Akt III
Scena 1
Pociąg,
linia Gdańsk-Kłajpeda, przedział dla palących. Cyprian siedzi w rogu, sam, pali
papierosa. Do środka zagląda starszawa, lecz elegancka i niebrzydka kobieta - ubrana
w skromną, lecz szykowną sukienkę, włosy miodowe, farbowane. Ciągnie za sobą walizkę
w kolorze jaskrawego różu.
DANUTA
z rosyjskim
akcentem
Prostite, czy te
miejsca są zajęte?
CYPRIAN
Nie, nie, wolne.
Kobieta
rozsiada się wygodnie, stawia walizkę obok siebie.
DANUTA
Czy byłby pan tak
dobry? (Cyprian wrzuca papierosa do popielniczki,
wstaje, umieszcza walizkę na górnej półce) Spasibo, panie.
CYPRIAN
wyjmując
paczkę papierosów
Może pani zapali?
Kobieta
przyjmuje, kiwając głową i uśmiechając się w podziękowaniu. Mężczyzna wyciąga
zapalniczkę, odpala kobiecie papierosa. Ta przygląda mu się uważnie.
DANUTA
Ależ ja pana znam!
Ha, kto by pomyślał, w jednym przedziale z samym Maksymem Szubinem!
CYPRIAN
nieco
zakłopotany, lecz grzecznie
Proszę wybaczyć,
ale chyba mnie pani z kimś myli.
DANUTA
z
lekkim oburzeniem
Bzdura! Bez
okularów jestem wprawdzie, ale nie oślepłam jeszcze na tyle… (uśmiecha się tajemniczo, ładnie) No,
no, w porządku, nie będę się narzucać, każdy teraz dba o prywatność. Gdzie to
pana, jeśli mogę pytać, niesie?
CYPRIAN
Do pana Kubicza,
odpocząć trochę od tego zgiełku.
DANUTA
z
entuzjazmem
Och, do Kubicza
pan! Proszę sobie wyobrazić, że mnie również ciągnie w tamte strony! Aaa, to się
cudownie składa, cudownie. Bo, widzi pan, z panem Nikodemem łączą mnie
szczególne zawiłości, czytaj, syn mój, Jogaila, jest narzeczonym jego córy,
Tereski, cudowna para, trzeba powiedzieć. Skoro już taka okazja się nadarzyła,
to zapraszamy pana na wesele, jakoś za trzy miesiące się odbędzie, byłoby nam
niezmiernie miło! Panie…?
CYPRIAN
Cyprian Dawid
Szulc.
DANUTA
z
zaciekawieniem
Cyprian Dawid? A
może Dejwid? Mniejsza z tym, najwyraźniej rzeczywiście pana pomyliłam (chichocze, zasłaniając dłonią usta). No
więc, Cyprianie Dejwidzie, pozwól mi być dla siebie Danutą, bez zbędnych
tytułów.
CYPRIAN
grzecznie
Bardzo mi miło,
Danuto.
DANUTA
Jesteś z Gdańska?
CYPRIAN
z
uśmiechem
Z południa.
DANUTA
Och, to szmat
drogi pokonujesz! Ale masz rację, czasem trzeba po prostu wziąć sprawy w swoje
ręce i uciec, dosłownie mówiąc. Bo, widzisz, ja wciąż chowam w sobie odrobinę
staroświeckości, dla mnie liczy się ciągle kobieca gracja i mężczyźni z krwi i
kości, jeśli wiesz, co mam na myśli. Tymczasem jakoś nie nadążam za
współczesnością, mąż się śmieje, że cudem nauczyłam się obsługiwać komputer. Tylko
się cieszyć, że trafił się mojemu synowi taki teść literat, moją miłością
zawsze pozostaną książki, a z Szubinem to można rozmawiać o nich w
nieskończoność! A mówię o tym w zawiązaniu do tej, jak to nazwaliśmy, ucieczki.
Wyobraź sobie, że od kiedy przeprowadziliśmy się na prowincję, jak słyszę o
wyjściu do miasta, zaczynam odczuwać dziwny niepokój. Zdziwiony, co? (poprawiając efektownie włosy) Jak już
się muszę pokazać, to nie bez klasy!
Cyprian
uśmiecha się potwierdzająco. Kobieta wypuszcza kłębek dymu, spogląda przez
okno.
Coś ta pogoda
ostatnio taka niepewna. O ile dobrze pamiętam, na zeszłą Wielkanoc to nawet
śnieg spadł, kto by przypuszczał! Coś tu się przestaje zgadzać, Cyprianie
Dejwidzie, jakiś nieporządek się wkradł, pogłębiając zastany już bajzel. Lato
zimą, zima latem, potem człowieka dopada depresja i taka, no, powiedziałabym
nawet, że przedwczesna starość! Mój ty smutku, że też dożyliśmy takich czasów!
CYPRIAN
Kiedyś to było nie
lepiej, Danuto. Choć, muszę przyznać, odczuwam podobne zaburzenie porządku.
DANUTA
Otóż to, Cyprianie
Dejwidzie, otóż to! Jakby to powiedział pan Kubicz – o tempora, o mores, takie
mamy czasy, jak słońce chyli się ku zachodowi to nie wiadomo, czy jeszcze
wzejdzie. Ach, a pan to, przypuszczam, jeszcze więcej na ten temat może
powiedzieć, bo tu o sztukę również idzie, coś, mi się wydaje, umarło od
jakiegoś czasu, jak ostatnio rozmawiałam ze znajomymi to ani „be” ani „me” o
teatrze. Wiesz, gdzie się teraz chodzi wieczorami? Do baru, na piwo i
hamburgera! (coraz bardziej nerwowo,
energicznie gestykulując) Mówię ci, jak o tym usłyszałam, to aż doznałam
mdłości. Powiedz mi, może to ze mną jest coś nie tak?
CYPRIAN
spokojnie
Zapewniam cię, z
tobą jest wszystko w porządku, Danuto. Ja również jestem pod tym względem
takim, no, tradycjonalistą.
DANUTA
z
przejęciem
Pocieszasz mnie,
mój drogi, zaiste, czuję się czasem, jak taki gatunek na wymarciu, dinozaur
współczesności. A ty przecież nie taki stary jeszcze, hm?
CYPRIAN
Trzydzieści trzy.
Od piątego maja.
DANUTA
Młody wilk!
Piątego, powiadasz? Ładna data, muszę powiedzieć, sami wielcy tego dnia
przyszli na świat, nie wiem, czy wiesz, taki choćby Moniuszko, Sienkiewicz… Ha,
nawet Karol Marks!
CYPRIAN
z
uśmiechem
Tu mnie
zaskoczyłaś, zapamiętam to sobie. Wiesz, wracając do poprzedniego… Poznałem
ostatnio człowieka, trzech groszy byś za niego nie dała, biedaczyna taki, ale
na sztuce się zna, jak mało kto! Biedę klepie, ale jak jest okazja, to
pierwszego go uraczysz w teatrze.
DANUTA
z
zachwytem
Co też to
opowiadasz! No, no, zaczynam jednak wierzyć, że niezgodność może zrodzić coś
dobrego, coś, o czym by się nikomu nie śniło. Albo to wszystko tylko moje
starcze zrzędzenie, świadczące o tym, że powinnam już trzymać gębę na kłódkę! (chichocze) Powiedz no, byłeś ty kiedy w
Operze Lwowskiej? Albo Teatrze Maryjskim?
CYPRIAN
Niestety, nie
miałem okazji.
DANUTA
Ha, to ja myślę,
że tak szybko nie wrócisz do domu! Bo widzisz, czuję się w obowiązku zachęcać,
ba, wręcz nakłaniać ludzi do obcowania ze sztuką wyższą. A polubiłam cię,
wiesz, choć znamy się, ile to, kilkadziesiąt minut!
CYPRIAN
grzecznie
Odwzajemniam tę
sympatię, Danuto.
DANUTA
Ma pan jeszcze
papieroska?
Scena 2
Nida,
wieś turystyczna na Mierzei Kurońskiej, domek letniskowy Nikodema Kubicza.
Salon, obok aneks kuchenny.
KUBICZ
Herbaty? Kawy?
DANUTA
Herbaty.
CYPRIAN
Kawy.
Kubicz
szykuje napoje.
KUBICZ
Więc jakże to tam,
Szubin…
CYPRIAN
Szulc.
KUBICZ
Jakże to, Szulc?
CYPRIAN
wzdychając
Nie jestem
aktorem…
KUBICZ
Aufer nugas,
Szubin!
DANUTA
Ja również wzięłam
go za tego artystę.
KUBICZ
Bo to jest
artysta, najczystszej klasy sztukmistrz, mój były uczeń! O, już, proszę,
herbatka gotowa…
DANUTA
Dziękuję.
KUBICZ
Jak wam minęła
podróż?
DANUTA
zerkając
na Cypriana
Powiedziałabym, że
wybornie! Od razu widać, że to twój wychowanek, rozmowa z nim to najczystsza
przyjemność!
KUBICZ
Zapewne widziałaś,
co ten młody człowiek potrafi na scenie. Coś niesamowitego!
CYPRIAN
Ale to nie…
DANUTA
Cudowne,
niebywałe! Wiesz, Nikodemie, twój geniusz to jedno, a właściwa oprawa to
kolejny tak wielki wkład w dzieło, sprawiający, że całość staje się idealna w
niemal każdym calu, pod każdym możliwym względem.
KUBICZ
Zostawmy te
wielkie słowa… o, kawa gotowa! Powiedz mi, Danuto, czy sprawy dotyczące ślubu…
DANUTA
Wszystko już
dopięte na ostatni guzik! (Kubicz w
międzyczasie podaje kawę Cyprianowi, puszczając do niego oko) Goście
zaproszeni, sala już dawno wynajęta. Tylko żeby twoja małżonka zdążyła na czas!
KUBICZ
Została na trochę
dłużej, zdrowie jej matki się pogorszyło…
DANUTA
z
przejęciem
Och, co za
nieszczęście! Musisz wiedzieć, Nikodemie, że ja niezwykle podziwiam twoją Ninę,
tak jeździć na drugi koniec świata, opiekować się rodziną, pracować…
KUBICZ
ze
śmiechem
Aż tak daleko to
znowu nie jest! Wiesz, ostatnio dość na poważnie myślałem o tym, żeby osiąść
tam na stałe, zawsze to lepiej być jak najdłużej razem, a pisać mogę wszędzie,
nawet na lodowej wyspie!
DANUTA
No co też to
wymyśliliście! Bo jeszcze i mnie zamarzy się Islandia, och, ale ten klimat, te
wichury…
KUBICZ
Nie gorzej tam niż
u nas.
DANUTA
A no racja,
Nikodemie, racja. A to w sumie nawet spokojne miejsce, zaciszne takie… Nawet
ostatnio ten, jak mu tam, Krakowicz-Mucha, oszołom taki trochę, to on chwalił,
że tam to ludziom się żyje lepiej. Och, ale z drugiej strony… To tak daleko od
Wenecji Północy, od Tołstoja i Bułhakowa, co ojczyzna, to jednak ojczyzna…
KUBICZ
Otóż to, Danuto,
ja osobiście nie zagrzałem nigdzie miejsca, a gdzie Ninę ciągnie, tam i mnie.
De facto nie tyle chodzi o miejsce, co o wewnętrzne przekonanie człowieka, jego
ustosunkowanie do cudzoziemczyzny, poczucie przynależności… Coś taki cichy,
Szubin? Kawa nie smakuje?
CYPRIAN
pod
nosem
Uparliście się na
tego Szubina…
KUBICZ
Z tobą to wyraźnie
jest coś nie w porządku, młodzieńcze. Jak rozmawialiśmy przez telefon,
wydawałeś się być taki ożywiony, pełen werwy…
CYPRIAN
zdumiony
Jak to, przez
telefon?!
KUBICZ
„Jak to”, „jak to”
– tak to przecież, coś widzę nie jesteś do końca przytomny, chyba cię Danuta,
za przeproszeniem (kłania się z uśmiechem
przed kobietą), zagadała na śmierć!
DANUTA
z
troską
Może pójdziesz się
położyć, Cyprianie?
KUBICZ
Jakże to,
„Cyprianie”? (ze śmiechem) Ty to tak,
widzę, he, he, trochę incognito egzystujesz, hm? Maksym Szubin alias Cyprian
Szulc? Ładnie, sprytnie, Szubin, sztuka to niełatwa, acz, jak widać, wykonalna!
DANUTA
zdumiona
A więc to taaaak?
CYPRIAN
do
siebie
Czyżbym w końcu
wybudzał się z tego przedziwnego snu? Cóż to za mirabilia, jakby powiedział
obecny tu literat! Noc dobiega końca, słońce wschodzi, zwiastując oświecenie. Znalazłem
swój grzech! Jakbym szedł korytarzem o wielu drzwiach, a w każdych inna
rzeczywistość, inny punkt widzenia, odmienna duchowość, a przy tym jakby jedna
i ta sama! O, Herbercie, ty pierwszy poznałeś we mnie tego, którym powinienem
być, a jednak porzuciłem, uciekłem, chowając się pod skorupą sprzedawcy
kanapek, niepozornego kawalera… Jeszcze czuję ból kopniaka, dryblas
rehabilituje wariata. Zrobiłem jej dziecko, zrobiłem, choć nie chciałem, a
prosiła, owszem, skarżyła się, że życia z nim nie ma, damski bokser, niech go
szlag! A potem jakby kojarzyła, ale nie do końca, pod skorupką Cypriana Szulca
schowany ojciec małego Igora! Popękana maska, odsłonięty kawałek prawdy,
dostrzeżony od razu, ha, a nawet wcześniej, przez młodą Klarę, dobre dziecko! Dramat
normalnie, bohater komiczny, a raczej tragiczny, aktor z krwi i kości, stan
umysłu to, nie zawód ani profesja! (do
Kubicza i Danuty) Trzeba mi jechać!
DANUTA
Jak to, tak
szybko? Dopiero przyjechałeś…
CYPRIAN
Niezmiernie mi
było miło, ale odpocząłem dostatecznie, a tam, daleko na południu, czekają
bliscy, którym winien jestem zbyt dużo, żeby zwlekać.
DANUTA
Ale na weselu masz
być!
CYPRIAN
Będę, Danuto, jak
obiecałem, tak dołożę wszelkich starań… Już nie sam, mam nadzieję.
DANUTA
Do svidaniâ,
Cyprianie Maksymie Dejwidzie, et cetera! Oby nam kiedyś przyszło zwiedzać
wielkie przybytki kultury!
Żegnają
się, Cyprian wychodzi, jednak zaraz się wraca.
CYPRIAN
Jeszcze jedno –
panie Kubicz, czy mogę prosić o autograf?
Scena 3
Park
Pokoju, Cyprian siedzi na ławce.
CYPRIAN
do
siebie, rozglądając się
Gdzie się podział
Leopold Szersznik? Czyżby przeszkadzał komuś, zasłaniał widok na obskurną
kamienicę? Gdzie jest „Samloku”, świątynia kanapek, zbawienie głodnych uczniów?
Nie było mnie tylko na chwilę… A może dłużej niż mi się wydaje?
Zaskakuje
go nadchodzący dziadek – ubrany w kurtkę z „adidasa”, czapkę z daszkiem tej
samej firmy.
DZIADEK
podekscytowany
To pan? Ha, ha, bo
widzi pan, jak żem pana ostatnio tu widział, to pan krzyżówkę rozwiązywał, a
tam, he, he, jak się wysłało, to można było wygrać co nieco. I, wyobraź se pan,
pozwoliłem sobie wysłać to rozwiązanie i patrz, pan! (prezentuje kurtkę) Pięćset tak, o! (pstryka) Żebym to ja tak częściej, he, he, spotykał takich
zamożnych, jak pan…
CYPRIAN
Powiedzcie mi,
dziadku, co tu się porobiło na mieście? Pomnika nie ma, kanapek nie ma…
DZIADEK
drapiąc
się po głowie
Hę? A no, był tu
taki, pisarczyk jaki czy kto, ale wzięli, rozumie pan, i wynieśli, nikt nie
pytał, po co i na co. Pozmieniało się, panie, niedługo wybory, to kombinują,
dranie…
CYPRIAN
Powiedzcie mi
jeszcze – była tu taka kobieta z dzieckiem, kasztanowe włosy?
DZIADEK
uśmiechając
się brzydko
Ta, powiadasz, he,
he, ulicznica?
CYPRIAN
zdumiony
Słucham?!
DZIADEK
A co to, nie
wiedział pan? Ludzie gadają, że, he, he, jeszcze niedawno, jak mężulek
wyjechał, to dawała, komu popadnie! Ale facet, mówię panu, dryblas taki, nie
radziłbym się zbliżać…
CYPRIAN
znacząco
Mhm.
DZIADEK
No a ten, zobacz
pan, takie ładne brzozy tu rosły, o tam, i przyszli, rozumie pan, i ucięli,
wandale… To ja ten, ja będę leciał już, trzymajcie się, panie!
Macha
mu na pożegnanie, odchodzi.
CYPRIAN
do
siebie
To mi przypomina…
tak, mącicielka! Ukochana moja…
Wstaje,
wychodzi z parku.
Scena 4
Boczna
ulica, opustoszała. Przechodzi Cyprian, dostrzega płaczącą Klarę, rozmazany
makijaż.
CYPRIAN
Nic ci nie jest?!
KLARA
z
ironią
Jakbym siebie
słyszała…
CYPRIAN
Jak ty wyglądasz?!
Krew na rękach…
Klara
chowa w rękawie bluzy pociętą rękę.
KLARA
Memento mori, mój
drogi, to moja dewiza! Wyszło, co miało wyjść, rodzice mnie w domu nie chcą,
świat się kończy…
CYPRIAN
Takie coś jest
teraz w modzie?
KLARA
Ja nie żartuję!
CYPRIAN
Posłuchaj, spieszę
się, mam teraz, że tak powiem, o wiele głębsze przemyślenia, niż twoje memento
mori. Life is brutal! Puść sobie „We Are The Champions” albo „Eye Of The
Tiger”, od razu ci się lepiej zrobi. Idź do domu, przeproś mamusię i tatusia,
rozpłacz się, powiedz, że będziesz grzeczna… No!
KLARA
Denerwujesz mnie.
CYPRIAN
Dziękuję, ty mnie
też. Nie wiem, jak ty, ale ja właśnie idę, uzbrojony w skruchę, powiedzieć
prosto w twarz osobie, którą kocham, że jestem, mówiąc kolokwialnie, draniem. I
to dzięki tobie trochę, moja droga, gdybyś mnie wtedy zostawiła samego to nie
wiem, co by ze mnie teraz było. Jestem twoim dłużnikiem, więc – proś, o co
chcesz! Mogę cię nawet zaadoptować!
KLARA
z
odrazą
Ty tak serio?
CYPRIAN
A wyglądam, jakbym
żartował? Mówię ci, na memento mori jeszcze masz czas, jak ci dojdzie tak może
siedemdziesiątka, osiemdziesiątka, wtedy sobie możesz filozofować. Ale teraz?
Błagam cię… Wiem, sam mówię, jak stary grzyb, ale, wyobraź sobie, po tym
wszystkim, co ostatnio przeżyłem, czuję się starszy o co najmniej pół
wieku!
KLARA
A ty wiesz, co?
Jak na ciebie patrzę, to mi się odechciewa, serio. Ale zdaje się, że właśnie o
to ci chodziło, hm? Tak, odechciewa mi się płakać, bo widzę, że jednak może być
gorzej. Ha, ha, wybacz, stary, ale twoja postawa serio działa na mnie
pokrzepiająco. Prorok, męczennik! Jakby cię sam Bóg zesłał! Ale wiesz,
zaimponowałeś mi tym. Tym brakiem nadętego (naśladuje
nadęty głos) "weź się w garść, bo ja tak mówię, okej?!”. Bo ty po
prostu ogarniasz, w czym rzecz. Jak to się ładnie nazywa? A tak, empatia.
Jesteś spoko koleś, wiesz? Tak za dwa lata możesz mnie zaprosić na piwko – tak
wiesz, na pełnym legalu. Pogadamy sobie o życiu, o dojrzewaniu, którego TWOJE
pokolenie totalnie nie chce zrozumieć. A ty jesteś jakby nie stamtąd. Mógłbyś
chodzić ze mną do klasy, przysięgam, twoja mentalność temu w pełni odpowiada.
CYPRIAN
Niezmiernie mi
miło.
KLARA
To co? Może po
prostu odprowadzisz mnie do domu?
Scena 5
Klatka
schodowa, obok mieszkania Cypriana i Maciejczykowej. Maciejczykowa zamiata
wycieraczkę, nadchodzi Cyprian z książką pod pachą.
MACIEJCZYKOWA
No proszę, pan
Szulc! Dzień dobry, dzień dobry.
CYPRIAN
A witam
serdecznie. Zastanę może pani córkę?
MACIEJCZYKOWA
uśmiechając
się tajemniczo
Oczywiście,
oczywiście! Jak dla pana to… (odwraca
się) Karina! Karina! Ach, już po nią idę.
Wchodzi
do mieszkania, po chwili zjawia się młoda Maciejczykówna.
KARINA
Dzień dobry, panie
Szulc.
CYPRIAN
Witam. Mam dla
pani ten autograf, co to pani podobno…
KARINA
Och, dziękuję!
Cyprian
wręcza dziewczynie książkę, ta z entuzjazmem ją kartkuje.
CYPRIAN
po
odchrząknięciu
Muszę pani, ekhem,
powiedzieć, że podziwiam niezwykle, ekhem, pani talent fortepianowy…
KARINA
zdumiona
Słucham? Ależ
panie Szulc, ja nie grywam na fortepianie.
CYPRIAN
Jak to, nie grywa
pani? Przecież wyraźnie słyszałem, niemal dzień w dzień!
KARINA
chichocząc
Zabawny pan, panie
Szulc! To pan własnej żony nie znasz, żeby nie wiedzieć, że gra?
CYPRIAN
do
siebie
Mącicielka! (Karina wchodzi do mieszkania)
Pomyślałby kto, że pod jednym dachem z miłością moją, a cudowne melodie
wygrywane w pokoju obok! Co za kobieta! Tak mi się zdawało, jakbym przez ten
czas sam w mieszkaniu, tymczasem ona… Brzozowska, szatan wcielony albo
anielica, sam już nie umiem tego nazwać! Ciągle gdzieś obok, ciągła ingerencja,
manipulacja wręcz! A ja uciekałem przed nią. Uciekałem jak dziecko, jak Klara
uciekła przed rodzicami, Bóg wie, co chciała sobie zrobić. A Brzozowska
nieugięta, wierna, twarda jak skała! Moja… Jak mi jej brakowało… A przecież
była tuż obok, niemal ocieraliśmy się o siebie w przejściu z pokoju do pokoju.
Delfina… pianistka, żona idealna, niedoceniona, skryta… Moja!
Otwierają
się drzwi mieszkania, ukazuje się czarnowłosa kobieta.
CYPRIAN
Delfina!
Pędzi
z rozwartymi ramionami, zatrzymuje się jednak pod wpływem jej groźnego
spojrzenia.
Delfina, ja…
BRZOZOWSKA
poirytowana
No, słucham? Co
masz mi do powiedzenia?
CYPRIAN
Tyle czasu…
Wpatruje
się w nią jak w obrazek, ona wciąż nieugięta, z surową miną.
Delfina, nawet nie
wiesz jak… nawet nie wiesz… (łkając)
Cholera, nawet nie wiesz! (na moment chowa
twarz w dłoniach) Bóg mnie wysłuchał, Delfina, ty tu jeszcze stoisz i
czekasz! Popatrz na mnie, co ja jestem? Już nawet nie wiem, kim jestem! Sztuka
mnie przerosła, wyrwałem się spod kontroli, ogłupiałem… Sprzedałem się!
Chciałem więcej, chciałem lepiej, chciałem zatopić się w tym od stóp po sam
czubek głowy, aż zatraciłem się zupełnie, miast strojów jedynie, wymieniałem
dusze jedną na drugą, w końcu pozostałem pusty, zatracony, otępiały. Zbyt wiele
twarzy, zbyt wiele ról, a chciałem jedną z nich przysłonić drugą, bo zaszedłem
za daleko, nie byłem w stanie stanąć z tym twarzą w twarz bez kamuflażu. Dla
ciebie mogę być tym wszystkim zamkniętym w jedno. Pozbieram to wszystko do
kupy, posklejam na nowo, żebyś, cholera, w końcu mogła powiedzieć, że jesteś ze
mnie dumna! Teraz moja kolej, teraz ja będę walczył, żeby dało się jakoś razem,
jakoś wrócić do tego, co było! Bo pamiętam, nie zapomniałem, przyćmiłem jedynie
na jakiś czas, ale teraz znów widzę, wiem, jaki byłem, jaki potrafiłem być, nim
zwariowałem!
Podchodzi,
obejmuje Brzozowską.
Błagam…
BRZOZOWSKA
z
tajemniczym uśmieszkiem
Teściowa miała
rację z tym żółwiem.
CYPRIAN
rozwierając
szeroko oczy
Że co?
BRZOZOWSKA
A no była tu
ostatnio, przyniosła tu tego skorupiaka, Jeremiego, czy jak mu tam, jak zwał
tak zwał. Cholera, jeszcze go karmić musiałam…
Cyprian
uśmiecha się, gładzi ją po policzku.
Jeszcze Migle,
bidulkę, trzymałam pod naszym dachem kilka dni. Z tego co wiem, to jej nieźle
trułeś o „ziemi ojców”… Pomogłam się jej pozbierać, dziewczyna pogodziła się z
rodziną, no cud za cudem!
CYPRIAN
pieszczotliwie
Aniołek stróż…
BRZOZOWSKA
prześmiewczo
Jasne, mogę
spokojnie umrzeć.
CYPRIAN
Jak mawiał mój
przyjaciel Herbert…
BRZOZOWSKA
Kto?
CYPRIAN
Herbert, taki
typek z przystanku autobusowego, bywał też w teatrze…
BRZOZOWSKA
Ostatnio, jak cię
w teatrze widziałam, to gadałeś sam do siebie. Jak długo cię mam na oku, tak o
żadnym Herbercie nie słyszałam.
CYPRIAN
nieco
zażenowany
Jeszcze minie
trochę czasu, nim się pozbieram… Powiedz mi, może chciałabyś wyjechać? Jak
byłem teraz na Litwie…
BRZOZOWSKA
Proszek do prania,
Cyprian. Najpierw kup, proszę, ten cholerny proszek, zawsze zapominasz, choćbym
ci dziesięć wiadomości wysyłała. Potem pogadamy, okej?
CYPRIAN
Z
uśmiechem
Okej, okej…
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz