piątek, 7 lipca 2017

Alias (dramat); Akt II

Akt II

Drogi Cyprianie

Tęsknię, chyba nie muszę kolejny raz Ci o tym przypominać. Mimo że zdajesz się wciąż nie pamiętać.
Jak Ci minął dzień? W końcu jest tylko jeden taki w roku, kiedy stajemy się starsi... lecz czy przez to dojrzalsi?
Życzę Ci tego, czego pragniesz. Tak dawno nie rozmawialiśmy, stąd też nie wiem, co przyniosłoby Ci szczęście. Lepsza praca? Nowy samochód? Wyjazd na północ? A może... dziecko?
Liczę na to, że kiedyś mi o tym opowiesz. Że dożyjemy czasów, w których nadrobimy przemilczane dni.
O mnie się nie martw, jestem dostatecznie cierpliwa. Czuję się dobrze, choć czasem zdarza mi się zapłakać. Ale to nic. Ot, taki objaw alergii na smutek.
Gdybyś czegoś potrzebował... jestem bliżej, niż przypuszczalnie myślisz. Przeciwne bieguny mają to do siebie, że istnieją jedynie dwa, nierozerwalnie ze sobą powiązane. Choćby miały nigdy się nie zetknąć.
Jeśli to byłoby dla ciebie prostsze niż spotkanie - napisz, odpowiedz na mój list. Możemy docierać do siebie powoli, małymi kroczkami.
Najszczersze pozdrowienia!

D. Brzozowska

P.S. Słyszałam, że Szubin zaszczyci miasto swoją obecnością. Mam nadzieję, że nie przepuścisz okazji, by go zobaczyć. To powinno dobrze na ciebie wpłynąć.      

Scena 1

Garderoba teatralna, przed spektaklem „Licentia poetica”. Migle poprawia Maksymowi makijaż.


MAKSYM

Czujesz to?

MIGLE

Co?

MAKSYM

Ojczyste powietrze.

MIGLE

Myślałam, że jeszcze nie piłeś.

MAKSYM

Och, daj spokój. Wyczuwam u ciebie jakąś odrazę…

MIGLE
z ironią

No co ty nie powiesz?

MAKSYM

Zawsze to jakoś inaczej, wystawiać sztukę przed swoimi. Znają, rozumieją… Patrzę na nich i czuję, że to do nich dociera, że nie jest tylko paplaniną, śmierdzącą cudzoziemczyzną.

MIGLE

Z tego, co wiem, to nie sprzedało się zbyt wiele biletów.

MAKSYM

Nie dbam o to! Liczą się prawdziwi koneserzy, miłośnicy kultury, głodni czegoś więcej, niż ta papka, którą karmi się ich na co dzień. Choćbym miał zagrać dla jednej osoby – uczynię to z nieopisaną przyjemnością!

MIGLE
z drwiną

Nie wiem, co bierzesz, ale błagam, bierz mniej…

MAKSYM

Aleś ty zimna, kobieto! Jak słyszysz „ziemia ojców”, to niemalże sam czuję, jak ci się skręca wszystko w środku, czuję uścisk twoich pięści i kroplę twojej łzy na swoim oku. Czym cię tak skrzywdziła ta nieszczęsna ojcowizna, zresztą sama pokrzywdzona i po dziś dzień niepozbierana, ale jakże bliska memu sercu?

MIGLE

Nic mnie z tym krajem nie łączy.

MAKSYM

I tu jest błąd, złotko moje, kwiatuszku! Twoje imię, owszem, litewszczyzną zalatuje na kilometr, ale nie powiesz mi, kochana, żeś z krwi i kości Litwinka!

MIGLE

Co za różnica, kim jestem?

MAKSYM

A no taka, że tylko skrzywdzona córeczka nienawidzi własnego ojca. Zbuntowana uciekinierka, z maską kosmopolitki…

MIGLE

Daj mi spokój, dobra?!

MAKSYM

Kiedyś mi o tym opowiesz, złotko. Nie wiem, jak ty, ale ja zostaję.

MIGLE

Co takiego?


MAKSYM

To co słyszysz – zo-sta-ję! Wyobraź sobie, że rozmawiałem z Kubiczem – wybudował chatkę gdzieś na Mierzei Kurońskiej, na jakimś odludziu i tak sobie tam egzystuje i tworzy, cudowna sprawa!

MIGLE

Mhm.

MAKSYM

No i gadam z nim o tym, wiesz, żeby trochę wzbogacić te nasze działania artystyczne, a on mi mówi, że jest jak najbardziej za! Nalegał, żebym wpadł tam do niego pomieszkać, odpocząć od tego absurdalnego świata, trochę się wyluzować. Ale to tak wiesz, na chwilkę zaledwie, kilka dni, góra tydzień, a potem zamierzam zostać w Polsce, zwłaszcza, że Kubiczowi też już trochę smętnie, już od tej samotności mu się w głowie miesza - to są jego słowa, żeby nie było!

MIGLE

Mhm.

MAKSYM

Do czego zmierzam? Jesteś mi potrzebna, Migle. Gdzie ja znajdę drugiego takiego artystę, mistrza w swoim fachu, specjalistę i w ogóle człowieka!

MIGLE

Weź przestań, bo mi niedobrze…

MAKSYM

Kiedyś mi o tym opowiesz, złotko. O tym, dlaczego czujesz się obco we własnym kraju.

Wchodzi inspicjentka.

INSPICJENTKA

Za chwilę nadam pierwszy dzwonek.

MAKSYM

Dziękujemy.

Kobieta wychodzi.

(do Migle) Zbyt dobrze cię znam, żeby nie widzieć. Nie wiem, kto cię skrzywdził i jak, ale nie zamierzam cię zostawiać w takim stanie.

MIGLE

Mówisz, jakbym była chora…

MAKSYM
zdecydowanie

Bo jesteś! To paskudna choroba, zwana kosmopolityzmem!

Słychać pierwszy dzwonek.

(troskliwie) Hej, złotko…

Głaska ją czule po ramieniu, Migle nie opiera się.

MIGLE
łkając

Już czas.

MAKSYM
z entuzjazmem

Uśmiech!

Migle z wyraźnym trudem odwzajemnia uśmiech. Maksym chwyta ją delikatnie za policzek, jak małe dziecko.

Mój ty aniołku, ty.

Słychać drugi dzwonek. Oboje wychodzą z garderoby, Migle nieco rozpromieniona.


Scena 2

Widownia teatru, w ostatnim rzędzie siedzi Cyprian, przed nim garstka ludzi. Trwa przedstawienie, słychać dźwięki fortepianu.

CYPRIAN
do siebie

Pierwszy raz w życiu czuję coś takiego! Jakiś trans, zaburzenie miejsca i przestrzeni… Samuel! Czuję, jakbym to ja, jakby to mnie wybrał Bóg, z moich ust słowa wybranego! Ciepło reflektorów na twarzy, obcisła marynarka, krople potu na twarzy. Jak on się porusza! Przeraża mnie ta garstka ludzi, to minimum, które pociąga jeszcze sztuka wyższa, wyzwanie dla uśpionych przez życie umysłów! Fortepian. Jakbym był nie tu, nie na scenie nawet, lecz w mieszkaniu, na wygodnym fotelu, słuchał młodej Kariny Maciejczykówny, jak z niesamowitą pasją wygrywa „Etiudę rewolucyjną”! Co za wieczór, co za emocje!

Spektakl kończy się, ludzie wstają, biją brawo.

Jakby dla mnie te owacje, za samą umiejętność istnienia.

Rozgląda się, dostrzega wśród widzów Herberta – ubranego w marynarkę, starannie uczesanego; a także kobietę o długich, czarnych lokach – tę samą, co w kościele.

(mrugając szybko) Przywidzenie znów jakieś, głód myśli wywołuje halucynacje. 

Zapalają się światła, ludzie opuszczają widownię. Herbert rozgląda się, dostrzega Cypriana, macha mu entuzjastycznie, podchodzi.

HERBERT

No witam pana Szulca! Widzę, że przedstawienie się podobało!

CYPRIAN
bez przekonania, odrętwiały

A no tak, tak.

HERBERT

Pan to się aż spocił! (Cyprian ociera spocone czoło) Ale nie dziwota, pan Szubin potrafi wstrząsnąć, zachwycić, no coś niesamowitego! Co jest, panie Szulc?

Szturcha Cypriana, ten w międzyczasie spogląda na czarnowłosą kobietę, ich spojrzenia spotykają się na dłuższą chwilę.

Co pan, panie Szulc?

CYPRIAN
zdezorientowany, przecierając oczy

Hę? A nic, nic, coś mi wpadło w oko. Wie pan, panie Filipowicz, z tym wczuwaniem się to naprawdę niezwykła rzecz jest. Otóż, widzi pan, siedzę tu, a jakbym był o tam, na scenie, jakbym wcielał się w tę postać, współodczuwał, miał w tym swój udział… Panie Filipowicz?

Rozgląda się, nie dostrzega nigdzie Herberta.

A ten co, ulotnił się?

Kieruje się do wyjścia.

Scena 3

Garderoba teatralna, Maksym zmywa makijaż. Wchodzi Migle.




MIGLE
z przejęciem

Mam złe przeczucia.

MAKSYM

Coś mówiłaś, złotko?

MIGLE

Maksym, jakiś facet stoi przed teatrem, mówi, że chce z tobą rozmawiać.

MAKSYM

Co za facet?

MIGLE

Dryblas taki, łysy, ale elegancki. Nie wyglądał, jakby cię chciał zaprosić na herbatę. Maksym, czy ja o czymś nie wiem?

Maksym milczy, jakby niewzruszony pytaniem.

Coś ty zrobił, do cholery?!

MAKSYM
przerażony

Co ja?! O co ty mnie posądzasz?!

MIGLE

Maksym, ten facet ewidentnie chce ci spuścić łomot.

MAKSYM

Nonsens! To że wygląda jak dryblas, to jeszcze nie znaczy…

MIGLE
nerwowo

Błagam, pospieszmy się, nie podoba mi się to.

MAKSYM

Już, już, tylko się odleję.

Wychodzi, Migle siada na krześle, wzdycha głośno, chowa twarz w dłoniach. Nagle słyszy pukanie, spogląda, widzi w wejściu czarnowłosą, uśmiechającą się kobietę.

BRZOZOWSKA

Puk, puk.

MIGLE
z rozdziawionymi ustami

Brzozowska!

Scena 4

Plac przed teatrem, z wnętrza wychodzi Cyprian, tam czeka elegancko ubrany dryblas.

DRYBLAS
zaczepnie

Hej, ty!

CYPRIAN

Kto? Ja?

DRYBLAS
szarpiąc Cypriana za płaszcz

Ty jesteś Szubin?! Ten, co zrobił dziecko mojej dziewczynie?!

CYPRIAN
przerażony

Co?! Cyprian Szulc, nie żaden Szubin!

DRYBLAS

Jeszcze ma czelność kłamać! Zatłukę cię, młokosie!

CYPRIAN
błagalnie, spoglądając w górę

Ratuj, staruszku!

Zjawia się kasztanowłosa.

KASZTANOWŁOSA
z płaczem

Zostaw, kochanie, to już bez znaczenia!

DRYBLAS

Zasłużył sobie!

Kopie Cypriana w brzuch, ten zwija się z bólu, osuwa na ziemię.

Sukinkot!

Kopie go jeszcze kilka razy, spluwa na niego. Kasztanowłosa odciąga dryblasa, oboje odchodzą.

CYPRIAN
resztkami sił próbując wstać

Czy już zasłużyłem na zbawienie? Przysięgam, żałuję każdego przewinienia! Nie widzę nic, świat rozmywa mi się przed oczami. Co za ból! Jakbym już jedną nogą stanął na autostradzie do piekła…

Opada bezwładnie na ziemię. Słychać rozmowy i śmiechy, nadchodzi grupa młodzieży ubranej na czarno, wśród nich nastolatka. Dostrzegają leżącego Cypriana.

KLARA

Nic panu nie jest?!

Podbiega, pomaga mu się podnieść, przygląda się.

Ach, to pan! Ten aktor, Maksym Szubin!

CYPRIAN
z trudem, stękając boleśnie

O czym ty mówisz, dziewczyno?

KLARA

Ja pana znam, na mieście pana widuję, tak przypuszczałam, że pan to musi być jakaś medialna twarz! Och, może zadzwonić po pogotowie?

CYPRIAN

Nie trzeba, nie trzeba.

Klara pomaga mu wstać, dołączają się jej koledzy. Cyprian odzyskuje równowagę, otrzepuje spodnie.

KLARA

Może pan zapali?

Wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów, Cyprian odmawia gestykulując.

Och, to może coś mocniejszego?

Jeden z kolegów wyciąga z kieszeni skręta, podaje Cyprianowi.

Po tym od razu lepiej, niech mi pan wierzy. (grożąc palcem) Tylko bez kablowania!

Cyprian bierze do ust skręta, jeden z kolegów odpala mu go zapalniczką.

KLARA

To kto pan w końcu – Szubin czy nie Szubin?

CYPRIAN
nieprzytomnie

Cyprian… Szubin… Szulc…

KLARA

Daleko pan mieszka? Może pana odprowadzić?

CYPRIAN
ciągnie monotonnie

…Samuel… Szulc… Maksym…

KLARA

Chodź, pan, przejdziemy się. (do kolegów) Zajdźcie któryś do teatru po pomoc!

Jeden z nich posłusznie wchodzi do teatru. Pozostali, asekurując Cypriana, odchodzą.

Scena 5

Mieszkanie Leny i Sylwka. Lena wprowadza ledwie przytomnego Cypriana.

LENA

Zawału przez ciebie dostaniemy!

Pomaga mu usiąść na sofie.

Coś ty w ogóle zrobił temu facetowi?

CYPRIAN
otępiały

Dziecko…

LENA

Co?! Idź się przespać, bredzisz, jak pijany…

CYPRIAN

Mam na imię Samuel…

LENA

Połóż się.

Pomaga mu się położyć, Cyprian przygląda się z uwagą tej czynności, chwyta ją za rękę.

CYPRIAN

Zostań, Lenka.

LENA

Przecież nigdzie się nie wybieram.

CYPRIAN

Połóż się koło mnie.

LENA

Nie bredź, idź spać.

CYPRIAN

Zostań, Lenka!

LENA

Ciszej, cholera, obudzisz Zosię.

CYPRIAN
spokojniej

Zostań.

Lena ściska jego dłoń, patrzy na niego czule.

CYPRIAN
błagalnie

Nie radzę sobie, Lena, czuję, że wariuję.

LENA

Bo nie dajesz sobie pomóc. Gdyby nie Brzozowska…

CYPRIAN
panicznie

Mącicielka!

LENA
stanowczo

Zamknij się. Ona po mnie zadzwoniła.

CYPRIAN

Mogę tu zostać?

LENA

Do rana. Potem sobie pójdziesz.

Cyprian chrapie, Lena wstaje, przykrywa go kocem, odchodzi.

LENA
do siebie

Błagam, Brzozowska, zrób coś wreszcie…

Scena 6

Klatka schodowa, obok mieszkania Cypriana i Maciejczykowej. Na ścianie graffiti z napisem „Szatan to pała”. Zza drzwi wychodzi Maciejczykowa w podomce, z miotełką w ręku, zamiata wycieraczkę. Za nią wychodzi Majkel, merdając ogonem.

MACIEJCZYKOWA
spoglądając na graffiti

He, he! A to się sąsiad nawraca! (do psa, pieszczotliwie) Co moja psinko, szyneczko moja, serdelku ty mój! Nie wolno paskudzić, tak, tak, nie wolno, nie!

Nadchodzi Cyprian, na wpół przytomny, ślimaczym krokiem. Majkel pląta się pod nogami, okazując jeszcze większą satysfakcję.

CYPRIAN

Dzień dobry, pani Maciejczykowo.



MACIEJCZYKOWA
patrząc podejrzliwie

A no witam szanownego sąsiada. Co pan, zabalował?

CYPRIAN
beznamiętnie

Można to tak nazwać.

MACIEJCZYKOWA
wskazując na graffiti

Wie pan, ja rozumiem, wiara rzecz święta. Ale żeby zaraz, he, he, a wiesz pan, że to nawet niezły tekst!

Cyprian patrzy otępiałym wzrokiem na graffiti, mruga kilka razy.

Wyobraź sobie pan, jak ostatnio sąsiad wrócił z imprezy to nie lepiej niż pan wyglądał, słowo daję, tyle, że się, no, że tak, he, he, brzydko powiem, no zlał się, proszę pana, jak bezdomne psisko o, tam, w rogu. Już go opieprzyłam ostatnio, że mi tu Karinę moją gorszy takim zachowaniem, ale gdzie tam, panie, pokazał mi tylko, o, wie pan, jak mi pokazał? Tak mi pokazał! (pokazuje środkowy palec) A ja mu na to wiązankę, wie pan, tradycyjne „k” i „ch”, no i jak się uspokoił, tak teraz grzecznie i łaskawie stara się zdążyć. Można? Można!

CYPRIAN
przekręcając klucz w zamku, wciąż ledwie przytomny

Wie pani, znikam na jakiś czas, robię sobie takie no, wakacje, więc mnie pani przez jakiś czas nie uraczy.

MACIEJCZYKOWA

A cóż to za wakacje pan sobie czyni?

CYPRIAN

Powiedzmy, że potrzebuję odetchnąć.

MACIEJCZYKOWA

A gdzie to się pan wybiera, jeśli wolno mi, oczywiście, spytać?

CYPRIAN

Wie pani, coś mnie skłoniło, żeby wyruszyć śladami niejakiego Kubicza, jeśli wie pani, o kim mowa…



MACIEJCZYKOWA

A no pewno, że wiem! Karina ma tego na półkach, ho, ho, stosy tych jego pisanin…

CYPRIAN

No więc, jeśli byłaby okazja, chętnie spotkam się z panem Nikodemem, zwłaszcza, że, wie pani, tegoż poetę znam osobiście.

MACIEJCZYKOWA
zadziwiona

No co pan!

CYPRIAN

A no tak, pan Kubicz długo uczył w tutejszych liceach, tak więc mieliśmy okazję zawrzeć całkiem dobrą znajomość.

MACIEJCZYKOWA

A to Karina źle trafiła! No nic, to życzę tam miłego odpoczynku, panie Szulc. O, a jakby pan był tak łaskaw, Karina by się ucieszyła, gdyby tak pan jakąś, he, he, może książkę z dedykacją albo co takiego…

CYPRIAN

Jasne, nie ma problemu.

MACIEJCZYKOWA

Bóg ci zapłać, Szulc, Bóg ci zapłać!

Cyprian wchodzi do mieszkania, zamyka drzwi.

CYPRIAN
do siebie

Ha, ale ziółko z tej Maciejczykowej, nie ma co! Jak trzeba, to nawet się Bogiem zasłoni, to trzeba mieć tupet! Karina… Pewnie, z chęcią sprawię jej trochę radości. Tak mię coś tchnęło do wyjazdu, już, cholera, rzygam tym wszystkim. Jak wychodziłem, to Lena tak na mnie łypała, że aż nie wiem, kiedy zechce się do mnie odezwać, o wszystkim pewnie dowiedział się Sylwek, tylko czekać, aż zadzwoni z pretensjami. Kasztanowłosa stracona, jej mężulek rzuca się na mnie, jak na worek treningowy… Klara. Cholera, dobre z niej dziecko, taka grzeczna i pomocna, a jak trzeba, to i skrętem uraczy, dobre dziecko.

Przechodzi do sypialni, wyciąga z biblioteczki „Książeczkę do nabożeństwa”, otwiera, wyciąga ze środka schowane tam banknoty i bilety na pociąg.

   Jak to mówią, Bóg uchowa! Panie Kubicz, może w końcu, wspólnymi siłami, pojmiemy sens istnienia?    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz