Osoby:
Cyprian Dawid Szulc – 33-latek, ciemnoblond włosy i
rudawy zarost, czarne okulary z grubymi oprawkami. Pracownik „Samloku”.
Maksym Szubin – aktor, korzenie litewskie. Odtwórca
głównej roli w „Licentia poetica”.
D. Brzozowska
Nikodem Kubicz
– poeta, dramaturg, były nauczyciel. Polak, korzenie litewskie.
Mama
Migle – dwudziestokilkuletnia charakteryzatorka
Maksyma. Litwinka polskiego pochodzenia.
Herbert Filipowicz
Sylwek – przyjaciel Cypriana, krótko
przystrzyżone włosy, pracownik „Samloku”,
miłośnik strzelectwa.
Lena – partnerka Sylwka.
Danuta – elegancka, zamożna kobieta. Z
pochodzenia Rosjanka.
Klara - 16-latka.
Maciejczykowa – ok. 60- letnia sąsiadka Cypriana.
Karina Maciejczykówna – 18-19-letnia
córka Maciejczykowej.
Kasztanowłosa – na oko 30-letnia, bywalczyni Parku
Pokoju.
Igor – kilkulatek, syn Kasztanowłosej.
Dryblas
Dziadek – miejscowy nędzarz, bezdomny.
Ks. Teodor – proboszcz miejscowej parafii.
Szef – właściciel Samloku.
Licealistki – uczennice miejscowego liceum, częste klientki
Samloku.
Józef Krakowicz-Mucha, zwany
prześmiewczo „wujem Józiem” –
polityk, czołowy polski wolnorynkowiec. Radykalny i charyzmatyczny.
Socjaldemokrata – młody polityk, o poglądach przeciwnych wujowi
Józiowi.
Inspicjentki
Starsze panie w autobusie
Akt I
Scena 1
Sklep z kanapkami. Nad wejściem
kolorowy szyld „Kanapki Samloku”, na drzwiach karteczka z napisem „zamknięte”.
Nadchodzi Cyprian, ubrany w przewiewny płaszcz, kraciasty szalik o barwie
zgniłej zieleni i czarne półbuty, odwraca karteczkę, zamieniając napis na
„otwarte”, wchodzi do niewielkiego pomieszczenia. Przez środek przebiega
podłużna lada, na ścianie widnieje nienadzwyczajny zegar, na którym dochodzi godzina
ósma. Cyprian zdejmuje wierzchnie ubranie, zakłada fartuch. Włącza radio, z
którego wybrzmiewa „Back In Black” zespołu AC/DC. Sięga po gazetę „Głośno w
mieście”, zaczyna ją przeglądać, podśpiewując pod nosem. Po chwili słyszy piskliwe,
dziewczęce śmiechy, w drzwiach ukazują się trzy licealistki - blondynka,
brunetka i ruda.
LICEALISTKI
z
entuzjazmem, chórem
Witamy szanownego
Cypriana!
CYPRIAN
nieśmiało,
lecz z sympatią
A no witam,
szanowne panie.
BLONDYNKA
mrugając
zalotnie oczami, trzymając ręce za plecami
Czy
wiesz, jaki dziś dzień, Cyprianie?
CYPRIAN
drapiąc się po głowie
Eee...
Piąty maja?
LICEALISTKI
Wszystkiego
najlepszego!
Blondynka wręcza mu papierowy
talerzyk z kawałkiem tortu czekoladowego i zapaloną świeczką. Cyprian wyraźnie
zdumiony.
RUDA (Paulina lub Patrycja, Cyprian zapomniał w
tamtym momencie)
Będziesz
świętował?
CYPRIAN
z udawanym żalem
Jak
widzicie, pracuję. Nie bardzo mam czas.
BRUNETKA
Żartujesz
sobie? Nie na co dzień kończy się trzydzieści lat!
RUDA
Trzydzieści?
A nie trzydzieści dwa?
BLONDYNKA
Mnie
się zdaje, że trzydzieści jeden…
RUDA
A
zresztą, co za różnica, jak dla mnie może być i nawet dwadzieścia! Bo na tyle
nasz Cyprianek wygląda od co najmniej kilku lat, jak ty to robisz, że ciągle
taki młody, hm? W dodatku cichy i niepozorny… Tyle razy mówiłam, ta knajpa
powinna się nazywać „U Cypriana”, a nie jakieś „Samloku”, sramloku, co to w
ogóle znaczy? Czemu nie jesz tortu?
Cyprian z wyraźnym oporem bierze do
ust kawałek, przeżuwa powoli.
RUDA
Na
pewno nie dasz rady się szybciej zerwać? Wyobraź sobie, tydzień wolnego nam
dali, bo trzecioklasiści maturę piszą…
CYPRIAN
beznamiętnie
Przykro
mi.
RUDA
No
nic, skoro tak, ale właściwie to za dużo ludzi dziś nie przyjdzie, sam
rozumiesz, do ciebie najbliżej ze szkoły, a jak lekcji nie ma, to się rozchodzą
wszyscy do McDonaldów i Starbucksów, swoją drogą, nie rozumiem, dobre żarcie
wprawdzie, ale cholernie drogie, już wolę tu w „Samloku” sobie tost kupić za
pół ceny, zawsze to mniej kalorii… (Cyprian
słucha cierpliwie, lecz z wyraźnym znużeniem.) No nic, to nie będziemy ci
więcej dupy zawracać, bo, wiesz, wybieramy się do Sfery na zakupy, same
promocje, wyobraź sobie, na spodnie, co normalnie za stówkę ledwie, teraz nawet
trzy dyszki starczą… To ten, trzymaj się, buziaczki, pa, pa!
Dziewczęta machają mu, cmokają na
pożegnani i wychodzą. Cyprian wzdycha z ulgą, spogląda z odrazą na kawałek
tortu, odkłada go na bok, wraca do przeglądania gazety.
CYPRIAN
czytając na głos
Zaginiony
piesek, wypadek w gminie bla, bla, na ulicy bla, bla, sprzedam mieszkanie… Wydarzenia kulturalne!
Wczytuje się z uwagą i chwilowym
milczeniu.
„Licentia
poetica”, dramat poetycki. Obsada: Maksym Szubin… Skądś znam
gościa. Świetny aktor, to na pewno. Ale gdzie on, cholera… Trzeba by obejrzeć…
Ponownie
wczytuje się w treść. Nagle wzdryga się, nie usłyszawszy od razu, że ktoś
wszedł do sklepu. Przed ladą stoi szef – niski, otyły jegomość o łysej głowie i
czarnym wąsiku, niemalże jak u Charlie'ego Chaplina, ubrany, zgodnie ze swoim
zwyczajem, w wiecznie przepoconą koszulę.
SZEF
ze
śmiechem
I
co tam, Szulc? Nudy, jak widzę. (Cyprian
uśmiecha się niepewnie, próbując z całych sił ukryć odrazę.) Ile ci już
strzeliło? Trzy dyszki? Najlepsze życzenia! (Gada z niebywałym entuzjazmem, ściskając Cyprianowi dłoń.) Wiesz,
co sobie pomyślałem? A niech cię, Szulc, urodziny ma się tylko raz w roku! Zaraz
przyjdzie tu Sylwek, zastąpi cię dzisiaj. Świętuj, chłopie, idź na imprezę,
odwiedź matkę... No już, zbieraj się!
Cyprian, przez moment zmieszany,
zdejmuje fartuch, zakłada szalik i kurtkę. W międzyczasie żegna się i wychodzi
szef. Przychodzi Sylwek - odziany w ciężkie obuwie, spodnie moro i skórzaną
kurtkę.
SYLWEK
rzucając się Cyprianowi w ramiona
Najlepszego,
stary! A niech mnie, kiedy ci ta trzydziestka zdążyła przelecieć! Jak się masz?
Coś taki zmizerniały, nie schudłeś może?
CYPRIAN
beznamiętnie
A
ty co, ze strzelnicy się urwałeś?
SYLWEK
A
wiesz, że zamierzałem iść! Ale, kurka, czego się nie robi dla przyjaciół! (Szturcha Cypriana, prawie zwalając go z nóg.
Spogląda z zaciekawieniem na kawałek tortu.) A co to za słodkości? Czyżby
zdążyły cię odwiedzić twoje wielbicielki? No, no, Cyprek, jak dla ciebie
przedział od lat sześciu do sześćdziesięciu!
CYPRIAN
z odrazą
Daj spokój…
SYLWEK
No przecież się
droczę tylko! Tak, wiem, ty i ta twoja nieskalana dusza… Podziwiam cię, stary,
przy takim braniu już dawno bym się przestał zastanawiać.
CYPRIAN
Skończyłeś już?
SYLWEK
Nieskalana dusza.
Trzymaj się, stary, pozdrów Brzozowską!
Cyprian
obdarza go groźnym spojrzeniem, wychodzi. Sylwek czeka chwilę, po czym zabiera
się za dojadanie tortu, niesamowicie przy tym mlaskając. Aż podskakuje z
przerażenia, gdy niespodziewanie wraca Cyprian.
CYPRIAN
Zapomniałem ga…
Serio, stary?
Patrzy
z pobłażaniem na Sylwka. Ten, zażenowany, przełyka głośno kawałek tortu. Cyprian
prycha kpiąco.)
Smacznego.
Zabiera
„Głośnych w mieście”, wychodzi. Sylwek kontynuuje jedzenie.
Scena 2
Park
Pokoju – mały, lecz urokliwy, niedaleko „Samloku” i sklepu spożywczego. Wąska
ścieżka, pośrodku parku pomnik Leopolda Szersznika trzymającego w ręce stosik
ksiąg, po prawej rząd ławek. Na jednej z nich siedzi dziadek, prezentujący się
jak typowy nędzarz - siwy i nieogolony, zawsze w tej samej kurtce
przeciwdeszczowej, połatanych spodniach i zimowej czapce, ubrany tak bez
względu na pogodę; nieodłącznie ma przy sobie torbę na zakupy. Zauważa
nadchodzącego Cypriana, mężczyźni patrzą na siebie przez moment, w końcu Cyprian
mija ławkę, idzie dalej ścieżką.
CYPRIAN
do
siebie
Znam go, zwykle
kręci się przy supermarketach. Taki biedaczek, niepozorny, grzeczny… Nie
pamiętam, żeby kiedykolwiek pił albo brał, nie zaczepia przechodniów, nie
wyłudza kasy. Taki nawet sympatyczny się wydaje, jak patrzy, to tak trzeźwo,
pogodnie można by rzec, wzbudza zaufanie. Może przy następnej okazji przysiądę
się do niego i pogawędzę? Wygląda na człowieka o znacznym bagażu doświadczeń, z
pewnością opowiedziałby mi niejedną nadzwyczajną historię. A może odburknąłby
tylko kąśliwie i kazał od siebie odejść?
Znajduje
wolną ławkę, rozsiada się wygodnie, zakłada nogę na nogę, otwiera gazetę na
wydarzeniach kulturalnych. Nagle przypomina sobie o czymś, sięga po
kieszeniach.
CYPRIAN
do
siebie
Akurat teraz
przydałoby się, żeby dziadek miał pożyczyć szluga. Zaraza, kiedy ja ostatnio
kupowałem paczkę? Tydzień temu? Dwa? Czyżby nadmiar stresu w końcu ustąpił? Co
z tego, jak w tej chwili się zachciało, a tu ani jednego nie uraczę… Mama by
się ucieszyła, oj tak, to na pewno! Właściwie to szef dobrze gadał, warto by
odwiedzić staruszkę.
Sięga
po telefon, wybiera numer, dzwoni.
MAMA (głos w telefonie)
Feliks?
Witaj, skarbie, co tam u...
CYPRIAN
To
ja, Cyprian, mamo.
MAMA
Ach,
przepraszam, macie takie podobne głosy...
CYPRIAN
Szef
dał mi dzisiaj wolne, mogę do ciebie wpaść?
MAMA
tak głośno, że Cyprian odsuwa na
moment telefon od ucha
Och,
tak, tak! Przyjeżdżaj szybciutko, zrobię pieczeń i kluski...
CYPRIAN
wzdychając ciężko
Będę
na dwunastą. Do zobaczenia!
Rozłącza się, chowa telefon do
kieszeni, wraca do przeglądania gazety.
Szubin,
Szubin… jest, znalazłem! Ósmy maja, godzina siedemnasta. Warto by przyjść.
Wertuje
strony.
Zagubione bla,
bla, wypadek bla, bla… O, krzyżówka. Dla rozruszania umysłu, czemu nie?
Sięga do górnej kieszonki w płaszczu,
gdzie zawsze nosi malutki ołówek z przytwierdzoną na jego końcu figurką żółwia.
Największe
państwo świata, ostatnia litera grecka, jedna setna dolara... Ech, zaraz zasnę.
Żeby to chociaż zajęło więcej niż pięć minut. Za to hasło wyszło nad wyraz
ambitne. „Teatr cudów”, tytuł jednego z wierszy Nikodema Kubicza. Ha, a jak się
wyśle rozwiązanie do redakcji gazety, można wygrać tomik jego poezji albo
pięćset złotych. Pff… dobre to dla zwykłych zjadaczy chleba.
Odkłada „Głośno w mieście” na bok, ogląda
się w stronę ławki, gdzie wciąż siedzi dziadek, z uporem grzebiący w swojej
torbie. Cyprian wyczuwa wibracje w telefonie, natychmiast spogląda na ekran,
odczytuje wiadomość.
„Mleko
i proszek do prania. Błagam...”
Bez zastanowienia się chowa telefon z
powrotem do kieszeni. Nagle jego uwagę odwraca znajomy, kobiecy głos. Do parku
wchodzi kasztanowłosa – szczupła kobieta o starannie ułożonej fryzurze
sięgającej ramion, zielonych, przenikliwych oczach i wyjątkowo wąskich ustach.
Przy niej Igor - kilkulatek o jasnych włosach.
CYPRIAN
do siebie
Mogłem
się spodziewać, że ją tu zastanę. Czyżby znów drżały mi dłonie, a serce biło
szybciej niż zwykle? Możliwe, że mnie nie zauważy, zajęta pilnowaniem dziecka.
Jaki on jest uroczy! Zapewne, zgodnie ze swoim zwyczajem, usiądzie na drugiej
ławce od wejścia i zacznie szukać…
Przerywa, przyglądając się, jak
kasztanowłosa sięga do torebki, z uporem próbując coś znaleźć. Po chwili kobieta
wyciąga paczkę papierosów i zapalniczkę.
I
na co ja patrzę z takim pożądaniem? Na samotną matkę czy papierosa w jej
ustach? A może na całokształt, na idealnie prezentującą się, zgodną pod każdym
względem postać?
Dotychczas biegający szaleńczo
chłopczyk podbiega do kasztanowłosej.
IGOR
z żalem
Mamusia,
dlaczego to robisz?
Kasztanowłosa spogląda w bok, trafia
na spojrzenie Cypriana. Patrzą na siebie przez dłuższą chwilę. W międzyczasie
zaciekawiony Igor podbiega do Cypriana.
KASZTANOWŁOSA
nerwowo
Igor,
chodź tu!
Chłopczyk wpatruje się przez chwilę w
Cypriana, odwzajemnia jego uśmiech, dopiero po czym reaguje na polecenie matki.
Kasztanowłosa, wyraźnie zażenowana i poirytowana, ostatni raz spogląda
pospiesznie na Cypriana, wstaje i odchodzi, ciągnąc synka za rękę.
CYPRIAN
do siebie
Czy
nie patrzyła dziś o ułamek sekundy dłużej, niż zeszłym razem? A ten Igor… jaki
on jest uroczy! Zaraza, dlaczego nie jestem jego ojcem?
Zastanawia się przez chwilę, wzdycha
głośno.
Lecz
jeśli nie ja… to kto? Czy tworzą szczęśliwą rodzinę, w której mężczyzna, jako
główny żywiciel rodziny, poświęca się pracy? A może porzucił ich, uciekł od
odpowiedzialności? Nigdy faceta nie widziałem, co jednak niczego nie wyjaśnia…
Nagle przerywa, chwyta się za
kieszeń, gdzie schował telefon
Mleko
i proszek do prania, niech będzie.
Wstaje z ławki, pozostawiając gazetę.
Kieruje się do wyjścia.
Mleko
i proszek, mleko i proszek, mleko i…?
Scena 3
Garderoba
teatralna. W powietrzu unosi się duszący zapach perfum, kosmetyków i farby do
skóry. Na stoliku porozrzucane zmazane pędzelki, nakrętki od buteleczek,
pootwierane słoiczki ze zmywaczami, pudełeczka z cieniami do powiek w kilku
barwach, resztka różu do policzków i szminka. W rogu pomieszczenia wieszak,
ledwie utrzymujący się pod naporem kostiumów, ubrania ułożone też na oparciu
krzesła. Maksym – ubrany na czarno; niemal przyklejony do lustra, poprawia
makijaż na policzkach. Nie zauważa wchodzącej do pomieszczenia Migle - niskiej
blondynki o idealnie prostych, zadbanych włosach, małych oczach i dość mocnym
makijażu.
MAKSYM
do
siebie
Coś mi się
rozmazało…
MIGLE
nerwowo
Nie
ruszaj!
Maksym aż podskakuje z przerażenia, natychmiast
odsuwa dłonie od twarzy, zganiony groźnym spojrzeniem Migle. Kobieta podchodzi,
bierze do ręki pudełeczko z białą farbą, nakłada mu na twarz nową warstwę.
Cholera, wszystko będzie widać. Musiałeś to
ruszać?
Maksym przez moment milczy, okazując
skruchę.
MAKSYM
w zamyśleniu
Manchester,
Londyn, wczoraj Drezno... A co potem?
MIGLE
A
co ja jestem, twój menedżer? Przygoda się kończy, kochasiu, Litwa coraz
bliżej...
MAKSYM
z przejęciem
Litwa…
A po drodze...
Nie dokańcza, odchodzi w zamyślenie.
Migle również milczy, nakładając teraz na jego policzek odrobinę różu.
MAKSYM
po chwili, śmiało
Nie
masz przypadkiem rodziny w Polsce?
Migle nie odpowiada, jej twarz
wykrzywia grymas. Udaje, że nie usłyszała pytania.
MAKSYM
zaczepnie
Co
to za mina?
Wyciąga rękę, chcąc pogłaskać ją po
policzku, Migle natychmiast ją odsuwa. Odrobinę załzawione oczy zdradzają smutek,
choć kobieta usilnie stara się okazać gniew.
Nie
masz do mnie zaufania?
MIGLE
Nie
twój zasrany interes.
Z hukiem odkłada na stół kosmetyki,
opuszcza garderobę. Maksym odprowadza ją wzrokiem, przez moment pozostaje w
odrętwieniu, po czym uśmiecha się do siebie, przyglądając uważnie swojemu
odbiciu w lustrze.
MAKSYM
do siebie
Koncentracja,
ćwiczenia mimiczne, rozluźnienie mięśni, przestawienie myśli. Nie jestem już
Maksymem Szubinem. Nie mam trzydziestu trzech lat, nie jestem aktorem. Nie
występuję na scenie, nie wcielam się w postać. JESTEM postacią. Mam na imię
Samuel, czyli ten, którego Bóg wysłuchał. Nigdy się nie narodziłem, nigdy więc
nie umrę. Nie należę do tego świata, jedynie obserwuję go i komentuję...
Do garderoby zagląda inspicjentka,
wyrywając go z zamyślenia.
INSPICJENTKA
Wydałam
pierwszy dzwonek. Gotowy?
MAKSYM
do siebie
Mam
na imię Samuel, czyli ten, którego Bóg wysłuchał...
Słychać drugi dzwonek. Na powrót
zjawia się Migle, poprawiając jego odrobinę zmiętą w jednym miejscu marynarkę.
Maksym przygląda się tej czynności z niebywałą satysfakcją.
MAKSYM
Uwielbiam
twój perfekcjonizm.
MIGLE
kąśliwie
Skup
się, Maksym.
MAKSYM
do siebie
Maksym?
Kim jest Maksym? Mam na imię Samuel, czyli ten...
Słychać trzeci dzwonek. Zapada
całkowita ciemność, słychać delikatne dźwięki fortepianu. Smuga światła z
reflektorów pada na instrument i grającą na nim młodą artystkę.
MAKSYM
Mam
na imię Samuel...
Słychać gromkie oklaski, na scenie
pojawia się bohater - elegancko ubrany mężczyzna z twarzą pomalowaną na biało,
na której wyróżniają się podkreślone na czarno oczy i lekko zaróżowione
policzki. Nieco monotonna, lecz przejmująca muzyka fortepianowa w molowej
tonacji, będąca tłem dla monologu postaci. Brak rekwizytów, tylko muzyka i on.
MAKSYM
do widowni
My name is Samuel - the one
whom God has listened to.
Scena
4
Teatr, koniec spektaklu. Słychać gromkie
oklaski. Maksym schodzi ze sceny, kieruje się w stronę garderoby. Zatrzymuje go
inspicjentka.
INSPICJENTKA
z niepokojem
Panie
Szubin, publiczność pana oczekuje przy wejściu. Wyjątkowo dużo młodzieży,
strasznie rozwydrzonej, jakaś wycieczka szkolna, cholera wie, co...
MAKSYM
z odrazą
I
ja mam się tam pokazywać? Żeby mnie staranowali? Oj nie, nie występuję dla
hołoty, tylko dla kulturalnych widzów.
Macha zbywająco ręką, wkracza do
garderoby, pozostawiając panią z obsługi w niezręcznej sytuacji.
MAKSYM
do Migle, opadając bezwładnie na
krzesło
Nie
zdarzyła mi się nigdy sytuacja, w której musiałbym narzekać na niemiecką publiczność.
MIGLE
jak zwykle, nadąsana
Bo
to nie wycieczka z Niemiec.
MAKSYM
Więc
kto?
MIGLE
A
bo ja wiem? Smarkateria wszędzie taka sama...
Maksym nie odpowiada, siada
wyprostowany twarzą do lustra, przyglądając się, jak charakteryzatorka zmywa
makijaż.
MAKSYM
zawadiacko
Jak
wypadłem?
MIGLE
stanowczo
Nie
rób min.
Maksym wytrzymuje chwilę w milczeniu,
dopóki Migle nie kończy zmywać szminki z jego ust.
MAKSYM
Nie
wydaje ci się, że powinniśmy wprowadzić coś nowatorskiego?
MIGLE
z niedowierzaniem
Że
co?
MAKSYM
z przejęciem
Nowa
charakteryzacja, dodatkowe ruchy sceniczne. Może nawet jakiś utwór...
MIGLE
„Licentia
poetica” jest uznawana za idealną w
swej niezmiennej formie. Nie wybaczono by ci, gdybyś ingerował w geniusz Kubicza.
MAKSYM
A
gdyby wyraził na to zgodę? Zaproponował coś sam? Z pewnością udałoby się złapać
z nim kontakt.
MIGLE
Tak
bardzo przeszkadza ci obecny wygląd spektaklu?
MAKSYM
A
czytałaś pierwotną wersję dramatu? Nawet nie wiesz, jak wiele szczegółów
zostało pominiętych. Jak wiele można by uzupełnić...
Maksym zamyśla się, Migle rezygnuje z
komentarza. Na moment zapada cisza.
MAKSYM
melodyjnie
Był
wspaniałym nauczycielem. Dopiero wówczas, gdy go poznałem, zrozumiałem, jak
wiele znaczy sztuka...
MIGLE
To
on cię uczył?
MAKSYM
Całe
trzy lata liceum. Nigdy wcześniej ani później nie natknąłem się na tak
genialnego polonistę. I pomyśleć, że zaraz potem odszedł ze szkoły...
Migle kończy zmywać makijaż z jego
twarzy, zabiera się za sprzątanie kosmetyków ze stołu. Maksym nie raczy jej
pomóc, zajęty wpatrywaniem się w lustro.
MAKSYM
Mógłbym
zafarbować włosy, Samuel nabrałby wówczas mroczniejszego charakteru. Zamiast
wyłącznie fragmentów po angielsku, można by dopasowywać je w zależności od
kraju. Po niemiecku, francusku, litewsku...
MIGLE
I
byłbyś w stanie się tego nauczyć? Błagam, z ciebie taki poliglota, jak z
koziej...
MAKSYM
Dla
sztuki poświęcę nawet życie! Pomyśl tylko, jak wielką satysfakcję da to
ludziom! Zobaczysz, jeszcze zechcą nas oglądać poza Europą. Och, może nawet w
samym Ju Es Ej!
MIGLE
Skończyłeś
już?
MAKSYM
Trzeba
napisać do Kubicza. Cholera, chyba pierwszy raz w życiu mam taką wenę twórczą!
Wychodzi z garderoby, pozostawiając
Migle z bałaganem. Kobieta burczy pod nosem kilka niewybrednych przekleństw,
kontynuując sprzątanie.
Scena 5
Klatka schodowa w dość obskurnej
kamienicy, następnie mieszkanie Cypriana. Mężczyzna kieruje się do domu, wita
go zmizerniały kundelek o stojących uszach i szarej sierści.
CYPRIAN
do psa
Cześć,
Majkel.
Głaska czule czworonoga, na co ten
odpowiada mu entuzjastycznym machaniem ogona.
Co,
piesku, znowu cię pani zostawiła? Nie chce wpuścić do domu? Nawet nie wiesz,
jak mi cię żal, jak mi serce ściska, gdy sobie pomyślę, co przeżywasz z tą Maciejczykową…
Baba, inaczej nie umiem jej nazwać, choćbym nie wiem jak bardzo szanował płeć
piękną. Stara pudernica, nie umie należycie zająć się zwierzakiem.
Wstaje z zamiarem odejścia, zatrzymuje
go jeszcze skomlenie psa.
Nie
musisz mówić, żebym wiedział. Żebym słyszał, jak płaczesz, jak wołasz „Cyprek,
błagam, weź mnie ze sobą”. Muszę iść, przyjacielu, taki to nasz los, nieustanna
walka o byt, odrzucenie, samotność. Ale będzie lepiej, wiesz? Kiedyś będzie
cudownie, Majkel, cała ta posrana rzeczywistość w końcu nabierze jakiegoś
kształtu, nadejdzie sprawiedliwość… czy coś w tym stylu. Żegnaj, piesku, wiedz,
że nie obwiniam cię za ten odrażający smród, że to znów sąsiad nie zdążył
dotrzeć w porę do mieszkania po całonocnej imprezie. Nie daj sobie wmówić, że
jesteś nic nieznaczącym śmieciem. Hau, hau!
Majkel szczeka kilka razy, Cyprian
uśmiecha się na pożegnanie, otwiera drzwi do mieszkania, wchodzi do środka. Tam
daje się odczuć silny zapach perfum, na oparciu krzesła w kuchni wisi koronkowy
biustonosz. Mężczyzna zdejmuje wierzchnie ubranie, chowa zakupy do lodówki,
przechodzi do sypialni, grzebie w szafie w poszukiwaniu ubrań, nucąc przy tym
melodię z „Po co wolność” zespołu Kult. Wyjmuje czarną marynarkę i białą
koszulę, bez krawatu, podłącza żelazko do prądu.
CYPRIAN
śpiewa
„Czy słyszysz, czy słyszysz
Co tu dzieje się od lat
Jaki wokół siebie szum wytwarza ten fatalny świat
Co za fatalny świat
Podzielony granicami
Z ludźmi, których kochasz
Rozmawiasz tylko listami”[1]
Co tu dzieje się od lat
Jaki wokół siebie szum wytwarza ten fatalny świat
Co za fatalny świat
Podzielony granicami
Z ludźmi, których kochasz
Rozmawiasz tylko listami”[1]
Prasuje ciuchy,
nucąc przez chwilę melodię.
„Licentia
poetica”, mały Igor, kluski z
pieczenią... Cholera, nie zapomniałem kupić czegoś w sklepie?
Zakłada koszulę, starannie zapina
guziki, równocześnie zerkając na swoje odbicie w lustrze.
Nie
przybyło mi kilka kilogramów? Uf, koszula zapięta, to najważniejsze. Jeszcze
tylko fryzura, buty…
Przerywa nagle, słysząc dobiegające
zza ściany dźwięki fortepianu.
Że
też akurat muszę wychodzić wtedy, gdy młoda Maciejczykówna zaczyna swój
koncert… Ależ ona pięknie gra! Niczym młody Szopen!
Stoi przed lustrem, układając sobie
fryzurę, następnie czyści lekko przybrudzone półbuty, wsuwa je na stopy,
wsłuchując się przy tym w „Dla Elizy” Beethovena.
Muszę
kiedyś powiedzieć Karinie, jak bardzo podziwiam jej talent! Od tego uszu nie
można oderwać!
Ostatni raz spogląda w lustro, po
czym wychodzi, przekręca klucz w zamku. Nie zastaje na klatce schodowej psa.
Sąsiadce
należą się brawa. Chyba, że córka okazała się na tyle rozważna… Chwała jej za
to!
Scena 6
Przystanek
autobusowy przy budynku sądu, potem autobus. Grupa ludzi, pośród niej Cyprian i
wyróżniająca się nastolatka, ubrana w ciemne, przecierane spodnie, glany,
koszulkę z fantazyjnym logiem jakiegoś zespołu metalowego oraz skórzaną
rękawicę bez palców na prawej dłoni; proste, jasnobrązowe włosy przeczesane na
bok. Cyprian spogląda w jej stronę,
ich spojrzenia na moment się spotykają.
CYPRIAN
do
siebie
Czy ta małolata
mnie prześladuje? Gdzie nie pójdę, sklep, biblioteka, autobus… choć w „Samloku”
akurat jej nie widziałem. Dziwna jakaś taka, mroczna, niepokojąca… Z drugiej
strony, taka teraz moda, subkultura. W sumie całkiem niezłe te koszulki, raz
Iron Maiden, raz Black Sabbath. Przynajmniej wie dziewczyna, co nosi. Słuchawki
na uszach, wpatrzona przed siebie, zamyślona… Może wczuwa się w solówkę z
„Sweet Child O’Mine” albo początek „Stairway to Heaven”? Taka niby niepozorna,
a nie pierwszy raz zwraca na mnie uwagę, oj, nie pierwszy raz…
Nadjeżdża
autobus z numerem 22, jak zwykle, przepełniony. Cyprian wsiada, zajmuje
przedostatnie miejsce z tyłu, zaraz przed dwoma starszymi paniami. Nastolatka
wchodzi przednimi drzwiami, opiera się o ścianę, klikając coś na komórce.
STARSZA PANI I
...no
i mówiłam jej, żeby ubierała lepiej Antosia. Mały leży od dwóch dni w łóżku,
może będzie musiał brać antybiotyk...
STARSZA PANI II
Mój
wnusio na szczęście zdrowy. Ale Staszek... to go boli, tamto swędzi, w krzyżu
strzela...
STARSZA PANI I
A
pamiętasz, jak ci mówiłam, że mi skurcz w łydkach dokucza? Byłam, rozumiesz, na
Bielskiej, doktór powiedział, że za mało magnezu...
CYPRIAN
do siebie
Mogłem
się domyślić, że skoro dzisiaj środa, a w dodatku południe, oznacza to
największe skupisko moherowych madame, wracających z targu… Ach, gdyby tak, jak
ta nastolata, słuchawki, ostre riffy i mieć gdzieś cały ten syf…
Patrzy
otępiałym wzrokiem w widok za oknem. Z każdym kolejnym przystankiem przybywa
ludzi, szczególnie starszych pań obładowanych siatkami, doniczkami z kwiatami,
torbami i, Bóg wie, czym jeszcze. Cyprian przymierza się do ustąpienia im
miejsca, zaraz jednak wzdycha z ulgą, gdy uniemożliwia mu to jedna z babć,
przysiadająca się zaraz obok; kładzie swoje siatki na siedzeniu naprzeciwko.
CYPRIAN
do
siebie, z ironią
Ludzkość, a
szczególnie ta poruszająca się komunikacją miejską, już dawno przywykła do
choroby zwanej „zmęczoną siatką”!
Po
kilku przystankach nadmiar ludzi wysiada, łącznie z babcią i „zmęczonymi
siatkami”. Zostaje garstka, w tym Cyprian i nastolatka. Z zamyślenia budzi go
głos znajomej, czarnowłosej kobiety.
LENA
Cześć, Cyprek!
CYPRIAN
nieco
zmieszany
O, hej, Lena.
LENA
z
sympatią
Najlepsze
życzenia!
CYPRIAN
z
większym entuzjazmem
Dzięki. Nie masz
mi za złe, że Sylwek dziś pracuje?
LENA
ze
śmiechem
Przestań! I tak
zamierzał jechać na strzelnicę...
CYPRIAN
A ty?
LENA
Właściwie to... muszę
odebrać Zosię ze szkoły, potem jeszcze do sklepu...
CYPRIAN
Rozumiem. Mała dobrze
się uczy?
LENA
A tak, tak. Jest
najlepsza w klasie.
CYPRIAN
puszczając
do niej oko
Pozdrów ją od
wujcia.
LENA
z
przejęciem
Ucieszy się, jak
jej powiem! Powinieneś wpaść kiedyś do nas na obiad albo na kawę, pogadać...
CYPRIAN
Z ogromną chęcią.
Spogląda
przez okno.
O, mój przystanek.
LENA
Ja też wysiadam.
CYPRIAN
To, ten… Trzymaj
się!
Ściska
przyjaźnie Lenę. Rozchodzą się, machając sobie na pożegnanie.
CYPRIAN
do
siebie
Jak ja uwielbiam
tę kobietę! Czasem zapominam, że to Feliks, a nie Sylwek, jest moim bratem. Zaś
Lucy… brr, na samą myśl o szwagierce czuję dreszcze. Jak słyszę ten jej
wydumany inglisz, to aż chce mi się rzygać. Niech sobie siedzą w Ingliszlandzie
z braciszkiem, właściwie to nawet nie tęsknię. Mam Sylwka, Lenę… no i Zosieńkę,
aniołka w najczystszej postaci, bratanicę niemalże, przybraną córeczkę. Dziecko
cud!
Scena 7
Domek
mamy Cypriana, za oknem krajobraz górski. Mężczyzna wchodzi do środka, wita się
z starszawą, nieco posiwiałą kobietą.
MAMA
chichocząc
A ty co taki
nieogolony, hm? Tak specjalnie, co? Chodź prędziutko, pieczeń zaraz będzie
gotowa, kluseczki już na stole...
Cyprian
ściąga buty w szatni, przygląda się przytulnemu wnętrzu.
CYPRIAN
Od razu przypomina
mi się dzieciństwo. Mam wrażenie, że przez te wszystkie lata nic się tu nie
zmieniło!
W
powietrzu unosi się przyjemny zapach pieczonej wieprzowiny, z salonu dobiegają
odgłosy włączonego telewizora. Cyprian siada przy stoliku w jadalni, przykrytym
białym obrusem, zastawionym dla trzech osób.
CYPRIAN
zdziwiony
Ktoś jeszcze
przyjdzie, mamo?
MAMA
zakłopotana
Och, zapomniałam
ci powiedzieć... Pomyślałam, że skoro już tu będziesz... Zamówiłam na wieczór
mszę za ciebie, zaprosiłam proboszcza na obiad...
CYPRIAN
Księdza Teodora?!
MAMA
A no, sam
powiedział, że chętnie się z tobą zobaczy! Powiedział, że się trochę spóźni...
Cyprian
wyraźnie zmieszany, w przeciwieństwie do matki.
CYPRIAN
po
chwili
Masz jakieś wieści
od Feliksa?
MAMA
wpatrzona
się w piekarnik
A tak, dzwonił
ostatnio, mówił, że się wybiera do Polski. On też o ciebie pytał.
CYPRIAN
beznamiętnie
Świetnie.
MAMA
Wspominał coś, że
Lucy nie ma ochoty tu przyjeżdżać... ach, zaraza z tą kobietą!
Cyprian
włóczy się po mieszkaniu, zatrzymuje przy półeczce, na niej równiutko obok
siebie ułożone rameczki ze zdjęciami. Uśmiecha się na widok dwóch łudząco
podobnych chłopców, z tą różnicą, że młodszy z nich ma nieco rudawe włosy, w
przeciwieństwie do brata bruneta. Na kolejnym zdjęciu roześmiane twarze Feliksa
i Lucy, potem jeden z nowszych portretów starszej matki wraz z dorosłymi
synami. Zatrzymuje wzrok na czarnobiałym wizerunku młodej pary - kobieta o
kruczoczarnych włosach, pogodnym uśmiechu i idealnie równych zębach w długiej,
białej sukni i kapeluszu na głowie, trzymająca za rękę postawnego, eleganckiego
pana w czarnym garniturze i muszce, z charakterystycznym rudawym wąsikiem.
MAMA
ze
smutkiem
Ile to miałeś
wtedy... siedem latek?
CYPRIAN
Ale pamiętam go doskonale.
Postawny, z rudym wąsikiem i krzaczastymi, jasnymi brwiami. Stanowczy i surowy,
ale troskliwy. Już od dzieciństwa traktował nas poważnie, tłumaczył, że od
wczesnych lat powinniśmy uczyć się samodzielności. Nieraz straszył pasem, ale nigdy
nie zdarzyło mu się uderzyć któregoś z nas. Sprawiał wrażenie dość groźnego, ale
właśnie w ten sposób mobilizował nas do wywiązywania się z obowiązków. Raczej
nas kochał, choć chyba nigdy wyraźnie tego nie okazał ani nie powiedział…
MAMA
Tak go wychowano -
żeby nie okazywać wylewnie uczuć. Ech, czasem żałuję, że pochowaliśmy go w tym
Wilnie... przywiązanie przywiązaniem, a teraz nie ma kto grobu pilnować,
kwiatków podlać...
CYPRIAN
Gerwazy… co go
właściwie skłoniło, żeby zmienić imię?
MAMA
Ani mi nie przypominaj!
Późnych lat nie dotrwał, a i tak zrzędził jak stary grzyb, że niby Brunon mu
brzmi zbyt niemiecko... Jakie to ma dzisiaj znaczenie?
CYPRIAN
Może dlatego, że
dziadek walczył na wojnie?
MAMA
A kto nie walczył?
A zresztą, jedz, dziecko, bo wystygnie... gdzie ten proboszcz?
Cyprian
przymierza się już, by zasiąść do stołu, jednak jego uwagę odwracają odgłosy
telewizora. Idzie do salonu, siada na fotelu.
CYPRIANA
do
siebie, ze śmiechem
Miałem rację, jego
nie da się z nikim pomylić!
JÓZEF
KRAKOWICZ-MUCHA
(w telewizji)
Proszę pana...
badania mówią, że jeśliby zlikwidować podatek dochodowy...
SOCJALDEMOKRATA
A pan znowu swoje!
I jak pan to sobie wyobraża, jak państwo będzie funkcjonować?
JÓZEF
KRAKOWICZ-MUCHA
Ale dlaczego znowu
pan mi przerywa?! Ile razy mam powtarzać, to paskudna kara za uczciwą pracę...
MAMA
z
oburzeniem
Popatrz no, jaki
oszołom! Wszystko by zlikwidował, darmową służbę zdrowia, pomoc dla biednych,
podatki... byli już tacy, co to obiecywali, że niby nie będzie złodziejstwa, że
niczego...
CYPRIAN
beznamiętnie
Mamo, pieczeń ci
się spali.
MAMA
...a to wszystko
oszustwa, gruszki na wierzbie, tfu!
CYPRIAN
do
siebie
Właściwie to nie
podzielam tej niechęci, entuzjazmu zresztą też nie. Choć sprawy, o których
dyskutują, obchodzą mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg, muszę przyznać, że, w
przeciwieństwie do matki, bliżej mi do radykalnego wprawdzie, lecz jakże
charyzmatycznego wuja Józia. Facet nierzadko wdaje się w ostre dyskusje z
przeciwnikami, choćby pokroju tego śmiesznego socjaldemokraty, przez co ma
zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników.
Bierze
pilota, przełącza na inny kanał. Krzywi się na widok sceny polowania lwa na
antylopę, zmienia więc szybko od powtórki transmisji obchodów święta
Konstytucji 3 maja poprzez jakiś latynoski serial, wiadomości i co najmniej
kilka programów, w których reklamy stanowią niemalże jedyną treść. Nie
znajdując lepszej alternatywy, przełącza w końcu na wiadomości.
Konflikt na
wschodzie, naruszenie strefy powietrznej... Mam nieodłączne wrażenie, że wszystkie
te wydarzenia dzieją się w kółko, miesiąc za miesiącem, jakbym słyszał o tym
rok, dwa, dziesięć lat temu. Piętnastu ekspertów, każdy wtrąca swoje trzy
grosze, choć broni na oczy nie widział. Oddzielna wypowiedź poświęcona
schwytaniu szajki dilerów narkotykowych, nagonce partii opozycyjnych na partię
rządzącą za kolejny projekt ustawy... O, i znów wuj Józio, tym razem nawiązujący do kolejnej epidemii wirusa ebola. Wypowiedź
w jego stylu - krótko, zwięźle i dosadnie.
JÓZEF
KRAKOWICZ-MUCHA
Spisek! Spisek
grubych ryb, tyle mam do powiedzenia. Tfu!
MAMA
Pieczeń gotowa!
Och, zgaś to pudło, patrzeć na niego nie mogę!
Wyrywa
Cyprianowi pilota z ręki, wyłącza telewizor. Oboje zasiadają do stołu,
zaczynają jeść. W międzyczasie matka włącza radio, z którego wybrzmiewa melodia
jakiejś religijnej piosenki.
RADIO
„(…) od białego
oblicza odwraca uwagę
splamiona szata
order starań, opłacony zawstydzeniem
(...)”
CYPRIAN
Niezły tekst. I gdzie ten ksiądz?
Dojada posiłek.
Utwór kończy się, stacja nadaje krótkie wiadomości.
MAMA
z odrazą
No jasne, jeszcze miesiąc temu było o in
vitro, a teraz się im o aborcji zachciało! Jeszcze mają czelność dyskutować!
CYPRIAN
Już dobrze, mamo, nie ekscytuj się tak,
szkoda twoich nerwów.
Robi
łyk kompotu jabłkowego, przyglądając się obrazom na ścianie; każdy z nich
przedstawia żółwia - jeden morski, inny wędrujący przez pustynię, na kolejnym
dwa odpoczywające w trawie.
Mamo, czy Jeremi jeszcze
żyje?
MAMA
Jeszcze się
pytasz? Ma się świetnie, dotrwa do co najmniej kolejnego pokolenia... Tradycja
tradycją, jak moja świętej pamięci babka i dziadek zaczęli te żółwie hodować,
ba, albo wcześniej nawet ktoś zaczął, jak Jeremi się wykluł, tak do dziś dnia
siedzi w tym akwarium, stary nieboraczek. Nasz żółw pokoleń! Jak mnie prędzej
czy później przywita święty Piotr z kluczami, wtedy, ma się rozumieć, Jeremi
trafi pod twoją opiekę, bo na Feliksa to ja bym nie liczyła. A wiesz, że on
przynosi szczęście? Moja mamuśka (niech odpoczywa w pokoju!), wyobraź sobie,
przyniosła go w ukryciu na maturę i, proszę ciebie, miała najlepszy wynik w
całej szkole! A twój pradziadek w czasie wojny to go na przechowanie dał jednej
rodzinie żydowskiej, a teraz to ich potomkowie w Łodzi albo Krakowie, nie wiem,
już pamięć nie ta, co kiedyś, no ale mieszkają tam sobie, biedy nie klepią!
Więc sam widzisz, że mieć Jeremiego a nie mieć - życie można zmarnować.
CYPRIAN
wyraźnie
znużony
Taa…
Słychać
dzwonek do drzwi.
MAMA
Och, teraz to na
pewno proboszcz!
Otwiera
drzwi, w których ukazuje się na oko sześćdziesięcioletni, niski i szczupły
facet ubrany dość zwyczajnie, bo w koszulę i spodnie. Jedyne, co go wyróżnia,
to koloratka pod kołnierzem.
Niech będzie
pochwalony!
KS.
TEODOR
A niech mnie,
Cyprian!
Cyprian
odpowiada mu wymuszonym uśmiechem.
MAMA
Niechże ksiądz
siada, obiad może jeszcze nie zdążył wystygnąć...
KS.
TEODOR
Ależ nie musiała
się pani trudzić, ja tylko na kawę...
Mama
prowadzi proboszcza do stołu, niemalże siłą.
Jak tam, Cyprian,
trzymasz się jakoś? Brakuje nam ciebie, dobrze się spisywałeś jako
ministrant...
Cyprian
milczy, odpowiadając tylko potakiwaniem.
MAMA
Niech ksiądz
opowiada, co tam nowego na parafii!
KS.
TEODOR
A co ma być, stara
bieda! Ściany odmalowane, ołtarz odnowiony…
MAMA
A świeczniki? Kupi
ksiądz nowe świeczniki?
KS.
TEODOR
beznamiętnie
A tak,
planowałem... Nie ukrywam, że bardzo chciałem z tobą porozmawiać, Cyprianie.
Cyprian
podnosi nerwowo wzrok, wpatrując się w księdza z niemałym zdziwieniem.
KS.
TEODOR
z
troską
Spokojnie, nie
myśl, że będę ci coś wypominał... Raczej chodzi mi o twoje samopoczucie...
Cyprian
wytrzeszcza oczy ze zdumienia.
MAMA
Nie gniewaj się
skarbie, chciałam ci jakoś pomóc...
Wciąż
milczy, patrząc na zmianę to na kobietę, to na księdza. Na moment zapada cisza,
zagłuszana jedynie kolejną religijną piosenką, tym razem o tonacji pasującej do
obecnej, napiętej sytuacji. Cyprian niespodziewanie odsuwa krzesło od stołu,
wstaje gwałtownie, wywołując niemałe poruszenie. Matce aż wyślizga się z dłoni
widelec, proboszcz sztywnieje, nie spuszczając wzroku z gniewnej miny Cypriana.
CYPRIAN
mocno
podenerwowany
Pomóc?! Macie mnie
za idiotę?! Upośledzonego?! Niech was wszystkich jasna cholera… Sama to wymyśliłaś,
mamo? A może ktoś ci to zasugerował?
Kobieta
spuszcza ze skruchą wzrok, wyraźnie zażenowana. Ksiądz wciąż siedzi w bezruchu,
jakby nie bardzo wiedząc, o czym jest mowa.
CYPRIAN
nieco
spokojniej
Niepotrzebnie się
trudzicie, przede mną i tak już tylko „highway to hell”… Bóg dawno zapomniał o
takich jak ja.
Zasuwa
krzesło, kieruje się w stronę szatni. Matka i ksiądz patrzą po sobie w
zadziwieniu, milczą.
Spokojnie, na mszę
przyjdę. Dam staruszkowi jeszcze jedną szansę, może mnie jeszcze zbawi.
Żegna
się krótko i wychodzi, trzaskając drzwiami nieco głośniej niżby należało.
MAMA
chowając
twarz w dłoniach
Obawiałam się, że
to za wcześnie...
KS.
TEODOR
Kto panią namówił,
żeby prosić mnie o wsparcie?
MAMA
ocierając
łzę z policzka
Mówi coś księdzu
nazwisko Brzozowska?
Scena 8
Przystanek
autobusowy, opustoszały. Cyprian siedzi na ławce pod zadaszeniem.
CYPRIAN
do
siebie
W takich momentach
uświadamiam sobie, jaki świat jest absurdalny. Mój autobus… A zresztą, jakie
znaczenie ma, czy pojadę tym albo następnym?
Taka drobnostka, nie udaję, że mnie to szczególnie obchodzi. Za
dwadzieścia minut przyjedzie inny, potem zaś kolejny, kolejny… A to tylko
ułamek wieczności, zaledwie chwila, nielicząca się w przyszłym rozrachunku.
Autobus ucieka mi sprzed nosa… Moment wystarczy, by przenieść się w inne
miejsce, wysiąść i nawet nie obejrzeć się za siebie! Potem to tak gna… pędzi
tymi samymi trasami, w jednym tylko kierunku, zabiera ludzi, by zaraz potem wypuścić
ich, rozstać się, zapomnieć! I tak dzień w dzień. Elastycznie. Zdaje się, jakby
faktycznie Istota Wszechwiedząca była jedynym punktem zaczepienia. Wieczna
machina. Co chwilę nadjeżdża na mój przystanek, otwiera drzwi, zaprasza… Kierowca
zwany księdzem Teodorem mówi, żebym jechał, chociaż nie mam kasy na bilet -
cholerny nędzarz. A jak wsiądzie kanar, to odpowiem, że ja tu na innych
zasadach, miejsce vipowskie, a jakby się stawiał, to mam mu w gębę dać, wyzwać
od szatanów i takie tam. Ale autobus się spóźnia. Zawsze się spóźnia, każe na
siebie czekać albo w ogóle nie przyjeżdża. Staruszek ma za dużo na głowie, już
mu się modlitwy mieszają, na równiku coraz cieplej, a ludzi coraz więcej, mięso
armatnie…
Sprawdza
kieszenie.
A żeby to z dymem
wszystko wypuścić! Wsiąść i nigdy nie wysiadać, zapuścić się gdzieś, zapomnieć,
nie przypominać sobie, że się w ogóle było. Tyle, że ciągle coś, ciągle ktoś
przypomina, że nie wypada tak bez biletu, że na razie trzeba piechotą, że kanar
też człowiek. Trzyma mnie, powtarza, że to nie tak łatwo, że jak się,
człowieczku, zagubiłeś, to się musisz łaskawie odnaleźć, bo w nieskończoność
nie będzie po ciebie przyjeżdżał. Pogodziłem się już wprawdzie, nie błagam o
przebaczenie, przyjmę pokornie potępienie. Ale ciągle ktoś mąci. Nasyła
księdza, podjudza matkę, żeby jednak próbować, leczyć, rehabilitować… chorobę
nieuleczalną! Organizacja charytatywna zbiera środki, by wykupić duszę, wygrać
przetarg z kimś między szatanem a Bogiem. Bo nie wiem, kim jest ten, do którego
teraz należę!
W
międzyczasie przysiada się do niego starszawy mężczyzna, zmizerniały,
nieogolony, ubrany w firmową kurtkę i czarny kapelusz.
HERBERT
Nie masz pan?
CYPRIAN
Hę?
HERBERT
gestykulując
Papierosa czy pan
nie masz?
CYPRIAN
Aaa…
Kiwa
przecząco głową.
HERBERT
Pan nie jesteś
artysta? Śpiewak jaki, no, jak mu tam…
CYPRIAN
Nie, nie, pan mnie
z kimś myli.
HERBERT
A niech mnie, pan
to wygląda trochę jak ten Bowie albo…
Zamyśla
się na chwilę.
Szubin! Ten
litewski aktorzyna…
Cyprian
wyraźnie zdumiony.
Ten to jest
sztukmistrz, gawędziarz! Wie pan, wybieram się na „Licentia poetica”…
CYPRIAN
Ja również. A więc
interesuje się pan sztuką?
HERBERT
Każdy grosz, jaki
się uchowa, darowuję artystom. Taki ze mnie trochę koneser, he, he.
Podaje
rękę Cyprianowi.
Pańska godność?
CYPRIAN
Cyprian Szulc.
HERBERT
Szulc. To jak ten
pisarz… A wyobraź sobie, panie Szulc, że matka moja (niech odpoczywa w pokoju)
jakby wiedząc, że rozmiłuję się w poezji, dała mi na imię Herbert. I tak oto
zostałem Herbertem Filipowiczem…
Nadjeżdża
autobus, Cyprian wstaje z ławki.
CYPRIAN
Pan nie jedzie?
HERBERT
Nie, nie, posiedzę
tu sobie. Wie pan, panie Szulc, że na tym tu przystanku zawsze dopadają mnie
najgłębsze refleksje! No, to do zobaczenia na spektaklu, może się gdzieś tam,
he, he, miniemy.
CYPRIAN
Bywajcie, panie
Filipowicz!
Wsiada
do autobusu, odjeżdża. Herbert pozostaje na ławce.
HERBERT
do
siebie
Bądź odważny gdy rozum
zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy![1]
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy![1]
Scena 9
Kościół
p.w. św. Izydora Oracza, msza wieczorna. Na ołtarzu figura Chrystusa
Zmartwychwstałego, za nim proboszcz rozpoczyna obrzędy wstępne. Skromna liczba
osób, jeden młodociany ministrant, w pierwszej ławce mama. Po cichu wchodzi
Cyprian, zauważa go jedynie ksiądz. Staje gdzieś z boku.
KS.
TEODOR
Chwała na
wysokości Bogu!
Ludzie
śpiewają, Cyprian rozgląda się po kościele. Dostrzega kasztanowłosą, obok niej
Igor i postawny, elegancki, łysy mężczyzna.
CYPRIAN
do
siebie
Czy to
kasztanowłosa? Co to za facet koło niej? Czy to właśnie jest objawienie?! Coś
mi nie pasuje, jakieś zaburzenie porządku, niezgodność. Czy już nawet nie
należę do tego świata, który wydawał mi się dziwnie bliski, trwały, wieczny?
Patrzy
na figurę Chrystusa Zmartwychwstałego.
Cóż ty większego
mogłeś zrobić? Triumfator świata, niedościgniony ideał. Wpierw umrzeć mi trzeba
będzie, żeby z nową siłą powstać, zaistnieć, spotęgować się! Zmartwychwstanie!
Znów
spogląda na kasztanowłosą, następnie rozgląda się, zatrzymuje wzrok na kobiecie
o długich, czarnych lokach.
Oto mąciciel!
Wybiega
nerwowo z kościoła, trzaska głośno drzwiami, co zwraca uwagę ludzi. Msza toczy
się dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz