piątek, 7 lipca 2017

Alias (dramat); Akt III

Akt III

Scena 1

Pociąg, linia Gdańsk-Kłajpeda, przedział dla palących. Cyprian siedzi w rogu, sam, pali papierosa. Do środka zagląda starszawa, lecz elegancka i niebrzydka kobieta - ubrana w skromną, lecz szykowną sukienkę, włosy miodowe, farbowane. Ciągnie za sobą walizkę w kolorze jaskrawego różu.

DANUTA
z rosyjskim akcentem

Prostite, czy te miejsca są zajęte?

CYPRIAN

Nie, nie, wolne.

Kobieta rozsiada się wygodnie, stawia walizkę obok siebie.

DANUTA

Czy byłby pan tak dobry? (Cyprian wrzuca papierosa do popielniczki, wstaje, umieszcza walizkę na górnej półce) Spasibo, panie.

CYPRIAN
wyjmując paczkę papierosów

Może pani zapali?

Kobieta przyjmuje, kiwając głową i uśmiechając się w podziękowaniu. Mężczyzna wyciąga zapalniczkę, odpala kobiecie papierosa. Ta przygląda mu się uważnie.

DANUTA

Ależ ja pana znam! Ha, kto by pomyślał, w jednym przedziale z samym Maksymem Szubinem!

CYPRIAN
nieco zakłopotany, lecz grzecznie

Proszę wybaczyć, ale chyba mnie pani z kimś myli.




DANUTA
z lekkim oburzeniem

Bzdura! Bez okularów jestem wprawdzie, ale nie oślepłam jeszcze na tyle… (uśmiecha się tajemniczo, ładnie) No, no, w porządku, nie będę się narzucać, każdy teraz dba o prywatność. Gdzie to pana, jeśli mogę pytać, niesie?

CYPRIAN

Do pana Kubicza, odpocząć trochę od tego zgiełku.

DANUTA
z entuzjazmem

Och, do Kubicza pan! Proszę sobie wyobrazić, że mnie również ciągnie w tamte strony! Aaa, to się cudownie składa, cudownie. Bo, widzi pan, z panem Nikodemem łączą mnie szczególne zawiłości, czytaj, syn mój, Jogaila, jest narzeczonym jego córy, Tereski, cudowna para, trzeba powiedzieć. Skoro już taka okazja się nadarzyła, to zapraszamy pana na wesele, jakoś za trzy miesiące się odbędzie, byłoby nam niezmiernie miło! Panie…?

CYPRIAN

Cyprian Dawid Szulc.

DANUTA
z zaciekawieniem

Cyprian Dawid? A może Dejwid? Mniejsza z tym, najwyraźniej rzeczywiście pana pomyliłam (chichocze, zasłaniając dłonią usta). No więc, Cyprianie Dejwidzie, pozwól mi być dla siebie Danutą, bez zbędnych tytułów.

CYPRIAN
grzecznie

Bardzo mi miło, Danuto.

DANUTA

Jesteś z Gdańska?

CYPRIAN
z uśmiechem

Z południa.

DANUTA

Och, to szmat drogi pokonujesz! Ale masz rację, czasem trzeba po prostu wziąć sprawy w swoje ręce i uciec, dosłownie mówiąc. Bo, widzisz, ja wciąż chowam w sobie odrobinę staroświeckości, dla mnie liczy się ciągle kobieca gracja i mężczyźni z krwi i kości, jeśli wiesz, co mam na myśli. Tymczasem jakoś nie nadążam za współczesnością, mąż się śmieje, że cudem nauczyłam się obsługiwać komputer. Tylko się cieszyć, że trafił się mojemu synowi taki teść literat, moją miłością zawsze pozostaną książki, a z Szubinem to można rozmawiać o nich w nieskończoność! A mówię o tym w zawiązaniu do tej, jak to nazwaliśmy, ucieczki. Wyobraź sobie, że od kiedy przeprowadziliśmy się na prowincję, jak słyszę o wyjściu do miasta, zaczynam odczuwać dziwny niepokój. Zdziwiony, co? (poprawiając efektownie włosy) Jak już się muszę pokazać, to nie bez klasy!

Cyprian uśmiecha się potwierdzająco. Kobieta wypuszcza kłębek dymu, spogląda przez okno.  

Coś ta pogoda ostatnio taka niepewna. O ile dobrze pamiętam, na zeszłą Wielkanoc to nawet śnieg spadł, kto by przypuszczał! Coś tu się przestaje zgadzać, Cyprianie Dejwidzie, jakiś nieporządek się wkradł, pogłębiając zastany już bajzel. Lato zimą, zima latem, potem człowieka dopada depresja i taka, no, powiedziałabym nawet, że przedwczesna starość! Mój ty smutku, że też dożyliśmy takich czasów!

CYPRIAN

Kiedyś to było nie lepiej, Danuto. Choć, muszę przyznać, odczuwam podobne zaburzenie porządku.

DANUTA

Otóż to, Cyprianie Dejwidzie, otóż to! Jakby to powiedział pan Kubicz – o tempora, o mores, takie mamy czasy, jak słońce chyli się ku zachodowi to nie wiadomo, czy jeszcze wzejdzie. Ach, a pan to, przypuszczam, jeszcze więcej na ten temat może powiedzieć, bo tu o sztukę również idzie, coś, mi się wydaje, umarło od jakiegoś czasu, jak ostatnio rozmawiałam ze znajomymi to ani „be” ani „me” o teatrze. Wiesz, gdzie się teraz chodzi wieczorami? Do baru, na piwo i hamburgera! (coraz bardziej nerwowo, energicznie gestykulując) Mówię ci, jak o tym usłyszałam, to aż doznałam mdłości. Powiedz mi, może to ze mną jest coś nie tak?

CYPRIAN
spokojnie

Zapewniam cię, z tobą jest wszystko w porządku, Danuto. Ja również jestem pod tym względem takim, no, tradycjonalistą.

DANUTA
z przejęciem

Pocieszasz mnie, mój drogi, zaiste, czuję się czasem, jak taki gatunek na wymarciu, dinozaur współczesności. A ty przecież nie taki stary jeszcze, hm?

CYPRIAN

Trzydzieści trzy. Od piątego maja.

DANUTA

Młody wilk! Piątego, powiadasz? Ładna data, muszę powiedzieć, sami wielcy tego dnia przyszli na świat, nie wiem, czy wiesz, taki choćby Moniuszko, Sienkiewicz… Ha, nawet Karol Marks!

CYPRIAN
z uśmiechem

Tu mnie zaskoczyłaś, zapamiętam to sobie. Wiesz, wracając do poprzedniego… Poznałem ostatnio człowieka, trzech groszy byś za niego nie dała, biedaczyna taki, ale na sztuce się zna, jak mało kto! Biedę klepie, ale jak jest okazja, to pierwszego go uraczysz w teatrze.

DANUTA
z zachwytem

Co też to opowiadasz! No, no, zaczynam jednak wierzyć, że niezgodność może zrodzić coś dobrego, coś, o czym by się nikomu nie śniło. Albo to wszystko tylko moje starcze zrzędzenie, świadczące o tym, że powinnam już trzymać gębę na kłódkę! (chichocze) Powiedz no, byłeś ty kiedy w Operze Lwowskiej? Albo Teatrze Maryjskim?

CYPRIAN

Niestety, nie miałem okazji.

DANUTA

Ha, to ja myślę, że tak szybko nie wrócisz do domu! Bo widzisz, czuję się w obowiązku zachęcać, ba, wręcz nakłaniać ludzi do obcowania ze sztuką wyższą. A polubiłam cię, wiesz, choć znamy się, ile to, kilkadziesiąt minut!

CYPRIAN
grzecznie

Odwzajemniam tę sympatię, Danuto.

DANUTA


Ma pan jeszcze papieroska?

Scena 2

Nida, wieś turystyczna na Mierzei Kurońskiej, domek letniskowy Nikodema Kubicza. Salon, obok aneks kuchenny.

KUBICZ

Herbaty? Kawy?


DANUTA

Herbaty.

CYPRIAN

Kawy.

Kubicz szykuje napoje.

KUBICZ

Więc jakże to tam, Szubin…

CYPRIAN

Szulc.

KUBICZ

Jakże to, Szulc?

CYPRIAN
wzdychając

Nie jestem aktorem…

KUBICZ

Aufer nugas, Szubin!

DANUTA

Ja również wzięłam go za tego artystę.

KUBICZ

Bo to jest artysta, najczystszej klasy sztukmistrz, mój były uczeń! O, już, proszę, herbatka gotowa…

DANUTA

Dziękuję.

KUBICZ

Jak wam minęła podróż?



DANUTA
zerkając na Cypriana

Powiedziałabym, że wybornie! Od razu widać, że to twój wychowanek, rozmowa z nim to najczystsza przyjemność!

KUBICZ

Zapewne widziałaś, co ten młody człowiek potrafi na scenie. Coś niesamowitego!

CYPRIAN

Ale to nie…

DANUTA

Cudowne, niebywałe! Wiesz, Nikodemie, twój geniusz to jedno, a właściwa oprawa to kolejny tak wielki wkład w dzieło, sprawiający, że całość staje się idealna w niemal każdym calu, pod każdym możliwym względem.

KUBICZ

Zostawmy te wielkie słowa… o, kawa gotowa! Powiedz mi, Danuto, czy sprawy dotyczące ślubu…

DANUTA

Wszystko już dopięte na ostatni guzik! (Kubicz w międzyczasie podaje kawę Cyprianowi, puszczając do niego oko) Goście zaproszeni, sala już dawno wynajęta. Tylko żeby twoja małżonka zdążyła na czas!

KUBICZ

Została na trochę dłużej, zdrowie jej matki się pogorszyło…

DANUTA
z przejęciem

Och, co za nieszczęście! Musisz wiedzieć, Nikodemie, że ja niezwykle podziwiam twoją Ninę, tak jeździć na drugi koniec świata, opiekować się rodziną, pracować…

KUBICZ
ze śmiechem

Aż tak daleko to znowu nie jest! Wiesz, ostatnio dość na poważnie myślałem o tym, żeby osiąść tam na stałe, zawsze to lepiej być jak najdłużej razem, a pisać mogę wszędzie, nawet na lodowej wyspie!



DANUTA

No co też to wymyśliliście! Bo jeszcze i mnie zamarzy się Islandia, och, ale ten klimat, te wichury…

KUBICZ

Nie gorzej tam niż u nas.

DANUTA

A no racja, Nikodemie, racja. A to w sumie nawet spokojne miejsce, zaciszne takie… Nawet ostatnio ten, jak mu tam, Krakowicz-Mucha, oszołom taki trochę, to on chwalił, że tam to ludziom się żyje lepiej. Och, ale z drugiej strony… To tak daleko od Wenecji Północy, od Tołstoja i Bułhakowa, co ojczyzna, to jednak ojczyzna…

KUBICZ

Otóż to, Danuto, ja osobiście nie zagrzałem nigdzie miejsca, a gdzie Ninę ciągnie, tam i mnie. De facto nie tyle chodzi o miejsce, co o wewnętrzne przekonanie człowieka, jego ustosunkowanie do cudzoziemczyzny, poczucie przynależności… Coś taki cichy, Szubin? Kawa nie smakuje?

CYPRIAN
pod nosem

Uparliście się na tego Szubina…

KUBICZ

Z tobą to wyraźnie jest coś nie w porządku, młodzieńcze. Jak rozmawialiśmy przez telefon, wydawałeś się być taki ożywiony, pełen werwy…

CYPRIAN
zdumiony

Jak to, przez telefon?!

KUBICZ

„Jak to”, „jak to” – tak to przecież, coś widzę nie jesteś do końca przytomny, chyba cię Danuta, za przeproszeniem (kłania się z uśmiechem przed kobietą), zagadała na śmierć!

DANUTA
z troską

Może pójdziesz się położyć, Cyprianie?



KUBICZ

Jakże to, „Cyprianie”? (ze śmiechem) Ty to tak, widzę, he, he, trochę incognito egzystujesz, hm? Maksym Szubin alias Cyprian Szulc? Ładnie, sprytnie, Szubin, sztuka to niełatwa, acz, jak widać, wykonalna!

DANUTA
zdumiona

A więc to taaaak?

CYPRIAN
do siebie 

Czyżbym w końcu wybudzał się z tego przedziwnego snu? Cóż to za mirabilia, jakby powiedział obecny tu literat! Noc dobiega końca, słońce wschodzi, zwiastując oświecenie. Znalazłem swój grzech! Jakbym szedł korytarzem o wielu drzwiach, a w każdych inna rzeczywistość, inny punkt widzenia, odmienna duchowość, a przy tym jakby jedna i ta sama! O, Herbercie, ty pierwszy poznałeś we mnie tego, którym powinienem być, a jednak porzuciłem, uciekłem, chowając się pod skorupą sprzedawcy kanapek, niepozornego kawalera… Jeszcze czuję ból kopniaka, dryblas rehabilituje wariata. Zrobiłem jej dziecko, zrobiłem, choć nie chciałem, a prosiła, owszem, skarżyła się, że życia z nim nie ma, damski bokser, niech go szlag! A potem jakby kojarzyła, ale nie do końca, pod skorupką Cypriana Szulca schowany ojciec małego Igora! Popękana maska, odsłonięty kawałek prawdy, dostrzeżony od razu, ha, a nawet wcześniej, przez młodą Klarę, dobre dziecko! Dramat normalnie, bohater komiczny, a raczej tragiczny, aktor z krwi i kości, stan umysłu to, nie zawód ani profesja! (do Kubicza i Danuty) Trzeba mi jechać!

DANUTA

Jak to, tak szybko? Dopiero przyjechałeś…

CYPRIAN

Niezmiernie mi było miło, ale odpocząłem dostatecznie, a tam, daleko na południu, czekają bliscy, którym winien jestem zbyt dużo, żeby zwlekać.

DANUTA

Ale na weselu masz być!

CYPRIAN

Będę, Danuto, jak obiecałem, tak dołożę wszelkich starań… Już nie sam, mam nadzieję.

DANUTA

Do svidaniâ, Cyprianie Maksymie Dejwidzie, et cetera! Oby nam kiedyś przyszło zwiedzać wielkie przybytki kultury!

Żegnają się, Cyprian wychodzi, jednak zaraz się wraca.

CYPRIAN

Jeszcze jedno – panie Kubicz, czy mogę prosić o autograf?

Scena 3

Park Pokoju, Cyprian siedzi na ławce.

CYPRIAN
do siebie, rozglądając się

Gdzie się podział Leopold Szersznik? Czyżby przeszkadzał komuś, zasłaniał widok na obskurną kamienicę? Gdzie jest „Samloku”, świątynia kanapek, zbawienie głodnych uczniów? Nie było mnie tylko na chwilę… A może dłużej niż mi się wydaje?

Zaskakuje go nadchodzący dziadek – ubrany w kurtkę z „adidasa”, czapkę z daszkiem tej samej firmy.

DZIADEK
podekscytowany

To pan? Ha, ha, bo widzi pan, jak żem pana ostatnio tu widział, to pan krzyżówkę rozwiązywał, a tam, he, he, jak się wysłało, to można było wygrać co nieco. I, wyobraź se pan, pozwoliłem sobie wysłać to rozwiązanie i patrz, pan! (prezentuje kurtkę) Pięćset tak, o! (pstryka) Żebym to ja tak częściej, he, he, spotykał takich zamożnych, jak pan…

CYPRIAN

Powiedzcie mi, dziadku, co tu się porobiło na mieście? Pomnika nie ma, kanapek nie ma…

DZIADEK
drapiąc się po głowie

Hę? A no, był tu taki, pisarczyk jaki czy kto, ale wzięli, rozumie pan, i wynieśli, nikt nie pytał, po co i na co. Pozmieniało się, panie, niedługo wybory, to kombinują, dranie…

CYPRIAN

Powiedzcie mi jeszcze – była tu taka kobieta z dzieckiem, kasztanowe włosy?

DZIADEK
uśmiechając się brzydko

Ta, powiadasz, he, he, ulicznica?

CYPRIAN
zdumiony

Słucham?!

DZIADEK

A co to, nie wiedział pan? Ludzie gadają, że, he, he, jeszcze niedawno, jak mężulek wyjechał, to dawała, komu popadnie! Ale facet, mówię panu, dryblas taki, nie radziłbym się zbliżać…

CYPRIAN
znacząco

Mhm.

DZIADEK

No a ten, zobacz pan, takie ładne brzozy tu rosły, o tam, i przyszli, rozumie pan, i ucięli, wandale… To ja ten, ja będę leciał już, trzymajcie się, panie!

Macha mu na pożegnanie, odchodzi.

CYPRIAN
do siebie

To mi przypomina… tak, mącicielka! Ukochana moja…

Wstaje, wychodzi z parku.

Scena 4

Boczna ulica, opustoszała. Przechodzi Cyprian, dostrzega płaczącą Klarę, rozmazany makijaż.

CYPRIAN

Nic ci nie jest?!

KLARA
z ironią

Jakbym siebie słyszała…

CYPRIAN

Jak ty wyglądasz?! Krew na rękach…

Klara chowa w rękawie bluzy pociętą rękę.

KLARA

Memento mori, mój drogi, to moja dewiza! Wyszło, co miało wyjść, rodzice mnie w domu nie chcą, świat się kończy…

CYPRIAN

Takie coś jest teraz w modzie?

KLARA

Ja nie żartuję!

CYPRIAN

Posłuchaj, spieszę się, mam teraz, że tak powiem, o wiele głębsze przemyślenia, niż twoje memento mori. Life is brutal! Puść sobie „We Are The Champions” albo „Eye Of The Tiger”, od razu ci się lepiej zrobi. Idź do domu, przeproś mamusię i tatusia, rozpłacz się, powiedz, że będziesz grzeczna… No!

KLARA

Denerwujesz mnie.

CYPRIAN

Dziękuję, ty mnie też. Nie wiem, jak ty, ale ja właśnie idę, uzbrojony w skruchę, powiedzieć prosto w twarz osobie, którą kocham, że jestem, mówiąc kolokwialnie, draniem. I to dzięki tobie trochę, moja droga, gdybyś mnie wtedy zostawiła samego to nie wiem, co by ze mnie teraz było. Jestem twoim dłużnikiem, więc – proś, o co chcesz! Mogę cię nawet zaadoptować!

KLARA
z odrazą

Ty tak serio? 

CYPRIAN

A wyglądam, jakbym żartował? Mówię ci, na memento mori jeszcze masz czas, jak ci dojdzie tak może siedemdziesiątka, osiemdziesiątka, wtedy sobie możesz filozofować. Ale teraz? Błagam cię… Wiem, sam mówię, jak stary grzyb, ale, wyobraź sobie, po tym wszystkim, co ostatnio przeżyłem, czuję się starszy o co najmniej pół wieku! 

KLARA

A ty wiesz, co? Jak na ciebie patrzę, to mi się odechciewa, serio. Ale zdaje się, że właśnie o to ci chodziło, hm? Tak, odechciewa mi się płakać, bo widzę, że jednak może być gorzej. Ha, ha, wybacz, stary, ale twoja postawa serio działa na mnie pokrzepiająco. Prorok, męczennik! Jakby cię sam Bóg zesłał! Ale wiesz, zaimponowałeś mi tym. Tym brakiem nadętego (naśladuje nadęty głos) "weź się w garść, bo ja tak mówię, okej?!”. Bo ty po prostu ogarniasz, w czym rzecz. Jak to się ładnie nazywa? A tak, empatia. Jesteś spoko koleś, wiesz? Tak za dwa lata możesz mnie zaprosić na piwko – tak wiesz, na pełnym legalu. Pogadamy sobie o życiu, o dojrzewaniu, którego TWOJE pokolenie totalnie nie chce zrozumieć. A ty jesteś jakby nie stamtąd. Mógłbyś chodzić ze mną do klasy, przysięgam, twoja mentalność temu w pełni odpowiada.

CYPRIAN

Niezmiernie mi miło.

KLARA

To co? Może po prostu odprowadzisz mnie do domu?

Scena 5

Klatka schodowa, obok mieszkania Cypriana i Maciejczykowej. Maciejczykowa zamiata wycieraczkę, nadchodzi Cyprian z książką pod pachą.

MACIEJCZYKOWA

No proszę, pan Szulc! Dzień dobry, dzień dobry.

CYPRIAN

A witam serdecznie. Zastanę może pani córkę?

MACIEJCZYKOWA
uśmiechając się tajemniczo

Oczywiście, oczywiście! Jak dla pana to… (odwraca się) Karina! Karina! Ach, już po nią idę.

Wchodzi do mieszkania, po chwili zjawia się młoda Maciejczykówna.

KARINA

Dzień dobry, panie Szulc.

CYPRIAN

Witam. Mam dla pani ten autograf, co to pani podobno…

KARINA

Och, dziękuję!

Cyprian wręcza dziewczynie książkę, ta z entuzjazmem ją kartkuje.

CYPRIAN
po odchrząknięciu

Muszę pani, ekhem, powiedzieć, że podziwiam niezwykle, ekhem, pani talent fortepianowy…

KARINA
zdumiona

Słucham? Ależ panie Szulc, ja nie grywam na fortepianie.

CYPRIAN

Jak to, nie grywa pani? Przecież wyraźnie słyszałem, niemal dzień w dzień!

KARINA
chichocząc

Zabawny pan, panie Szulc! To pan własnej żony nie znasz, żeby nie wiedzieć, że gra?

CYPRIAN
do siebie

Mącicielka! (Karina wchodzi do mieszkania) Pomyślałby kto, że pod jednym dachem z miłością moją, a cudowne melodie wygrywane w pokoju obok! Co za kobieta! Tak mi się zdawało, jakbym przez ten czas sam w mieszkaniu, tymczasem ona… Brzozowska, szatan wcielony albo anielica, sam już nie umiem tego nazwać! Ciągle gdzieś obok, ciągła ingerencja, manipulacja wręcz! A ja uciekałem przed nią. Uciekałem jak dziecko, jak Klara uciekła przed rodzicami, Bóg wie, co chciała sobie zrobić. A Brzozowska nieugięta, wierna, twarda jak skała! Moja… Jak mi jej brakowało… A przecież była tuż obok, niemal ocieraliśmy się o siebie w przejściu z pokoju do pokoju. Delfina… pianistka, żona idealna, niedoceniona, skryta… Moja!

Otwierają się drzwi mieszkania, ukazuje się czarnowłosa kobieta.

CYPRIAN

Delfina!

Pędzi z rozwartymi ramionami, zatrzymuje się jednak pod wpływem jej groźnego spojrzenia.

Delfina, ja…

BRZOZOWSKA
poirytowana

No, słucham? Co masz mi do powiedzenia?

CYPRIAN

Tyle czasu…

Wpatruje się w nią jak w obrazek, ona wciąż nieugięta, z surową miną.

Delfina, nawet nie wiesz jak… nawet nie wiesz… (łkając) Cholera, nawet nie wiesz! (na moment chowa twarz w dłoniach) Bóg mnie wysłuchał, Delfina, ty tu jeszcze stoisz i czekasz! Popatrz na mnie, co ja jestem? Już nawet nie wiem, kim jestem! Sztuka mnie przerosła, wyrwałem się spod kontroli, ogłupiałem… Sprzedałem się! Chciałem więcej, chciałem lepiej, chciałem zatopić się w tym od stóp po sam czubek głowy, aż zatraciłem się zupełnie, miast strojów jedynie, wymieniałem dusze jedną na drugą, w końcu pozostałem pusty, zatracony, otępiały. Zbyt wiele twarzy, zbyt wiele ról, a chciałem jedną z nich przysłonić drugą, bo zaszedłem za daleko, nie byłem w stanie stanąć z tym twarzą w twarz bez kamuflażu. Dla ciebie mogę być tym wszystkim zamkniętym w jedno. Pozbieram to wszystko do kupy, posklejam na nowo, żebyś, cholera, w końcu mogła powiedzieć, że jesteś ze mnie dumna! Teraz moja kolej, teraz ja będę walczył, żeby dało się jakoś razem, jakoś wrócić do tego, co było! Bo pamiętam, nie zapomniałem, przyćmiłem jedynie na jakiś czas, ale teraz znów widzę, wiem, jaki byłem, jaki potrafiłem być, nim zwariowałem!

Podchodzi, obejmuje Brzozowską.

Błagam…

BRZOZOWSKA
z tajemniczym uśmieszkiem

Teściowa miała rację z tym żółwiem.

CYPRIAN
rozwierając szeroko oczy

Że co?  

BRZOZOWSKA

A no była tu ostatnio, przyniosła tu tego skorupiaka, Jeremiego, czy jak mu tam, jak zwał tak zwał. Cholera, jeszcze go karmić musiałam…

Cyprian uśmiecha się, gładzi ją po policzku.

Jeszcze Migle, bidulkę, trzymałam pod naszym dachem kilka dni. Z tego co wiem, to jej nieźle trułeś o „ziemi ojców”… Pomogłam się jej pozbierać, dziewczyna pogodziła się z rodziną, no cud za cudem!

CYPRIAN
pieszczotliwie

Aniołek stróż…

BRZOZOWSKA
prześmiewczo

Jasne, mogę spokojnie umrzeć.

CYPRIAN

Jak mawiał mój przyjaciel Herbert…

BRZOZOWSKA

Kto?

CYPRIAN

Herbert, taki typek z przystanku autobusowego, bywał też w teatrze…

BRZOZOWSKA

Ostatnio, jak cię w teatrze widziałam, to gadałeś sam do siebie. Jak długo cię mam na oku, tak o żadnym Herbercie nie słyszałam.

CYPRIAN
nieco zażenowany

Jeszcze minie trochę czasu, nim się pozbieram… Powiedz mi, może chciałabyś wyjechać? Jak byłem teraz na Litwie…

BRZOZOWSKA

Proszek do prania, Cyprian. Najpierw kup, proszę, ten cholerny proszek, zawsze zapominasz, choćbym ci dziesięć wiadomości wysyłała. Potem pogadamy, okej?

CYPRIAN
Z uśmiechem

Okej, okej…


Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz