
Tak…
to znaczy… ech, to nie jest rozmowa na telefon.
JOASIA
Rozumiem.
To co, w „Serafinowiczu”?
GOŚKA
O
dwunastej?
JOASIA
Będę.
GOŚKA
Kochana
jesteś. To do jutra, dobranoc.
JOASIA
Trzymaj
się, pa!
Rozłącza się, zdejmuje buty.
Kieruje się w stronę schodów. Z kuchni wychyla się Maria.
MARIA
(z powagą)
Coś
ważnego?
JOASIA
Tak,
nawet bardzo.
MARIA
Pół
biedy.
Odchodzi do kuchni, Joasia przez
chwilę stoi w bezruchu, po czym idzie na górę.
POKÓJ JOASI
Do pokoju wchodzi Joasia, rzuca
plecak w kąt, siada na krześle od biurka, wzdycha, wyraźnie poirytowana. Po
dłuższej chwili do pokoju zagląda Maria.
MARIA
(łagodnie)
Posłuchaj,
a… co to za przyjaciele?
JOASIA
Mamo,
idź się prześpij, jesteś zmęczona.
MARIA
Już
nie będę krzyczeć. Mogę wejść?
Joasia przytakuje, Maria wchodzi,
siada na łóżku.
To
znajomi ze szkoły?
JOASIA
Też,
ale nie tylko. Spotykamy się po lekcjach i zajmujemy się pisaniem.
MARIA
(zdumiona)
Pisaniem?
JOASIA
Tak,
towarzyszy nam pani Goldberg. Wymieniamy się uwagami, dyskutujemy, czytamy…
MARIA
Przepraszam.
Joasia spogląda Marii prosto w
oczy.
JOASIA
Nie
musisz.
MARIA
Nie,
naprawdę, poniosło mnie. To wszystko przez ojca…
JOASIA
Co
z nim?
MARIA
Szkoda
mówić, wrócił wczoraj schlany jak kopaczka, ledwo wstał do roboty.
JOASIA
Znowu?
MARIA
Przestałam
już to komentować, nie ma sensu.
JOASIA
(nerwowo)
No
i po co mu to wszystko?
MARIA
Nie
radzi sobie, po prostu.
JOASIA
A
to niby z czym?
MARIA
Życie,
Joasiu. Życie nie spełnia jego oczekiwań.
JOASIA
(z przekąsem)
Do
oglądania telewizora nie trzeba zbytnich wymagań.
MARIA
Myślisz,
że takiej codzienności zawsze pragnął?
JOASIA
Chcesz
powiedzieć, że miał jakieś marzenia?
MARIA
A
kto ich nie miał? Teraz trudno uwierzyć, że za młodu w głowie mu była tylko
muzyka.
JOASIA
Chciał
być muzykiem?!
MARIA
Założył
nawet zespół rockowy z kolegami! Mieli naprawdę wielkie plany, które, niestety,
nie przetrzymały próby czasu…
JOASIA
Coś
się wydarzyło?
MARIA
Napotkali
przeszkody, z którymi nie byli w stanie się uporać. Jeden z kolegów… ech,
szkoda w ogóle…
JOASIA
No
co? Co się z nim stało?
MARIA
(roztrzęsiona)
Miał
problemy rodzinne, wiele razy uciekał z domu, nie wracał przez kilka dni. W
którymś momencie po prostu nie wytrzymał i…
Ociera załzawione oczy.
Rodzice
znaleźli go w wannie, nieprzytomnego. Miał… jego żyły...
JOASIA
Matko…
MARIA
Dla
taty był to niewyobrażalny wstrząs. Jeszcze nałożyła się na to moja ciąża… Wtedy
zrezygnowali z grania i nigdy do tego nie wrócili.
JOASIA
Ja…
ja nie wiedziałam.
MARIA
Teraz
już wiesz. Masz prawo wiedzieć.
Milczą przez dłuższą chwilę, Maria
znów ociera łzy.
Nie
bądź dla niego zbyt krytyczna, proszę.
Wstaje, głaska Joasię po ramieniu,
uśmiecha się, płacze.
JOASIA
Postaram
się.
MARIA
Dziękuję.
Całuje Joasię w policzek, wychodzi
z pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz